Kuglarz - rozdział piąty -

Kuglarz - rozdział piąty -- Jesteś tu nowy, nieprawdaż? - zagadnął go wyższy z nich, chociaż oboje mierzyli dobrze powyżej stu osiemdziesięciu centymetrów.
- Prawdaż - odparł spokojnie Connor, wciąż tasując karty.
- Czego tu szukasz?
- Alkoholu. - padła szybka odpowiedź. Słysząc ją, mężczyźni ryknęli śmiechem.
- To dobrze trafiłeś, brachu. Wódy ci tu nie braknie, powiedz no mi tylko jedno. - wyższy pochylił się ku kuglarzowi i obszerną łapą przytrzymał jego ręce. Connor spojrzał mu w oczy. - Szukasz zaczepki po alkoholu?
Młodzieniec pokręcił głową i odparł:
- Zapomnienia.
Rzekł to tak smutnym głosem, że "bysio" momentalnie złagodniał i spojrzał na niego jakby przychylniej.
- Ciupiesz w karty, hę? - zagadnął go po chwili, uważnie śledząc każdy jego ruch.
- Nie, ale znam się na nich i jeśli macie ochotę, to pokażę wam kilka sztuczek.
- Ej, chłopa! Młokos chce się popisać trickami! - krzyknął niższy, przebijając się głosem przez wrzawę rozmów i dudnienie muzyki.

 Już po chwili niewielki stolik został otoczony przez zaciekawionych motocyklistów, z których co najmniej połowa mogłaby trafić za kratki za sam wygląd. Tymczasem Connor odetchnął głęboko, rozprostował palce, strzelił nimi kilkakrotnie w stawach. Znów czuł się jak przed występem. Tyle, że tym razem publiczność nie miała zamiaru płacić za show.
- Znacie panowie grę "czarna przegrywa, czerwona wygrywa?" - powiedział głośno, wzrok skupiając na swej widowni. Odpowiedział mu pomruk aprobaty. Kiwnął więc z zadowoleniem głową. Szybkim ruchem wyciągnął z kieszeni sto dolarów i powiedział stosunkowo pogodnie:
- Ludzie, zwariowałem! Pieniążki rozdaję! Proszę bardzo, sto dolarów dla szanownego pana! - i wręczył zdumionemu mężczyźnie, który pierwszy go zaczepił, banknot. - A teraz tak... Mam trzy karty, dwie czarne- damę pik i piątkę karo oraz czerwoną dwójkę kier. Zgadza się? - pokazał je na wyciągniętych dłoniach, a następnie ułożył na blacie stolika. Wszyscy przyglądali się temu z szeroko otwartymi oczami. Nawet ten, który otrzymał pieniądze, nie kwapił się ze schowaniem ich do kieszeni.

 
Tymczasem Connor zebrał karty w dłoń i wyciągnął rękę w stronę mężczyzny z banknotem, polecając mu, by wybrał jedną z dwóch czarnych kart i by ułożył ją sobie na dłoni kolorem do dołu. Gdy ten wykonał polecenie (a wybrał dwójkę serce), Connor jeszcze raz pokazał wszystkim pozostałe karty, po czym zaczął je przekładać między sobą. Robił to szybko i bardzo sprawnie, tak, że nie jeden mógłby się w tym pogubić. Jednocześnie uważnie śledził spojrzenia publiczności.
- Gdzie według ciebie jest teraz czerwona karta? - zapytał po chwili.
- Tutaj. - mężczyzna wskazał na kartę bliżej prawego kciuka Connora.
- Jesteś tego pewny?
- Oczywiście. Przecież masz dwie karty - odparł tamten.
- A więc ja udowodnię ci, jak bardzo się mylisz - odrzekł, z uśmiechem odwracając kartę na dłoni mężczyzny, ukazując tym samym czarną damę pik, zamiast dwójki serce.
- Jak to zrobiłeś? - zapytał go śmiertelnie zdumiony motocyklista. Wokół nich wrzało jak w ulu od rozmów podnieconych mężczyzn.
- Przykro mi, stary, ale nie pojmiesz tego.
- Czemu?
- Bo myślisz prostolinijnie. To nic złego, wierz mi. Większość osób tak robi, ale by pojąć moją sztukę, musisz zacząć myśleć ponad tym co jest widoczne. Wyjść poza stereotypy. - chwycił za ostatni kieliszek tequili i wypił go jednym haustem. - Kasę zatrzymaj. Jest twoja - rzucił jeszcze na odchodnym i szybko wyszedł z baru, pozostawiając swych mimowolnych kompanów w totalnym osłupieniu.

 
Po wyjściu, Connor mógł w końcu odetchnąć świeżym powietrzem. „No to teraz do domu”, pomyślał i skierował się w stronę rynku. Słońce choć w zenicie nie prażyło zbyt mocno, a dawało przyjemne ciepełko. „Tak, koniec zimy”, rozmyślał „nadchodzi wiosna, nareszcie”. Chłopak pragnął zdjąć podkoszulek, by choćby trochę się schłodzić, jednak wstydził się swojego ciała. Nie był on bowiem dobrze zbudowany, można by rzecz – sama skóra i kości. Nie mógł patrzeć na siebie w lustrze, a co dopiero pokazywać się tak publicznie. Musiał więc wytrzymać jeszcze chwilę. Słońce, jakby chciało mu dokuczyć, z każdą minutą doskwierało coraz bardziej. W pewnym momencie rozbolała go głowa. Pulsujący ból skroni doprowadzał do szaleństwa, a masowanie i pocieranie ręką nie pomagało.
W oddali na rynku głównym spostrzegł fontannę w kształcie małego aniołka. Pomyślał, że to idealne miejsce by się choć trochę ochłodzić. Ruszył w te pędy w tamtą stronę, zanurzył głowę w wodzie i usiadł, by odpocząć.
„Co za ulga”, stwierdził. Wyłożył nogi o wilgotną od tryskającej wody posadzkę marmurową i przymknął oczy.
- Już odpuściłeś? - odezwał się znajomy głos.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii kryminał, użyła 878 słów i 4988 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Malolata1

    Czekam na dalszy ciąg. :)

    14 wrz 2016

  • elenawest

    @Malolata1 heh, nie bedzie tego juz wiele, bo nie moge doprosic sie kolegi by mi podeslal zakonczenie :-/

    14 wrz 2016