Jechaliśmy tym samochodem już pół godziny. Ja i mój ojciec jak zwykle się do siebie nie odzywaliśmy. Cisza wypełniała wnętrze Range Rovera.
Chciałem włączyć muzykę, by nastrój przynajmniej trochę się poprawił. Wiedziałem jednak, że ten brunet obok się wścieknie.
Tata ma ponad 40 lat, ale zawsze się z nim dogadywałem. Dlaczego od jakiegoś czasu nie poznaję człowieka, z którym spędzałem wieczory?
Kiedy paliliśmy ogniska po nocy, przy kiełbaskach i żartach, widziałem jakim człowiekiem jest naprawdę. Pogodnym, radosnym. A ten zgorzkniały facet obok chyba już nie jest moim ojcem.
Cieszyłem się, że się od niego uwalniam. Mam dosyć życia tylko wspomnieniami. Starałem się patrzeć na niego przez pryzmat wspomnień. Ale ile można udawać?
Podparłem się łokciem na oknie, oglądając jak autostrada przebiega nam obok auta. Jeszcze jakieś dwie godziny i zostanę sam.
Sam, w nowym mieście, z nową szkołą i nowymi szansami. Bo tata uważa że taka rozłąka będzie dla nas swego rodzaju terapią.
Gdy mama zmarła jakieś pół roku temu... Wtedy tata się zmienił i przestałem go poznawać. Chłopaka którego widzę w lustrze też nie poznawałem... ale tylko przez chwilę. Pozbierałem się, ojciec chyba nie daje rady.
A teraz wywozi mnie z domu, żeby dalej się zatracać. Wiem co będzie robił... I nie zdziwię się jak dostane telefon że popełnił samobójstwo czy coś. Dla mnie był silny, udawał że daje radę... A tak naprawde jest słaby i taki chce pozostać.
Mam 19 lat, mniej doświadczeń życiowych... A w naszej obecnej sytuacji dowiedziałem się wiele o sobie. Na przykład że jestem od niego lepszy.
Tył auta był zawalony pudłami z moimi rzeczami. W bagażniku leżała gitara i piec, a pod nogami miałem plecak z ciuchami i mniejszymi drobiazgami.
Nie czułem się jakbym wyprowadzał się na zawsze. Miałem nadzieję, że tata chce się mnie pozbyć tylko do czasu aż dojdzie do siebie.
Wiedziałem że długo mu to zajmie... Ale jakiś skrawek mojego umysłu podpowiadał mi że już nie wrócę do naszego domku na przedmieściach.
Terapia polegająca na uwolnieniu się od bodźców bądź ludzi, którzy trzymają cię i nie pozwalają upaść - Mój tata jest geniuszem.
Nie chciałem się z nim kłócić, ostatnio wogóle prawie z nim nie rozmawiałem żeby przypadkiem go nie urazić czy coś... Ale gdy prosto z mostu mi powiedział że wyjeżdżam do Nowego Jorku, poczułem się dziwnie.
Miałem zacząć od nowa. Jeszcze wczoraj się tego nie bałem, ale teraz to dziwne uczucie zaczynało mnie wypełniać. Że to koniec, koniec mojego starego życia.
- Jeszcze ze dwie godziny, nie? - powiedziałem w końcu. Mój głos nie brzmiał normalnie, usłyszałem to.
- Tak - Tata westchnął, prawie go nie usłyszałem.
Myślałem że sam pociągnie rozmowę, jednak on znów wybrał milczenie.
Nie przeszkadzałem mu w tym. Po prostu dalej patrzyłem za okno.
Nowy Jork, ogromne miasto z możliwościami. Zobaczyłem je już z oddali i wywarło na mnie wrażenie, ogromne.
Tata pozostawił swój zachwyt w sobie, chociaż ja mówiłem "Ale to jest ogromne!".
Poprawiłem czapkę na głowie i wyjąłem z dżinsów telefon. Zacząłem robić zdjęcia wszystkim budynkom które mijaliśmy.
Tata patrzył na mnie, jak podnieca mnie to miasto. Jest inne niż nasza mieścina, wiele bardziej nowoczesne.
- Będziesz to miał na codzień, Jason - powiedział.
- Wiem, tylko to jest dla mnie nowe - odpowiedziałem. Tylko takie zdanie przyszło mi na myśl. Staliśmy akurat na czerwonym świetle, przed skrzyżowaniem.
Tata już spuścił ze mnie wzrok, jednak ja czułem potrzebę żeby z nim porozmawiać. Zanim zniknie z mojego życia.
- Naprawdę nie będziesz tęsknił? - spytałem całkiem serio.
Tata jakby się zastanowił, po czym odparł zwykłe "Nie".
Sytuacja była dla mnie dziwna... Mógł przynajmniej skłamać że "Troche".
Odwróciłem od niego twarz, by nie zobaczył tej zmiany na niej. Posmutniałem i wbiłem nieco zaskoczone jego odpowiedzią oczy w okno.
Poczułem się jak śmieć którego tata z przyjemnością wyrzuca ze swojego świata.
Mężczyzna zatrzymał samochód na chodniku. Obok niczym nie wyróżniającej się kamienicy. Pełno takich na tej ulicy.
Budynek z czerwonej cegły. Duże okna, pełno ich na ścianie. Drewniane, ciemne drzwi i schody do nich prowadzące.
Zacząłem się zastanawiać, jak jest w środku skoro z zewnątrz przypomina loft.
Tata wydał na to mieszkanie swoje oszczędności. Kupił sobie tym spokój na resztę życia, jak podejrzewałem. I dobrze mu z tym, to ogólnie wiadomo.
Zaczęliśmy wypakowywać bagaże z auta. Ja pierwsze co, sięgnąłem do bagażnika. Były tam dwie gitary i duży piec.
Jackson Randy Rhoads i mój stary Cort EVL, to moje dzieci.
Wyjąłem je i oparłem o samochód. Potem postawiłem piec na chodniku.
Tata uwinął się z pudłami, a ja coraz bardziej zbliżałem się do momentu kiedy zostanę sam.
- Zaczynajmy, zaniosę gitary. Który to numer? - spytałem, podchodząc do taty.
- 12, drugie piętro. Klatka schodowa na końcu korytarza.
- Czyli nie ma windy - pomyślałem, bez słowa zostawiając tatę i wchodząc do mojego nowego domu.
Zapalił papierosa, widziałem to przez dwa okienka obok drzwi.
Korytarz był w ciemnych barwach, ale sprawiał wrażenie przytulnego. Minąłem kilka par drzwi i wszedłem po schodach na wyższy poziom.
Szybko znalazłem moje mieszkanie. Wszedłem i odstawiłem swój sprzęt w przedpokoju.
Z małego pokoiku, w prawo wchodziło się do większego pomieszczenia. Na jednej ze ścian były dwa ogromne okna, całe mieszkanie było w stylu loftowym, surowym. Takim jakie lubie.
Na ścianach była biała cegła. Czarna kanapa, stolik i szafka pod telewizor pasowały do niej. Wisiało kilka durnych obrazów. Będe musiał je pościągać bo nie pasują mi tu.
Kuchnia była oddzielona od salonu półścianką. Tam, meble były w stylu skandynawskim, białe. Zabudowana lodówka nie rzucała się w oczy.
Wróciłem do przedpokoju i sprawdziłem drugie drzwi. Za nimi znalazłem sypialnię.
Całą ścianę zajmowały drzwi do szafy w kolorze naturalnego drewna. Ściany były białe, podłoga ciemna, brązowa.
Nie walnąłem się na duże łóżko. Obszedłem je i odłożyłem telefon i słuchawki na stolik nocny. Do pokoju wpadało światło, jedynie przez jedno okno ale widok z niego był dobry.
Podszedłem i odłożyłem na parapet fajki i zapalniczkę. U mnie w pokoju te rzeczy zawsze leżą na parapecie. Brakuje tylko popielniczki, ale jest w którymś z pudełek.
Przypomniawszy sobie o tym, wróciłem przed dom. Zastałem tatę, stojącego obok pudeł.
Szybko się uwinęliśmy. Pakunki stały w salonie, ja patrzyłem na nie ze świadomością, że to jest teraz mój dom. Tylko mój, niestety.
Lubie samotność, lecz jej nadmiar będzie mi przeszkadzał. Tak przeczuwam.
- Plan lekcji masz w pudełku z książkami, szkoła jest niedaleko, trasę sobie sprawdzisz - mówił tata, chodząc by zabić nudę.
Milczałem, patrząc w podłogę.
- Będe dzwonił co jakiś czas, chyba nie będzie aż tak źle - zaśmiał się, ale widziałem że kosztowało go to dużo wysiłku.
- Naprawde uważasz że to dobry pomysł? - Podniosłem wzrok, by spojrzeć mu w oczy.
Wydawał się zmieszany.
-Tak... Nie stanie ci się tu żadna krzywda, pieniądze będziesz dostawał...Yyy... - Tata podrapał się w nos, jak zawsze w sytuacji zakłopotania - Tak, myśle że to dobry pomysł. Napewno.
Westchnąłem smutno.
- Jak uważasz. Rozpakuję się - Zacząłem otwierać pudła, czując na sobie wzrok taty.
- No. Dobrze... to...
- Idź już - powiedziałem cicho, nie chcąc patrzeć na tego człowieka. Przez całą drogę tutaj, dawał mi do zrozumienia że jestem mu niepotrzebny. I teraz ja zrozumiałem że też go nie potrzebuję. Nie potrzebuję udawanej miłości i troski.
- Em... Dobrze - Tata odwrócił się. Czułem że wyręczyłem go. Że bardzo chcial już stąd wyjść tylko bał się mi o tym powiedzieć.
- Jutro daj znać jak szkoła - Odwrócił się do mnie, stojąc w drzwiach do przedpokoju.
- Tak, zadzwonię - Podniosłem wzrok znad pudeł. Patrzyliśmy na siebie bez emocji. Ostatni raz.
Tata westchnął, odchodząc rzucił tylko "To cześć".
Słyszałem dźwięk zamykanych drzwi. Wiedziałem że ojciec poczuł ulgę.
Ja wytarłem tylko pojedyncza, nic nie znaczącą lżę z policzka i wróciłem do urządzania się w moim nowym świecie.
Materiał zarchiwizowany.
Dodaj komentarz