– Niech to jasna cholera! – zaklął starszy posterunkowy Korczak.
– Co ja tu robię?!
Rozejrzał się po skromnie urządzonym komisariacie, którego ozdobą były dwa krzesła, lichy stół, na którym stała rozklekotana maszyna do pisania. Całości dopełniała szafa pancerna i jakiś kwiatek w doniczce przyniesiony przez wdzięczną kobietę, w zamian za uratowanie jej psa.
– Też tu zdychasz? – raczej stwierdził niż zapytał, podchodząc do kwiatka.
– widzisz – prowadził dalej monolog – dawno mogłem być na emeryturze, ale nieee! Mydlili mi oczy awansem. Jakim awansem?! Jestem Starszy Posterunkowy od niczego. Przecież tu nic się nie dzieje? Choć nie! Przepraszam, dzieje się, np. kiedy temu durniowi, jak mu tam? A prawda Grzelak! Jak zdechła mu koza, to przylazł i smęcił, że to sąsiad zły urok na nią rzucił. Za nic nie chciał uwierzyć, że kozy nie żyją wiecznie! Lub ta Maciakowa. Patrzcie! Jej Matka Boska objawiła się na Jabłonce, co owoców nie chciała rodzić i stał się cud. Tego roku jedna mała ulęgałka na niej wyrosła. Jak się kumy o tym dowiedziały. To stwierdziły, że Maciakową rzeczywiście święta panienka nawiedziła. I zaczęły się autokary z wiernymi zjeżdżać, to zablokowali główną drogę. Trzeba było posiłki z okolicznych wiosek ściągać, ale przynajmniej coś się działo! Ech idę zapalić - powiedział do kwiatka - może zastrzelę jakiegoś komara? – wysilił się na żart.
Lipiec był naprawdę upalny i nawet noc nie przynosiła upragnionego ukojenia. Mężczyzna wyszedł przed budynek i usiadł na schodach. Światło latarni słabo oświetlało wejście do budynku. Jednak to nie przeszkadzało muszkom i komarom, które przybyły na ucztę w postaci starszego posterunkowego.
– I co gadziny? Krwi Wam się zachciało? – powiedział wyciągając papierosy. Zapalił, zaciągnął się, po czym powoli wypuścił dym w kierunku owadów – macie krwiopijcy, udławcie się – zarechotał.
Papieros przyniósł mu chwilowe odprężenie. Spojrzał na drugą stronę ulicy. Stacja benzynowa, która w zeszłym roku została zamknięta. Była smutnym świadectwem tego, że w tym miejscu naprawdę nic się nie dzieje. Baner z reklamą informował, że tu można było kupić najtańszą benzynę.
– Stacja benzynowa! Też mieli pomysł na biznes! Tu większość ludzi jeździ rowerami, łącznie ze mną – pomyślał.
Spojrzał tęsknie na prawo w kierunku sklepu – wypił bym teraz jakieś piwko, może nawet dwa – rozmarzył się.
Niestety był w pracy. Zresztą nawet gdyby mógł wypić piwo. To sklep i tak był „Zamknięty” o czym informował, migający neon, w który „Z” się nie świeciło.
– Amknięty, amknięty – powtarzał raz po raz.
Wstał by wyprostować zdrętwiałe nogi.
– Takie siedzenie na schodach, to już nie na moje lata – pomyślał.
Odwrócił się w lewo i wtedy go zobaczył!
Kilka metrów od niego stał chłopiec. Nie widział jego twarzy. Jednak po posturze było widać, że ma do czynienia z kilkulatkiem.
– Hej chłopcze, co Ty tu robisz?!
Chłopiec nie odpowiedział.
– Hej, dlaczego nie odpowiadasz? Przecież zadałem Ci pytanie?! – posterunkowy zaciekawiony, ruszył w kierunku dziecka.
Kiedy do niego podszedł, zobaczył, że się nie pomylił. Chłopiec nie mógł mieć więcej niż pięć lat. Był drobny, ciemnowłosy, ubrany w białą koszulkę i niebieskie krótkie spodenki.
– Ładny chłopaczek – pomyślał – co się stało? Dlaczego sam się włóczysz po nocach?
Chłopczyk spojrzał na posterunkowego i powiedział.
– Mama płacze!
– Twoja mama płacze? Dlaczego?!
Chłopiec odwrócił się i palcem pokazał przed siebie – mama płacze – powtórzył i nie czekając na reakcję policjanta pobiegł przed siebie.
Posterunkowy ruszył za nim, lecz dziecko było o wiele szybsze. Teraz wychodziły brak kondycji i ćwiczeń.
– Zaczekaj – krzyknął i odruchowo wyciągnął latarkę zza paska, z którą w nocy nigdy się nie rozstawał. Snop światła rozproszył ciemność.
– Dokąd on mnie prowadzi? – pomyślał. Najpierw był przekonany, że skręcą na główną drogę, ale w pewnym momencie chłopiec odbił w lewą stronę i wbiegł na mało uczęszczany trakt, prowadzący w kierunku nieczynnej już żwirowni. Kiedyś tędy jeździło dużo ciężkiego sprzętu. Jednak teraz nawet za dnia miejscowi omijali tę trasę. Osuwiska i kręta droga, skutecznie wystraszyły kierowców.
Biała koszulka mignęła mu gdzieś w oddali. Sapiąc i potykając się o nierówności terenu. Próbował dogonić malca.
– Zaczekaj! Słyszysz mnie?! Zaczekaj!
Chłopiec parł do przodu i ani myślał odpowiadać na pytanie.
Droga wiła się pod górę, ale dziecku to nie przeszkadzało. Za to posterunkowy poruszał się ostatkiem sił. Po dziesięciu minutach byli na szczycie najwyższego wzniesienia. Chłopiec się zatrzymał. Policjant dokuśtykał do niego, sapiąc jak parowóz.
– Dlaczego, nie odpowiadasz na pytania? Gdzie jest Twoja mama?
Dziecko spojrzało na policjanta i wskazując palcem w dół urwiska powiedział – mama płacze!
Posterunkowy Korczak oświetlił miejsce, które pokazał malec. Światło pokazało wyrwane krzaki. Wrócił snopem latarki na drogę i widać było, że ktoś tu musiał ostro hamować. Nagle chłopiec zaczął schodzić w dół.
– Co Ty robisz? Chcesz się zabić? – policjant ruszył za nim, przytrzymując się suchych krzaków i modląc się, by utrzymały jego wagę. Zsuwali się powoli w dół, aż dotarli do małej skarpy. Niewidoczna z drogi, stała się ostatnią przystanią dla pokiereszowanego samochodu, który teraz leżał na dachu. Policjant, dopadł do drzwi wraku od strony kierowcy. Oświetlił wnętrze. Młoda kobieta, zamrugała pod wpływem światła. Na jej głowie i twarzy, widać było zaschniętą krew, płakała.
Mężczyzna oprzytomniał – zaraz pani pomogę wezwiemy karetkę.
– Moje dziecko! – zacharczała.
– Niech pani się nie martwi i oszczędza siły! Dzielny chłopaczyna, przyprowadził mnie do pani!
– Przyprowadził?
W głosie kobiety było coś takiego, co zmroziło mu krew w żyłach. Jeszcze raz oświetlił samochód. Tam jeszcze ktoś był. Obszedł auto i poświecił latarką na tylnie siedzenie. Dziecko wyglądało jakby spało, gdyby nie wielkie rozcięcie na głowie. Stężenie pośmiertne zrobiło już spustoszenie w ładnej buzi chłopczyka. Biała bluzeczka była poplamiona od krwi. Posterunkowy nie musiał zaglądać do samochodu by wiedzieć jaki kolor spodenek miało dziecko. Wolno się odwrócił. Chłopiec, który go tu przyprowadził stał trochę dalej. Teraz spojrzał na niego i powiedział – Mama płacze, bo ja nie żyję!
2 komentarze
malko
PISZ, PISZ, PISZ czekam na dalszy ciąg. Opowiadanie ma duży potencjał, może na książkę, tylko go nie zmarnuj !
szejkan
Dobre, naprawdę dobre. Coś w stylu Pilipiuka