Wieczna ucieczka III

Czuję, jak strach łaskocze moje galopujące serce. Mam wrażenie, że ściany odbijają dźwięk jego uderzeń.  
-Andrew chce, abym została tu z nim, ale nigdy się na to nie zgodzę. Wiesz o tym doskonale, prawda? - pytam ze łzami w oczach, próbując dostrzec jakiś pozytyw w tej całej sytuacji. Oczy Emmanuela błyszczą jedynie bólem, ale nie tym fizycznym, choć go pewnie też ma pod dostatkiem.  
-Jaki jest haczyk? - uśmiecha się, choć wiem, że w głębi ma ochotę uronić choćby jedną łzę.
Wzdycham. Spuszczam głowę, bawiąc się bezradnie palcami. Przez chwilę spoglądam na przyjaciela, potem znów tchórzę i odwracam wzrok.
-Spokojnie, po prostu bądź ze mną szczera bez względu na wszystko - dziwię się, że udaje mu się opanować głos do tego stopnia, że brzmi, jak delikatne kołysanie dzwoneczków.
-Inaczej cię zabije - szepczę a słowa wbijają się, jak igły w mój język. Dłuższa cisza utwierdza mnie w przekonaniu, że spodziewał się takiej odpowiedzi.  
-Idź już - te kilka liter rani mnie bardziej, niż zaciskające się palce potwora na moim sercu.  
-Emmanuel.. - szepczę, łapiąc w obie ręce zimne kraty. Nie panuję nad łzami.  
-Po prostu wstań i idź. Kocham cię, ale nie chcę, abyś skończyła, jak ja, rozumiesz? On w końcu się tobą znudzi. Dobrze wiesz, jaki jest Andrew - chwyta swoją twarz w dłonie a jego głos staje się przytłumiony. - Szansa jest znikoma, aby udało nam się stąd razem wymknąć - śmieje się na samo wspomnienie niemożliwego planu. Moja twarz staje się coraz bardziej mokra od łez.  
-Nie pozwolę na to. Nie zostawię cię samego. Wyciągnę cię stąd - wstaję, choć ledwo mi się to udaje. Stykam czoło z czarną kratą, która jest niczym barykada do serca przyjaciela.  
-Do zobaczenia - szepczę a potem uciekam szybko, aby nie mógł zaprzeczyć.


Siedzi. Rozłożony na błyszczącej, złotej kanapie. Jego długie nogi opierają się o wysadzany diamentami podgłówek. Czemu największe potwory mają najwięcej praw do złego i są bezkarne wobec swoich czynów? Nie ujdzie ci to na sucho, Andrew. To ja będę patrzeć aż kawałek po kawałku twoje ciało rozpada się i tłucze, jak odłamki drogiego szła. Będę z uśmiechem spoglądać w twoje czerwone tęczówki. Twoje złowrogie spojrzenie nie będzie wywoływać bólu, jedynie rozbawienie. W jednej chwili potwór się odwraca, jakby wyczuł moją obecność.
-Długo cię nie było - stwierdza ze smutkiem, ale nie robi to na mnie wrażenia. On nie posiada uczuć, to jedynie robot stworzony do fikcji. Klepie miejsce koło siebie, ale nie reaguję. Uśmiecha się przekornie i odwraca przodem do mnie.  
Podjęłaś już decyzję? - jego brew unosi się do góry. Czuje, że ma mnie w garści i to go niewiarygodnie nakręca. Milczę.
-Nie masz zbyt wiele czasu. Daję ci maksymalnie dwa dni. Powiedzmy, że tym razem postaram się być bardziej wyrozumiały - chwyta w palce błyszczący kieliszek wina i upija łyk. Uśmiecha się. Bezczelność wlewa się w niego, jak ta czerwona ciecz.  
-Wiesz, gdzie mnie szukać. Do czasu podjęcia decyzji nie tknę twojego przyjaciela - patrzy na mnie leniwie, ale obsesja w jego oczach wyraźnie się pogłębia. Zamykam oczy.


Las jest spokojny. Tylko szumiące drzewa podzielają mój smutek. Kołyszą się w takt bijącego serca. Wiem, że Emmanuela bije tak samo. Tęsknię za czasami, kiedy oboje nie mieliśmy żadnych zmartwień. Wspólne polowania stawały się przyjemnością, to nie my byliśmy celem.  
Każdy najmniejszy szczegół tego miejsca przypomina mi przyjaciela. Jego śmiech, oczy, dołeczki, których tak bardzo nienawidził. To osoba, której zalet nie można wyliczyć nawet gdybym poświęciła wieczność.  
Pstryk. Ukłucie. Czuję, jak ból zalewa całą moją szyję. Tracę przytomność.

Uśmiecha się, kiedy nieudolnie próbuję zastawić pułapkę. Podchodzi powoli i wybucha śmiechem, gdy zauważa moją nadąsaną minę.
-Spokojnie, trening czyni mistrza - uwalnia moje dłonie z linek. Odsuwam się posłusznie, patrząc, jak mu się udaje. Jego opalone ręce w jedną chwilę dają sobie radę z tym, z czym ja męczyłam się przez dobre piętnaście minut. Wzdycham.  
-Spróbuj zrobić tak z kolejną - klepie mnie po ramieniu, puszczając oczko.  
-No tak, to przecież takie proste, mądralo - szepczę, ale wiem, że usłyszał. Podbiega do mnie i w jednej chwili podnosi do góry, śmiejąc się jak małe dziecko.  
-Zwariowałeś? Puść mnie! - krzyczę, ale również nie mogę powstrzymać się od śmiechu. Oboje upadamy na trawę. Przez chwilę nasze oczy się spotykają i czuję ogarniające mnie ciepło. Ma najpiękniejszy uśmiech na świecie. Odgarnia moje włosy i całuje mnie w policzek.  
-Jesteś wspaniała. Nawet, jeśli coś ci się nie udaje - nachyla się i muska delikatnie moje wargi. Czuję, jak gorąca łza spływa mi po policzku. Uśmiecham się.  
              ***************************
-Budzimy się, królewno - słyszę nad sobą kobiecy głos. Czar pryska. Otwieram powieki. Rozczarowanie zalewa moje serce. Blondynka kopie mnie w kostkę i prycha.
-Nie mam zbyt dużo czasu - chwyta mnie za ramię i podnosi do góry.
-Kim ty jesteś? - odsuwam się.
-Pytania będą później - wywraca oczami a znajomy ból ogarnia znów moją bezbronną szyję.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 954 słów i 5326 znaków, zaktualizowała 17 cze 2015.

3 komentarze

 
  • Nieznana55

    Pisz dalej

    14 paź 2015

  • Malolata1

    Dzięki, nie zauważyłam.:) Twoje ego nie powinno byc wdeptane w ziemie.

    17 cze 2015

  • LittleScarlet

    A! Jest błąd! W tytule, bo to jest część III a nie IV
    #mojeegoitakjestwdeptanewziemieipłacze : ' )

    17 cze 2015