Wieczna ucieczka II

Zamieram na moment. Jego tęczówki przypominają piekło i wiem, że spoglądając na nie przez jeszcze jedną sekundę - spaliłabym się żywcem. Podchodzi bliżej i wyciąga w moim kierunku dłoń.
-Widzę, że nie miałaś oporów, aby potraktować tak okrutnie mojego wspaniałego towarzysza - kręci głową z dezaprobatą. Jego dłoń przybliża się do mojego poranionego ramienia. Dotyka je a krwawiące ślady znikają na moich oczach.  
-Zostaw mnie w końcu. Nie daliście mi wyboru. Emmanuel nic wam nie zrobił - krzyczę, ale jego palec zręcznie mnie ucisza.  
-Ciszej, nikt nie musi nas usłyszeć - uśmiecha się okrutnie. - Twój przyjaciel chciał się zemścić, więc dostał to, czego chciał. Aktualnie jest bezpieczny, nie musisz się o to martwić - ostatnie zdanie trafia we mnie niczym piorun. Widząc zdezorientowanie malujące się na mojej twarzy, jego uśmiech staje się szerszy.
-Nie spodziewałaś się tego, prawda? Nie zdołał uciec. Został uwięziony w moim pałacu - drapie się po podbródku, udając zamyślenie. Nie rozumiem, dlaczego wszyscy z jego poddanych są tak samo sztuczni i fałszywi, jak on.
-Co mu zrobiłeś? - mrużę oczy, zaciskając pięści. Spogląda na nie od niechcenia i wywraca oczami.
-Czemu uważasz, że jestem aż tak okrutny? Znaj moje dobre serce, nie jest martwy. Został tylko trochę poturbowany. W każdej chwili moje czarujące ręce mogą go uzdrowić - puszcza do mnie oczko, ale ja nie mogę patrzeć na jego palące, jak ogień tęczówki.  
-Czego chcesz? - pytam bezpośrednio a jego brwi podjeżdżają mimowolnie do góry. Macha ręką.
-To tylko drobiazg. Zostań ze mną i bądź panią u mojego boku - szepcze. Mimowolnie zaczynam się śmiać.
-Żartujesz, prawda? To niemożliwe. Nigdy się na to nie zgodzę - protestuję od razu, krzyżując ręce na piersiach. Moja podstawa go jednak nie odpycha.
-Więc chcesz, aby twój przyjaciel zginął na twoich oczach? - przeczesuje dłonią swoje czarne włosy. Jest blady i sztywny, jak trup. Czuję do niego jedynie obrzydzenie.  
-Zaprowadź mnie do niego - słowa przechodzą mi z trudem przez gardło, ale miłość do przyjaciela burzy mur moich ograniczeń.  
-Podoba mi się taka odpowiedź - słyszę za sobą, gdy ruszam przed siebie przez gęste zarośla. Wywracam oczami. Na nic się jeszcze nie zgodziłam, ale miejsce, w którym zamieszkuje Andrew napawa mnie strachem. Porusza się bezszelestnie za mną. Czuję na karku jedno natarczywe spojrzenie. Pcham się na własne życzenie w piekło.  


Pałac jest potężny. Rozciąga się na bardzo wielki obszar. Otoczony złotym murem. Iskrzy się na tle wschodzącego słońca. Zastygam.  
-Jak podoba ci się twój nowy dom? - dotyka mojego sparaliżowanego ramienia, ale w mgnieniu oka odsuwam się od jego chłodnego ciała.  
-Nie rozpędzaj się tak, Andrew. Ostatnie zdanie należy do mnie - krzywię się, podchodząc bliżej złotej bramy. Znów słyszę śmiech. Mam wrażenie, że zaciska się pętlą wokół mojej szyi.
-Nie byłbym tego taki pewien - uśmiecha się, wręczając mi lusterko. Unoszę jedną brew do góry, ale gdy zauważam w odbiciu smutne oczy Emmanuela i jego poranioną twarz, mam wrażenie, że wpadam w przepaść. Nienawidzę tego zbyt pewnego siebie dupka. To on powinien znaleźć się na miejscu Emmanuela. Złość narasta. Mam wrażenie, że płonę.  



Wnętrze również zdobi złoto w każdej postaci. Cholerny perfekcjonista. Zakręcone schody prowadzą do więzienia. Wyczuwam zapach przyjaciela. Uspokaja trochę moje nerwy, ale obecność potwora stojącego obok nasila wrogość do tego miejsca.  
-Wiesz, jak dotrzeć na górę. Czekam w pokoju obok - informuje a potem mija mnie i znika z pola widzenia.  
Biegnę szybko na górę, chcąc uwolnić Emmanuela. To nie on powinien znaleźć się w tym przeklętym pałacu. To ja powinnam umierać na oczach tych wszystkich nieczułych istot, ceniących wyłącznie materialne piękno. Nie zasłużył na to. Poczucie winy ciąży mi, jak głaz na plecach.  
Zatrzymuję się gwałtownie i padam na kolana. Moje drżące palce obejmują zimne kraty. Emmanuel leży wciśnięty w kąt. Jest cały zakrwawiony. Stracił przytomność. Pojedyncza łza spływa po moim policzku.
-Przepraszam - szepczę tylko. Jego krucha sylwetka porusza się nagle i odwraca powoli głowę. Strach w jego zielonych tęczówkach przeraża mnie bardziej, niż myśl o spędzeniu życia u boku Andrew'a.  
-Uciekaj stąd, nie jesteś tutaj bezpieczna - z trudem otwiera usta, ale staram się zrozumieć jego cichy bełkot. Kręcę przecząco głową.
-Nie ruszę się stąd bez ciebie, Emmanuel. Kocham cię - nie potrafię już opanować łez i łkam zbyt głośno. Nie słyszę, co mówi, ale przez rozmazany obraz jestem w stanie dostrzec jego popękane usta, które układają się w słowa "kocham cię równie mocno".

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 876 słów i 4887 znaków.

2 komentarze

 
  • W.S

    Niezłe, czekam na ciąg dalszy

    8 cze 2015

  • LittleScarlet

    No pięknie no

    7 cze 2015