Uwięziony - część 8

– Obiad gotowy – oznajmił drżącym głosem Filip. – Przynieść do pokoju, czy zjedzą państwo na dole?
     – Obiad? O tej porze to chyba kolacja – mruknął Eckstein i zabezpieczył broń.
     – Co się stało? – zapytała służącego Sofia.
     Chłopak zerknął na nią z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy, po czym spuścił głowę.
     – Widzę, że jesteś zdenerwowany. – Wstała z miejsca, obserwując Filipa. – Co się stało? – powtórzyła.
     – Podobno dzieją się tu dziwne rzeczy. W pobliżu świątyni Valmora doszło do rzezi, a przed chwilą był tu kapłan Enbirra i obawiam się, że znowu będziemy mieli jakieś kłopoty – wyrzucił z siebie, nie podnosząc wzroku.
     – Zjemy tutaj – zdecydował Arthur, a po tym spojrzał na narzeczoną. – Wolisz na dole?
     – Nie – pokręciła głową – może być tutaj.

     – Przyślij do mnie Wilhelma – poprosiła hrabina, gdy Filip kończył nakrywać do stołu.
     – Chce pani z nim rozmawiać teraz czy po posiłku? – zapytał chłopak, nalewając wino do pierwszego kielicha.
     – Po. Ja dziękuję. – Sofia odsunęła swój puchar. – Poproszę o wodę.
     – Jak pani sobie życzy. – Nalał jej wody, a gdy upewnił się, że nie będzie już potrzebny, opuścił izbę.

     Sofia jadła w zamyśleniu. Odnosiła wrażenie, że Mrok coraz bardziej się o nią upominał. Nie chciała mu służyć i nie rozumiała, dlaczego akurat ją to spotkało. Najgorsze było to, że nie mogła z nikim porozmawiać na ten temat, podzielić się swoimi obawami, zasięgnąć rady. Bała się konsekwencji. Przez chwilę próbowała odgadnąć, co powiedziałby na to Arthur, i szybko doszła do wniosku, że pewnie spaliłby ją na stosie, gdyby poznał prawdę.
     "A może powinnam zaryzykować? Może on by mi pomógł?” – zastanawiała się, patrząc na narzeczonego, który sprawiał wrażenie nieobecnego.
     – Kochasz mnie? – zapytała.
     Spojrzał na nią zaskoczony, przełknął kęs, po czym odłożył sztućce.
     – To musi być coś poważnego – stwierdził, przyglądając się jej. – Tak – skinął głową – jeśli miłość istnieje, to tak. Wiesz, ciężko to jednoznacznie określić, ale wydaje mi się, że tak.
     "Wydaje mi się, że tak, to ciut za mało” – pomyślała i bez słowa wróciła do jedzenia.
     – Nie powiesz mi, dlaczego pytasz? – Nie spuszczał z niej wzroku.
     – Po prostu chciałam wiedzieć – odparła, nie patrząc na niego.
     – Chciałaś wiedzieć, bo?
     – Po prostu. – Wzruszyła ramionami.
     – Przykro mi słyszeć kłamstwa z twoich ust – powiedział zupełnie poważnie. – Dlaczego o to zapytałaś? Dlaczego właśnie teraz? Boisz się mnie? Boisz się, że nie wrócę? Nie rozumiem.
     – Nie boję się ciebie – zapewniła go.
     – To dobrze, chociaż dziś odniosłem wrażenie, że jest inaczej.
     – Arthurze, daj spokój. Zapomnij o tym – poprosiła. – Jedz, bo ostygnie. – Skinęła w stronę jego talerza.
     – I znów nie odpowiedziałaś na moje pytanie. – Z westchnieniem sięgnął po sztućce i spojrzał na drzwi, gdy usłyszał pukanie. – To pewnie twój Wilhelm. Nawet nie…
     – Wejdź – powiedziała głośno hrabina, tym samym przerywając narzeczonemu, który pokręcił tylko głową i zabrał się za jedzenie.
     – Chciała pani ze mną rozmawiać – zaczął najemnik, gdy tylko zamknął za sobą drzwi.
     – Tak, wyznacz kogoś do ochrony Filipa – poleciła.
     – Coś mu grozi?
     – Nie wiem – odparła. – Coś się dzieje w mieście i prawdopodobnie będzie niebezpiecznie.
     – Właśnie chciałem o to zapytać. Czy powinienem o czymś wiedzieć? Może w tej sytuacji rozsądniej byłoby stąd wyjechać? Jeśli się pospieszymy, przed zmrokiem zdążymy dotrzeć do zajazdu przy trakcie.
     – Arthur uważa, że powinniśmy zostać. – Spojrzała na narzeczonego. – Mogę mu powiedzieć? Wkrótce i tak wszyscy się dowiedzą, więc…
     – Postanowiliśmy rozwiązać problem świątyni Valmora w tym mieście – zwrócił się do Wilhelma Eckstein. – Chyba wiemy, jak to zrobić, ale to może być niebezpiecznie. Niech żaden z was nie zbliża się do świątyni. Obserwujcie wzajemnie swoje zachowania i, jeśli dostrzeżecie coś niepokojącego, natychmiast poinformujcie mnie, a gdy to będzie niemożliwe, moich ludzi. W ostateczności sam musisz ocenić sytuację. Jeśli uznasz, że któryś z twoich podwładnych stanowi zagrożenie, ogłusz go, zwiąż albo zrób to, co konieczne. Nie wahaj się.
     – Być może będziemy mieli do czynienia z demonami – wtrąciła Sofia.
     – A demony potrafią opętać bądź wpływać na umysły śmiertelników – zaznaczył Arthur. – Teraz teoretycznie jesteśmy w bezpiecznej odległości, ale nigdy nic nie wiadomo.
     – Więc powtórzę – ochroniarz przeniósł wzrok na hrabinę – może jednak powinniśmy wyjechać i zostawić sprawę łowcom czarownic?
     – To jest bardziej skomplikowane i musimy zostać – odparła.
     – Jak pani sobie życzy. – Wykrzywił lekko usta, co czynił zwykle, gdy nie zgadzał się z decyzjami Sofii.
     – Moje życzenia nie mają tu nic do rzeczy.
     Wilhelm zerknął na Ecksteina, po czym ponownie spojrzał na hrabinę.
     – Bądźcie w gotowości – poprosiła.
     – Jeśli uważa pani, że musi pani tu zostać, to zapewniam, że tak nie jest – powiedział z naciskiem na ostatnie słowa, niby przypadkiem kładąc dłoń na rękojeści miecza.
     Arthur popatrzył na niego i uniósł brwi ze zdziwienia.
     – W porządku, Wilhelmie – zapewniła go. – To wszystko, możesz odejść. I pamiętaj o ochronie Filipa.
     – Zrobię, co pani sobie życzy. – Skinął głową, zerknął na łowcę, po czym opuścił izbę.
     Eckstein uśmiechnął się ironicznie.
     – Świat staje na głowie – stwierdził. – Zapewniasz ochronę służącemu, a najemnicy posyłają mi ukryte groźby.
     – Troszczymy się o siebie.
     – Dziwne są te wasze układy – podsumował, dolewając sobie wina.
     – Czas się do nich przyzwyczaić, kochanie. – Podniosła się z miejsca i ruszyła w stronę okna. – Długo będziemy czekać na tych magów? – Przysiadła na parapecie i skierowała wzrok w stronę świątyni.
     – Sprawa jest dosyć paląca, więc mam nadzieję, że się pospieszą.
     – Tak czy inaczej, co najmniej do jutra – powiedziała, nie odwracając się.
     – Prawdopodobnie tak. – Sięgnął do swojej torby i wyjął z niej ołowiany łańcuch, na którym zawieszony był symbol Valmora. – Nie jest to może ozdoba, ale chroni. – Podszedł do Sofii. – Pobłogosławiony przez najwyższego kapłana. – Podał jej go.
     – Ostatnio myślałam, że czegoś takiego mi brakuje. – Uśmiechnęła się lekko. – Czy będą mogły kontaktować się ze mną, jeśli to założę?
     – Nie daje pełnej ochrony. Stanowi jedynie pomoc dla naszej silnej woli – wyjaśnił. – Poza tym to już chyba nie ma znaczenia. Imiona wyglądają na autentyczne. Wiemy to, co chcieliśmy wiedzieć. Został nam jeszcze jeden, ale żeby zbliżyć się do niego, chyba najpierw trzeba będzie otworzyć te drzwi... – zamilkł na moment. – Wolałbym, żeby do tego czasu nie mieszały ci w głowie.
     – Z moją głową jest wszystko w porządku. – Wzięła od niego łańcuch i od razu założyła go na szyję, po czym znów spojrzała w okno.
     Arthur położył dłoń na jej ramieniu i przez jakiś czas pozostawał w bezruchu. W końcu westchnął i bez słowa skierował się do drzwi. Narzeczona odprowadziła go wzrokiem w milczeniu.

     Wrócił po chwili.
     – Być może popełniłem błąd – powiedział, odkładając na stole broń należącą do Sofii.
     Zaskoczona kobieta popatrzyła na to, co robił, a po tym na niego.
     – Niewykluczone, że to inni będą stanowić zagrożenie dla ciebie. Chcę, byś w razie czego mogła się bronić. Gdyby coś ci się stało… – Spojrzał na nią z troską i pokręcił głową.
     – Dziękuję. – Posłała narzeczonemu uśmiech i ochoczo ruszyła w stronę stołu. Od razu sięgnęła po sztylet i schowała go w bucie. Pas z nożami do rzucania zamocowała na przedramieniu, a rapier położyła obok nierozpakowanych bagaży. Pistolet zostawiła na stole.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1385 słów i 8220 znaków, zaktualizowała 11 sie 2018.

1 komentarz

 
  • AnonimS

    Dobrze się zapowiada ale pewnie to zmyłka i coś im wyjdzie nie tak jak planują. Pozdrawiam

    15 sie 2018

  • Fanriel

    @AnonimS To bardzo możliwe. ;) Dziękuję, również pozdrawiam.

    17 sie 2018