Podniosła się, wspierając przy tym własny ciężar na wannie. Kątem oka zauważyła kilka szkarłatnych kropel znaczących kafelki, od razu zaklęła cicho pod nosem. Zacisnęła kurczowo długie palce wokół białej krawędzi, nie spuszczając wzroku ze swego gościa. Próbowała przy tym wymacać ręcznik, by wytrzeć krew z twarzy. Najwidoczniej musiała uderzyć o coś głową, gdy się poślizgnęła. Na tyle mocno, by z jej czoła sączyła się teraz krew. Znowu z resztą.
Puste oczodoły wodziły za każdym, najmniejszym nawet ruchem dziewczyny. Minęła kolejna chwila, po której zjawa także zdecydowała się podnieść. Nie była wysoka, wręcz przeciwnie - samej Alyson sięgać mogła co najwyżej do brody. Kilkakrotnie otwarła wąskie usta, jakby w próbie wydobycia z nich jakiegoś dźwięku, jednak zaraz je zamykała. Była... dziwaczna. Tak, to odpowiednie słowo. Niczym nie przypominała tamtej, którą Alyson poznała te kilka... a może już kilkanaście lat temu. Zmarszczyła brwi, zamyślając się.
Wszystko zaczęło się podczas kolejnych, typowo rodzinnych wakacji. Cała czwórka zapakowała się do auta i ruszyła nad pobliskie jezioro, jeszcze nim dzień zdążył na dobre się rozpocząć. Sporadycznie mijali grupkę rowerzystów, a jeszcze rzadziej inne auto. Tamtego dnia błękitnego nieba nie zasnuwała ani jedna chmura, a drzewa rzucały na połataną drogę długie cienie.
Czy pamięta? Oczywiście... Jak mogłaby zapomnieć?
W odległości czterdziestu, może pięćdziesięciu metrów przed nimi rozciągała się skrząca od promieni tafla jeziora, otoczona z dwóch stron prostymi pałkami zielonej trzciny. Środek wypełniała pseudopiaszczysta, niewielka plaża. Po prawdzie prościej, niż wiaderko piasku znaleźć można było tam wiadro kamieni. Wielkich kamulców jak i maleńkich kamyczków - do wyboru, do koloru.
W miarę, jak zbliżali się do jeziora, na wydeptanej do ostatniego źdźbła trawy ziemi lądowały kolejne ich ubrania. W końcu zostali odpowiednio w pomarańczowym stroju z wycięciem na plecach oraz pasiastych kąpielówkach. Wbiegli, wzburzając gładką do tej pory taflę; pokrzykując próbowali się nawzajem ochlapać, wywrócić. Jak to dzieci - chcieli się bawić.
Przynajmniej póki woda sięgała im do kolan, bawili się razem. Im dalej jednak zapuszczał się starszy brat, tym bardziej ona drżała. Coś tam było, jednak wtedy jeszcze nie umiała określić, co dokładnie.
- Aly... sonn - Zamrugała zaskoczona, rozglądając się dookoła. Nikogo nie było. - Alys... onn...
Wbiła spojrzenie w rozciągnięte szuwary. Powoli - między trzcinami - przemknął jakiś cień o kształcie zbliżonym do ludzkiego. Nie myślała wiele, zwłaszcza, gdy usłyszała kolejny raz:
- Aly... so... on...
Ruszyła ku źródle dźwięku. Powoli, idąc krok za krokiem, zbliżała się do niej, rozchylając giętkie łodygi trzcin. Minęła chwila i kolejna. Dziewczynka zapuściła się daleko - znikła z oczu zarówno rodzicom, jak i starszemu bratu. Chwilę później, rozejrzała się znowu i ujrzała twarz zjawy. Zaniemówiła.
Stała tuż obok niej przepiękna młoda kobieta. Miała długie, sięgające pasa włosy koloru jasnego złota i nieco opustoszałe spojrzenie. Tęczówki - niezwykle jasne i srebrzyste - ledwie odznaczały się na białku. Wydawała się blada, lecz jej policzki pozostawały delikatnie zarumienione. Odkrywająca ramiona, biała suknia spływała kaskadami delikatnego materiału i ginęła w wodzie.
- Aly... ys... on - Usłyszała ponownie, a wargi kobiety poruszyły się nieznacznie. Zamrugała zaskoczona, wbijając dziecięce oczy w piękność. Chwilę później do jej uszu dotarły pierwsze słowa cudownej pieśni.... Śmiercionośnej kołysanki.[/i]
Otarła kolejną stróżkę krwi, gdy Topielica obróciła się nieznacznie chwile po usłyszeniu jakiegoś szelestu za drzwiami. Alyson zmarszczyła brwi, przesuwając się delikatnie do przodu. Wychyliła pokrytą gęsią skórką ciało, spięła mięśnie i w kolejnej sekundzie skoczyła ku zjawie. Topielica zatoczyła się, a jej twarz wyrażała tylko jedno - zaskoczenie, i to w czystej jego postaci.
Bordowowłosa złapała ją za głowę. Skórę miała zimną, obślizgłą i zdecydowanie nieprzyjemną w dotyku - zupełnie jak u żaby; jednak jasne pukle w pierwszym momencie były miękkie, zupełnie jak u żywej osoby. Wcisnęła głowę Topielicy pod wodę i przytrzymała tam szamoczącą się dziewczynę. Dookoła zimna woda z chlupotem spadała na kafelki.
- Ja ci dam cholero. - syknęła w jej stronę, napierając na zjawę całym swoim ciałem. Nie mogła pozwolić jej na ucieczkę. - Ja wam wszystkim dam... Taka zabawa w topieniu ludzi, demonie?!
Powieki jasnowłosej rozwarły się na ułamek sekundy, by w kolejnej chwili mogły wrócić do swego normalnego rozmiaru i wyglądu. Wyglądało to zupełnie, jakby ją usłyszała. Momentalnie się uspokoiła, jakby spokorniała.
[i]Dziecięcy płacz poniósł się z echem i odgłosem uderzenia o wodę. Czuła tylko obślizgłą rękę dotykającą włosów i dziwny niepokój. Nie złowieszczy, czy skręcający jej wnętrzności. Po prostu... dziwny. Wtedy nie wiedziała jeszcze w jak wielkim niebezpieczeństwie się znalazła. Do czasu.
Piosenka urwała się nagle w pół słowa, zapanowała przejmująca cisza. Alyson podniosła zdziwione spojrzenie na kobietę, czując jednocześnie jak ramiona tamtej zaciskają się wokół jej drobnej sylwetki. Zamrugała zaskoczona, przełknęła nerwowo ślinę. Chwilę potem jej ciało przeszył też ból - Topielica szarpnęła ją w swoją stronę, a w jej ręce pozostało kilka ciemnych włosów. Po policzku dziewczynki spłynęła pierwsza łza, a oczy wypełniło przerażenie.
- A... lys... on... - wydukała jeszcze chwilę temu tak pięknie śpiewająca kobieta. - Zgiń...
I rzuciła się w stronę zdezorientowanej dziewczynki. Tym, co zapamiętała jako ostatnie, były chlupot wody i opętańczy śmiech, niewypełniający jej ciało przeraźliwym chłodem. Na jej płuca zaczęło coś napierać, a tlen kończył się w zastraszająco szybkim tempie. Potem była już tylko ciemność i jeszcze większy chłód.
Nie była do końca świadoma tego, co się potem stało. Mama nie chciała o tym rozmawiać, nigdy potem nie pojechali też nad tamto jezioro. Nikt nie wracał też do tematu owego feralnego wyjazdu. Stał się jakby tabu. Ich małym, rodzinnym tabu.
Alyson docisnęła ją kolanem do dna wanny. Niepokój wymieszany ze zdezorientowaniem rósł z każdą chwilą - Topielica ani drgnęła. Minęło kilkanaście minut, w ziemnej wodzie i półmroku, nim zdecydowała się odpuścić. Najpierw niemal nieodczuwalnie, chwilę później jednak już całkiem z niej schodząc. Owinęła się ubrudzonym plamkami krwi ręcznikiem, nie spuszczając wzroku z dziewczyny.
Z jednej strony doskonale zdawała sobie sprawę, że jeśli ją rozjuszyła (a był to najbardziej prawdopodobny scenariusz) najpewniej za chwilę dołączy do dziadka Vincenta po drugiej stronie. Z innej to przecież nie jej wina, że ma złe pierwsze doświadczanie, jeśli o demony wodne chodzi. Nie panuje też zbytnio nad swoimi odruchami, gdy czuje się zagrożona - wtedy działa jej instynkt samozachowawczy, a raczej to, co z niego zostało.
Woda uspokoiła się, ponownie stanowiła gładką taflę w której można było się przejrzeć. Alyson zmarszczyła tylko brwi. Zrobiła krok i spojrzała na nią. Nadal leżała w bezruchu, jednak puste ślepia wbite miała w dziewczynę o chłodnym spojrzeniu niebieskoszarych, zachmurzonych oczu. Bała się czegoś? Kolejny raz otarła usta i wtedy szarooka to dostrzegła.
- Nie masz języka? - W ustach Topielicy czegoś brakowało. - Jesteś... niemową?
Początkowo odpowiedziała jej cisza i zupełny brak jakiegokolwiek gestu. Dopiero po odczekaniu kilku chwil dziewczyna podniosła się bardzo powoli do siadu, ułożyła obie ręce na kolanach i delikatnie skinęła głową. Po jej twarzy, włosach i ramionach spływały pojedyncze krople. Alyson przechyliła delikatnie głowę w lewo, oparła się o pobliską szafkę.
- Czego chcesz? I skąd się tu wzięłaś? - zaczęła o wiele spokojniej, niż dotychczas, nadal jednak nie spuszczając z dziewczyny spojrzenia.
Spuściła głowę, przygryzając delikatnie wargi - najpierw przygryzając delikatnie górną, potem dolną, która nieznacznie jej drżała. Młoda westchnęła, sięgając po drugi ręcznik. Zebrała przy jego pomocy mokre włosy i zawinęła je w turban. Wbiła spojrzenie w swego niespodziewanego i nieproszonego gościa znowu.
- Pokaż mi - Wystawiła w jej stronę rękę, a ta poderwała się ku górze jak oparzona. - Ale ostrzegam. Lepiej nie próbuj żadnych sztuczek...
Pokiwała tylko gwałtownie głową na znak, że rozumie. Rozchlapując wodę dookoła, wyszła z wanny i skierowała się żwawym krokiem ku żywej. Ujęła jej rękę w obie swoje i z nadzieją zapatrzyła się na tęczówki dziewczyny. Przez chwilę miała wrażenie, że z wszechobecnej bieli wycina się jasna, zielonkawa tęczówka. Tylko przez kilka sekund.
W tym momencie, gdy tak trwały, drzwi otworzyły się z hukiem. Natychmiast stanęła w nich Theresa, chwilę po niej i Cecil z Axelem. Zlustrowali całe pomieszczenie - od rozchlapanej wszędzie wody, przez wypalone niemal do cna świeczki, na pokrwawionym ręczniku i obu dziewczynach kończąc. Axel patrzył na nie kilka chwil, nie umiejąc chyba powiedzieć sobie, co tu w sumie zaszło; kobieta zaś wpatrywała się w córkę, marszcząc przy tym brwi - żądała wyjaśnień. Tu i teraz.
Chłopak jednocześnie z niesłabnącą uwagą przyglądał się im obu, choć zdecydowanie to farbowana przyciągnęła jego uwagę. Ona, a raczej jej pokryte gęsią skórką ciało, owinięte jedynie zdecydowanie za małym ręcznikiem... Ledwo osłaniała piersi, o tym, że ledwie sięgał jej do biodra już nie wspominając.
- Alyson kochanieńka, kolacja już na stole. Czekaliśmy, ale... - zaczęła Cecil, jednak widząc je dwie dopowiedziała szybko. - Och... Widzę, że poznałaś już naszą małą Toppy.
Wszyscy spojrzeli na starszą, wycierającą dłonie w fartuch kobietę. Uśmiech na jej ustach był rozbrajający, jednak w połączeniu ze słowami, które właśnie padły z jej ust dawał tez do myślenia. Jakim cudem ją znała?
- Toppy? - zapytali zgodnie Theresa i Axel, spoglądając przy tym na kucharkę. Kontynuował jednak już tylko Axel. - Jak to Toppy? Ty ją znasz?
- Taki z ciebie zarządca, że nie masz pojęcia, co się tu dzieje. - zaśmiała się kobieta, po czym zaczęła wyjaśniać. - Topielica przesiaduje tu od jakichś dwóch, trzech... A może i z czterech lat. Nie jestem pewna. Nie zrozumiałam, jak dokładnie się tu znalazła, to pewnie przez pana Vincenta, ale na pewno ktoś ją utopił.
- Jak sama nazwa wskazuje. To w końcu Topielica, Cecil - Odezwała się Theresa, jednak tamta ją zignorowała. Ewentualnie nie usłyszała.
- I to gdzieś tu w okolicy - Cecil zamyśliła się na chwilę, po czym wbiła spojrzenie w młodego mężczyznę. - Kojarzysz ten stawek za miastem, kochanieńki? Ten w lewo, jak się wyjeżdża od starego Westrooda. Wydaje mi się, że tam, ale głowy uciąć sobie nie dam...
I zamyśliła się, unosząc pomarszczoną rękę do ust.
- Zamordowano ją... - szepnęła Alyson, nadal trzymając rękę w dłoniach Toppy. Wyglądała na zamyśloną. - Dobrze myślę, prawda?
Młoda kobieta podniosła na nią spojrzenie, a spod jej lewego oka, całym policzkiem, ciągnęła się czerwona smuga. Do pierwszej z krwawych łez dołączyła po chwili i druga. Jasnowłosa zacisnęła zęby i nieznacznie uścisk na ręce. Kiwnęła delikatnie jasną głową, wbijając puste oczodoły najpierw w zamyśloną Cecil, potem dziewczynę naprzeciw niej samej.
- Co to ma do rzeczy? - Axel skrzywił się momentalnie, spojrzał na Topielicę. - Nie potrzebujemy tu kolejnej przybłędy. Starczy, że w listopadzie się tu od nich roi. I styczniu - Zamyślił się. - Ogólnie kręci się ich tu pełno. Za rogiem mamy cmentarz.
Theresa i Alyson spojrzały po sobie, po czym niemal jednocześnie się zaśmiały. Ten spojrzał tylko na nie dwie, kompletnie nie rozumiejąc, co nagle tak je rozbawiło. Podobnie z resztą i Topielicą. Wbijała białe oczodoły to w dziewczynę, to w jej matkę, a na jej twarzy malował się zupełny brak zrozumienia sytuacji.
- Jeśli tylko chcesz, zostań z nami - uśmiechnęła się do dziewczyny, wysuwając z jej uścisku rękę. - Czuję, że niedługo przyda się tu ktoś dokładnie taki jak ty, Toppy.
Ta zapatrzyła się chwilę na dziewczynę, a w kącikach jej oczu zaczęły zbierać się łzy, które popłynęły policzkami ledwie kilka sekund później. Axel spoglądał na to, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Miał w pamięci problemy, jakie owa Topielica mu stwarzała, a teraz... ta nierozważna małolata ma zamiar ją tu trzymać?!
Zacisnął zęby. Po jego trupie.
- Masz w ogóle pojęcie, na co się porywasz, dzieciaku? - Ruszył w stronę Alyson. - Nie masz pojęcia, co tu się działo przez ostatnie lata. Ani o tym, z kogo musieliśmy rezygnować, by cały dom stał tak, jak teraz go widzisz. Myślisz, że pozwolę to wszystko zaprzepaścić przez głupią zachciankę jakiejś małolaty? Kogo sprowadzisz kolejnego, Ponuraka?!
- Kretyn. - rzuciła tylko, spoglądając na niego przez ramię i unosząc jedną brew. - Miałam dostatecznie dobry powód, by przez ostatnie lata nie składać wam tu wizyt, Axel. Dzieciaka, który spędzał tu wakacje już nie ma. A decyzja starego Vincenta jest na to najlepszym dowodem.
Ku swemu zaskoczeniu stwierdził, że jej lewe oko stało się... błękitne, z minimalną domieszką zieleni! Zmarszczył brwi jeszcze bardziej, jakby szukając na to logicznego wyjaśnienia. Może po prostu mu się przywidziało? Bo to w końcu nie jest możliwe, by ona... Pokręcił delikatnie głową. Nie, to zdecydowanie nie jest możliwe.
Ona tymczasem odsunęła się od szafki, na co Topielica syknęła przeciągle. Alyson zignorowała jej ostrzeżenie, kierując kroki w stronę przybyłej trójki. Zatrzymała się oko w oko z Axelem, wyższym od niej o nieco ponad głowę. Zadarła brodę w górę, by spojrzeć mu w oczy. Zmarszczyła brwi.
- A teraz wyjdź. Zanim zrobi się nieciekawie - I poszła dalej, zwinnie wymijając go w drodze do drzwi. - Oboje wiemy, że nawet ducha można zabić...
- To groźba?
- Raczej ostrzeżenie...
Topielica stała jeszcze chwilę, po czym przemknęła między zebranymi, znikając za tymi samymi drzwiami, co Alyson chwilę wcześniej. Cała trójka stała tak kilka chwil, jedynie Axel powiódł za nią wzrokiem. Zmarszczył brwi.
- Ostrzeżenie, co... Mała Wiedźmo?
Dodaj komentarz