Czwórka. Część 3 - Nie znoszę psów..

#Nova

Podczas dzisiejszych lekcji dowiedziałem się o sobie wielu ciekawych rzeczy. Po pierwsze - słyszę myśli tych idiotów, a po drugie - dziewczyny twierdzą, że jestem najseksowniejszym i najgorętszym towarem w szkole, chłopacy zaś mnie z całego serca nienawidzą, ponieważ jestem przystojny, inteligentny i bogaty. Co ja mogę na to poradzić, że jestem cudny?
Po lekcjach jak zwykle czekała na mnie limuzyna z szoferem. Jakbym od czasu do czasu nie mógł pojechać autobusem do domu. No ale mama twierdzi, że nie wypada.. I tak mam szczęście, że puściła mnie do państwowej szkoły, a nie do prywatnej. Musiałem prosić o to kilka godzin i obiecać, że moja średnia nie będzie niższa niż 5.0. To oczywiście jest bardzo łatwe. Jestem przecież w trzeciej klasie, chociaż powinienem być w drugiej. Ma się ten mózg.
Po drodze zaczęło padać. Szofer odwiózł mnie prosto do naszej rezydencji. Dużej prawie jak szkoła, do której chodzę. Tylko zdecydowanie droższej i ładniejszej. Po drodze nie słyszałem myśli kierowcy, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że żeby być kierowcą nie trzeba być zbytnio inteligentnym. Nie trzeba nawet myśleć.
Miałem pewność, że rodziców nie zastanę w domu. Już tydzień temu wyjechali do Ameryki w interesach. Nawet nie wiem gdzie dokładnie. Nie interesuje mnie to.  
Poszedłem od razu do swojego pokoju na piętrze. Po drodze zaczepiały mnie służące, które składały mi życzenia i mówiły, że rodzice przysłali mi prezent. Po prostu nie mogłem się doczekać, żeby zobaczyć co tym razem drogiego i niepotrzebnego dostanę.
Na moim łóżku leżało małe pudełko, ale takie serio małe. Zdziwiłem się, bo zazwyczaj prezenty od rodziców były duże. Może w końcu zrozumieli, że ja takich rzeczy nie potrzebuję!
Rzuciłem szkolną torbę na ziemi i wziąłem się za odpakowywanie niespodzianki. Okazała się być ona łańcuszkiem z diamentowym wisiorkiem w kształcie cyfry dwa. Naprawdę pięknie to wyglądało. Tylko co miała oznaczać ta dwójka?  
Na dnie pudełka była jeszcze karteczka.
"Odwróć się"
Wykonałem polecenie i aż zaniemówiłem. W progu drzwi do mojego pokoju stał chłopak. Jego cera była idealnie gładka i prawie biała. Włosy również były jasne, a oczy czerwonawe. Stał i przyglądał mi się. W końcu się odezwał.
– Wszystkiego najlepszego Dwójko. – Poszedł do mnie, wziął łańcuszek i zapiął mi go.
– Kim jesteś? – wstałem i odszedłem pod ścianę. Sytuacja, w której się znalazłem była dość nielogiczna.
– Różnie mnie nazywają. Czasem Losem, kiedy indziej Przeznaczeniem. Osobiście najbardziej lubię określenie Wyrocznia. – Usiadł na łóżku i pokazał, żebym usiadł obok niego. – Siadają. Musimy porozmawiać. Jesteś w poważnych tarapatach.
– Ja? W tarapatach?
– Nie zachowuj się jak dziecko Nova, wiem, że stać cię na więcej. – I tutaj mój rozum się chyba wyłączył, ponieważ podszedłem do nieznajomego i usiadłem obok niego. – Słuchaj mnie uważnie Dwójko. Cienie cię szukają, sam nie dasz im rady. Musisz znaleźć resztę. Tylko razem jesteście na tyle silni, żeby pokonać Zło.
– Czekaj chwilę.. Dlaczego nazywasz mnie Dwójką? Kim jest ta reszta i dlaczego nie możesz się do nich zgłosić?
– Nazywam cię Dwójką, ponieważ nią jesteś. – Odpowiedział, jakby to wszystko tłumaczyło. – U Jedynki i Trójki już byłem. Są razem, więc nic im naradzie nie grozi. Niedaleko ciebie mieszka Czwórka i to do niej się udasz. Będziesz potrzebował jej pomocy, a ona twojej.
– A co jeśli odmówię? – zapytałem, chociaż już wiedziałem, że się zgodzę. W jego głosie było coś.. Nie wiem co to było, ale nie dało się temu oprzeć..
– Daj rękę, tylko ty będziesz w stanie to zobaczyć. – Podałem mu rękę i ujrzałem. Świat w gruzach i płomieniach. Ani śladu żywej duszy. Tylko ciemne istoty, które na pewno do żywych nie należą - Cienie. W środku sterty martwych ciał dostrzegłem siebie. Wyrocznia puścił moją dłoń. – Sądzę, że to jest dostateczny powód, aby się zgodzić.
– I masz rację. – W tym momencie chłopak po prostu zniknął. Nie zostawiając mi żadnej informacji o tym  jak i gdzie mam znaleźć tą Czwórkę.
Chwyciłem wisiorek, który chciałem schować pod koszulę i wtedy znów pojawiła się wizja. Tym razem była to wysoka dziewszyna, która biegła przez ulicę, gdy nagle wjechał w nią samochód. Poleciała jak szmaciana lalka uderzając głową o ulicę. Powinna być już martwa, ale ona wstała i jak gdyby nigdy nic pobiegła dalej. Podświadomie wiedziałem, że to ją muszę znaleźć, i że ona ma na imię Iva.
Puściłem wisiorek, wstałem, chwyciłem plecak i zacząłem pakować wszystko co mogłoby się przydać - piniądze, ubrania, coś do jedzenia i jeszcze więcej pieniędzy. Miałem dziwne przeczucie, że do domu długo nie zawitam.
Tak więc zbiegłem na dół i oznajmiłem wszystkim, że wychodzę i wrócę wieczorem. Mogłem oczywiście sobie na to pozwolić, a służba będzie się cieszyła, że nie ma mnie w domu.
Ulica, na której miałem znaleźć Czwórkę była niedaleko. Więc mimo padającego deszcze postanowiłem iść pieszo. Kilka kropelek, co to dla mnie!
Szedłem cały czas zastanawiając się, dlaczego akurat od rodziców dostałem ten wisiorek. Czyżby wiedzieli o co w tym wszystkim chodzi? I dlaczego, jak tylko go dotknę widzę te obrazy? Za pierwszym razem zobaczyłem tę dziewczynę, Ivę, następnie widziałem drobnego chłopaka - Allena i rudowłosą Sarę. Skąd ja w ogóle wiem jak oni się nazywają? To wszystko nie ma sensu..
Dopiero gdy doszedłem pod drzwi domu, w którym mieszka Czwórka zrozumiałem co ja w ogóle wyprawiam. Posłuchałem jakiegoś dziwnego albinosa, który przedstawił się jako Wyrocznia i poszedłem pod dom obcej dziewczyny, nie mając pewności czy ona w ogóle istnieje. Nawet jeśli tak, to co do cholery miałbym jej powiedzieć?
Już miałem się wycofać, wrócić do domu i przestać o tym myśleć, dalej żyć jak rozpieszczony bachor w wielkiej posiadłości, kiedy usłyszałem dziwne hałasy dobiegające ze środka. Jakby krzyki i warczenie. Jak na prawdziwego, odważnego faceta przystało wszedłem do środka. (Tak Saro, prawdziwi mężczyźni też noszą rurki!) To co zastałem było co najmniej dziwne. Dom wyglądał jak pobojowisko. Meble były poprzewracane, a obrazy pospadały na ziemię. Po środku tego wszystkiego była Iva, przygnieciona przez wielkiego, czarnego, ślinącego się psa. Co jest dziwne, słyszałem jego myśli. "Zabić Czwórkę. Zabić Czwórkę. Zabić Czwórkę." Powtarzał bydlak na okrągło. W tym momencie wiedziałem, że dobrze zrobiłem postanawiając tu przyjść. Niewiele myśląc chwiciłem drewniany kawałek z ziemi i rzuciłem.

#Iva  

Po powrocie do domu musiałam się przebrać. W końcu przed chwilą wylądowałam na zabłoconej, mokrej ulicy. Ciągle nie wiem jakim cudem nic mi się nie stało, ale nie przejmowałam się tym zbytnio. Zawsze byłam wytrzymała.
Mieszkam z ciotką. Rodzice zginęli w wypadku pięć lat temu. Jeszcze niedawno płakałam po nocach z tego powodu. Ale teraz jestem silniejsza. Wiem, że już nie wrócą i cieszę się, że siostra mamy postanowiła mnie przygarnąć. Sama nie miała dzieci, nie mogła mieć, więc cieszyła się, że ma chociaż mnie.
Jak się okazało w domu nikogo nie było. Spodziewałam się tego, zawsze jak wracam ze szkoły jestem sama. Lubię to, mogę sobie w spokoju odpocząć i pomyśleć.
Usiadłam więc na kanapie w salonie z zamiarem poczytania książki. Nie mam własnego pokoju, dlatego zazwyczaj przebywam właśnie tutaj.  
Nagle usłyszałam jakby drapanie o drzwi, dźwięk dochodził z kuchni. Myślałam, że to znowu myszy się u nas zagnieździły. Wstałam więc, chcąc je przegonić.
Weszłam do kuchni i zaczęłam się rozglądać, ale nigdzie nie było ani śladu gryzoni. Zdezorientowana zaczęłam się cofać do salonu. Przecież na pewno mi się nie przesłyszało!  
Gdy wróciłam do pokuju, zdziwiłam się. Drzwi tarasowe były uchylone, a na podłodze były ślady łap. Przerażona chwyciłam pierwszą rzecz, która wpadła mi do ręki - paletkę tenisową wujka, która wisała na ścianie jako trofeum.
Przyjrzałam się śladom. Szły od drzwi do środka pomieszczenia i nagle się urywały. Jakby po prostu zwierzę, które je zostawiło zniknęło.
Pośpiesznie zamknęłam wejście. Nadal coś mi jednak nie pasowało. Czułam się obserwowana. Jakby ktoś się na mnie patrzał i nabijał. Radował się tym, że ja nie mogę zobaczyć jego.
Nagle, w miejscu gdzie kończyły się ślady pojawiła się ogromna bestia. Pies o czarnej jak smoła sierści i o szarych matowych oczach. Rzucił się na mnie, a ja odbiegłam chowając się za kanapę, którą pies jednym uderzeniem przewrócił. Spróbowałam wziąć zamach i go uderzyć, jednak paletka wypadła mi z rąk i uderzyła prosto w portret cioci i wujka.  
Teraz nie mając broni, uciekałam przed bydlakiem po całym domu, przywracając wszystko co stało na drodze, w nadziei, że to go jakoś powstrzyma.
W końcu oprzytomniałam na tyle, żeby zacząć kierować się w stronę drzwi. Jednak pies wcześniej wyczuł moje zamiary i zablokował mi przejście. W sumie zablokował też mnie, rzucając się na mnie tym swoim ochydnym cielskiem.  
Pochylił się nade mną, a ja myślałam, że już po mnie, gdy nagle drzwi stanęły otworem! Miałam nadzieję, że wujek wrócił szybciej z pracy, ale nie. W progu stał chłopak, który wyglądał jakby uciekł z pokazu mody.. (Serio tak o tobie pomyślałam Nova!) Przez chwile się przyglądał tej sytuacji, jakby nie mógł uwierzyć w to co się właśnie dzieje. Na szczęście po chwili oprzypomniał. Chwycił z podłogi kawałek czegoś, co kiedyś mogło być nogą od krzesła i rzucił prosto w głowę psa. Ten odwrócił się w stronę chłopaka i patrzał. Wyglądali jakby ze sobą rozmawiali. Po czym blondyn chwycił kolejny kawałek z ziemii i jeszcze raz rzucił w psa, który natychmiast się poderwał i skoczył w stronę modnisia. Ten tylko podniósł ręce do przodu, w geście obrony i w ten sposób odrzucił bestię od siebie nawet jej nie dotykając. To było zarazem przerażające i niesamowite.
Chłopak podbiegł do mnie i pomógł mi wstać.
– Nie mamy dużo czasu – powiedział patrząc w stronę psa, który powoli zaczął się podnosić – musimy uciekać.
Niewiele myśląc podązyłam za nim. Wybiegliśmy na ulicę, a tuż za nami wyskoczył ten czarny potwór.
Biegiśmy ulicami miasta, które na szczęście były puste z powodu padającego deszczu. Dodatkowo mieszkam przecież na obrzeżach, więc tutaj zawsze jest mało osób.
Blondyn prowadził mnie chyba sam nie wiedząc gdzie. Po prostu biegł przed siebie, ale jego twarz wyrażała zdeterminowanie.
Niespodziewanie chłopak się zatrzymał. Był przerażony, prawie tak bardzo jak ja. Z drugiej strony ulicy nadbiegała kolejna bestia. Chyba jeszcze większa i jeszcze bardziej czarna od poprzedniej. Nie mieliśmy gdzie uciec, ponieważ z ubu stron otaczały nas budynki.
Rozglądałam się w koło szukając czegoś.. Czegokolwiek co pomogłoby nam przeżyć. W ogół były tylko domy i samochody. I nagle wpadłam na pomysł.  
– Mógłbyś zrobić to jeszcze raz? Tylko tym razem z samochodem? – zapytałam, a on chyba nie zrozumiał o co mi chodzi, więc wytłumaczyłam. – Mógłbyś rzucić autem w tego bydlaka i w ten sposób oczyściś nam drogę!
Nie wyglądał na przekonaego. Wręcz przeciwnie. Był zrezygnowany, jakby to co zrobił wcześniej nie było jego saługą, albo przypadkiem. Gdy myślałam, że już jest po nas stał się cud.
Z dachu najbliższego budynku zaskoczył chłopak, brunet, który w  dłoni trzymał coś, co wyglądało jak szklany sztylet.  Ubrany był w dziwny skórzany strój z czteroramienną gwiazdą na plecach. Był niesamowity, zrobił salto w powietrzu i wylądował tuż obok nas.
– Przetrzymajcie go przez chwilę, wpierw się zajmę tamtym. – Rozkazał i rzucił blondasowi broń podobną do swojej, a sam ruszył na jedną z bestii, tę większą.
Modniś najwidoczniej postanowił zgrywać mojego obrońcę i kazał mi się schować za jego plecami. Nie protestowałam.
Przyglądałam się brunetowi, który wykonywał niemożliwe wręcz manewry. Skakał wysoko, tnąc ostrzem psa gdzie popadnie. Lądował mu na plecach, kopał, uderał przewracał jak pluszowego niedźwiadka.
Z drugiej strony blondyn starał się w jakiś sposób nie zginąć. Unikał psa, nawet przewroty robił, byle nie dać się zranić. To jednak nie wyszło, gdyż w pewnym momencie bestia rozcięła chłopakowi rękę, wybijając mu z dłoni broń, która poleciała pod samochód.
Musiałam mu jakoś pomóc, tak jak on zrobił to wcześniej dla mnie. W sumie, gdyby nie ja nie znalazłby się w tej sytuacji.. Starając się naśladować bruneta pobiegłam i skoczyłam na psa, przywracając go samą siłą rozpędu. W tym czasie modniś rzucił się po ostrze. Nie mógł go jednak dosięgnąć. Panikowałam. Szarpałam się z prawie dwumetrową bestią. Przyglądałam się jak krew kapie blondynowi z ręki na ziemię. Krzyknęłam, nie z bólu, tylko z bezradności.
Blondyn musiał jednak pomyśleć, że coś mi się dzieje. Na jego twarzy znów pojawiła się zdeterminowana mina. Rozejrzał się w koło. Rozłożył ręce na boki i zamknął oczy. Samochody zaczęły się powoli ponosić i lecieś w stronę psa. Zmiażdżyly go. Uderzyły, jeden z jednej strony, drugi z drugiej. Nie było szans, żeby cokolwiek mogło to przeżyć.
Spojrzałam jeszcze na bruneta, który akurat wbijał sztylet w serce bestii. Ta rozpłynęła w kłębach dymu. Po chwili nie było już po niej śladu. Jakby nigdy nie istniała.
Chłopak podzedł do nas.
– Nic wam nie jest? – ze mną wszystko dobrze, gorzej z blondynem, który jakby na potwierdzenie moich myśli upadł na ziemię.
Brunet podbiegł do niego i obejrzał jego ranę. Muszę przyznać, że paskudnie to wyglądało.
– Zabiorę was do Kryjówki, pomóż mi go podnieść. – Tak też zrobiłam, mimo iż w głowie miałam setki pytań.
– A co z tym bałaganem tutaj? – zapytałam jednak.
– Do rana wszystko zniknie. W ogóle jestem Brunon. – Powiedział kierując się.. W stronę zejścia do ścieków?
– Iva. Gdzie nas prowadzisz?  
– Jak mówiłem, zabiorę was do Kryjówki. Tam wszystko wyjaśnie, dlatego zachowaj wszelkie pytania na później.
I poszliśmy, niosąc na ramionach blondyna. Zeszliśmy do ścieków, a ja powstrzymywałam cisnące mi się na język pytania. Naprawdę nurtowało mnie co się tutaj dzieje.
Szliśmy tak może 10 minut w ciszy, co jakiś czas skręcając, raz w lewo, potem w prawo. Chłopak naprawdę wiedział co robi, ani razu się nie zawachał.  
W końcu Brunon zatrzymał się przed ścianą i stwierdził, że doszliśmy. Spojrzałam na niego jak na idiotę, a on kazał mi się uważniej przyjrzeć. Po chwili na ścianie dostrzegłam ledwie widoczny obraz czteroramiennej gwiazdy. Identycznej z tą na jego plecach.
Chłopak delikatnie dotknął ściany, która rozsunęła się ukazując kolejny tunel. Tylko, że ten nie śmierdział odchodami i wyglądał zupełnie inaczej. Wyobraźcie sobie pałacowe korytarze, ozdobione płaskorzeźbami. Tak to mniej więcej wyglądało.
Szliśmy jeszcze około pięć minut. Doszliśmy do obszernego pomieszczenia, w którym panował półmrok. Dało się jednak dostrzec posłania na ziemi. Brunet ułożył na jednym blondyna, wyciągał bandaż i zaczął go opatrywać.
– Połoz się spać. – Powiedział do mnie. – Na dzisiaj już dość wrażeń. Porozmawiamy jutro rano.

RudaLama

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy, użył 2865 słów i 15916 znaków.

1 komentarz

 
  • EloGieniu

    Strasznie podoba mi się to że opowiadanie nie jest napisane z jednego punktu widzenia tylko z kilku ponieważ pozwala to zobaczyć dowiedzieć się więcej.Fabuła ok. I te ich komentarze. :)

    28 paź 2016

  • RudaLama

    @EloGieniu Też tak sądzę. (Skromy ja!) Ciekawiej jest, można spojrzeć z kilku stron na jednego bohatera. Jak on sam postrzega siebie i jak inni go widzą :D Dziękuję za pozytywny komentarz! To dodaje takiego powera xD Have a nice day! Or night..

    28 paź 2016