– Skoro wszyscy nie żyją, myślę, że tak. Ona i jej rodzice, i tak dostaną ochronę.
Mike zwrócił twarz w kierunku dziewczyny.
– Dziękuję ci Ali.
Ona podeszła i wtuliła się w jego szeroki tors.
– Tak mi przykro, panie Celvenn.
– Mów mi Mike, jeżeli chcesz. Jesteś dla mnie jak rodzina.
– Pan dla mnie też. Kocham Lorri i Susan. Dobrze, że ją pan odzyskał.
– Bóg mi pomógł.
W zasadzie zgodził się na moją interwencję. Cóż, nie mogłem spodziewać się laurów dla siebie. Takie życie.
– Ali, możesz się chwilkę zająć dziewczynkami? Muszę porozmawiać z porucznikiem.
– Możemy być w salonie razem z wami? – zapytała dziewczyna.
– Tak.
Carmelowi nie za bardzo podobała się ta decyzja.
– Proszę się zgodzić – poprosił Mike.
– Dobrze. Jak się to panu udało? To nie jest możliwe!
– Jak pan widzi, jest. Wiem, że mi pan nie uwierzy. Pomodliłem się do Boga i przysłał anioła. Jest tu, ale z pewnych osobistych powodów, jest niewidzialny.
– Bez takich! – powiedział głośno porucznik – sądzi pan, że w to uwierzę?
No cóż, musiałem zrobić jeszcze jeden wyjątek. Odezwałem się do Carmela.
< Nie jestem aniołem, ale to jest dla niego tymczasowe wytłumaczenie. To ja podałem informację przez niego i lepiej, żeby wszystko się udało. W najbliższych dniach Mike będzie robił dziwne rzeczy. Pana proszę, byście mu dali spokój.>
Carmel aż podskoczył. Zablokowałem wszystkie jego słowa. Przez chwilę zachowywał się jak ryba wyrzucona nagle z wody.
– O kurwa! Wierzę panu, Mike! To mi wystarczy. O mój Boże!
– Proszę zważać na słowa. Tu są dzieci – rzekł spokojnie Mike.
– Przepraszam – wydukał Dorian.
– Mój wybawiciel będzie mi pomagał znaleźć wszystkich winnych. Będę pana informował na bieżąco.
– Jeżeli potrzebuje pan broń, da się załatwić pozwolenie.
Dałem do zrozumienia Mike’owi, że to nie będzie konieczne.
– Nie. To zbyteczne. Czasem ręce wystarczą.
– W takim razie chyba nie będę dłużej przeszkadzał. Rozumie pan, że nie będę mógł tego powiedzieć innym.
– Coś pan wymyśli. Proszę uważać na pułkownika Lorenza i jego zaufanych.
Carmel nie był głupi. Zrozumiał.
– Mam nadzieję, że odzyskamy porwane, całe i zdrowe. Są zgłoszone. Mieliśmy kilka poszlak.
– To dzisiaj będziecie mieli więcej. Zamieszani zaczną się bać i robić błędy.
– Tak. Jest pan doskonały, Panie Celvenn.
– To nie ja. To on.
– Oczywiście. Dam znać.
Porucznik dał rozkazy swoim podwładnym. Sierżant Larrson podszedł do Mike’a.
– Porucznik polecił odesłać Buicka na miejsce, po uprzednim zbadaniu. Za pół godziny dostanie pan z powrotem swój SUV.
– Chcemy pojechać do hotelu.
– Oczywiście. Wybraliśmy dobry. Ritz-Carlton na 600 Stockton Street. Pokoje po 550 $ za noc. Oczywiście miasto zapłaci. Blisko California Street i Pine Street. Zawiezie pana i pańskie córki, wóz policyjny.
– Pojadę swoim wozem. Możecie jechać obok, jeżeli musicie.
– Musimy. Będziecie chronieni przez czterech ludzi, siedzą w dwóch samochodach, pewnie się pan zorientuje.
– Porozmawiam z Carmelem, to raczej utrudni mi pracę.
– Z uwagi na sytuację, nie może pan na razie pracować.
Mike zrozumiał, ale nie zamierzał się tłumaczyć sierżantowi, o jaką pracę chodzi.
– Dobrze, weźmiemy trochę rzeczy i jak Suburban przyjedzie, będziemy jechać. Jeszcze jedno. Za kilka dni będziemy chcieli zobaczyć ciało, to jednak ustalę najpierw z córkami.
– Oczywiście, panie Celvenn. Proszę przyjąć wyrazy współczucia od całej policji.
– Dziękuję.
Oczywiście tylko ja wiedziałem, że nie cała policja je wyraża. Zrobiłem i tak wiele. Wiedziałem co i kiedy powiem Mike’owi. Teraz nie chciałem im przeszkadzać.
Akcja się powiodła. Zdziwieni przestępcy nie wierzyli, że mogą spokojnie odjechać. Wierzyłem w Mike’a. Cóż, czekał go trening. Rozmiary, jakie obejmie ta sprawa, musiał sam ogarnąć. Niestety, tylko ja miałem świadomość, że takich sytuacji jest tysiące, lecz jedyny raz pomagała siła nie z tego świata. Miałem w moim jestestwie plan, a skoro ja go miałem, Pan już wiedział i czekał. A moja cierpliwość uciekała jak woda z dziurawego bukłaka.
W końcu przywieźli Suburbana. Mike i jego dziewczynki już spakowani, zabrali najpotrzebniejsze rzeczy do trzech walizek. Z racji sprawy, Mike nie mógł pracować w warsztacie, a Lorri i Susan nie mogły na razie chodzić do szkoły. W normalnych warunkach przyjęłyby to z radością. A tak? Ruszyli w obstawie policji do hotelu i wkrótce tam dotarli.
Mike dostał z powrotem komórkę i laptopa. Miał mnóstwo wiadomości. Od rodziny, z pracy. Szczególnie ciepły otrzymał od Jane.
,,Mike. Nie wiesz jak bardzo mi przykro. Płakałam prawie godzinę. W końcu stary mnie posłał do domu. Wczoraj zachowałam się nieodpowiednio. Wybacz. Jeżeli będziesz coś wiedział, daj znać. Jane”.
,,Dziękuję za pamięć i współczucie. Odnalazłem Lorri. To był cud, ale nie powiem ci przez telefon. Dam znać jak będę mógł”.
Otrzymał szybką odpowiedź.
,,Cieszę się. Nie wrócimy już życia Tracy, ale dobrze, że masz swoje skarby”.
– Tatusiu, jestem trochę głodna – powiedziała Su.
– Dobrze, zmówimy obiad.
Mike zamówił i zapłacił kartą kredytową. Rozmawiał z managerem. Dyrekcja hotelu poszła mu na rękę i zezwolono, by mogli jeść w pokoju.
– Pewnie nie będzie tak dobre, jak mamy.
To zdanie wypowiedziane przez siedmiolatkę spowodowało łzy, ale uspokoiły się szybko.
Mike zamówił lekki obiad dla siebie i córek.
Życie toczyło się dalej. Nie mógł wrócić życia ich mamy. Teraz on musiał być dla nich jak ojciec i matka.
– Smakowało całkiem dobrze, tatusiu – powiedziała Lorri.
– Chcecie coś porobić razem ze mną? – zapytał.
– Nie za bardzo. Wiem, że tobie jest też przykro, tatusiu.
Przygarnął je do siebie. Zadzwoniła komórka.
– Przepraszam was, skarby. To pan detektyw.
– Słucham poruczniku.
– Mam dla pana dobre wieści, jeżeli mogę tak powiedzieć. Przejęliśmy statek. Trzy dziewczynki znaleźliśmy pod pokładem. Żyją i są w dobrym fizycznym stanie. Gorzej z ich psychiką, to potrwa kilka miesięcy. Ten jacht jest wart dobrych kilkadziesiąt milionów. Jest zarejestrowany na faceta z Arabii Saudyjskiej, ale jego konto nie przekracza kilku milionów rocznie, więc pewnie jest tylko ustawką. Chciałbym porozmawiać, ale wiem, że teraz nie możemy.
– Może za kilka dni. Jestem pogrążony w bólu, ale gorzej z moimi pociechami. Dopiero, jak znajdę kogoś odpowiedniego do pomocy.
– Rozumiem. Mam naciski i nie wiem, czy zdołam uwolnić tych ludzi.
– Rozumiem.
Słuchałem rozmowy. Zaczęła działać machina wyciszająca tę sprawę. Tak, Carmel ich nie uwolni, zostaną zabrani. Dopiero potem ktoś inny spowoduje ich uwolnienie. Oczywiście zrobi to ta osoba, która jest mocno umoczona w tej sprawie. To wiedziałem tylko ja.
Mike zakończył rozmowę z Darianem i wyłączył komórkę. Spojrzał na swoje córeczki. Su trzymała głowę na udach Lorri, a ta gładziła włosy młodszej siostry. Młodsza usnęła. Nie z powodu zmęczenia. Raczej z bólu po stracie ukochanej osoby. Starsza chwilkę siedziała, w końcu delikatnie wstała, układając głowę siostry na poduszce. Podeszła do ojca. Usiadła mu na kolanach i wtuliła główkę w jego tors. Siedzieli dłuższą chwilę w milczeniu.
– Tato?
Wiedziałem, o co chce go zapytać. Przez te kilka godzin mocno wydoroślała.
– Tak, kochanie?
– Dlaczego mnie porwano? To przeze mnie zginęła mama.
– Nie mów tak. Ten świat nie jest dobry. Ludzie robią okropne rzeczy. Zabijają czasem, bo chcą zabrać torebkę, w której jest kilka dolarów. Robią to ludzie bez sumienia.
– Co to znaczy, tatusiu?
– Jeżeli ktoś ma, sumienie wie, że źle robi. Są jednak tacy, którzy nic nie czują, mimo że czynią zło.
– To musi być straszne. Oni muszą być nieszczęśliwi. Bardziej niż my teraz.
Zdziwiłem się, słysząc takie słowa, szczególnie że padły z ust jedenastoletniego dziecka. Oczywiście moje zdziwienie nie przypominało ludzkiego.
– Masz dobre i wielkie serce, kochanie. Wiem, że to jest trudne, ale powiem ci. Nasz ból się zmniejszy i będziemy z tym żyć. Oczywiście ani ty, ani ja nie zapomnimy do końca życia, tego, co się stało.
– Dziadek umarł i też to pamiętam, Susan chyba nie, ale to co innego, prawda?
– Tak, skarbie. Dziadek umarł na zawał serca. Też mógłby dłużej żyć, gdyby było mu pisane. Mama była zdrowa. Mogła jeszcze żyć i sześćdziesiąt lat.
– Tato. Wszyscy umierają. Dlaczego?
– To bardzo trudne pytanie. Biblia mówi, że przez grzech przyszła śmierć, ale ci, co wierzą w Boga, mają nadzieję, że kiedyś powstaną i będą żyć wiecznie.
– I ja tak wierzę, chociaż nie rozumiem.
– Nikt tego nie rozumie. Nie wszystkie rzeczy możemy zrozumieć i to nie jest zależne od wieku.
Czułem, że nie odpuści. Mike o tym nie wiedział.
– Dlaczego mnie porwano? – powtórzyła.
– To bardzo łatwe pytanie, ale odpowiedź może być dla ciebie za trudna. Jesteś pewna, że chcesz znać odpowiedź?
– Tak. To dla mnie niezwykle ważne.
– Powiem ci, ale jeżeli nie zrozumiesz, nie próbuj naciskać.
– Dobrze, tatusiu.
– Wiesz, jak przyszłaś na świat?
– Tak. Mamusia mnie urodziła.
– Tak, ale chodzi mi o coś więcej.
– Tak, tato, ja wiem.
– Skoro tak, to chyba mogę ci powiedzieć. Normalni ludzie poznają się i kochają, a potem robią coś i z tego powstaje dzidzia.
– Kochają się. Czytałam i wiem ze szkoły, tak bez detali.
– Normalnie dzieje się to kiedy mężczyzna i kobieta osiągną pewien wiek, zwykle jest to osiemnaście lat. Są niektórzy ludzie i nawet kultury, które uważają, że można to robić wcześniej. Ciebie chciano porwać do jakiegoś arabskiego kraju. Prawdopodobnie na półwyspie arabskim. Tam dostałbyś się do haremu. Byłabyś żoną kogoś, kto ma kilkadziesiąt żon i żyłabyś jak kanarek w złotej klatce.
– Czy człowiek, który to nakazał, kazał zabić mamę?
– Nie kochanie. On chciał tylko mieć taką dziewczynkę jak ty, dla niego nie było ważne, co więcej się stanie.
Lorri popatrzyła na ojca.
– Ten ktoś by mnie skrzywdził, prawda?
– Tak.
– Tatusiu, ja wiem o czym mówisz, ale nie jestem na to gotowa. I nie dlatego, że jestem nie w pełni dojrzała. Chciałbym być z kimś, kto mnie kocha i ja jego, jak ty z mamą. Nie rozumiem tylko sobie wyobrażam, jestem za mała by wiedzieć dobrze, prawda?
Lorri wytarła łzę.
Znowu się zdziwiłem. Mike miał bardzo mądrą córkę. Poczułem, co Lorri zaraz powie i nie mogłem temu zapobiec.
– Tato, pamiętasz rano? Ja czułam, że stanie się coś złego. Gdybym wiedziała… Obiecaj mi, że znajdziesz tego kogoś i zabijesz go. Żeby już nigdy nie skrzywdził nikogo.
– Czy wówczas będziesz czuć mniejszy ból po stracie mamy? – Mike nie pojmował, że córka mogła to powiedzieć.
– Nie, tatusiu. Tu nie chodzi o mnie. Tu chodzi o to, że skoro ten ktoś zrobił to teraz, zechce znowu.
– Tak, skarbie. Nie mogę ci tego obiecać. Tacy ludzie mają innych ludzi, którzy ich bronią. Mógłbym zginąć i kto opiekowałby się tobą i Su?
– Dlaczego pan Bóg dopuszcza takie rzeczy?
– Tego nie wiem. Naprawdę. Wierzymy, że jest dobry, ale nie rozumiemy, dlaczego do tego dopuszcza. Nikt tego nie wie. Może tylko On sam to wie. Tylko On.
Cóż, nie chciałem poprawiać Mike’a. Ja to wiedziałem również, lecz również miałem świadomość z pewnością, że Mike tego by nie zrozumiał, gdybym nawet mu odpowiedział.
– Kiedy dorosnę, będę walczyć ze złem. Nigdy się nie poddam. Zawdzięczam tobie, że jestem wolna. I muszę spłacić ten dług.
– Kochanie. Prosiłem Boga i on mnie wysłuchał. On kogoś posłał albo zezwolił, by ten ktoś mi pomógł. Anioł mi pomógł, ale nie mów o tym nikomu. Nawet Susan.
– Dobrze, tatusiu. Nie powiem nikomu. Słyszałam, jak rozmawiałeś z o tym z panem porucznikiem.
Lorri omiotła wzrokiem pokój.
– Tu są trzy łóżka, ale nie chcę spać sama, możemy spać razem we trójkę?
– Dobrze kochanie. Wiem, że zawsze mama pomagała wam w myciu i innych sprawach. Teraz ja będę musiał.
– Rozumiem, tatusiu. Od teraz będziesz dla nas jak mama i tata.
– Tak skarbie.
– Umyję się sama. I będę pomagać Su we wszystkim jak mamusia. Tak będzie dobrze, prawda?
– Tak kochanie. Dziękuję.
Pocałował córkę w czoło.
– Chcesz już iść spać?
– Pewnie nie zasnę, ale tak.
– Będę tu i nie spuszczę was z oka, a położę się później, dobrze?
– Dobrze.
Lorri podeszła do walizki. Wyjęła swoją piżamkę i przybory do mycia zębów. Wzięła to i skierowała kroki do łazienki. Poczułem, że mogę się odezwać.
< Dziękuje, że jej tego nie obiecałeś. Masz bardzo dobrą i mądrą córkę.>
< Tak. Zaskoczyła mnie. Teraz dzieci wiedzą dużo, ale i tak się zdziwiłem.>
< Skoro domyśliłeś się odnośnie do Lorri, to ci powiem. To najbardziej delikatna droga. Przy porwaniach dla zaspakajania żądzy ciała. Są tylko gorsze. I takie, że przeraziłyby nawet ciebie. Czasem się dziwię, nawet ja, dlaczego mój Pan do tego dopuszcza.>
< Słyszałeś, o co zapytała. Czy ty wiesz, dlaczego dopuszcza to wszystko? >
< Tak, ja wiem, ale mnie nie pytaj. Nie jesteś w stanie tego zrozumieć.>
Wiedziałem, że istnieje proste wytłumaczenie i to chciałem mu powiedzieć później.
< Dobrze, wierzę ci. Ty oczywiście wiesz, kto jest w to bezpośrednio zamieszany, ale mi nie powiesz, prawda? >
< Tak, wiem, ale jak będziesz bardzo chciał, dojdziesz do tego sam.>
< Bardzo tego chcę. Zrobię wszystko by do tego doprowadzić. Czy masz jakieś imię? >
< Możesz nazywać mnie John, albo Ahmed.>
< Masz poczucie humoru. Pomagasz mi. I wątpię, czy komukolwiek tak pomogłeś. Chcę znać twoje prawdziwe imię. Proszę. Nikomu nie powiem.>
< Dobrze, powiem ci. Nazywam się Abhis, to znaczy Otchłań.>
< Otchłań znaczy abyss.>
< Tak, ale ja jestem specjalną otchłanią. Chciałeś, to ci powiedziałem.>
< Dziękuję, Abhis.>
Wiedziałem, że będzie chciał wiedzieć. Nie głupi ten Mike.
< Wybacz, Abhis. Święta Biblia mówi, że wszystkie imiona aniołów kończą na EL{PHP}
< To ty sądzisz, że jestem aniołem. Tylko tego, nie mów nikomu. Pamiętaj.>
< To, kim jesteś{PHP}
< Myślałem, że wiesz. Bez obrazy, Pan zezwolił, ale to ja zdecydowałem ci pomóc, nie On, lecz nie żałuję.>
Mike zbladł.
< Abhis, czy ty jesteś Śmiercią{PHP}
< W rzeczy samej.>
< Abhis. Ludzie mówią, że śmierć jest stanem. Inni wierzą, że to istota rodzaju żeńskiego, wiesz o tym, prawda{PHP}
< Wiem prawie wszystko, a jeżeli potrzebuję większego poznania On mi go udziela. Ludzie są w błędzie. Wybacz, ale mogliby wiedzieć, ale nie chcą. >
Przez chwilkę nie miał myśli.
< Czułem, że ten facet we mnie mierzył, ale nie strzelił...>
< Dobrze czułeś. Ty mu wybaczyłeś, a on ci chciał strzelić w plecy. >
< Zrobiłeś coś...>
< Tak. Wkurzył mnie, mówiąc w waszym języku. Pokazałem mu swoją prawdziwą twarz >
< Mnie pewnie nie pokażesz, prawda.>
< Oczywiście, że ci pokażę. Każdemu pokazuję. Zawsze.>
< Znaczy, Tracy cię widziała{PHP}
< Tak. To musisz zrozumieć. Jest dwa gatunki ludzi. Dobrzy i źli. Dobrym pokazuję jedną twarz, złym drugą. Ta pierwsza jest piękna, piękniejsza niż twarz najpiękniejszego anioła. Druga? Nie jesteś w stanie wyobrazić sobie, jak jest straszna. Ty zobaczysz tę piękną, przed snem. >
< Przed snem{PHP}
< Ludzie zasypiają. Obudzą się we właściwym czasie.>
< Rozumiem.>
Mike się zamyślił.
< Zastanawia mnie jedna rzecz. Dlaczego Tracy była w domu{PHP}
< Dowiedz się. Powiedziałem ci, że dojdziesz do wszystkiego, jeśli zechcesz.>
< Dojdę. Dziękuje ci jeszcze raz, Abhis. Pójdę zobaczyć, co z Lorri.>
Mike poszedł w kierunku łazienki.
– Wszystko dobrze, kochanie?
Pomyślałem, że zadał idiotyczne pytanie, ale w końcu ludzie nie są doskonali i popełniają błędy.
– Nie – odrzekła córka.
– Mogę wejść?
– Możesz.
Mike wszedł do łazienki. Lorri siedział na klozecie i płakała. Miała na sobie piżamkę. Mężczyzna wziął ją na ręce i zaniósł do pokoju.
– Umyję się i zaraz do was przyjdę.
– Zostań…
– Muszę umyć ząbki, bo inaczej będą mnie boleć jak u Su.
– To pójdę z tobą.
– A Susan? Kto z nią będzie?
– Dobrze, to umyj się szybko i wracaj.
Mike rozebrał się, kiedy tylko córka wyszła. Wziął szybki prysznic i ekspresowo umył zęby. Założył spodnie od piżamy i podkoszulek. W tym czasie Lorri przebrała siostrę w piżamkę i obie leżały już w łóżku, kiedy wyszedł z łazienki.
Ojciec przytulił Lorri z jednej strony, a Suzan spała z drugiej. Po chwili Lorri zasnęła.
– Moje skarby – łzy pociekły po policzkach mężczyzny.
Po chwili się uspokoił. Zaczął myśleć, że dobrze by było, gdyby znalazł kogoś, kto zajmowałby się dziewczynkami. I kiedy tak o tym rozważał, poczuł, że jego komórka wibruje. Szybko po nią sięgnął.
Otrzymał wiadomość od Jane.
,,Jak sobie radzicie?”
,,Wiesz, jest trudno. Porozmawiamy jutro. Położyłem dziewczynki i sam jestem już w łóżku” – odpisał.
,,Jeżeli będziesz potrzebował pomocy, to jestem.”
Może ona mi pomoże, pomyślał po chwili. Okazała mi dużo serca…
Zasnął.
Obudził się rano. Dochodziła szósta. Pierwsza myśl, jaka mu przyszła, że nie ma już Tracy. Poczuł smutek. Delikatnie wstał, by nie budzić dziewczynek. Załatwił potrzebę. Umył ręce i zęby. Założył koszulkę, bokserki i spodnie. W pokoju panowała miła temperatura.
Wziął notes i ołówek. Zaczął pisać.
Dlaczego nie przyjechał autobus.
Kto wiedział, że Lorri jest śliczna i o nietypowej urodzie.
Pułkownik z komendy głównej, Lorenz.
Lorri się obudziła.
– Dzień dobry kochanie – szepnął.
– Dzień dobry, tatusiu. Pójdę do łazienki i zaraz przyjdę.
– Dobrze skarbie. Chcesz pewnie pić. Mogę zamówić sok z owoców…
– Powiem ci, kiedy przyjdę. Bardzo mi się chce…. wiesz.
– To idź.
Patrzył na kartkę. Lorri przyszła w szortach i koszulce.
– Może coś załóż…
– Jest ciepło, tatusiu.
Usiadła obok niego i mocno wtuliła.
– Czy kochałeś mamę więcej od nas?
Popatrzył na nią.
– A ty kochasz więcej mnie czy Susan? I czy kochałaś więcej mamę, czy mnie?
– Nie wiem. Tak samo, ale inaczej. Kocham ją nadal.
– Tak, oczywiście. Tak jest i ze mną. Kocham was obie tak samo i mamę kocham też tak samo.
– Przepraszam, głupio się zapytałam.
– Chcę cię o coś zapytać. Dlaczego nie pojechałaś autobusem do szkoły?
– Zadzwonili, że się popsuł. Dlatego mama zadzwoniła do pracy i powiedziała, że jesteś u dentysty z Susan, a ona nie chce przywieźć mnie za wcześnie. Gdyby to zrobiła…
– Rozumiem.
– Kochanie. Jeżeli ktoś zaprzyjaźniony będzie z wami, a pan policjant na korytarzu, nie będziesz się bała?
– A coś nam grozi?
– Chyba już nie.
– Wolałabym być z tobą. Rodzice Alison się nie zgodzą, by tu była…
– Nie myślałem o Alison. Dobrze, będziemy razem.
– A o kim myślałeś? Nie lubię cioci Ann.
Ann była siostrą Tracy, zmarła mama dziewczynek, nie przepadałam za nią również. Ann nie lubiła Mike’a z pewnego powodu. Bardzo głupiego powodu. Podobał się jej i raz coś próbowała i mężczyzna skończył jej poczynania bardzo zdecydowanie… Nigdy nie powiedział Tracy, ale ona czuła, jak to kobieta. Od tej pory Ann już nie przychodziła. Nie przeprosiła. Gdyby to zrobiła…
– Poznasz ją. Pani Jane z pracy. Zaoferowała pomoc.
– Pamiętam ją. Jest mila i cię lubi.
– Skąd wiesz?
– Widziałam ją w zeszłym roku z jej chłopakiem. Dupek. Powinna z nim zerwać.
– Zerwała. Masz dobrą pamięć.
Zmieniłem nagle temat.
– Czy ktoś ci się przyglądał? W taki inny sposób. Wiesz, o co mi chodzi… Nie jesteś już całkiem dzieckiem… dlatego pytam.
Popatrzyła mu w oczy.
– Doktor Fallgraff. Zawsze się uśmiecha. On patrzył na mnie dziwnie i to kilka razy.
– On ma córkę w twoim wieku…
– Tato! Widziałam, jak się na nią patrzył. Patrzył na nią jak ty na mnie, ale na mnie patrzył zawsze inaczej. Miesiąc temu zrobił mi zdjęcie. Powiedział, że jestem jego ulubioną pacjentką. Nic wam nie mówiłam, może powinnam…
– Czy ktoś jeszcze?
– Frank Gorman, kolega z klasy. Podobam się jemu.
Mike się uśmiechnął.
– A on tobie?
– Jest spoko. Lubię go też. Dał raz w twarz Tomowi Mayerowi, bo mnie nazwał piegusem.
Ojciec Lorri wiedział, że to jest w porządku. Natomiast dentysta… Mike zacisnął pięści.
Susan otworzyła oczka. W pierwszej chwili nie wiedziała, gdzie jest, ale zobaczyła ich i się uspokoiła.
– Jak spałaś, kochanie? – zapytał ojciec
– Ty mnie ubrałeś w piżamkę, tatusiu?
– Nie, kochanie, Lorri to zrobiła. Od dzisiaj twoja siostra będzie ci pomagać, jak poprzednio mamusia, dobrze?
– Dobrze, tatusiu. Wiem, że Lorri mnie kocha. Obiecuję być grzeczna, jak nigdy jeszcze nie byłam.
– Co chcecie na śniadanko?
– Nie wiemy – odrzekły.
Minka młodszej wskazywała, że zaraz zacznie płakać.
– Su. Nam też jest przykro. Postaraj się nie płakać, przynajmniej spróbuj.
– Dobrze, Lorri.
Mike zamówił owoce, jogurt. Naleśniki, dżem i masło. Sok z marchewki i jabłka. Avocado i banany. Ser żółty, pomidory i grzanki.
– Po śniadaniu pojedziemy do mnie do pracy, a potem do pana Carmela.
– Tato nie będziesz pracował, prawda? – buzia Lorri przyjęła lekki niepokój.
– Nie, kochanie, pojadę tylko porozmawiać.
Po kilku minutach przynieśli śniadanie. Dziewczynki miały apetyt. Cóż musiały żyć. Od północy umarło i zginęło na ziemi sześćdziesiąt dwa tysiące ludzi. Moje odbicia wykonywały zadania, jak co dzień, od kilku tysięcy lat.
Po śniadaniu umyli zęby. Mike poczekał, kiedy dziewczynki się kompletnie ubiorą. Po kwadransie byli na dole. Mike rozejrzał się. Dwa wozy policyjne stały na ulicy. Ojciec dziewczynek wysłał tekst do porucznika Carmela. Ten mu odpisał, że załogę z jachtu zabrało FBI.
Brunet ruszył spokojnie w kierunku pracy w asyście policji. Korki w San Francisco były w różnych miejscach i o różnych porach. Oczywiście najwięcej rano i około czwartej do szóstej. Dojechali po czterdziestu minutach.
Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.