Oczywiście wiedziałem, że właścicielem niebieskiego samochodu jest 62-letni Colem Solgreen. Bezrobotny. Drobny pijaczek i kanciarz. Obecnie pozostawał w stanie upojenia alkoholowego. Mike posiadał Asus VivoBook za niecałe 400 $. Przytomnie pobrał datę z komórki, użył hotspot i wszedł na stronę główną. Wystukałem kod dostępu i po trzydziestu sekundach otrzymaliśmy dane.
– Colen Solgreen, lat 62. Bezrobotny. Raczej nie będzie potrzebował samochodu przez najbliższe godziny.
Na szczęście Mike nie pytał, skąd to wiem. Po prostu mi uwierzył. I dobrze zrobił.
– To jedźmy. Jesteś sprawny, a umiesz strzelać ?
– Nie za bardzo.
– Nie szkodzi, nauczę cię, znam się na tym. Rozumiesz, kontakty z policją.
Spojrzał na mnie. Wiedziałem, że to ten czas. W końcu musiał zapytać.
– Kim jesteś?
– Pomagam ci, przecież poprosiłeś.
– Prosiłem Boga.
– Ale ty nie jesteś Bogiem.
– Nie jestem. A tak naprawdę skąd wiesz, że Nim nie jestem? Twoje przeczucia cię nie mylą, ale nie mogę ci na razie powiedzieć wszystkiego, więc zrobię to tylko częściowo, lecz zanim to uczynię, zadam ci pytanie. Chcesz, żebym ci pomógł znaleźć córkę?
– Bardzo
– Tak czuję.
– Dobrze, zrobię to, ale w zamian zrobisz kilka rzeczy dla mnie, dobrze?
Nie chciałem mu mówić, że decyzje podjąłem już na początku. Jak do tej pory nigdy nie robiłem niczego innego, jak tylko to do czego zostałem stworzony.
– Zrobię – odrzekł Mike.
– W porządku. To mamy układ. Mam ciało Ahmeda Haddada.
– A co z Ahmedem?
– Został zabity w wyniku wybuchu bomby. Nie miał bliższej rodziny, wśród żywych. Wszyscy jego bliscy zginęli. Widzisz, ten świat… to nie jest zbyt dobre miejsce.
– Wiem. Zrobię wszystko, co tylko będę mógł.
Uśmiechnąłem się.
– Nauczę cię. Znam się trochę na wielu sprawach. Zostaw komórkę w wozie. Laptop również. Idziemy.
Nie ociągał się i zrobił, o co prosiłem.
Tak jak wiedziałem, Buick był otwarty. Colem często zapominał kluczyków, dlatego trzymał wóz otwarty, a kluczyki chował pod wycieraczką. Mike otworzył drzwi.
– Otwarty.
– Poszukaj kluczyków.
Sprawdził w kasetce na dokumenty, potem nad głową kierowcy, w końcu pod wycieraczką. I tam je znalazł. Zapalił wóz.
– Jedź autostradą 580 w kierunku San Rafael, ale za Oakland skręcisz w 80, a potem w drogę 101, w kierunku Golden Gate National Park, następnie pojedziesz drogą numer 1 do Muir Beach. Tam zobaczysz luksusowy jacht, do niego wiozą twoją córką. Musisz się pospieszyć, bo odpływają za dwie godziny. Raczej nie dogonisz Lexusa, ale jak się postarasz, przetniesz drogę samochodu wiozącego Lorri, zanim kierowca dowiezie ją do jachtu. Wówczas będziesz miał dużo większą szansę, by ją odzyskać… Tylko jedź przepisowo.
– Alison mówiła, że zbrodniarz przyjechał Mercedesem.
– Tak, ale potem przełożyli ciało do czarnego Lexusa 570 LX.
– Czy Lorri żyje?
– Gdyby chcieli ją zabić, zginęłaby razem z matką.
– Wiesz więcej…
– Wiem wszystko, na ten moment, ale nie bądź zbyt szybki. Pomagam ci, prawda?
– Tak. Czy to stało się dlatego, że nie byłem dobrym człowiekiem?
– Jesteś dobry.
– Czyli dlaczego?
– Jedź, Mike.
– Susan będzie płakać.
– Tak, ale na to na razie nie możesz nic pomóc. Widzę, że dobrze sobie radzisz.
Mike ruszył. W baku pozostało tylko z dziesięć litrów. Colem jeździł zawsze na minimum. Mike podjechał na pierwszą stację Shell. Był naprawdę inteligentny. Zapłacił sześćdziesiąt dolarów gotówką. Kupił również dwie kanapki z serem, szynką i pomidorem. Wziął również dwie butelki wody.
– Proszę, to dla ciebie. – podał kanapkę i butelkę z płynem.
– Na razie nie jestem głodny – powiedziałem.
Zacząłem się zastanawiać. W końcu żyłem w ciele człowieka, a ciało potrzebuje energii. Na tę chwilę pobierałem ją inaczej niż większość ludzi.
– Dasz córce.
Wiedziałem, że przyjmie tę informację pozytywnie. Potrzebował wsparcia duchowego.
Jechał szybko, ale poprawnie. Zwracał uwagę na znaki. Po godzinie i dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. W dali dostrzegliśmy czarnego Lexusa. Pusta droga, pole bez drzew, luksusowy SUV jechał w odległości pół kilometra od nas.
– To ten? Mówiłeś, że go raczej nie dogonię.
– Jechaliśmy na skróty.
– Czyli to ten, czemu głupio pytam. Kierowca pewnie ma broń.
– Z pewnością.
– Czy to on zabił moją żonę?
– Nie, ale wie, kto to zrobił.
Mike zatrzymał samochód. Otworzył bagażnik. Po chwili wrócił z piętnastocalową stalową rurką. Ludzie często używają takiej do wspomagania klucza przy zdejmowaniu koła.
– Co myślisz zrobić?
– Stanę na szosie, a kiedy on się zatrzyma, zapytam go o drogę.
– Niezła myśl, ale co ci to da? Może się nie zatrzyma, tylko cię wyminie.
– Faktycznie. Coś muszę wymyślić, żeby się zatrzymał i wyszedł na zewnątrz, przypuszczam, że jedzie sam.
– Tak. Jest sam. Myśl szybciej.
– Pomożesz mi?
– Pomagam.
– Pomyślałem, że może wyprzedzę go i stanę na szosie, a ty położysz się na drodze i będziesz udawał nieżywego.
Zacząłem się śmiać.
– To najlepszy dowcip, jaki ostatnio słyszałem. Dobrze, ale musisz się pospieszyć. On ma być na miejscu za piętnaście minut, a na jachcie jest kilku ludzi z karabinami maszynowymi.
Mike znacznie przyspieszył. Skręcił w lewo, jechał osiemset metrów prosto, potem pięćdziesiąt w prawo i znowu w prawo. Musiałem mu pomóc. Dlatego kierowca Lexusa zatrzymał samochód za potrzebą. Ponieważ miał kłopoty z nerkami z powodu nadużywania alkoholu, trochę to trwało. Dojechaliśmy na drogę, zanim się tam pojawił. Mike zatrzymał samochód, otworzył drzwi i wyszedł. Ukrył się za prawą stroną przy przednim błotniku, a ja położyłem się na szosie. Wygadało, że Pan zaakceptował i to moje poczynania. Sprawdziłem sumienie kierowcy. Martin Knnap pochodził z Niemiec. Zabił do tej pory trzy osoby. Mógł się zatrzymać lub nie. Pozostawiłem mu wybór. Pan zawsze tak czynił, aż do końca, czyli pozostawiał ludziom wybór aż do spotkania ze mną.
Każdy ma możliwość poprawy. Ten gość nie wyglądał na takiego, ale pozostało w nim trochę sumienia. Tak naprawdę był najmniej zły z całej reszty. Wiedział, czym zajmują się panowie na jachcie. Mieli tam jeszcze trzy dziewczynki w wieku lat dwanaście, jedenaście i dziesięć.
A jednak zamierzał przynajmniej sprawdzić, co się stało leżącemu na drodze! Poczułem, że zwalnia, zatrzymał się, otworzył drzwi i wyszedł. Pochylił się nade mną. Otworzyłem oczy.
– Serce – szepnąłem.
– Nie mam cza…
Dalej nie zdążył. Mike walnął go zdrowo w głowę. Zdolny chłopak. Otworzył bagażnik samochodu, którym jechaliśmy, potem sprawdził kieszenie leżącego bandyty. Martin miał pistolet i nóż. Gdyby Mike służył w wojsku…
Jakkolwiek i tak radził sobie dobrze. W bagażniku La Sabre’a znalazł długą linkę. Związał ręce Martina w nadgarstkach, poprzednio umieszczając je z tyłu, za plecami. Związał mu również nogi przy stopach, a następnie skrępowała razem nogi i ręce. Wsadził Martinowi kawałek szmaty do ust. Podniósł nieprzytomnego bandytę i wrzucił do bagażnika Buicka.
Dopiero wówczas poszedł do sporego SUV. Chciałem odczuć jego radość. Wstałem i usiadłem na miejscu pasażera. Po chwili wrócił z Lorri na rękach. Płakał.
– Uśpili ją.
– Tak. Postarałeś się nieźle, ale zrobiłeś jeden błąd.
Otworzył tylne drzwi i ułożył córkę na siedzeniu.
– Tak, jego komórka. Mogą nas namierzyć.
– Zuch.
Otworzył bagażnik i po chwili wrócił z komórką Martina.
– Pewnie ma tu trochę danych.
– Nie jesteś jeszcze gotowy.
Spojrzał na mnie krótko. Rzucił komórkę na jezdnię i rozdeptał butem.
– Wracamy?
– A chcesz tu czekać na tych ze statku?
– Tam pewnie jest więcej takich dzieci jak moja córka, prawda?
Uśmiechnąłem się.
– Tak. Trzy dziewczynki. Zawiadomimy straż przybrzeżną. Podamy im nazwiska ofiar, inaczej nam nie uwierzą.
– Czy ruszą za kilka minut?
– Nie, bo komuś bardzo zależy na twojej córce. Oczywiście nie powiem ci teraz ich nazwisk, sam dojdziesz. To jedna ze spraw, o którą cię poproszę.
– Dobrze. Gdzie jest zabójca mojej żony?
– Na razie tam, gdzie był wcześniej. Za jakieś trzydzieści minut dostanie telefon, że przesyłka nie doszła i wówczas będzie wiał.
– Przed nimi?
– Tak. W tym fachu nie ma niewykonanych zadań. Wykończą go, chyba że ucieknie.
– Powiesz mi adres?
– Za jedną przysługę, trzy.
– Zrobię wszystko, już ci mówiłem.
– Masz dwie córki, nie masz żony. Kto się nimi zajmie?
– Tak, masz rację. Będę ci posłuszny.
– Jedź. Mała się wkrótce obudzi. Głodna i spragniona. Może zdążysz. Broadway i San Jose w dzielnicy Alameda.
Mike jechał szybko, ale nadal zgodnie z przepisami. To, że odzyskał Lorri, tylko nieco osłabiło jego ból. Dostrzegł garaż, to musiał być ten właściwy. Rzucił okiem na swoją córeczkę.
– Śliczna jest…
– To dlatego – rzekłem.
Mike spojrzał na mnie dłużej.
– Co zamierzasz? – zapytałem.
– Zadzwonię, a jak otworzy, przywalę mu rurką…
Ojciec dziewczynek był odważny, ale zupełnie nie miał teraz pojęcia, co powinien zrobić.
– Widzisz tam, to kamera, morderca z pewnością nie jest sam.
– Chcę go zabić – rzekł głucho Mike.
Na chwilę owładnęła nim chęć zemsty.
– Jak chcesz…
Pomiarkował się natychmiast.
– Powiedziałem, że będę ci posłuszny, a staram się zawsze dotrzymywać słowa.
– Tak, wiem o tym. Dlatego między innymi ci pomagam. A wierz mi, robię to pierwszy raz.
– Dobrze, to co mam zrobić?
– Idź i zapukaj – odrzekłem.
W końcu to mogłem dla niego zrobić. Chciałem i mogłem. Wpłynąłem na pozostałych trzech bandytów, aby zostali w środku. Oczywiście zakłóciłem połączenie telefoniczne z tymi z jachtu, dlatego tamci postanowili natychmiast tu przyjechać. Lorri spała, ale mogła się obudzić w każdej chwili. Zdziwiło mnie, ze Mike nie wziął ani pistoletu, ani rurki. Czułem go i pokiwałem tylko głowa z niedowierzaniem.
– Odważny i dobry mężczyzna – powiedziałem cicho.
Nie mogłem pozwolić, by mu się teraz stała krzywda.
Mike zadzwonił do drzwi. Sumienie mordercy Tracy obciążało siedemnaście morderstw. Zabił sześć dorosłych kobiet i siedmiu mężczyzn. Tylko czworo z nich miało coś poważnego na sumieniu. Z prostej matematyki wynikało, że uśmiercił czworo dzieci. Na szczęście brunet o tym nie wiedział.
Jacques Laplass liczył trzydzieści cztery lata i pochodził z Marsylii. Karierę zabójcy zaczął w wieku lat dziewiętnastu. Pozostał w nim jeden procenta sumienia.
W wieku dwudziestu dwóch lat zadrżała mu ręka, kiedy zastrzelił kobietę w ósmym miesiącu ciąży. Dzięki temu dziecko uratowano.
Morderca Tracy otworzył drzwi, chwilkę wcześniej umieścił pistolet z tyłu, za paskiem spodni. Mogłem być tysiąc kilometrów i tak bym słyszał rozmowę, a znajdowałem się o tylko osiem metrów od wejścia.
Laplass nie poznał Mike’a, a może nie dali mu zdjęcia.
– Czego pan sobie życzy?
– Zabiłeś dziś rano moją żonę, Tracy Celvenn. Odzyskałem moją Lorri. Powinienem cię zabić, bo jesteś złym człowiekiem, ale ci wybaczam.
Mike odwrócił się i zaczął wracać w kierunku Buicka. Jacques zamarł na chwilę. To ten jeden procent sumienia jeszcze się w nim tlił, ale trwało to może półtorej sekundy. Wyciągnął pistolet i wymierzył prosto w plecy bruneta.
Zrobiłem dzisiaj już trochę, a teraz musiałem się pospieszyć.
Zanim nacisnął spust, stanąłem przed nim w mojej prawdziwej postaci, tej dla takich złych ludzi jak on.
– Jesteś nawet niewart piekła. Człowiek ci wybaczył, a ty mu chcesz strzelić w plecy?
Mogłem nic nie powiedzieć i tak mój widok zrobiłby swoje. Ponieważ pierwszy raz w historii pozwolono mi na bycie niejako w ludzkiej skórze, zacząłem odczuwać też ludzkie odczucia. Oczywiście nadal nie utraciłem nic z moich poprzednich mocy. Mówiąc prosto, morderca Tracy mnie wkurzył. Opuścił lufę i schował się do domu. Jeszcze nigdy w życiu nie czuł takiego strachu. Mike wrócił do samochodu. Znalazłem się przed Jacques’em szybko i równie prędko wróciłem, tak że brunet niczego nie zauważył.
– Postąpiłeś bardzo szlachetnie – westchnąłem – prawdę mówiąc, wzruszyłem się
– Dziękuję – powiedział smutno.
– Tracy jest w dobrym miejscu, nie martw się.
– Kocham ją nadal, ale dzieci…
Cóż, z tymi odczuciami miałem odczynienia od tysiącleci.
– Co zrobisz z kierowcą Lexusa? – zapytałem.
– Zawiozę go na posterunek policji i tam go zostawię.
– Wówczas się wywinie – powiedziałem.
– W naszym kraju system sprawiedliwości działa aż tak źle?
Spojrzałem na niego z sympatią.
– Przekonasz się sam. Sugeruję zostawić go przed tym domem i to teraz.
– Wówczas go uwolnią.
– Myślisz jak porządny człowiek, ale nie mamy odczynienia z dobrymi ludźmi. Ten, którego masz w bagażniku, zabił tylko cztery osoby, Jacques siedemnaście.
– A to łajdak!
Usłyszeliśmy strzały. Sprawiłem, by eliminowali się wzajemnie i nie mieli nawet zamiaru wykończyć człowieka, któremu pomagałem.
– Strzelają – powiedział Mike.
– Tak. Podejmij decyzję w miarę szybko. Tamci z jachtu za niedługo tu będą.
– Wrócą do mojego domu?
– Nie Mike, lawina nie schodzi dwa razy tą samą drogą i piorun nie uderza dwa razy w to samo miejsce. Z tym piorunem jest może bardziej prawdziwie.
Dostrzegłem delikatny ruch głowy u Lorri.
– Zaraz się obudzi.
Ojciec zielonookiej dziewczynko zadziałał szybko. Otworzył bagażnik. Wziął kierowcę czarnego SUV na ręce i zaniósł go pod wjazd do garażu. Co za facet z niego! Wrócił po broń i rzucił obok. Rozwiązał go. Tamten spojrzał oniemiały. Miał dużo więcej sumienia od mordercy żony Mike’a. Wstał. Zabrał broń i strzelił w zamek od drzwi. Po pół minucie usłyszeliśmy dwa strzały.
– Jedziemy do domu.
Mike posłuchał.
– Będę z tobą nadal, w nieco inny sposób.
– To znaczy?
– W mojej naturalnej postaci.
– Miałeś mnie poduczyć.
– Zrobię to. Będziesz mnie słyszał. Nawet jak się pomylisz i odezwiesz do mnie, nikt nie usłyszy. Robię to ze względu na Lorri i drugą córeczkę. Sprawiłeś się super. Pomogę ci, a ty zrobisz coś dla mnie.
Stałem się niewidzialny.
– Jesteś tu? – zapytał.
– Cały czas.
Lorri się obudziła.
– Tatusiu!
Zaczęła płakać.
– Tatuś cię odnalazł, już ci nic nie grozi.
– Mamusia….
– Odeszła w dobre miejsce.
Lorri cały czas płakała.
– Kochanie, bardzo bym chciał cię przytulić, ale musimy odjechać z tego miejsca. Pojedziemy do domu.
– Dobrze, tatusiu. Czy Susan jest bezpieczna?
– Tak kochanie, już będzie dobrze.
– Nigdy już nie będzie tak samo, bo mamusia umarła. Ten zły pan ją zastrzelił.
– Tak kochanie, ale mamusia jest w dobrym miejscu, musisz uwierzyć tatusiowi.
– Wierzę ci.
Przysłuchiwałem się w ciszy ich rozmowie.
Tymczasem pod dom, gdzie przed chwilą parkowaliśmy, dojechał Mercedes G 550. Lubili czarne kolory. No cóż, ciemność przyciąga ciemność. Czasami.
Martin Knapp strzelił do Laplassa. Ten jeszcze żył. Dostał jedną kulę w bardzo bolesne miejsce w okolicy żołądka. Kierowca Lexusa nie wiedział, w jaki sposób go zatrzymano jak dziecko. Pluł sobie w brodę, że się wówczas zatrzymał na szosie, ale to należało już do przeszłości. Wiedział, że ludzie z jachtu nie będą pytać. Martin zastanawiał się, ilu ich przyjedzie i z jaką bronią. Sądził, że ktoś z ludzi z San Francisco, sypnął. Miał nadzieję, że uda mu się załatwić gości, dla których wiózł przesyłkę.
Tamci też nie byli idiotami. Nie chcieli zabierać wszystkich, ktoś musiał pilnować ich bossa, oraz trzy małe istot, zamkniętych pod pokładem.
Martin dobrze strzelał. Nadal nie mógł darować sobie, że się zatrzymał. Nie wiedział, że przesądziłem sprawę już na samym początku. Gdyby się nie zatrzymał, pomógłbym mu w tym, tylko prawdopodobnie jego serce by tego nie wytrzymało, a tak, zdobył dodatkowe punkty. W sprawie swojego zbawienia.
Przyjechali we dwójkę. Jeden zobaczył otwarte drzwi do domu. Drugi poszedł do tyłu budynku. Gdyby ich było trzech… Martin zastrzelił jednego zaraz przy wejściu. Poszedł do Mercedesa, którym przyjechali i schował się na tylne siedzenie. Czuł, że ma pięć minut. Bo jak słusznie przypuszczał, za chwilę zjawi się tu kilka radiowozów. Tamten w domu też o tym wiedział. Zobaczył trupy i śmiertelnie rannego Jacques. Skrócił mu cierpienia, strzałem w czoło. Wyszedł przednimi drzwiami, uprzednio się rozejrzawszy. Poszedł do wozu. Zginął w momencie, kiedy usiadł za kierownicą. Martin wyrzucił ciało na bruk, przetarł krew z szyby i ruszył. Zrobił błąd, że odebrał wiadomość z jachtu. Po chwili śliczny model G 550 rozleciał się na kawałki. Gdyby uciekł 500 S, który stał w garażu, miał więcej szans. Podałem tę wiadomość ojcu dziewczynek.
– Morderca twojej żony, zginął. Jedź prosto do domu.
– Dziękuję – powiedział.
– Wystarczy, jak pomyślisz – rzekłem do jego głowy
< Dobrze – odparł w myślach >
(Znaki < > będą określały wymianę myśli Mike’a i głównego bohatera).
< Co mam robić? >
< Jedź do domu. W domu zadzwonisz z komórki Lorri na policję. Podam ci dokładne informacje, inaczej nie złapią jachtu. >
< A co z tymi trzema dziewczynkami? >
< Zobaczymy, jeżeli policja się postara, nie zginą. Zrozum, pomagam tobie, nie mogę pomagać wszystkim. >
< Rozumiem.>
– Kochanie, tam z tyłu znajdziesz wodę i kanapkę.
– Nie będę jadła, ale się napiję. Czy na pewno Susan jest bezpieczna?
– Tak, kochanie. Ci, którzy cię skrzywdzili, już nikogo nie skrzywdzą.
Lorri posiadała dość inteligencji. Zrozumiała i zapytała.
– Tatusiu, dlaczego?!
– Nie wiem kochanie, ale przysięgam ci, że się dowiem.
< Mike, postaraj się nie przysięgać. Ponieważ wówczas i ja czuję się zobowiązany. Teraz pomogę ci spełnić i to przyrzeczenie. >
< Złapiemy wszystkich{PHP}
< Tylko tych, którzy są w to zamieszani bezpośrednio. Ja oczywiście wiem, kim oni są, ale nie będę cię nawet naprowadzał. Przejdziesz dobry trening. Zrobię z ciebie doskonałego agenta.>
< Kto by pomyślał, że Pan Bóg mnie wysłucha i przyśle anioła! >
Nie chciałem na razie wyprowadzać go z błędu, co do mojej tożsamości.
Dojechaliśmy po jakimś czasie, do miejsca gdzie mieszkał. Tak jak można się było spodziewać przy domu Mike’a stały trzy wozy policyjne. Stróże prawa okazali trochę serca i rozumu.
– Mike Celvenn?
– Tak, to ja.
– Musimy porozmawiać…. Jakim cudem jest z panem córka?
– Znalazłem porywaczy. Morderca i kierowca Lexusa nie żyją. Muszę natychmiast rozmawiać z porucznikiem Dorianem Carmelem.
– Czy możemy wejść do domu, panie Celvenn?
– Tak. Gdzie jest moja młodsza córka Susan i jej opiekunka, Alison Nox?
– Są na posterunku. Proszę rozmawiać, porucznik Carmel jest po drugiej stronie – policjant podał mu komórkę.
Zacząłem podawać Mike’owi informacje.
– Proszę posłuchać poruczniku Carmel. Wszystko potem wyjaśnię. Koło Golden Gate stoi srebrny, luksusowy jacht. Na jego pokładzie jest ośmiu bardzo mocno uzbrojonych ludzi. Pod pokładem są trzy porwane dziewczynki. Amanda Parlow, Rebeca Mills i Zoe Falconson. Musicie złapać jacht w Gulf of the Farallones, zanim odpłynie za linie wód terytorialnych. Trzy łodzie pościgowe i dwa helikoptery powinny wystarczyć. Uważajcie na działo. Mogą strzelać, ale jest na to tylko jedna czwarta szansy. Ogłoście przez radio i megafon, że jeżeli zabiją zakładniczki, wszyscy zginą. Jeżeli oszczędzą, puścicie ich wolno.
– Pan zwariował, Celvenn. Nie mogę tak powiedzieć!
– Inaczej będzie miał pan na sumieniu trzy niewinne dusze. Proszę mi zaufać. Jest pan zdziwiony, że odzyskałem Lorri, prawda?
– To jest cud. Nigdy…
– Proszę to zrobić, sam ma pan chłopca i dziewczynkę.
– Tak. Skąd pan wie? Koniecznie musimy porozmawiać.
– Oczywiście, ale potem. Zabójca i jeszcze sześciu ludzi zamieszanych w sprawę pozabijało się nawzajem. Ta informacja powinna pomóc odpowiednim siłom na podjęcie właściwej decyzji. Proszę się nie obawiać, że pułkownik Lorenz z głównej, będzie miał inne zdanie. Proszę zapamiętać ostatnią informację.
Mike przekazał dokładnie. Weszliśmy do domu. Lorri wzdrygnęła się na widok plamy krwi.
– Panie sierżancie. Proszę dopilnować, by tej plamy jutro nie było.
– Proszę wybaczyć panie Celvenn, ale to są ślady przestępstwa…
Sierżant Larrson odebrał meldunek.
– Znaleziono pański Suburban, czyj jest ten samochód?
– Ukradłem. Jest nienaruszony. Proszę przerosić tego starszego człowieka. Jeżeli zechce, może mnie pozwać.
Mike wszedł do domu z córką.
– Tatusiu, bardzo się teraz boję, nie chcę tu być.
– Dobrze, kochanie. Jak tylko przyjedzie Susan i Alison, pojedziemy do hotelu.
– Tatusiu!
Mała wpadła w jego objęcia. Cicho płakała. Mike tylko gładził jej włosy. Otworzył lodówkę i dał córce soku. Mała patrzyła pustym wzrokiem na wszystko.
– To wszystko będzie mi przypominać mamę.
– Wiem skarbie. Jeżeli zechcesz, sprzedamy dom, tylko kto go kupi?
– Nie wiem, tatusiu. Dlaczego?
– Kochanie, już ci mówiłem. Mnie też jest trudno. Wiesz, że bardzo kochałem mamusię.
– Wiem. Mówiłeś, że jest w dobrym miejscu. Ona nas widzi, a my jej nie.
Cóż, nie tak się sprawy miały, ale nie chciałem się wtrącać.
– Musisz coś zjeść, skarbie.
– Na razie nie mogę i nie chcę.
– A w hotelu?
– Może.
Usłyszałem samochód Carmela. W chwile później i Mike go usłyszał. Do domu wbiegła Susan. Rozpłakała się. A kiedy zobaczyła siostrę, uśmiechnęła się przez łzy.
– Lorri!
Przytuliły się mocno. Obie płakały. Po chwili podeszły do ojca. Mike miał siłę. Podniósł je obie. Całował ich buzie, one tuliły go i gładziły włosy. Carmel stał spokojnie, to dobrze o nim świadczyło. W końcu Mike postawił córki na podłogę. Alison stała blisko drzwi.
– Chcemy jechać do hotelu. Alison jest bezpieczna?
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.