Usiadł przy czystych, białych skałach i zamknął oczy. Podobno nadzieja umiera ostatnio ale z kolei zdaniem niektórych wspomniana nadzieja jest matką głupich. Bez wątpienia był zdenerwowany tym które powiedzenie zastosuje się do niego. Przyszedł do tego przeklętego miejsca aby udowodnić że jest coś wart i upokorzyć swojego wroga. Po tym jakby go publicznie przeprosił niekoniecznie przestałby być dręczony ale jego pozycja w tej relacji na pewno zrobiłaby się wyższa. Teraz sam nie wiedział ile czasu minęło odkąd wszedł do tego miejsca. Mogła minąć godzina, dwie, może nawet na górze zaczynało się już południe. Ale wtedy zaczęliby go szukać, nie ma mowy aby go zostawili bez pomocy na tak długo. Nagle włosy stanęły mu dęba a w głowie ponownie zapanował strach. Szybko otworzył oczy i zza łuku zauważył blask.
Ten cholerny zielono-pomarańczowy blask który widział w jaskini. Po co tutaj przyszedł? Może był istotą żyjącą, jakimś potworem który żywił się ludźmi? Wolał się tego nie dowiadywać. Wstał i szybko ruszył przed siebie. Wiedział że jeśli zostanie w miejscu albo się odwróci to wtedy nie zostanie po nim ani ślad. Przyspieszył kroku jak tylko jego zmęczone i posiniaczone nogi mu na to pozwalały. A blask się zbliżał. Po pewnym czasie był tak blisko że czuł jego ciepło na swoich plecach. Znowu zaczął słabnąć być może z powodu jego wpływu. Na nogi postawiło go jednak odkrycie jakiego dokonał. Tunel którym szedł właśnie się kończył. Tuż za nim zdawała się rozpościerać jakieś rozwidlenie. Wszedł tak i w końcu, nareszcie ! To rozwidlenie z którego przyszedł. Znajdował się dosłownie kilkanaście metrów od ratunku. Chciał biec nie zważając na otaczające skały ale musiał się zatrzymać. Wyjście było skąpane w blasku.
Zielono – pomarańczowym blasku z jamy z której ukradł pistolet. Jakim cholernym cudem to … coś mogło go wyprzedzić? Nie miał pojęcia, widział tylko jak zaczęło się robić coraz większe i cieplejsze. Mógł uciekać ale to nie miało sensu. Całe to błąkanie się po podziemiach nie miało sensu więc czemu miałby je kontynuować? Stanął w bezruchu i czekał na to co światło zechce z nim uczynić. Poczuł jakby coś weszło mu do głowy i nakazało mu zamknąć oczy. Uczynił to posłusznie. Po chwili jego kolana znalazły się na ziemi a głowa się pochyliła do dołu. Klęcząc tak poczuł jak ogarnia go ciepło, rozlewające się i wypełniające cały jego organizm. W jaskini chciał przed tym uciekać. Jaki był wtedy głupi. Teraz nie wiedział co się z nim dzieje ale nie obchodziło go to ani trochę. Przejmował się w tej chwili tylko przyjemnością, miłością, szczęściem wlewającym się w jego mięśnie, żyły i tętnice. Ciepło w jego środku rosło i rosło aż w końcu poczuł się jakby ktoś włożył go do rozgrzanego piekarnika a wtedy głośno westchnął. Kiedy doszedł do siebie światła już nie było. Tak samo jak latarki i mapy. Przez moment się przeraził ale zdał sobie sprawę jaką głupotę teraz czyni. Nie potrzebował latarki i mapy aby wrócić tam powierzchnią. Pistolet znalazł pod skalną półką. Był pokryty żółtym śluzem ale wtedy w ogóle się tym nie zainteresował.
Wziął pistolet do ręki i ruszył w stronę wyjścia. Szedł mocno i pewnie, ledwo co widząc ale wyczuwając bieg tunelu i niebezpieczne miejsca na jego drodze. Nie musiał widzieć, wystarczyła mu jego mózg który kierował nim niczym doświadczony przewodnik. Podchodząc do drabiny zastukał w jej obręcz aby oznajmić swoją obecność. Właz otworzył się a na zewnątrz powitała go znajoma twarz Piotrka. Kiedy wyszedł na powierzchnię ten chciał go uściskać ale przerwał swój ruch i zamiast tego popatrzył na niego z zaniepokojeniem
- Co ci się stało?
- O czym mówisz?
Wszystko było w porządku. Czuł się świetnie, wygrał zakład decydujący o jego męskości i szacunku innych, wszystko przecież wydawało się iść ku dobrego.
- Nie masz połowy ubrania. A te siniaki? Trzeba z tym szybko jechać do szpitala
Popatrzył się w dół. Rzeczywiście jego ubranie było poszarpane a w miejscach gdzie zostało całkiem zniszczone na świat wystawały różowe, krwiste okręgi.
- Chodź. Usiądź i odpocznij zanim przyjedzie karetka – powiedziała podchodząc do niego Julka
Spróbowała mu zabrać pistolet z dłoni ale kiedy wyciągnęła po niego rękę nagle odskoczyła jakby rażona prądem.
- Co ty tam robiłeś pod ziemią!? – krzyknęła z twarzą wykrzywioną bólem
- Twoje ręce są naelektryzowane jakbyś właśnie włamał się do elektrowni!
Przez głowę zaczęły mu przechodzić urywki wspomnień spod ziemi. Białe, wilgotne tunele, poczucie zadowolenia ale i osaczenia, ta dziwna jaskinia i to….t o… światło które…
Wspomnienie o którym myślał napełniało go zbyt wielkim cierpieniem. Zamknął oczy a po chwili zadał zebranym pytanie
- Ile minęło czasu odkąd zszedłem pod ziemię?
- Jakaś godzina – usłyszał spokojny głos Piotrka
Na chwilę wszystko w nim otępiało. Kiedy zrozumiał wypowiedź przyjaciela zaczął się pytać pod nosem:
- Co do cholery jasnej? Błądziłem tam tyle czasu a tutaj minęła tylko godzina?
Skierował twarz w stronę zgromadzonych i zapytał spokojnie ale stanowczo
- To żart? Wy sobie po prostu ze mnie żartujecie,prawda?
Zebrani popatrzyli się na niego jak na szaleńca
- Chyba naprawdę nie powinieneś schodzić do tych podziemi, Ligienza. Wyprało ci mózg – usłyszał szyderczy głos Wojtka
- Możesz się zamknąć! ? – wykrzyknęli jednocześnie Piotrek i Julka
- Chodź, naprawdę musisz iść do szpitala. Piotrek, zadzwoń po pomoc – powiedziała z troską w głosie Julka
Owinęła go swoją skórzaną kurtką i wzięła mocno za rękę. Powinien się z tego cieszyć jak głupi ale nie miał na to sił. Nie miał już sił na nic. Zamknął oczy i osunął się powoli w ramiona dziewczyny
********
Drodzy czytelnicy, powyższa część opowiadania jest jego ostatnią. Jeśli wam się spodobało (albo nie) proszę o zostawienie komentarza
Dodaj komentarz