Po pewnym czasie doszedł do wniosku że gdyby ta wyprawa miała formę wycieczki turystycznej z przewodnikiem byłaby właściwie całkiem przyjemna. Kiedy się uniosło wysoko latarkę i uspokoiło strachy z tyłu głowy tunele przestawały przerażać a nawet relaksowały. Wokół panowała niezakłócona niczym cisza a chłód odprężał i zachęcał do przemyśleń. Wziął mocno powietrze w usta, wstrzymał na kilka sekund i wypuścił, następnie powtórzył to kilka razy. W końcu zeszły z niego negatywne uczucia które go tutaj przywiodły. Gniew, żal nad sobą, poczucie niedopełnienia. Nie zniknęły całkowicie, chyba nigdy nie będzie w stanie tego zrobić ale osłabły na tyle że mógł normalnie myśleć. Rozejrzał się we wszystkie strony a potem popatrzył na mapę.
Był w starej kopalni kredy będącej kiedyś zarówno źródłem bogactwa jak i kłopotów dla miasta w którym żył. Bogactwa ponieważ kreda ,ta kreda która jest dzisiaj w każdej szkolnej klasie była kiedyś bardzo cennym surowcem i jej transporty wysyłano nawet do Akademii Krakowskiej. Kłopotów ponieważ wykopywane przez mieszczan tunele z czasem połączyły się i doprowadziły do zapadania się miasta. W końcu wydobycia kredy więc zakazano a tunele zamknięto. Powstały z nich labirynt jednak pozostał i do dzisiejszego dnia nikt nie wiedział gdzie się on kończy. Zbliżył sobie mapę do oczu i zaświecił w jej kierunku latarkę. A następnie zaklął w duchu. ,,Mapa’’ jaką miał była zbiorem niezdarnie przepisanych kresek i symboli. Było tak ponieważ tak się akurat złożyło że kolega u którego odbywała się domówka miał w domu o wiele bardziej pomocny przewodnik po podmiejskich tunelach. Kiedy jednak poprosił o jego wypożyczenie dowiedział się że to rodzinna pamiątka i jedyne na co może mu pozwolić to przepisanie go na kartkę. I tak skończył z wyposażeniem jakie w tej chwili trzymał w rękach. Zgodnie z kreskami i symbolami stał teraz przed rozwidleniem prowadzącym w głąb podziemi. Tunel z lewej strony był szeroki ale dość niski przynajmniej nie na jego wzrost. Tunel z prawej strony wąski tak że mógł być zmuszony do przeciskania się do niego ale na tyle wysoki aby mógł tam nawet stanąć. Mapa nie pomogła mu w wyborze. Jak z niej wynikało oba tunele były do siebie równoległe i prowadziły daleko w głębi podziemi. Musiał zatem wybrać. I wybrał.
Postawił krok w prawą stronę i wszedł do wyższego tunelu. Po kilku minutach po raz pierwszy zahaczył ręką o skałę w boku. Poczuł ukłucie ale na szczęście nic poważnego się mu nie stało. Tylko zdarcie kawałka skóry jak to często się zdarzało w dzieciństwie. Pamiętał jak wtedy często zdarzało mu się wywalać na rowerze. Bolało szczególnie jak zdarł sobie połowę skóry z ramienia. Ale lubił to bo czuł że żyje. Teraz takie uczucie było dla niego czymś obcym. Po chwili jednak tunel zaczął się robić jeszcze węższy. Kiedy do niego wszedł mógł jeszcze rozprostować ręce na tyle by z ugiętymi ramionami sięgnęły jego ścian. Teraz musiał je zgiąć całkiem do siebie i złączyć dłonie aby w ogóle mógł iść. Wtedy po raz kolejny zahaczył o skałę. Tym razem to nie było ukłucie to było wbicie sobie noża w dłoń i kręcenie nim w tkankach. Upadł na kolana i na chwilę stracił zdolność pojmowania gdzie się znajduje. Znalazł się w próżni którą wypełniał tylko obrzydliwy, przeszywający całe ciało ból.Myślał że zemdleje ale udało mu się zebrać tyle sił aby się od tego powstrzymać.
Kiedy ból zeszedł z niego na tyle że mógł przestać myśleć tylko o nim otworzył oczy i popatrzył na przyczynę swojego cierpienia. Była to blizna w kształcie półksiężyca na wierzchu jego lewej dłoni. Wciąż krwawiła ale coraz mniej i goiła się samoczynnie. Odetchnął. Nie naruszył tętnic ani żył. Zostanie mu po tym tylko wielki kawał zdartej skóry na dłoni. Niemniej rana wciąż piekła jak cholera. Kiedy nagle zobaczył jak tunel przed nim się zmniejsza i schodzi w dół. Poświecił mocniej latarką i nie mógł uwierzyć w to co widzi. Tuż przed nim znajdowały się schodki. Skąd one się tutaj wzięły? Nie było ich żadnego śladu na mapie ani nigdy nie słyszał o ich obecności w podziemiach. Z wnętrza jamy do której prowadziły schodki dochodził dziwny zapach. Niby przyjemny chłód jak w reszcie podziemi ale ten był przesiąknięty jakby jakąś zgnilizną, rozkładającym się mięsem. Pierwszą reakcją było to aby trzymać się od tego miejsca jak najdalej. Przypomniał sobie jednak opowieści o ukrywających się tutaj partyzantach. Być może jama na dole schodów była dla nich kiedyś schronieniem? Rozejrzał się wokół siebie tak aby przypadkiem nie uderzyć głową w sufit tunelu, skierował latarkę na schodki i ruszył nimi w dół.
Dodaj komentarz