Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

Błądząc w podziemiach cz.3

Znalazł się w skalnej jamie czystej jak łza i wypełnionej zielono-pomarańczowym światłem. Poczuł się nieswojo. Nie spodziewał się tutaj takiego widoku a blask światła choć powinien go cieszyć i wzbudzać w nim nadzieję sprawiał że czuł ból w kościach i mięśniach. Nie to było jednak najgorsze. W jaskini były rozrzucone po niej szkielety. Konkretnie trzy.Jeden w centrum tuż przy skalnej półce przypominającej ołtarz. Drugi z jego prawej strony leżący tuż przy samym brzegu jamy. I kolejny w takiej samej pozycji ale po jego lewej stronie.  

Musiały być tutaj długo bo nie widział na nich żadnych śladów skóry ani mięśni. Tylko białe kości i wplecione w nie resztki ubrań. Z kości także wydawał się wydobywać ten dziwny, osłabiający blask. Podszedł do szkieletu z prawej strony jaskini i przyjrzał się mu dokładniej. Na siedzącym przy skraju jaskini szkielecie był nałożony niemiecki mundur taki jaki widział w filmach o II wojny światowej. Zdziwił się. Niemiec? Skąd on mógł się tutaj wziąć? Jeśli ktoś 80 lat temu zapuszczał się w te jaskinie to raczej nie byli to żołnierze Wehrmachtu ani SS. Po chwili jednak zrozumiał na czym polegała cała sprawa. Na prawym ramieniu żołnierza była opaska w biało- czerwonym kolorze. Słyszał o tej praktyce na lekcjach historii. Polscy partyzanci z oczywistych, związanych z wojną powodów nie zawsze byli w stanie wyprodukować dla siebie mundury. Dlatego korzystali z tych zdobytych na zabitych lub schwytanych Niemcach oczywiście nakładając na nie symbole dla ich rozróżnienia w ferworze walki. W ręce szkieletu tkwił mały,zielony pistolet o drewnianej rączce. Klęknął i przyświecił latarką dokładniej. Na pistolecie był napis MAUSER-WERKE A.G. OBERNDORF A.N. Przez głowę przemknęły mu skojarzenia z filmami o tematyce drugowojennej które kiedyś oglądał, nie był jednak w stanie dokładnie ich sobie przypomnieć. Spróbował wyjąć pistolet z ręki trupa, nie udało się. Ręka była zbyt zaciśnięta i żeby wyjąć pistolet musiał ją jednocześnie urwać. Czy powinien tak robić? Przyniesienie pistoletu oznaczałoby wygranie zakładu i udowodnienie że jednak coś sobą reprezentuje ale z drugiej strony no to co miał zrobić to było rabowanie zwłok. Na pewno nie było to zbyt moralne a poza tym … przypomniały mu się przesądy jakie słyszał z ust członków swojej rodziny. Konkretnie te o niezakłócaniu spokoju zmarłych i zemście jaką ci mogli za to wyrządzić żyjącym.  

Podniósł się aby obejrzeć resztę jaskini  i wtedy się poczuł naprawdę nieswojo. Szkielet który przed chwilą oglądał należał do mężczyzny w średnim wieku ubranego w niemiecki mundur. Szkielet który znajdował się w centrum jamy należał natomiast do dziecka. Ubranego w dokładnie taki sam mundur i siedzącego w dokładnie taki sam sposób. Przeniósł się do lewej strony i przyjrzał się dokładnie będącemu tam szkieletowi. Ponownie taki sam mundur i taka sama pozycja w jakiej siedział. Kości natomiast wyglądały podobnie do kości mężczyzny ale były jakby zużyte a jeśli chodzi o wzrost szkieletu był on niższy  od tego z prawej strony. Czyżby to był szkielet starca?Był jeszcze jeden szczegół. Wszystkie szkielety miały ranę postrzałową na wysokości potylicy i to pomimo go tego że tylko mężczyzna miał w ręku broń.  Stał tak przez chwilę oszołomiony. Co do cholery się tutaj działo? Przeszedł jamę jeszcze raz ale okazało się ze nie a urojeń. Coś tutaj było bardzo tak i każda chwila jaką spędzał w tej jamie sprawiała że czuł się coraz bardziej nieswojo. Jeszcze ten zielono-pomarańczowy blask. Jakby się wzmocnił a kiedy ponownie się przyjrzał szkieletom zaczął – lekko- ale widocznie dobywać się także z nich. Musiał uciekać z tego miejsca i to jak najszybciej. Ale nie bez pistoletu w końcu to po niego tutaj przyszedł. Uklęknął obok szkieletu mężczyzny, ustawił latarkę koło siebie i obiema rękoma złapał za jego prawą dłoń. Nagle jakby coś wybuchło mu w głowie. Kiedy odzyskał świadomość  leżał na ziemi z pistoletem w ręce. Podniósł się na tyle ile pozwalało mu kołatanie w jego głowie kiedy usłyszał szept dochodzący z głębi jamy.
– Złodziej. Pieprzony złodziej  

- Kto to powiedział? – odwrócił się i popatrzył na szkielety. W odpowiedzi spotkała go głucha cisza. To i powiew wiatru dziwnie ciepłego  jak na miejsce w którym się znajdował. Kołatanie w głowie przyspieszyło. Padł na kolana a przed jego oczami zapanował wściekły zielono-pomarańczowy blask. Co dziwne nie cierpiał a zamiast tego czuł radość i poczucie kontroli  jakie od dawna nie gościło w jego głowie. Chciał zostać w tej jamie i zostać jednością z nią i szkieletami. I może tak by się stało gdyby nie to że przypomniał sobie swoich rodziców kiedy ci pomagali mu smutkach a on pomagał im w codziennych obowiązkach. Przypomniał sobie Piotrka kiedy sobie żartowali i rozmawiali o książkach- jego ulubionym hobby. Wstał resztką sił z zamkniętymi oczami po czym znowu je otworzył. I nagle było znowu wszystko w porządku. Kołatanie zniknęło mu w jednej chwili, czuł się odświeżony i pełen sił. Jama jak wcześniej była wypełniona szkieletami ale nie zauważył w nich nic dziwniejszego niż zobaczył wcześniej. Tylko ta cisza. Głucha i nieprzenikniona. Jak tygrys tuż przed atakiem. Nagle usłyszał ruch z jego prawej strony. Spojrzał i leżący tam szkielet znowu siedział ale przy samym boku skalnej półki z której dobywał się ten przeklęty zielono-pomarańczowy blask. Mocniejszy niż wcześniej, jego ciepło dochodziło do niego i przenikało mu kości. Odwrócił się aby w końcu wyjść z tej jamy. Zza jego pleców dobiegł ciepły powiew, silniejszy niż wcześniej i sprawiający że miał ochotę znowu paść na kolana i zemdleć.

Wtedy rozległ się kolejny szept. Cierpki, gardłowy, z która bił zimny gniew
– Chodź Janek, chodź do nas

marzycielskafoka

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda i fantasy, użył 1088 słów i 6084 znaków. Tag: #przygoda

Dodaj komentarz