Chciałam zaprotestować: - Nie… panie dyrektorze… co pan robi… ale on skutecznie zamknął mi usta… Dosłownie iw przenośni. Poczułam w buzi jego twardą, mięsistą pałkę. – Jeśli chcesz mieć tu pracę, to zrób porządnego loda! – No i co ja miałam zrobić? Przecież tak zależy mi na tej pracy. Więc wzięłam się za robotę… Robiłam mu dobrze ustami, jak jeszcze nikomu przed nim. Lizałam jego czubek, delikatnie przygryzałam, jakby się drocząc. Rozochocony szef z początku tylko sapał. Potem cedził nieco niedyplomatyczne słowa. Wyrażając zadowolenie: - Możemy chyba przyjąć, że egzamin ustny zmierza ku zaliczeniu… Tylko, kto tu kogo zalicza??? – Podnieciły mnie te słowa – „przecież w końcu to on mnie zalicza… a więc będę mogła o sobie powiedzieć, że zostałam przez szefa zaliczona…”. Przypomniały mi się chwile z czasów, kiedy byłam studentką… Wtedy też był egzamin ustny… Też starszy ode mnie pan – pan profesor sprowadził mnie na ziemię… też kwestia zaliczenia, była wówczas sprawą otwartą…
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.