Siedział w swoim biurze i wertował kartoteki, popijając kawę i paląc Winstona.
Przyglądał się wszystkim łysym głowom i zabójczym spojrzeniom.
Spośród wszystkich bandziorów, przestępców i gangsterów żaden nie pasował do rysopisu.
Podrapał się po swoim krótkim, ciemnym zaroście i zaciągnął się delikatnie papierosem, pozwalając wszystkim szkodliwym substancjom głęboko rozpłynąć się w jego układzie oddechowym.
Ten przestępca był charakterystyczny, jednak mimo to nieuchwytny.
Kwadratowa twarz pokryta krótkim, złotym zarostem. Klasyczny, prosty nos i lekko wystające kości policzkowe. Otchłannie bursztynowe oczy. Ledwo zarysowana, lecz obecna ciemna szczecina na głowie.
I ta skara na lewym policzku. Co to jest, pomyślał. Wyglądało jak głowa kozła.
Pomimo tej szpecącej jego urodziwą twarz blizny wyglądał niesamowicie charyzmatycznie.
Był na tyle pociągający żeby wzbudzić w Robercie pożądanie i doprowadzić go do erekcji.
Zniesmaczył się tym faktem, że pociąga go morderca.
Zamknął kartotekę i wziął łyk kawy.
Plastikowe drzwi zostały otwarte z taką siłą, że uderzyły o szafkę, omal się na niej nie roztrzaskując.
Do pokoju wparował młodszy sierżant Paweł Borkowski.
- Panie komendancie! - rzekł zdenerwowany. - On znowu zaatakował.
- Kto?
- "Tyfus".
- Jasna cholera! Kto tym razem?
- Nie wiadomo, dopiero co dostaliśmy zgłoszenie.
- Powiadom chłopaków i jedziemy.
- Już to zrobiłem, są w drodze.
- Świetnie, szykuj wóz, zaraz do Ciebie dojdę.
- Tak jest, komendancie! - wyparował na zewnątrz.
Niech to szlag! Muszę go dopaść, pomyślał.
Zabrał paczkę Winstonów i ruszył na akcję.
...
Hordy policjantów koczowały po okolicy jak mrówki w swym mrowisku.
Jedni coś spisywali, inni robili zdjęcia, jeszcze inni zabezpieczali materiały dowodowe.
Robert spojrzał na spoczywającą na ziemi postać.
Leżała na brzuchu z twarzą wrytą w ziemię.
Lekki, biały puch zdążył już wystudzić i okryć ciało jedwabnym kocem.
Śnieg padał dość intensywnie i jak na końcówkę listopada było całkiem mroźno. Gdyby przybyli godzinę później nie byłoby już niczego widać.
Na szczęście przypadkowy przechodzień w porę wyszedł na spacer ze swoim psem.
Palce trupa były już zsiniałe i skostniałe, a skóra zimna i zmrożona.
Lecz z jego krocza wciąż ściekała bordowa krew.
Nagle spod żółtej taśmy wyłoniła się młoda brunetka i do niego podeszła.
- Zastępca Naczelnika Wydziału dochodzeniowo-śledczego w Złocieniowie Karolina Ławrowska.
- Komendant Główny Policji Miejskiej w Złocieniowie Robert Baczyński.
Uścisnęli sobie dłonie.
- My już się chyba kiedyś spotkaliśmy - stwierdził Robert.
- W rzeczy samej. Ostatnia seria morderstw pozwoliła nam się ze sobą zapoznać.
- Ale zdążyliśmy się już zapomnieć.
- Ostatnie morderstwo było niespełna kilka miesięcy temu. Na prawdę krótką ma Pan pamięć.
- Pamiętam tylko to, co najważniejsze.
- Myślałam, że wsadzanie wariatów do więzienia, to Pana całe życie.
- Nie tylko wsadzanie wariatów, ale i wsadzanie wariatom.
Podniosła dłonie.
- Nie chcę wiedzieć co, gdzie i kiedy. Doprawdy gdybym tej nocy w tym klubie nie zauważyła jak wkłada Pan fiuta w dupę innego faceta, nasza znajomość była by na zupełnie ciekawszym poziomie.
- Myślałem, że nienawidzi Pani mężczyzn.
- I owszem. Lecz ja nie o takim poziomie myślałam. Ale niech się Pan nie przejmuje, Pan i tak tego nie zrozumie, jest Pan facetem. Co z tego, że gra w innej drużynie. Facet, to facet. Debil, to debil. Facet, to debil.
- Całe szczęście, nie jestem zoofilem i gatunek kobieta nie leży w kręgu moich zainteresowań seksualnych.
- A niech Pan nie myśli, że i ja żyję w zgodzie matką naturą. Pedały to szkodniki, trzeba wytępić.
Spojrzeli sobie w oczy przeszywająco-groźnie.
Jebać to. To kobieta. Co ona go obchodzi?
Pora wrócić do roboty pomyślał.
- Co tu się stało? - zapytał Robert.
- Około godziny dwudziestej otrzymaliśmy telefon od młodego mężczyzny. Powiedział nam, że podczas spaceru ze swoim psem znalazł martwe ciało. Przyjęliśmy zgłoszenie i ruszyliśmy. Na miejscu okazało się, że doszło do popełnienia zbrodni. Ofiara została najpierw związana i zakneblowana, a potem gwałcona zbitą butelką w odbytnicę, tak długo, aż wykrwawiła się na śmierć. - poinformowała zastępczyni. - Na pobliskim drzewie zabezpieczyliśmy również naskórek ofiary oraz płytkę paznokciową. Z pewnością próbowała się w ten sposób uratować.
- Jasna cholera! Co za bestialstwo! - rzekł Robert. - Wiecie kto to taki?
- Jeszcze nie zidentyfikowaliśmy ofiary. Ale to młody chłopak. Prawdopodobnie ledwo po dwudziestce.
Robert spojrzał na ciało chłopaka.
Taki młody. Miał całe życie przed sobą. A że znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie, to został zamordowany przez jakiegoś psychopatę.
Czuł jak jego oczy zaczynają się szklić. Zacisnął powieki i potarł dłonią swoją twarz.
- Wiadomo kiedy go zamordowano?
- Dzisiaj, prawdopodobnie zaraz po tym jak zrobiło się już ciemno. Gdzieś w pół do siedemnastej. Chociaż ciało już wystygnęło, krew nie zdążyła jeszcze zamarznąć. Świeża sprawa.
- Kolejna ofiara "Tyfusa".
- Nie byłabym tego taka pewna.
- To znaczy?
- Ten facet co odnalazł ciało, to mieszkaniec Złocieniowa, mieszka w jednym w tych pobliskich domów. Opowiedział nam o jakimś dziwnym facecie, którego widywał tutaj od początku listopada co jakiś czas. Mówił, że czasem się przechadzał po tym lesie, ale zwykle wyglądał jakby czegoś szukał. W każdym razie z jego opowieści dziwnej treści wynika, że nie jest to "Tyfus".
- Opowieści dziwnej treści?
- On coś ukrywa, tak nam się wydaje.
- Co z nim teraz? Gdzie on jest?
- Siedzi w wozie, naczelnik z nim rozmawia, zaraz jedziemy na komendę go przesłuchać. Chce Pan jechać z nami, komendancie?
- Nie. Muszę jeszcze coś załatwić.
- Jasne. Będziemy Pana informować o przebiegu śledztwa.
- Dzięki. Do zobaczenia!
- Do zobaczenia. Oby w przyjemniejszych warunkach.
Pożegnał się i skierował do wozu.
Usiadł za kierownicą, wyjął i zapalił Winston'a.
Muszę poruchać pomyślał.
Odpalił wóz i pojechał do swojego ulubionego klubu.
...
Reszta opowiadania na moim blogu
https://el-toro-masterofyourthoughts.blogspot.com/2020/01/tyfus.html
Dodaj komentarz