Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Sesja

SesjaJeszcze raz dokładnie rzuciłem na siebie okiem. Świeża, czysta, wyprasowana i pachnąca czarna koszula, karminowy, odpowiedniej długości krawat, czerwone spodnie wygładzone w kant, wypolerowane czarne mokasyny.

Spojrzałem w swoje małe lusterko. Włosy perfekcyjnie wymodelowane, twarz delikatnie przypudrowana, zarost zgolony. Wyglądam znakomicie, pomyślałem.

Dojeżdżałem do przystanku. Kiedy autobus się zatrzymał wcisnąłem zielony przycisk i opuściłem pojazd.

Rozejrzałem się po okolicy. Zarówno po lewej jak i prawej stronie ulicy rozpościerały się długie, grube, wysokie na około dwa metry mury. Z góry widać było gałęzie wiązów i wierzb płaczących.

- Ciekawe co on chce mi zaproponować? - stęknąłem sam do siebie pod nosem.

W końcu, po długim marszu wzdłuż zimnego kamienia odnalazłem bramę wejściową. Jej ciężkie, czarne tralki zakończone długimi ostrymi szpikulcami przyprawiały mnie o dreszcze.

Nacisnąłem metalowy przycisk na szarej skrzynce. Usłyszałem dźwięk połączenia. Długa chwila ciszy.

- Kto tam? - rzekł ciepły chłopięcy głos.

- Sebastian z tej strony. Byłem umówiony z Panem Grzegorzem na rozmowę.

- Proszę chwilę poczekać - rozłączył się.

Długo trwa ta chwila, pomyślałem. Czekałem minutę, potem drugą, trzecią. Już miałem dzwonić ponownie, kiedy brama otworzyła się. Popchnąłem ją i moim oczom ukazała się kolosalnie wielka, majestatyczna willa. Robiła wrażenie.

Nim dotarłem do antracytowych drzwi ujrzałen boskiego, młodego, przepięknie wyrzeźbionego Adonisa o kruczoczarnych włosach, szmaragdowych oczach i rozbrajającym uśmiechu. Miał na sobie tylko białe bokserki od Calvina Kleina.

- Zapraszam - rzekł urzekającym głosem.

Wszedłem do pomieszczenia.

Podłoga z orzechowych paneli, długie marmurowe schody, złote balustrady, ceglane ściany, dębowe meble, szklane stoły, welurowe zasłony i skórzane kanapy. Wszystko lśniło świeżością i prestiżem. Nie miałem pojęcia, że dyrektorzy wielkich korporacji są tak zamożni.

Adonis zaprowadził mnie do salonu i wskazał dłonią, abym zajął swe miejsce na krześle.

Spocząłem na błyszczącym i migoczącym w świetle żyrandola czarnym krześle.

- Napije się Pan czegoś?

- Wodę, poproszę - zaakcentowałem jak na Francuza przystało.

Tak, urodziłem się we Francji osiemnaście lat temu. Mój ojciec jest rodowitym Francuzem, a matka Polką. Praktycznie przez całe swoje życie mieszkałem z nią we Wrocławiu. Matka, Narcyza (imię adekwatne do jej osobowości) studiowała filologię francuską we Francji. Kochała kraj żabich udek tak samo mocno jak samą siebie. Może słowo kochała, to za mocne słowo w jej przypadku, ale zawsze chciała w nim zamieszkać. W czasach licealnych często wagarowała i zamiast chodzić do szkoły, dorabiała w restauracji w pobliskim mieście jako kelnerka. Na lekcje uczęszczała z taką częstotliwością, że nie miała żadnych zaległości. Była na tyle sprytna, że zdołała to wszystko ukryć. Pieniądze wydała na wyjazd. Umiała świetnie francuski. Po napisaniu matury wysłała papiery rekrutacyjne na jedną z paryskich uczelni. Szanse były małe, że się tam dostanie, ale jednak powiodło jej się. . Zaraz po odebraniu wyników maturalnych wyjechała z kraju.

Przez pierwsze trzy miesiące przed rozpoczęciem studiów również pracowała jako kelnerka. Pieniądze z tej pracy pozwoliły jej opłacić pierwszy rok studiów. Tam, podczas pierwszych zajęć poznała Hyacinthe'a, czarującego nauczyciela od języka angielskiego. Od razu jej się spodobał. Bogaty, inteligentny, serdeczny i przystojny. Stwierdziła, że okręci go sobie wokół palca. Po niespełna miesiącu zajęć wylądowali u niego w łóżku. Nie mam pojęcia jak udało im się przez pięć lat ukrywać ten romans. W każdym razie po skończeniu studiów za jej naciskiem wzięli ślub. Ojciec długo się opierał, ale udało jej się go zbałamucić. Zaraz po staniu się małżeństwem zaszła w ciążę. Gdy się urodziłem wszystko się zmieniło. Matka pokazała swoje prawdziwe oblicze. Wyzwiska, drapanie, szydzenie, wyśmiewanie się. A że ten był zbyt wrażliwy to tolerował wszystkie jej jazdy i wybryki. Ponad rok później, kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia nie wytrzymał i popełnił samobójstwo. Dumna z siebie matka odziedziczyła cały spadek i wraz ze mną wróciła spowrotem do Wrocławia. Tutaj mieszkam z nią do dnia dzisiejszego.

- Bardzo proszę - rzekł Adonis podając mi wodę w kryształowej szklance. - Pan Grzegorz zaraz się zjawi - poinformował i odszedł zgrabnie.

Siedziałem przy szklanym, długim, owalnym stole. Był tak idealnie czysty i gładki, że mogłem się w nim dokładnie przejrzeć.

Zupełnie jak Grzegorz.

Charyzma tego człowieka powalała wielu ludzi na kolana. Wszystkie sekretarki w firmie miały galaretę w majtach na sam jego widok. Podwładni, modlący się do niego jak do Boga wypełniali sumiennie jego obowiązki. Kontrahenci zawierali z nim długoletnie kontrakty, a dyrektorzy firm prześcigali w tym kto pierwszy nawiąże z nim współpracę.

Lecz kiedy się go bliżej poznało, prawda wychodziła na jaw. Władczy, szorstki, bez skrupułów. Prawo, wartości moralne, opinie i oczekiwania nie miały dla niego znaczenia. Gdy chciał coś osiągnąć, robił wszystko aby to mieć.

Ale dzięki swojemu niebanalnemu intelektowi potrafił wszystko znakomicie ukryć.

W pewnym stopniu przypominał mi moją matkę.

Spojrzałem ponownie na ten stół. Gdyby się rozbił, byłby zupełnie jak Grzegorz. Każdym, nawet najmniejszym kawałkiem można byłoby przerżnąć gardło na pół.

- Jesteś już - rzekł głęboki głos z korytarza.

Spojrzałem na niego. Węglowe włosy, trzydniowy zarost, okulary z Prady marynarka i krawat od Dolce&Gabbana, koszula od Borelli'ego, spodnie od Antony'ego Morato, buty od Boss'a, zegarek od Svarovsky'ego.

Czułem się jak sopla lodu roztapiająca się bezwładnie od pierwszych promyków wiosennego słońca.

- Witaj - wstałem. - Naprawdę zjawiskowo wyglądasz. Cieszę się...

- Wystarczy! - zrobił gest ręką.

No tak. Przecież to Grzegorz. Gdy jesteś z nim sam na sam, wiesz, że jesteś podrzędny.

- Usiądź

Jak powiedział, tak też zrobiłem

- W jakim celu mn...

- Bardzo Cię proszę, nie odzywaj się, dopóki Cię o to nie poproszę. Zrozumiałeś?

- Tak - powiedziałem, choć moje serce mówiło inaczej.

- Podobasz mi się.

Wytrzeszczyłem oczy. Grzegorz jest gejem? Wszystkiego bym się po nim spodziewał, ale nie tego, że nie jest hetero.

- Wiem o czym myślisz. Nie, nie jestem gejem. Nie utożsamiam się z tym światem. Jestem prawdziwym mężczyzną  - naprężył hyżo swe bicepsy. -  Podoba mi się ten Twój pedałkowaty ryj. Ten kobiecy styl. Mam ochotę Cię rżnąć i dominować. Będziesz moim sługą

- Tak, Panie - odpowiedziałem, chociaż miałem się nie odzywać.

Myślałem, że się zezłości, ale zamiast tego uśmiechnął się szyderczo.

- Będziesz dobrym podwładnym. Masz mówić do mnie Panie. Masz mnie traktować jak swojego władcę. Jak najukochańszego mastera.

Ryknął śmiechem.

- A teraz do rzeczy. Za każde spotkanie dostaniesz dwa tysiące złotych. Jedna kilku godzinna sesja na tydzień. Podpisujesz umowę, w której zobowiazujwsz się zachować poufność, a ja robie Ci przelew na konto co tydzień. Zrozumiano?

- Tak.

- Zapomniałeś o czymś!

- Tak, Panie!

- Nie masz prawa o tym zapominać! - wyjął kartkę i dlugopis. - Tutaj jest umowa z listą wszystkich rzeczy, które masz wykonywać. Robisz wszystko, co jest na niej napisane Nic nie dodajesz, nic nie odejmujesz.  Zapoznaj się z nią, podaj numer konta bankowego i podpisz ją.

Podsunął mi kartkę. Moje oczy powędrowały na listę praktyk przez które będę przechodził. Było ich z pięćdziesiąt. Połowy nie rozumiałem. Byłem zestresowany.

- A muszę podejmować decyzję dzisiaj?

- Powiedziałem Ci, że masz się nie odzywać, gdy Cię o to nie poproszę.

- Przepraszam, Panie!

- Lepiej. Nie, nie musisz. Ale myślę, że nie ma się nad czym zastanawiać. Nie dość, że przeżyjesz przygodę życia, to jeszcze dostaniesz za to pieniądze. Zwłaszcza, że jestem tu jeszcze tylko miesiąc.

Spojrzałem ponownie na umowę. Stwierdziłem, że skoro wyjeżdża, to nie dość, że mogę zarobić kilka tysięcy, to jeszcze poznam smak tego przystojniaka. Chociaż nie w taki sposób w jaki sobie to wyobrażałem. Poza tym w jakiś sposób mnie to podniecało. W końcu byłem pasywny, a przystojny, muskularny mężczyzna chciał mnie mieć tylko dla siebie. Moje pobódki były tak samo egoistyczne jak jego.

Podpisałem listę i podsunąłem mu ją.

- Chcesz być suką, cwelem, psem, czy kundlem?

- A to jest jakaś różnica?

- Znaczna. Spójrz na drugą stronę.

Podsunął mi kartkę jeszcze raz.

- Pierwsze dwa, suki i cwela nie spodobały mi się. Byłbym po prostu zwykłym śmieciem. Kundel miał już jakieś prawa, ale nadal był popychadłem. Została więc ostatnia rola. Rola psa. Wiernego, posłusznego i głodnego dotyku Pana.

- Panie, wybieram opcję zostania psem.

- Tak, więc będzie, psie. Masz jakieś pytania?

- Co to jest CBT?

- Inaczej pas cnoty. Poniżej listy jest opis tego punktu. Spójrz - podsunął mi ponownie umowę.

Rzeczywiście. Przeoczyłem to. Ale opis mnie zaniepokoił. On chciał mieć kontrolę nade mną nie tylko podczas sesji. Chciał mieć kontrolę cały czas.

- Przyzwyczaisz się. Coś jeszcze chcesz wiedzieć?

Patrzyłem na te wszystkie nieznane mi nazwy. Stwierdziłem, że wolę iść na żywioł i dowiedzieć się wszystkiego na sesji.

- Nic. To wszystko.

- W takim razie bądź jutro o siódmej wieczór. Ubierz się tak jak dziś. I tak będziesz tylko w pasie cnoty. I pamiętaj, żeby porządnie wyczyścić odbyt. Zaraz przyjdzie pokojówka i Cię odprowadzi - wstał. - Przygotuj się na seks życia - odszedł.

Chwilę później przyszedł Adonis i odprowadził mnie do drzwi.

Seks życia, pomyślałem.

Przeszedł mnie zimny dreszcz.

Może nie będzie aż tak boleśnie?

...

Reszta opowiadania na moim blogu

Zapraszam

https://el-toro-masterofyourthoughts.blogspot.com/2019/11/sesja.html

Dodaj komentarz