Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Marta i młody organista cz. 5

Ach! Świat eksplodował feerią barw. Cóż za kobieta, cóż za talenty! Jak ona to robi. O Chryste, chciało się mu śpiewać, wychwalając Pana. A ta damulka nie przestaje! Obciąga tak głęboko, że ślad jej krwistoczerwonej szminki dotarł niemal do nasady przyrodzenia... Organiście nawet nie śniło się, iż takie cuda są możliwe... - Pani Marto - wyjęczał, kładąc dłoń na jej głowie. - Toż pani jest wirtuozem instrumentów lepszym ode mnie!

Ach, kusiło, mocno złapać za włosy, nadziać ją jeszcze głębiej i bzykać bezpruderyjnie prosto w te cudowne usta, tak nieprzyzwoicie teraz połykające jego instrument...

Marcie sprawiało przyjemność to, że jest na kolanach... no bo przecie tak się należy... w kościele... na klęczkach... W ten sposób wyrażać swoje ukorzenie... podporządkowanie... uległość.

"Wspaniały jest ten młody organista... jakże miło się tak zatracać dla niego... Tak władczo trzyma moją głowę... Ciekawe co sobie myśli, gdy tak patrzy na mnie z góry... na moją twarzyczkę... na usta ozdobione jego dostojnym berłem...?"

Mimowolnie, nie kontrolując własnych reakcji, trzymając za włosy, odsunął usta od buzdygana i pochylając się, zapytał:
- Pani Marto, proszę teraz przejść w wyższe... głębokie tony. - Dodał z uśmiechem, sugerując zabawę oralną, po czym bez ostrzeżenia wyprostował się i pociągając delikatnie za włosy, nakierował jej usta na swój oręż.

Marta jeszcze raz ponowiła zabiegi, połknięcia najgłębiej jak się da, magicznego instrumentu... znów zagrała bezgłośnie na czarodziejskim flecie... ponownie lekko sama się podduszając.

- Pani Marto, jest pani przecudowna... - stękał młodzian, dociągając ją po raz kolejny za włosy do samej nasady, niczym chowając miecz w pochwie... Widok z góry był oszałamiający, nagi biust, odsunięta kiecka, cóż za zjawisko! Ach, gdyby ją tak posiąść. - Pani Marto, - powiedział, gładząc ją po rozpalonym policzku. - Myślę, że już czas na rewanż, czy zechce się pani odwrócić dla mistrza organ?

- Ależ tak... mój mistrzu... ja grałam na instrumencie... teraz ty zagraj na mnie... wydobądź ze mnie wszelkie możliwe dźwięki...

Nauczycielka niemal natychmiast odwraca się na polecenie.
Jej twarz wyraża wielkie skupienie, a na ustach maluje się uśmiech zwiastujący radosny stan uniesienia.

Cóż za tyłek! I ten pas do pończoch! Erekcja niemal zaćmiewała jego mózg, miał ochotę zabrać ją do domu i trzymać w formie trofeum w tej pozycji. Uległą, wypięta, gotową, żeby się oddać. Najpierw jednak trochę zabawy... Pomyślał, klękając i błądząc dłońmi po jej pośladkach. Rozszerzył je mocno, wodząc językiem od talii, poprzez jędrny kuper, aż po nabrzmiałą brzoskwinię... w której zanurzył gwałtownie język, zagłębiając się głębiej i głębie.

- Aaaachhh! Acchhhh! - Marta wzdychała głęboko. - Mistrzu... maestro... ależ ty... potrafisz... aaaaaaaa! aaaa... grać na wszelakich instrumentach!

"Warto było przyjść tutaj... warto tak kobieco się ubrać... Chyba jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak gotowa oddać się mężczyźnie..."

Nie mógł się opętać, dzikie myśli, co zrobić z właśnie zdobywaną przez niego damą przebiegało przez jego głowę. Odsunął twarz, soczyście spluwając na broszkę, po której rozsmarował ślinę, a następnie zagłębił trzy paluszki w pani profesor, natomiast czwartym zaczął naciskać na drugą dziurkę! Drugą dłonią wulgarnie rozciągał jej pośladki, ukazując muszelkę chórzystki w całej okazałości. - O tak, pani profesor, śpiewaj dla mnie, krzycz!

"Ogląda mnie... ogląda moje intymności... to takie wstydliwe... ale... jak nigdy, czuję, że chcę żeby mnie oglądał! Niech ogląda moją myszkę... Niech widzi, jaką mam ciasną jaskinkę..."

Marta drżała, jednak nie przestawała się wypinać.

- Aaaaa... aaaaachh! Ależ ty wydobywasz ze mnie melodię... Wybitny z ciebie wirtuoz...

- Ciekawe, do jakich tonacji dojdziesz pod moją batutą! - powiedział, wyciągając szybko palce z mokrego wnętrza i bez ostrzeżenia przykładając, a następnie wpychając buchające wręcz gorącem prącie. Niczym tłok, bez żadnego ostrzeżenia, zaczął mocno uderzać o pośladki chórzystki, jedną ręką mocno obejmując ją w pasie, drugą masować ciasny otworek między pośladkami.

- Ojej! Achhhh.... Panie organisto... ależ szybko... achhhhh.... ależ niespodziewanie zabierasz się do rzeczy...

"Nie spodziewałabym się, że taki z niego raptus! Posiadł mnie z zaskoczenia! Czego jeszcze się po nim spodziewać???"

- Aaaaa... aaaaa... achhh!

"Ciekawe, czy podobają mu się moje dźwięki??? Czy podniecają go?

Jak ona jęczy, jak wszetecznica! Jakby żadnych hamulców nie posiadała. A jaka jest ciasna i mokra, niczym jutrzenka... Cóż za skrajność! Nie mógł dłużej wytrzymać, zagryzł, żeby i wyciągając kindybała, pochlapał obficie tyłek i suknię Marty.

- Panie organisto... ach... ależ pan mnie... wyobracał...poczułam pana tak mocno, jak chyba nigdy żadnego mężczyznę... Dostałam niesamowitą lekcję chóru... nikt jeszcze nie wydobył ze mnie takich melodii... ale też nigdy nie zetknęłam się z takim instrumentem...

- Pani Marto, jest pani niezwykle łaskawa. - wydyszał. - co Pani na to, żebyśmy jutro powtórzyli nasza lekcje? - uśmiechał się, stojąc przed nią nago. - albo... Może pokazałaby mi Pani swoją garderobę?

"A więc spodobałam mu się! Spodobało mu się ciupcianie w mojej psioszce... Nie wypada inaczej, jak zaprosić go do siebie... zaprosić do swojego wygodnego łóżeczka..."

- Ależ panie organisto, ależ to będzie dla mnie honor, gościć pana w sob... u siebie... - uśmiechała się szeroko.

-Pani Marto, zechce Pani zasmakować swego organisty na koniec? - raz kozie śmierć! Wóz albo przewóz, pomyślał, stojąc nago z upaćkanym nasieniem członkiem.

- Ależ to dla mnie niewątpliwy zaszczyt... - uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

Uklękła ponownie przed młodzieńcem i z czułością, delikatnie, jakby nie chcąc uchybić jego majestatowi, ujęła w dłonie jego dumny, choć nie tak już sterczący, maszt.
Powoli nakierowała go do ust, jednocześnie patrząc mu prosto w oczy.

- Wielki to honor, zasmakować instrumentu takiego mistrza...

Objęła ustami, jak najapetyczniejszy smakołyk.

- Ach pani Marto - zajęczał - jest pani moją najpiękniejszą muzą! - wyjęczał, podsuwając batutę do oblizania. - czy odważyłaby się pani następnym razem... Otworzyć mi drzwi ubrana jak kurtyzana? - dobrnął, gdy jego sprzęt już lśnił. - To byłoby niezwykle stymulujące dla mojego rozwoju! - dopowiedział, podając jej chusteczki, aby starła ślady z kształtnej pupy.

Zadrżała. Propozycja, by ubrała się jak ladacznica, nieco ją zbulwersował. Jednak wyobraziła sobie taką scenę.

Organista przychodzi do niej, a ona w dziwkarskich szpilach, kabaretkach i prześwitującej koronkowej koszulce przyjmuje go u siebie...

"Wyglądałabym jak kurewka... która przyjmuje klienta... upokarzające... ale... dlaczego to mnie tak podnieca?!"

-Moja muzo! - powiedział - to był najlepszy mój koncert w życiu. Błagam, o pani, zaskocz mnie jutro - jego maślane oczy wpatrywały się w lekko rozmazaną twarz.

Historyczka

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 1280 słów i 7424 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.