Mam na imię Arek, a historia, którą chcę wam opowiedzieć zaczyna się w końcówce lat 90-tych. Rzecz ma miejsce w małym, kilkutysięcznym miasteczku, gdzieś na południu Polski. Mój ojciec miał firmę budowlaną, a ja mając 16 lat chodziłem do tutejszej zawodówki. Z nauką nie miałem problemu, bo w sumie byłem inteligentnym i bystrym gościem, ale z racji, że mój stary zarabiał niezłą kasę, a ja byłem jego jedynym synem, to chciał, żebym kiedyś przejął po nim biznes. Wyznawał zasadę, że każdy fach trzeba znać od podszewki, to też nakłonił mnie, bym poszedł do zawodówki i poznał uroki pracy fizycznej, bo jak twierdził – „w głowie masz synek poukładane, ale roboty musisz się nauczyć. Była to standardowa wykończeniówka. Właśnie kończyło się lato, więc do pracy chodziłem tylko w weekendy. Wiadomo, że najpierw zaczynałem od prostych zadań, typu urabianie kleju, czyszczenie narzędzi, przynieś, wynieś, pozamiataj, ale z czasem ogarniałem już większość zadań prawdziwego polskiego majstra. A pro po majstrów. Jak zapewne wiecie, z nimi bywa różnie. Przykleiła się łatka, że piją, robią na odpieprz itd. Owszem, u ojca w firmie zdarzyło się czasem wychylić małpkę, czy browarka, ale papraniny nie było.
Na fuchy jeździłem z trzema kolesiami: Tadkiem, Pawłem i Ryśkiem. Paweł i Rysiek to starzy wyjadacze po pięćdziesiątce, a Tadziu miał coś około czterdziestki. Fajnie mi się z nimi pracowało, bo traktowali mnie jak swojego, a nie jak syna pracodawcy. Tym bardziej, że nie raz się wkupiłem, stawiając piwo po robocie. Na każdym takim wyjeździe jest kupa śmiechu i człowiek dużo się nasłucha głupich historii. Tak było właśnie podczas pewnego wyjazdu, kiedy to pierwszy raz usłyszałem o naszej bohaterce.
- Słyszeliście o tej młodej dupie, co przyszła uczyć do naszej szkoły? – powiedział Rysiek, uznawany przez resztę za starego erotomana, co żadnej by nie przepuścił, a chuja ma ponoć takiego, co wiadro z gruzem utrzyma
- Nie – odparli wszyscy
- Kumpel z sąsiedniego powiatu opowiadał mi, że przychodzi do nas taka lalka, co to pieprzyła się z każdym w szkole, aż w końcu dyrektorka ją wywaliła.
- To może wrócimy do szkoły i nadrobimy zaległości, co nie chłopaki? – zapytał z uśmiechem na twarzy Paweł.
- No, jeśli to prawda, to czemu nie. – odpowiedział Tadek
- Na naukę nigdy za późno – dodał
- A czego uczy? – zapytałem
- O ten, jaki ciekawy, pewnie pierwszy byś u niej korepetycje brał. Ponoć historii. – powiedział Rysiu
- Lubię historię, więc czemu nie – odparłem śmiejąc się
- Ponoć dwóch woźnych tak ją pieprzyło w kantorku, że zapomnieli zadzwonić na przerwę. Tak się zaangażowali w integrację, że dyrektorka przyszła zadzwonić i nakryła ich w momencie, gdy pani historyczka próbowała zmieścić w papie dwa kutasy. – opowiadał dalej Rysiu
- Ty to jesteś dobry gawędziarz-erotoman – powiedział Paweł
- No serio, tak mi kumpel mówił. Z resztą poczekajcie chwile, może znowu będzie o niej głośno – odparł Rysiu
- Na to liczymy – odpowiedzieli, po czym zabraliśmy się do dalszej pracy, bo ile można słuchać tych bajek.
Rysiek lubił się przechwalać, kogo to już nie wyruchał. Niektóre opowieści znaliśmy już na pamięć. Wystarczy, że powiedział jedno zdanie, a my już kończyliśmy jego opowieść. Kiedyś przechwalał się, jak to pojechał na jedną robotę do Niemiec i gdy szwab nie chciał wypłacić mu zaliczki to on zaliczył jego żonę. I nie była to brzydka stara Helga, tylko Polka, której po prostu na obczyźnie brakowało rodowitego kutasa. Miała dużo kasy, ale stary nie spełniał jej łóżkowych oczekiwań. Aż tu nagle trafił się majster Rysio, który zamiast skończyć robotę w miesiąc, to przeciągnął ją do trzech, bo tak mu się nadgodziny u krajanki spodobały. Gdy stary Niemiec wyjeżdżał w pole, to Rysiu obracał mu żonkę. Opowiadał, że kiedyś przez tydzień nic nie ruchał, to jak spuścił się na swoją polską pracodawczynie, to nie zdążyła się powycierać, tyle tego było. A pech chciał, że Niemiec wrócił wcześniej, więc naściemniała, że usmarowała się klejem do tapet. Szkoda, że na buzi. Najlepsze z tego wszystkiego jest to, że na odchodne Rysiek zerżnął ją bez gumy i zalał do oporu, więc kto wie, czy nie wykluje się tam na obczyźnie mały majsterek. Z resztą możliwe, że nie pierwszy i nie ostatni, bo Rysiu twierdził, że jak jest gdzieś za granicą i ma okazję, to lubi ściągnąć gumę i zalać obcej pannie dziurę. Taki jego konik. Długo by opowiadać.
Po powrocie do domu, marzyłem tylko o tym, żeby wziąć prysznic i walnąć się do wyrka. Byłem padnięty. Poszedłem do łazienki, odkręciłem prysznic i przypomniała mi się historia Rysia z woźnymi. Miałem bujną wyobraźnię, więc zamknąłem oczy i na dobicie, na koniec dnia, ulżyłem sobie trzepiąc kutasa pod prysznicem i wyobrażając sobie, jak dwóch wąsatych woźnych w kraciastych koszulach, pierdoli w kantorku na małym stoliczku młodą nauczycielkę. Wyobrażałem sobie jej grymas na twarzy, gdy dwa dorodne fiuty wbijają się w nią jednocześnie. Długo nie musiałem czekać. Trysnąłem na płytki, niczym majster Rysiu.
Byłem tak zmęczony, że po wszystkim poszedłem spać i cieszyłem się, że jutro jest niedziela i nic nie trzeba robić.
Na drugi dzień, wstałem o 10:00 i zszedłem na dół do salonu zjeść śniadanie. Siedziała już tam moja młodsza o rok siostra Ania. Chodziliśmy do tego samego kompleksu szkolnego, tylko, że ona do liceum. Chwile pogadaliśmy o planowanej przez rodziców wycieczce rowerowej po obiedzie i o tym, że ma sporo nauki.
- Mam nadzieję, że wrócimy szybko z tej wycieczki, bo mam masę nauki. – powiedziała
- Z czego tyle kujesz? Dopiero się rok szkolny zaczął. – zapytałem
- A daj spokój. Zmienili nam od tego roku nauczycielkę od historii na jakąś blondynę i powiedziała, że na następnej lekcji zrobi nam powtórkę z zeszłego roku. Chce zobaczyć ile potrafimy.
- Zmienili? Na blondynę? – palnąłem
- Tak, a co? – spytała
- Nic, nic. Po prostu spytałem. Wymagająca?
- No ponoć. Tak mówią w szkole, ale głównie od dziewczyn, bo do chłopaków jest bardzo miła, a ci jak nigdy usiedli w pierwszych ławkach, żeby gapić się w jej cycki i zerkać pod ławkę, gdy zakłada miniówkę – zboczeńcy
- Hehe, to nieźle – parsknąłem
- No.. nie ździw się, jak ciebie też będzie uczyć – powiedziała siorka
- Ja mam tylko jedną historię w tygodniu i chyba uczy mnie Warczak, ale, że dopiero zaczęliśmy szkołę, to jeszcze nie wiem, czy mamy jakieś zmiany nauczycielskie. Zobaczymy – powiedziałem
Po śniadaniu odpaliłem poszliśmy do kościoła, później obiad i wypad na rowery ze starymi. Dzień jakoś szybko minął i znów trzeba było się pakować do szkoły. Spojrzałem na plan i zobaczyłem, że akurat jutro mam historię. Ciekawe z kim pomyślałem…..
1 komentarz
WersPer
Gratuluję pomysłu i witam w klubie adoratorów Marty Historyczki.