JoAnna wakacyjną porą, czyli bardzo gorący weekend na RODOS (część 4 i ostatnia)

JoAnna wakacyjną porą, czyli bardzo gorący weekend na RODOS (część 4 i ostatnia)Zapraszam na finałowy epizod namiętnego romansu działkowego!

***

ROZDZIAŁ 4/4 - niedziela

*

   Gdybym miała opisać to, co właśnie przeżyłam… a co ja, jakaś początkująca twórczyni pokątnych erotyków jestem? Zadyszka, rozpalone policzki i tłukące się w piersi serce świadczą same za siebie. Że o mokrym wnętrzu ud nie wspomnę. Całym. Dosłownie! Tak bardzo, aż wysunięta spomiędzy nóg ręka lśni w słońcu. Spoglądam zamglonym wzrokiem to na nią, to na jej właściciela, to znów na siebie i… mam ochotę na więcej. Od razu!
   – Zdejmij – zachęcam, sięgając ku guziczkom polówki.
   W tym momencie jestem już absolutnie pewna, że prężący się naprzeciw mnie mężczyzna jest całkowicie świadomy nie tylko własnej atrakcyjności, lecz także tego, co robi. Ściąga bowiem nie tylko koszulkę czy nawet spodnie, ale i bieliznę. Mało tego: nie odsuwa się zawstydzony, a wręcz pozwala podziwiać to, co ma najcenniejszego. Wypycha biodra i patrzy na mnie wyczekująco. A ja…
   Co to, to nie, mój panie! Owszem, mam twe przyrodzone przyrodzenie dokładnie na wysokości twarzy, ale niedoczekanie, żebym zachowała się jak pierwsza lepsza bohaterka wybitnie tandetnego pornosa, co to jeszcze dobrze nie zdążyła się przywitać z dostawcą pizzy / listonoszem / hydraulikiem / astronautą czy kogo sobie scenarzysta w wybitnym przypływie braku weny nie wymyślił, a już mu obciąga. Na razie ograniczam się jedynie do podziwiania oraz… no dobrze już, dobrze, może też sobie dotknę co nieco? Z największą czułością przesuwam palcami po naprężonej skórze, próbując wyczuć, w jaki sposób powinnam dalej postąpić.
   Taa, próbuję, jakbym doskonale tego nie wiedziała! Poprawiam się na kolanach, ściskam ramionami nagi biust, biorę penisa w obie dłonie i spoglądam ku górze. Doskonale wiem, w jaki sposób taka poza działa na mężczyzn. Podobnie jak to, że wszyscy bez wyjątku tylko czekają, aż zamienię ręce na usta i doprowadzę ich tak do finału. Różnice są tylko takie, że a to jeden złapie mnie w międzyczasie za włosy, a to inny mocniej do siebie przyciągnie, lecz zakończenie zawsze jest takie samo.

   Prawie zawsze. Teraz bowiem czuję tylko urocze gładzenie za uchem. Widzę uśmiech. Żadnego przymuszania, żadnej chamskiej dominacji, nic. Mało tego, słyszę wypowiedzianą cichutko prośbę:
   – Czy mogłabyś się troszkę podnieść?
   Grzecznie spełniam życzenie, na co mój kochanek ślini dłoń, przeciąga nią po męskości, lekko zgina kolana i obejmuje mi piersi. Nie muszę chyba mówić, w jakim celu. Wsuwa się pomiędzy dwie półkule z początku powoli i ostrożnie, lecz z każdym pchnięciem coraz odważniej. W końcu… nie, jeszcze nie! Za to zwalnia i znów pyta:
   – Asiu… przepraszam, że zapytam tak wprost, ale… czy mógłbym tak… na twoim… na dekolcie?
   Zamiast odpowiedzi otaczam rękoma jego ręce i wspólnie ściskamy penisa biustem.  
   Odchylam się lekko ku tyłowi i znów podnoszę oczy. Tym razem jednak mrużę je uwodzicielsko.
   – Patrz na mnie. Bardzo to lubię i będzie mi bardzo miło – zachęcam.
Ledwie kilkanaście zakołysań później, do szumu listowia i kwilenia ptasząt dochodzą miarowe westchnienia. Lepka żądza zalewa nie tylko piersi, ale i całą szyję. Czekam cierpliwie, aż pulsowanie ustaje, po czym puszczam dłonie.
   – Nie mówiłam, żebyś przestał patrzeć!
   Oczywiście tylko udaję, że się gniewam, a tak naprawdę z niekłamaną satysfakcją zbieram palcami gęste krople i rozcieram je po równie gorącej skórze. I tylko dzięki nędznym resztkom przyzwoitości, jakie jeszcze mi pozostały, ostentacyjnie nie oblizuję dłoni.

*

   Choć może się to wydawać dziwne, nie bardzo wiem, co właściwie robić dalej. Owszem, obojgu nam było przyjemnie, ale mamy się teraz ubrać, jakby nigdy nic? Pogadać sobie przy piwku i papierosku? A może przestać się czaić jak szpaki na jebanie i zacząć się wreszcie je… Kochać! Nie pieprzyć, nie ruchać, nie gzić jak króliki w rui czy co tam jeszcze, a właśnie kochać!
   Spoglądam ukradkiem na wciąż stojącego przede mną młodzieńca. On też mi się przygląda, tyle że jeszcze bardziej bezczelnie. Tak, jakby się nad czymś zastanawiał, ale nie bardzo wiedział, jak przelać myśli w słowa.
   – Jak się czujesz? – zadaje chyba najgłupsze z możliwych pytań, lecz nie mam mu tego za złe.
   – A jak myślisz? – odpowiadam równie mało oryginalnie.
   – W takim razie chodź.
   Podaje mi rękę i pomaga się podnieść, po czym prowadzi pod wspomniany wcześniej prysznic. Odkręca wodę piszczącym kurkiem i zdejmuje z haczyka kolorową siateczkę z mydełkiem w środku.
   – Czy mogę?
   – A chciałbyś? – Uśmiecham się zalotnie.
   – Bardzo! – Rozpromienia się.
   Staję najswobodniej, jak tylko potrafię i pozwalam się myć. Mydło nawet jako tako się pieni i całkiem przyjemnie pachnie, jednak nie jest to teraz najważniejsze. Liczy się przede wszystkim fakt, że sporo młodszy i jeszcze przystojniejszy mężczyzna ledwie parę chwil po namiętnych uniesieniach nie odchodzi i nie zostawia mnie samej – co niestety w przeszłości niejednokrotnie się zdarzało – lub w najlepszym razie nie prawi mi tanich komplemencików, a zdobywa się na jakże zwyczajny i jednocześnie cudowny w swej prostocie gest.
   Z każdym dotknięciem dłoni rozluźniam się coraz bardziej. Do tego stopnia, że w pewnym momencie nakierowuję ją na bardzo konkretne obszary ciała: kark, plecy, pośladki. Brzuch… nie, tam nie!  
   – Wstydzisz się siebie? – pyta nieoczekiwanie.
   Zaskakuje mnie taka bezpośredniość, ale skoro już mamy być szczerzy…
   – Tak.
   – A może ja takie właśnie kobiety lubię?
   Na potwierdzenie tej deklaracji ściska mi boczki. Spinam się i odruchowo odsuwam, lecz ręce wciąż mnie obejmują. Mało tego – ich właściciel klęka na kolano i zaczyna mnie całować. W miejsca, które tak bardzo chciałbym ukryć przed światem. Stopniowo schodzi niżej i niżej, docierając do łona, aż wreszcie… kieruje się dalej, ku udom. Poświęca im dłuższą chwilę i znów powraca. Wianuszki drobniutkich cmoknięć zbliżają się powolutku do nieuniknionego. Dokładnie tak, jak we wczorajszej fantazji.
   Mam mętlik w głowie. Wciąż nie ochłonęłam po niedawnym szczytowaniu, bez dwóch zdań krępuję się nadmiarem kilogramów w pewnych rejonach ciała, a do tego wszystkiego nie uważam, by tak intymna pieszczota na naszym pierwszym (do dobrze, niech już będzie, że formalnie drugim) spotkaniu była na miejscu. Co nie oznacza, że jej nie chcę. Że nie pragnę calutką sobą. Pytanie brzmi: czy naprawdę powinnam, czy może jednak…
   Wbite w pośladki palce decydują za mnie. Podnoszę udo i opieram je na barkach kochanka, kładę dłonie na jego wilgotnych włosach i przyciągam do siebie. I poddaję się całkowicie jednemu z najbardziej podniecających przeżyć, jakich kiedykolwiek w życiu doświadczyłam.

   I nie, nie przesadzam ani trochę! Choć mam na koncie całkiem sporo pozornie znacznie bardziej perwersyjnych doświadczeń – począwszy od regularnych relacji klimatycznych, połączonych z przeglądem najnowszej bedeesemowej mody, po wizyty w równie autentycznych klubach swingerskich, w których nieraz zaspokajałam kilku partnerów jednocześnie – to właśnie ten, z pozoru jakże zwyczajny seks, niesamowicie mnie kręci. Czy to przez bliskość natury, czy sąsiadów dosłownie na wyciągnięcie ręki, czy sporo młodszego partnera, czy wszystko naraz, nieważne! Nie będę się po raz kolejny powtarzała i zastanawiała nad czymś, co w gruncie rzeczy nie ma znaczenia! Liczy się efekt, a ten jest iście zniewalający.
   Jedynym, co przeszkadza mi w dojściu – ha, ha, dojściu, bo wiecie – do ideału, jest niestety niezbyt wygodna pozycja. Owszem, niesamowicie zmysłowa, rzekłabym wręcz, że co nieco wyuzdana, lecz wymagająca ciągłego napinania mięśni, które bardzo chętnie bym rozluźniła. A skoro tak, co mi szkodzi, by ją zmienić?
   – Zaczekaj chwilkę. Chciałabym się trochę… hej, ja tu coś chyba mówię!
   Kompletnie zdezorientowany młodzieniec dopiero po trzecim upomnieniu odrywa ode mnie usta. Jednak nijak nie mam mu tego za złe. Przeciwnie, w pełni doceniam zaangażowanie, co nie znaczy, że i ja nie mam czegoś do powiedzenia. A mam i to całkiem sporo. W szczególności językiem ciała. Dlatego najpierw pochylam się i go całuję. Tak, by wiedział, że czego jak czego, ale własnego smaku absolutnie się nie wstydzę.
   Jedno spojrzenie w maślane oczy udowadnia, że mam całkowitą rację. Jasne – moje wrodzone zdecydowanie zdecydowaniem, nabyta przez lata praktyka praktyką, lecz gdybym tylko chciała, ledwie paroma spojrzeniami owinęłabym sobie chłopaczka wokół małego paluszka. Tyle że nie chcę. Co nieco zasugeruję, może nawet poprowadzę za rączkę – albo nawet i kutaska, jakby to napisały lubujące się w zdrobnieniach ałtoreczki – lecz nic poza tym. Chociaż, jak się nad tym dłużej, a zwłaszcza głębiej zastanowię…
   – A może chciałbyś mnie posmakować od tej strony? – Odwracam się, wypinam pośladki i rozchylam je dłońmi.
   Brzmi to tak pretensjonalnie, aż mi piczka zgrzyta zdegustowana, niemniej przynosi efekt. I to większy, niż się spodziewałam, bo liczyłam jedynie na nieco odważniejszą (no i bardziej komfortową) pozę, a dostałam coś więcej. Znacznie więcej. Jedną z najwspanialszych pieszczot, jaką może przeżyć kobieta. Świadczącą nie tylko o braku wspominanego jakże często wstydu, lecz także, co powiedział mi niegdyś mój były intymny znajomy, pełnego zaufania oraz akceptacji: zarówno mego własnego ciała przeze mnie, jak również tejże samej cielesności przez partnera. Czy tam partnerkę, gdyby ktoś miał ochotę.
   Nagłe wspomnienie znów powoduje rozedrganie tak ciała, jak i myśli. Wystarczyłoby, abym dopieściła się dłonią i doszłabym w ledwie kilka chwil. Ostatkiem sił odganiam jednak to pragnienie, rozluźniam się całkowicie i w pełni poddaję przyjemności.

*

   Nie na długo jednak, choć tym razem to nie ja jestem prowodyrką. Najwyraźniej nawet takiemu całuśnikowi nie wystarcza samo całowanie. Wstaje, opiera o mnie biodra i zaczyna się wyczekująco ocierać. Ani on nie musi pytać, ani ja odpowiadać – oboje doskonale wiemy, do czego za moment dojdzie. Dlatego nie owijam w całkowicie zbędną bawełnę i żądam wprost:
   – Wejdź we mnie.
   Zgodnie z przewidywaniami nie muszę dwa razy powtarzać, co nie znaczy, że w tym momencie oboje porzucamy resztki wspomnianego zdrowego rozsądku – wybitnie nędzne resztki, ale zawsze. Choć żadne z nas nie powiedziało wprost, że jest to konieczne, mój kochanek odpowiednio się zabezpiecza, a ja równie spokojnie czekam. Bez poganiania, bez złośliwych uwag, bez napuszonych komentarzy „no przecież możesz mi zaufać” czy jeszcze durniejszych poszukiwań trzeciego dna typu „aha, pewnie od początku liczyłeś na ruchańzgo, to se schowałeś kondona, tak?”. Otóż nie. Czy nam się to podoba, czy nie, jesteśmy dla siebie przygodnymi partnerami z cokolwiek bogatą przeszłością i powinniśmy zachowywać się odpowiedzialnie. A przynajmniej na tyle, na ile jeszcze możemy, bo sam fakt seksienia się w środku dnia na tyłach działki raczej za tym nie przemawia.
   Początkowe pchnięcia są bardzo delikatne, podobnie zresztą jak wszystkie kolejne. Choć przecież jest to nasz pierwszy raz, okazuje się, że oczekujemy dokładnie tego samego: nie żadnego odgrywania scenek rodem z niemieckich pornosów z przegrywanej piąty raz kasety VHS, nie jakże fałszywego udawania, że jesteśmy mistrzami akrobatyki sportowej lub podobnie głupiego startowania w zawodach na największą liczbę ruchów frykcyjnych w jednostce czasu. Zdecydowanie nie! Prostuję nieco plecy, dla równowagi chwytam za pergolę i oddaję zmysłowo niespiesznemu kołysaniu. I niczemu więcej. No, może prawie niczemu, bo przechylam nieco głowę i odsłaniam szyję, licząc, że kochanek się domyśli i mnie pocałuje.
   Także tym razem, choć wydaje się to aż dziwne, spełnia me oczekiwania. Z nawiązką. Nie tylko znów obsypuje mnie całuskami, lecz niepytany lekko podkręca tempo i jedną dłonią obejmuje swobodną pierś, a drugą sięga do brzucha. Choć odruchowo próbuję wycofać się tak samo jak kilka chwil temu, szybko opanowuję negatywne emocje. Skoro bowiem „taka mu się podobam”, to korzystamy z tego „podobania” w pełni. Oboje. Bez udawania, że jesteśmy kimś, kim przecież nie jesteśmy, nie byliśmy i nigdy nie będziemy.
   Dlatego czym prędzej odrzucam te absolutnie zbędne przemyślenia rodem ze wspomnianej literatury klasy DD i w pełni skupiam się na przyjemności. Narastającej równie powolutku, co konsekwentnie chęci, by przeżyć kolejną rozkosz w ten właśnie sposób. Wspólnie.

   To jednak okazuje się wcale nie takie proste. To zwalniamy, to znów przyspieszamy, to raz czy drugi musimy na chwilę przerwać, by pozwolić napiętym mięśniom na choćby chwilę odpoczynku. W końcu dociera do mnie, że fantazje fantazjami, ale niestety nic z tego nie będzie, a przynajmniej nie w tej pozycji. I gdy już-już mam zaproponować przeniesienie się w jakieś wygodniejsze miejsce, o ile oczywiście nie będzie miał nic przeciwko, słyszę…
   – A może byśmy się przenieśli w jakieś wygodniejsze miejsce? Oczywiście, jeśli nie masz nic…
   Jestem tak – dosłownie i w przenośni – nagrzana, że przestaję zważać na cokolwiek. Nie dbam nawet o rozłożenie koca, tylko podkładam jedną poduszkę pod plecy, drugą pod głowę i rozwalam się na rattanowym fotelu w pozie godnej kurtyzany w co najmniej trzecim pokoleniu. Opieram uda na podłokietnikach, podnoszę łydki tak wysoko, jak tylko jestem w stanie i pokazuję całemu światu calutką siebie. Dokładnie taką, jaką jestem. Z jakże chętną, oczekującą na więcej intymnością. Z krągłym łonem, opadającym swobodnie biustem, fałdkami nie tylko na brzuchu. I oczekuję bezwstydnie, aż mój młody kochaś właśnie taką mnie posiądzie.
   Tym razem wchodzi we mnie znacznie odważniej. Uderza biodrami o biodra. Miętosi wszystkie moje krągłości naraz i każdą z osobna. Pochyla się i bierze w usta nabrzmiałe sutki, po czym prostuje plecy i zaczyna, mówiąc najbardziej wprost, lizać mi palce stóp. Rozochocona tą graniczącą z fetyszyzmem odwagą nie pozostaję mu dłużna i przeciągam paznokciami po napiętym brzuchu. Schodzę coraz niżej i niżej, aż docieram do własnej już nie żadnej tam wilgotnej kobiecości, ale po prostu mokrej cipki. Żeby nie powiedzieć lepkiej pizdy, bo właśnie ona byłaby chyba najbliższa prawdzie.
   Zaczynam się bezwstydnie dopieszczać.
   – Powiedz, kiedy – żądam tak wprost, jak to tylko możliwe.
   – Ja zaraz…
   Tak szybka odpowiedź troszkę mnie zaskakuje, ale… tylko troszkę. Niedające się pomylić z niczym innym pulsowanie w połączeniu z naciskiem trzech palców naraz doprowadzają mnie do jakże upragnionego orgazmu. Tym razem nie tylko bardziej intensywnego, lecz także i głośniejszego. Tak bardzo, że gdy już jest po wszystkim, teatralnie zakrywam usta, mając nadzieję, że w promieniu co najmniej trzech działek nie ma żywej duszy.
   Zresztą nawet jakby była, to co z tego? W razie publicznego przesłuchania równie publicznie zadeklaruję, że nie miałam, nie mam i przenigdy nie będę miała z takimi zberezieństwami absolutnie i pod żadnym pozorem nic wspólnego. A jak ktoś twierdził, twierdzi i będzie twierdzić inaczej, to już jego problem!

   Siedzę sobie na tym samym fotelu, nie dbając zupełnie o niedający się ukryć fakt, że wciąż jestem naga. Zadyszana, rozpalona, mokra, długo mogę wymieniać. Przede wszystkim natomiast niewypowiedzianie szczęśliwa. No, może do pełni satysfakcji przydałoby się jeszcze jakieś porządnie zmrożone, co najmniej potrójne modżajto, ale o to za chwilę poproszę… no właśnie – kogo? Przypadkowo poznanego bratanka – a może siostrzeńca? W końcu będę musiała dopytać, bo trochę wstyd nie wiedzieć takich podstawowych rzeczy – sąsiada z działki obok, z którym w przypływie wakacyjnego szaleństwa poszłam do łóżka? Czy raczej za altankę? Wciąż przecież młodego chłopaka, który na tyle mocno zadurzył się w sporo starszej kobiecie, że postanowił spełnić jedną z najbardziej oklepanych fantazji podobnych mu młodzieńców? Na razie jedynie kochanka, lecz takiego, który zapałał do mnie na tyle autentycznym uczuciem, że być może będzie z tego nie tylko przelotny romans? I to taki wybitnie erotyczny?
   W przypływie nagłych emocji zaciskam nie tylko usta, ale i powieki. Wielokrotnie obiecywałam sobie, że już nigdy, przenigdy nie zwiążę się z nikim na stałe. Nie dlatego, że nie chciałabym mieć przy sobie kogoś bliskiego we dnie, w nocy, w słońcu, deszczu, bogactwie, biedzie i czym tam jeszcze sobie domorośli twórcy pretensjonalnych złotych myśli nie wymyślą, lecz przede wszystkim z obawy przed kolejnym porzuceniem. A tych przeżyłam nadto – z młodszymi, starszymi, całkowicie wolnymi, zaangażowanymi w inne związki, czułymi, dominującymi, długo by wymieniać.
   A może tym razem złośliwy zazwyczaj los naprawdę podarował mi szansę na coś więcej? Na kogoś, kto pomoże mi na powrót odkryć w sobie… siebie? Taką, jaka byłam kiedyś, czyli radosną, pełną życia, docenioną i przede wszystkim dumną z własnej atrakcyjności kobietę, potrafiącą swego czasu jednym spojrzeniem zmiękczyć najtwardsze serca i stwardzić najmiększe… Znaczy chciałam powiedzieć…
   W sumie to sama już nie wiem, czego chcę, bo całą uwagę zaprząta nagle dłoń, głaszcząca mnie po ramieniu. Nie wędrująca podejrzanie w kierunku wciąż gołego cycka ani nie odstawiająca podobnych końskich zalotów, lecz jakże czuła. Czuję tę czułość na szyi, pomiędzy włosami, na policzku. Obracam głowę i widzę zmrużone oczy. Podniesione w uśmiechu policzki.
   Radość.
   Serdeczność.
   Ciepło.
   A może i coś więcej?
   Sama przymykam powieki i zaczynam się zastanawiać, w jaki sposób powinnam na to zareagować. Czy w ogóle powinnam.

*

   Myślę o wszystkich tych kwestiach naraz i każdej z osobna, gdy wtem dalsze rozważania przerywa mi zupełnie niepasujący do idyllicznego niemalże nastroju, metaliczny hałas.
   Trzaśnięcie furtki znacznie bliżej, niżbym sobie tego życzyła.
   Niedający się pomylić z żadnym innym głos:
   – Asiuuulaaa…

***

Tekst: (c) Agnessa Novvak
Ilustracja: JoAnna osobiście

Opowiadanie zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 5-6.08.2023. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!

Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobał Ci się powyższy tekst? Kliknij łapkę w górę, skomentuj, odwiedź moją stronę autorską na Facebooku (niestety nie mogę wkleić linka niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!

7 komentarzy

 
  • ZAC

    Czytać można wielokrotnie a i tak za każdym razem powala twój styl pisania.

    12 gru 2023

  • AgnessaNovvak

    @ZAC bardzo dziękuję za nie tylko miłe słowa, ale i uznanie pisarskie! :)

    12 gru 2023

  • il cuore

    /– oboje doskonale wiemy, co czego za moment/ – do czego
    /pewnie od początku liczyłeś na ruchańzgo,/– pewnie od początku chciałaś napisać: ruchańsko:)
    /że jesteśmy kimś, kim nie przecież nie jesteśmy/ – jedno/nie/do usunięcia
    /że w promieniu co najmniej trzech działek nie ma żywej duszy.
       Zresztą nawet jakby był,/ – była

    Nieźle, nawet wiarygodnie, bo dojrzałe kobiety wstydzą się swojego brzucha w pewnych sytuacjach. Pozdro

    6 lis 2023

  • AgnessaNovvak

    @il cuore - dzięki za poprawki, są już wprowadzone, choć za jednym wyjątkiem: "ruchańzgo" celowo jest napisane tak, a nie inaczej, bo to nawiązanie do memów typu "segz". Wiem, niekoniecznie każdy to załapie, ale ja lubię takie rzeczy, zresztą podobnie jest w przypadku "literatury klasy DD".

    Natomiast niedoskonałości bohaterów nie ukrywam od samego początku pisania, bo po co? Jak facet ma problem z alkoholem, to ma. Jak kobieta ma więcej ciała w niekoniecznie tych miejscach, w których by sobie tego życzyła, to też ma. I tak dalej. Nie interesuje mnie pisanie o odklejonych od rzeczywistości ideałach, czy komuś się to podoba, czy nie.

    7 lis 2023

  • agnes1709

    "...jakby to napisały lubujące się w zdrobnieniach ałtoreczki". To z te Lola, sporo tu takich. :lol2: Ciekawe, czy dobrze zinterpretowałam skrót DD? :D Łapka oczywiście. ;)

    3 lis 2023

  • AgnessaNovvak

    @agnes1709 na grupach fejsowych i Wattpadzie jest tej zarazy jeszcze więcej. Ja rozumiem, że humor, że lekkość stylu, że pewna konwencja i tak dalej, ale czasami to jest autentyczny dramat, jak z jednej strony mamy ostre pierd***nie, a a drugiej frazy typu "z jej cipeczki wyciekał słodziutki soczek". MUJ BORZE  :rotfl:

    3 lis 2023

  • agnes1709

    @AgnessaNovvak To poradnik gimnazjalisty - jak napisać infantylne porno. :D

    3 lis 2023

  • AgnessaNovvak

    @agnes1709 gimbaza gimbazą, a wyświetlenia lecą!

    PS Ale jakie "DD"? Bo chyba mi umknęło jakieś własne drugie dno :lol2:

    3 lis 2023

  • agnes1709

    @AgnessaNovvak "Dlatego czym prędzej odrzucam te absolutnie zbędne przemyślenia rodem ze wspomnianej literatury klasy DD i w pełni skupiam się na przyjemności".

    3 lis 2023

  • AgnessaNovvak

    @agnes1709 a to fakt. Nawiązanie zdecydowanie nieprzypadkowe (if ju noł łot aj min :blee: )

    3 lis 2023

  • agnes1709

    @AgnessaNovvak Ale czy interpretacja "Do Dupy" jest prawidłowa? :lol2:

    3 lis 2023

  • AgnessaNovvak

    @agnes1709 dla mnie to było raczej podwójne nawiązanie do literatury klasy D (czyli jeszcze gorszej niz B i C) i jednocześnie do rozmiaru DD :lol2: Aczkolwiek ta interpretacja bardzo mi się podoba. Serio. Agnessa approved  :rotfl:

    3 lis 2023

  • agnes1709

    @AgnessaNovvak  :dancing:

    3 lis 2023

  • Zmysłowy ogrodnik

    Chwilami bardzo zabawne... styl oryginalny !
    Natomiast za długie...  

    Aha i nie ma żadnego Rodos ?  Jest za to swojski obciach.

    3 lis 2023

  • AgnessaNovvak

    @Zmysłowy ogrodnik - a żartobliwy skrót "Rodos" to co, mój wymysł? ;) Co się zaś tyczy dlugości, to jak na mnie to wręcz miniatura.

    3 lis 2023

  • Samotny

    Jak zawsze podniecająco i zmysłowo. Aż chciałoby się tam być 😘

    2 lis 2023

  • AgnessaNovvak

    @Samotny cóż, ja niestety nie znam dokładnego adresu tej działki  :danss:

    2 lis 2023

  • Ania69

    Dobre inaczej :)

    2 lis 2023

  • AgnessaNovvak

    @Ania69 na mocne 30% jak dla obcego :lol2:

    2 lis 2023

  • HIGLANDER

    Swietne jak zawsze😊😊

    2 lis 2023

  • AgnessaNovvak

    @HIGLANDER a dziękuję bardzo :)

    2 lis 2023