Nie tracić wiary

Zawsze uwielbiała siadać na parapecie. Dawało jej to ukojenie i poczucie wolności. Latem zazwyczaj wsłuchiwała się w szum drzew i śpiew ptaków. Natomiast, gdy przyszła zima wpatrywała się na zaśnieżone drogi, słuchała tej martwej, nie dającej spokoju ciszy i rozmyślała. Najbardziej lubiła wieczory. Wtedy niebo rozświetlały tysiące gwiazd.
"Chcę sięgnąć nieba, przejrzeć się w gwiazdach. Cegiełka po cegiełce buduję swój mur, po którym będę się wspinać. Jestem już na szczycie, wyciągam rękę... i nagle moje niebo się rozpływa, a ja stoję na własnym stosie nadziei, starań i wyrzeczeń pro¬wadzącym donikąd ” – myślała.
   Była dziewczyną bardzo wrażliwą, a zarazem waleczną. Nie miała zbyt wielu przyjaciół, wolała raczej spędzać czas w samotności. Jedyne co było jej potrzebne do szczęścia to zamknięcie się w swoim azylu- pokoju. Przeszłość nauczyła ją jednego - nie ufać nikomu. Nawet najbliżsi okazali się oszustami i zawiedli. Miała problem ze zwierzaniem się i wszelkie uczucia dusiła w sobie. Niestety samotność to najgorszy rodzaj umierania, bez fizycznego bólu, długotrwały, a do tego perfekcyjnie wyniszczający, dobrze o tym wiedziała. Do tego była naiwna, choć z upływem czasu stawała się coraz bardziej odporna na te całe zło w sercach ludzi. Jak każdy naiwny człowiek dawała się zwieść i wykorzystywać, a potem całą odpowiedzialność brała na siebie i winiła się nawet za cudze błędy. Wpływało to bardzo źle na jej psychikę. Gdy okazało się, że bliska osoba ją zawiodła, zakpiła i obarczyła winą, Andżelika była bliska popełnienia strasznych rzeczy. Na szczęście znalazła się odpowiednia osoba, która pomogła jej odzyskać wiarę w ludzi, zmienić pogląd na świat i wpierała ją w trudnych chwilach.  
Tą osobą był dziadek. Po latach w końcu odnalazł wnuczkę. Andżelikę wychowywała tylko matka, nie miała kontaktu z ojcem. Odkąd spędzała czas z dziadkiem, nie czuła nieobecności taty. Od tamtego czasu powtarzała, , Najlepszy rodzaj ludzi to ci, którzy wkraczają w Twoje życie i sprawiają, że dostrzegasz słońce tam, gdzie wcześniej dostrzegałeś chmury... Ludzie, którzy wierzą w Ciebie tak bardzo, że zaczynasz w siebie wierzyć."
Dziadek Andżeliki był niezwykłym człowiekiem. Dziewczyna chętniej z nim niż z kimkolwiek przebywała, sprawiał to jego ciepły, dobry i troskliwy charakter. Zżyli się bardzo. Wnuczka opowiadała dziadkowi o swoich problemach, a ten wspierał ją i motywował. Był bardzo mądrym człowiekiem, miał wiele swoich ulubionych powiedzeń. Nauczył Andżelikę wielu cennych życiowych mądrości i wdrażał nowe wartości.
-Według wielu ludzi osoba, która jest inna, wyróżnia się czymś szczególnym jest kimś, kto odstaje od reszty. Nie zasługuje na nic. Dziadku, ja uważam, że jestem właśnie taką osobą. Nie potrafię i nie chcę być taka jak wszyscy... To dobrze czy źle? - zapytała niepewnie.
-Kochana...To właśnie wielki błąd popełniany przez nas. Nie potrafimy dostrzec tego piękna w człowieku. A przecież każdy zasługuje na szacunek i miłość., , Ten, kto idzie za tłumem, nie dojdzie dalej niż tłum. Ten, kto idzie sam dojdzie do miejsc, do których nikt jeszcze nie dotarł." - pamiętaj o tych słowach. Jestem z Ciebie niezwykle dumny. Cieszę się, że jest mi dane mieć taką wnuczkę. Po policzku Andżeliki spłynęła łza. Pierwszy raz ktoś ją docenił. Pierwszy raz poczuła się dla kogoś ważna. Uścisnęła dziadka z całej siły. Choć miała blisko 16 lat, w tamtym momencie wydawało się jej, że jest małym dzieckiem, które jak nic w świecie nie pragnie bardziej uścisku i czułości kochających rodziców. W pewnej chwili przypomniała sobie ostatnie pożegnanie z tatą.  
Powiedział jej, że jest z niej bardzo dumny a następnie mocno przytulił. Miała 7 lat, gdy ojciec ją opuścił. Po jego odejściu, pytała się wiele razy co się z nim stało, ale nigdy nie dostała sensownej odpowiedzi od mamy.  
-Tęsknię za... - nagle przerwała, słysząc zbliżające się do pokoju kroki. To była jej matka.
Kobieta nie znosiła, gdy córka przesiadywała godzinami z ojcem jej byłego męża. Tak bardzo go przypominał.
-Dosyć tego. Andżeliko, odrób lekcje i poucz się bo ostatnio, gdy byłam w szkole nie dostałam żadnych pozytywnych informacji o Twoich ocenach. Same z Tobą kłopoty.
-Ale... - wtrąciła córka.
-Dziadek właśnie wychodzi- ostrzegającym wzrokiem kobieta spojrzała się na starca.
Córka nie chciała się żegnać, ale wiedziała, że jeśli nie posłucha czekać ją będą nieprzyjemne konsekwencje. Pożegnała się więc i wyszła.
Starszy mężczyzna nie zaprotestował, wiedział, że wywoła tym niepotrzebną kłótnię, a jego wnuczka tylko się zmartwi.
  
  Wydarzenia z przeszłości miały również swoje dobre strony. Dziewczyna stała się dużo silniejsza psychicznie i emocjonalnie, lecz dla innych mogła sprawiać wrażenie zupełnie delikatnej i obojętnej osoby. Z czasem jednak zaczęło się to zmieniać.
Pewnego razu idąc do szkoły mijała pewną dziewczynę. Jej znajoma wyraźnie nabijała się i dokuczała dwóm innym osobom. Podeszła do niej i stanowczo powiedziała:
-Widzę, że coś Cię rozbawiło. Może podzielisz się tym ze mną?
-To nie Twoja sprawa - odburknęła.
-A może jednak moja. Widzisz tę dziewczynę z używanymi ciuchami i ciągle smutną miną? Jasne, że widzisz, a nawet się z niej śmiejesz. Jej rodziców ledwie stać na jedzenie. Nie chce nikogo zapraszać do domu, bo nie może pozwolić, by ktoś zobaczył jej pijanego tatę śpiącego na podłodze co wieczór. Tego chłopca też pewnie widzisz. Od bardzo dawna nosi długie rękawy. Dlaczego? Bo nie chce żeby ktokolwiek widział jego rany. Ciebie to śmieszy. Twoim jedynym problemem jest to, jakie ciuchy założysz do szkoły. Tak naprawdę nic o nich nie wiesz. Nie oceniaj ludzi zbyt szybko. Wygląd jest tylko, , maską zewnętrzną", która nie oddaje tego, jakie wnętrze ma człowiek.
- Skąd możesz to wszystko wiedzieć? Nie wiedziałam, że potrafisz być taka, , waleczna" i odważna. Nigdy nawet nie pokazywałaś swoich emocji. Zawsze wszystko było ci obojętne, szczególnie inne osoby, zawsze milczałaś. Poza tym to moja sprawa z kogo się śmieję. Uszanuj to, że każdy ma prawo mieć swoje zdanie i poglądy.  
-Nazywajmy rzeczy po imieniu. Uważasz, że jestem chamska? Heh. Mówisz tak, bo nie poznałaś ludzi, którzy mnie zranili. Sądzisz, że nie potrafię uszanować zdania innych? Nie wiesz ile razy w życiu inni mieli gdzieś moje zdanie. Często milczę? Nie zdajesz sobie sprawy jak często zostałam zlekceważona. Nie umiem okazywać swoich emocji? Masz pojęcie ile razy byłam odrzucona? Myślisz też, że nie przywiązuję się do ludzi, ale nie wiesz ilu bliskich zniknęło zbyt szybko. Znasz moje imię a nie historię...
Zapadła cisza, więc Andżelika kontynuowała.
-Opowiedzieć Ci pewną historię z mojego życia? - nie usłyszała odpowiedzi, ale nadal mówiła.
Na początku gimnazjum, gdy chodziłam do innej szkoły, jeździł ze mną pewien chłopak. Nie było dnia żeby nie biegł na przystanek. Zawsze bardzo się spieszył. Śmialiśmy się z niego. Nie wiedzieliśmy, że spieszył się tak, bo chciał mieć pewność, czy jego siostra nie popełniła samobójstwa podczas jego nieobecności w domu. Pewnego dnia nie przyszedł do szkoły. Po tygodniu wrócił. Przestał biegać... Chcę oczywiście, na tyle ile mogę, żeby świat zmienił swój pogląd. Rozumiesz?
-To niemożliwe.
-"Niemożliwe" to słowo dla głupców. Jeśli używasz tego wyrazu, to świadczy o Twoim braku wiary, aby tego dokonać. Ja na własnej skórze przekonałam się, że wszystko jest możliwe. Gdybyśmy chociaż odrobinę się przyjaźniły, opowiedziałabym Ci o tych przeżyciach. Lecz zawsze byłaś w stosunku do mnie nieprzyjazna, sama się ze mnie nie raz wyśmiewałaś. Pewnie myślałaś, że nie słyszę. Ale wiesz co, znam takie mądre słowa, , Wilki nie przejmują się tym, co sądzą o nich barany"
Andżelika odeszła. Dobitnie i z pełnym sukcesem wygarnęła wszystko dziewczynie. Nie była z natury mściwa i wredna, ale teraz czuła dużą ulgę.

  
   Od jakiegoś czasu w jej szmaragdowych oczach znowu pojawił się
blask. Nie była już tą samą osobą, a wszystko za sprawą osoby, którą poznała. Gdy szła na przystanek autobusowy, zauważyła nieśmiałą dziewczynę. Nazywała się Martyna. Martyna od tygodnia chodziła do nowej szkoły. Nie zaprzyjaźniała się z nikim. W jej domu panowała nie za ciekawa sytuacja, skąd mogła wynikać jej nieśmiałość. Andżelika widząc ją pierwszy raz zachowała dystans, ale z czasem zagadała do Martyny. Okazało się, że tak naprawdę dziewczyna jest bardzo otwarta, wystarczyło tylko zrobić pierwszy krok. Dziewczyny bardzo szybko znalazły wspólny język, miały podobne doświadczenia w przeszłości, co ułatwiało dużo ich relację.  
Tego dnia Martyna odwiedziła przyjaciółkę. Drzwi otworzyła mama Andżeliki.
-Dzień dobry. Zastałam może Pani córkę? Byłyśmy umówione na 15:00.
-Tak, proszę wejść - nieco innym niż zwykle tonem, przyjemniejszym, powiedziała kobieta.
Martyna weszła do pokoju przyjaciółki. Rozejrzawszy się po pokoju, zaczęła się zastanawiać, dlaczego nikogo w nim nie ma. Do pomieszczenia weszła podekscytowana Andżelika. Złapała dziewczynę za rękę i żwawo pociągnęła w stronę biurka.
-Widzisz to? Mam świetny pomysł!  
-Co to jest? Po co nam mapa i czemu spakowałaś torbę?
-Eh, nic nie rozumiesz- nadal z uśmiechem na ustach mówiła do przyjaciółki.  
-Czy Ty chcesz... Żebyśmy uciekły? Ale dokąd? Na ile? Wiesz, że rodzice mnie zabiją - z obawami pytała się Andżeliki.
-Nie bój się. To jedyne dobre rozwiązanie. Mój dziadek za kilka dni wraca do swojego domu. Będziemy mieszkać u niego, a dopóki nie wróci, weźmiemy namioty i gdzieś przenocujemy.
-Wiesz, to bardzo nie rozsądne. Nie wiem, czy powinnyśmy uciec.
-Spokojnie. Wszystko przemyślałam, zaraz Ci powiem, co zrobić, żeby plan wypalił.
Kilka godzin dyskutowały na temat ucieczki. W końcu Martyna dała się przekonać. Pojutrze w sobotę, ok. godz. 7:30, gdzie mama Andżeliki wychodziła do pracy, miały spotkać się w jej domu. Ustaliły, że przenocują dwie noce pod namiotami, na działce cioci Martyny. Jechać miały na stopa, a do dziadka jakąś taksówką.
  
  
   Nadszedł dzień ucieczki z domu dziewczyn. Andżelika była bardziej podekscytowana niż jej przyjaciółka. Mogła wreszcie uwolnić się od mamy, która pilnuje ją krok w krok i prawie wszystkiego zabrania. Już od 7:00 spoglądając co chwilę na zegarek, chodziła po pokoju.
Mimo strachu, który czuła, uczucie radości zupełnie go przytłumiało. Usłyszała dzwonek do drzwi - tak to jej przyjaciółka, przyszła trochę przed czasem.
-Masz wszystko? - rzuciła spojrzeniem na Martynę i poszła po swoją torbę.
-Namiot, ciuchy, jedzenie, pieniądze... Tak, raczej wszystko wzięłam.  
-Wiesz co, cieszę się z Twojej decyzji. Może to nieroztropne i tak dalej, ale od dawna zamierzałam tak postąpić. Gdy sytuacja się poprawi
wrócimy do swoich domów. Mam też jeszcze jedno, , zadanie". Muszę wyciągnąć od dziadka co stało się z moim tatą.
-Ok, rozumiem. To co wychodzimy? - na kącikach ust pojawił się lekki uśmiech.
-Jasne - kiwnęła głową i wyszły z domu.

Na stopa nie musiały długo czekać. Po 15-stu minutach jakiś Pan z Panią jadący na weekend do swojej rodziny zatrzymali się i dziewczyny wsiadły. Po ok. 2- godzinnej drogi, docierając na miejsce rozpadał się deszcz. Słońce zniknęło za chmurami.
-Na pewno chcecie, żeby wysadzić was tutaj w taką ulewę? Z tego co mówiłyście, macie jeszcze kilka minut drogi do wioski - patrząc w szybę samochodu zapytał Pan, siedzący za kierownicą.
-Tak. Dla nas to żaden problem, a Państwo i tak już jesteście spóźnieni. Wysiądziemy tutaj - powiedziały prawie równocześnie dziewczyny.
Idąc drogą nieźle zmokły.  
-A co jeśli się przeziębimy? - wtrąciła Martyna.
-Jeśli chcesz oglądać tęczę, musisz dzielnie znieść deszcz - tymi nie do końca wyjaśniającymi słowami pytanie, przyjaciółki dochodziły do działki cioci jednej z dziewczyn.
Niedługo potem przestało padać, rzeczywiście na niebie pojawiła się piękna, siedmiokolorowa tęcza.
-Widzisz ją? Nadzieja jest jak ta tęcza, omamia oczy swą pięknością i intensywnością barw, po czym nagle znika...  
-Masz coś konkretnego na myśli?
-Nie opowiadałam Ci jeszcze o Dorocie. Dała mi nadzieję na prawdziwą i szczerą przyjaźń. Byłyśmy od dzieciństwa najlepszymi przyjaciółkami lecz zaczęło się coś złego dziać. Do klasy dołączyła nowa dziewczyna. Przed
dorosłymi udawała, że jest grzeczną i ułożoną dziewczyną, a tak naprawdę
zadawała się z nieodpowiednim towarzystwem, paliła papierosy... Dorota więcej czasu przebywała z nią niż ze mną, jak się okazało obgadywała mnie za plecami przy każdej okazji. Po pewnym czasie zachowywała się podobnie jak jej nowa przyjaciółka. Nastawiała przeciw mnie inne osoby. W końcu powiedziała mi słowa, których nigdy nie zapomnę. Rozerwały moje serce na milion drobnych kawałeczków. Wybacz, ale to zbyt przykre, żeby o tym opowiadać - w oczach Andżeliki zakręciła się łza.
Martyna przytuliła mocno dziewczynę.
-Wiem jak się czujesz. Ale nie martw się. Naszej przyjaźni nikt i nic nie rozdzieli.
Zaczęło się ściemniać. Dziewczyny rozłożyły namioty. Tej nocy niebo rozświetlały tysiące gwiazd.
-Gdy tęsknimy za Kimś, gwiazdy stają się Nam bardzo bliskie - rzekła Andżelika.
-Opowiesz mi co wiesz o swoim tacie? - spytała domyślająca się o co chodzi Martyna.
-Nie widziałam taty ok 8 lat. Pamiętam tylko, że był dobrym człowiekiem.  
Co prawda bardzo mnie rozpieszczał, ale mi to nie przeszkadzało - kąciki ust znacznie powędrowały do góry.
-Eh...Moi rodzice często się kłócą. Nie lubię tego, zwłaszcza, że mam poczucie, że to wszystko przeze mnie.
-Czemu tak myślisz?
Dziewczyny rozmawiały bardzo długo. Miały wiele wspólnych tematów i zwierzały się ze swoich myśli, problemów. Teraz nic już nie mogło stanąć im na przeszkodzie. Były szczęśliwsze niż kiedykolwiek, ta noc na pewno zostanie długo w ich pamięci, szczególnie dla Andżeliki, która nie miała pojęcia, jaka tragedia ma się niedługo zdarzyć.
  
  
    Rodzice Martyny i mama Andżeliki zaczęli się niepokoić. Obdzwonili wszystkich znajomych, ale nikt nie wiedział gdzie mogły się podziać. Zmartwieni dorośli dzwonili również do córek. Żadna nie odbierała. Przyjaciółki tego dnia były w bardzo dobrym humorze. Nic nie mogło im tego zepsuć. Na niebie nie pojawiła się ani jedna chmurka. Słońce całą swą krasą rozświetlało błękit. Dziewczyny postanowiły, że tego dnia przejdą się na spacer, a potem pójdą popływać w pobliskim jeziorze. Obie lubiły aktywny tryb życia. Martyna kiedyś regularnie uczęszczała na lekcje pływania. Była w tym naprawdę dobra. Rodzice uznali, że skoro ich córka potrafi już pływać to po co mają wydawać pieniądze na dodatkowe lekcje. Kto wie, dziewczyna miała talent, być może mogła by być profesjonalną pływaczką. Andżelika natomiast nie potrafiła pływać.
Kiedyś tata obiecał jej, że nauczy ją tego i będą razem chodzili na basem, a latem na plażę. Do tego niestety nie doszło, a 16-letnia dziewczyna bała się wejść głębiej do wody.
Zjadły śniadanie i udały się na spacer.  
-Nauczysz mnie pływać, prawda? - powiedziała niepewnie.
-Jasne, to proste. Musisz tylko... -zatrzymała się i złapała za głowę Martyna.
-Wszystko w porządku? - z niepewnością w głosie zapytała przyjaciółka.
-Tak, tylko trochę głowa mnie boli. Możemy zrobić sobie przerwę?
-Oczywiście, usiądźmy na tamtej ławce- wskazała palcem Andżelika.
Minęło 5 minut. Widać było, że jedna z dziewczyn źle się czuła.
-To wszystko przez ten upał. Zawróćmy się lepiej.
-Nie! Obiecałam, że nauczę Cię pływać. Zresztą zimna woda dobrze nam zrobi.
Martyna potrafiła być naprawdę uparta, więc tak jak powiedziała udały się nad jezioro. Po schłodzeniu się orzeźwiająco chłodną wodą, Andżelika przystąpiła do nauki.
-Spokojnie. Najpierw połóż się na plecach, a ja będę Cię trzymać. Spróbuj unieść się na wodzie - instruowała.
Po chwili udało się. Dziewczyna każdy kolejny krok przyswajała równie szybko. Po pewnym czasie dwie wypłynęły już na środek jeziora.
-I widzisz, a tak się bałaś. Pływasz nawet lepiej niż ja.
Andżelika odpowiedziała śmiechem.
-Masz rację. Gdyby nie Ty, to nigdy bym się tego nie nauczyła.
-, , Jeśli nie możesz latać, to biegnij. Jeśli nie możesz biec, to idź. Jeśli nie możesz iść, to czołgaj się, ale bez względu na wszystko nie przestawaj posuwać się naprzód." To dzięki Twojej silnej woli dałaś radę, uwierz mi. - powiedziała, uśmiechając się.
Wróciły do namiotów i ucięły sobie krótką drzemkę. "To mój najszczęśliwszy dzień jak do tej pory" - pomyślała Andżelika.  
Po upalnym dniu zbierało się na burzę. Czarne chmury przykryły błękitne niebo. Nastał ponury i nieznośny nastrój. Samopoczucie dziewczyn uległo zmianie. Nie były już takie radosne jak przedtem. Tak jakby jakiś wewnętrzny głos kazał im przemyśleć swoje wcześniejsze zachowanie. Zachowały się nieodpowiedzialnie uciekając z domu. Jednak Andżelika była bardzo zdeterminowana. Za wszelką cenę chciała dokończyć to co zaczęła.  
  
  
    Złożyły namioty, spakowały się. Były już gotowe wyruszać do dziadka Andżeliki. Mając sporo pieniędzy, postanowiły, że pojadą taksówką. Podczas drogi szczerze porozmawiały.
-Wiesz, tak się zastanawiam, podobno bardzo ciężko zmienić swój charakter. Z tego co opowiadałaś, kiedyś byłaś zupełnie inna. Widzę teraz przed sobą zdeterminowaną, odważną, o silnej woli dziewczynę.  
-Chcesz zapytać jak się zmieniłam? - nie dała dokończyć towarzyszce - Kiedyś moim jedynym zajęciem było siedzenie z książką w pokoju. Za wszelką cenę chciałam, by mama miała ze mnie powód do dumy. Potem nieco odpuściłam. W samotności rozmyślałam o wielu sprawach. Denerwowałam się, gdy mama mówiła, że jestem złym dzieckiem. Myślałam sobie "Inni nastolatkowie zażywają narkotyki, piją i palą, podczas tego, gdy ja nigdy nawet nie spróbowałam tych rzeczy. Jedynie nauka, obowiązki, spanie. Tak mamo, jestem złym dzieckiem." Śmiali się ze mnie, że odstaje od reszty. Ale wiesz co? Jestem niezwykle z siebie dumna. Oni wyrosną na pijaków, palaczy i narkomanów. Nic w życiu wielkiego nie osiągną. A ja? Nie wiem, ale jestem pewna jednego. Przynajmniej będę miała tę świadomość, że próbowałam. Współczuję dla większości dzisiejszej młodzieży. Nie mają pojęcia o dzisiejszym świecie. Żyją w przekonaniu, że najważniejszą rzeczą są pieniądze.  
Kiedyś pewna dziewczyna dostała jeden z nowszych modelów telefon. Dzięki temu stała się w zadziwiającym tempie popularna w szkole. Po tygodniu, zainteresowanie się ją znacznie spadło. Dlaczego? Bo wyszedł nowy telefon, przez wielu uważany za nowy trend, który każda osoba musi mieć, żeby być fajna. Dziewczyna kupuje nowszy telefon, ale z czasem powstaje nowy, lepszy gadżet tak zatacza się błędne koło. Oczywiście byłabym idiotką sądząc, że tylko takie osoby istnieją. Są tacy ludzie, których naprawdę kocham. Gdyby nie mój dziadek, mogłabym tu dziś z Tobą nie rozmawiać. On jest przykładem mądrego i dobrego człowieka. I jesteś też Ty. Kocham Cię jak siostrę. Cieszę się bardzo, że właśnie Ty jesteś moją przyjaciółką...

Jadąc samochodem, w pewnym momencie Andżelika usłyszała tylko huk i uderzenie. Coś mignęło przed jej oczami. Straciła przytomność. Przez "mgłę" słyszała tylko wycie jakiejś syreny i krzyki dobiegające z niedaleka. Pewien głos męski powiedział, , Dwie ofiary. Tak, jedna osoba przeżyła, ale jest w poważnym stanie."  
Otworzyła powieki. Tak, jak się domyślała. Zdarzyła się straszna tragedia.  
Strażacy wyciągali ją z wraku samochodu. Zobaczyła tylko swoją przyjaciółkę, całą we krwi. Nie ruszała się. Wszystko wskazywało na najgorsze. Andżelika zamknęła oczy, modląc się, że to tylko zły sen.
-Spokojnie, zostaniesz przewieziona do pobliskiego szpitala - rzekł jeden z lekarzy.
-Jak mam być spokojna!? Moja Martynka nie żyje. Nie żyje, słyszysz?! - krzyczała rozpaczliwym głosem.
Lekarze wsadzili na noszach Andżelikę do karetki i zawieźli do szpitala.
Po niedługim czasie była już na miejscu. Leżała na łóżku podłączona do kroplówki. Nie mogła dojść do siebie. Było jej już wszystko obojętne. Zasnęła...
  
    Otworzyła oczy. Przed nią siedziała mama z rozmytym od płaczu makijażem,  
a za drzwiami stał zmartwiony dziadek i... jakiś obcy mężczyzna.
-Mamo, ja nie chcę żyć - szepnęła cicho.
Matka rozpłakała się.
-To wszystko moja wina. Jak mogłam na to pozwolić. Przepraszam – płacząc przytuliła córkę.
-Nie, to wszystko przeze mnie. Zresztą nie mam siły o tym rozmawiać... Jak rodzice Martynki? Wiedzą już? - z przygnębieniem zapytała.
-Tak córeczko. Są załamani tak jak my. Ale... porozmawiamy o tym kiedy indziej. Chcę żebyś chociaż odrobinę uśmiechu pojawiło się na Twoich ustach.
-Po stracie przyjaciółki!? Nigdy!
-Proszę, pozwól mi skończyć. Za drzwiami czeka Twój dziadek i ktoś jeszcze.
Już dawno powinnam była powiedzieć Ci o tacie. Chcesz z nim porozmawiać?
Dziewczyna zaniemówiła. W jej głowie roiło się od różnych pytań. Dlaczego dopiero teraz, gdy ledwo uszła z życiem? Dlaczego przez tyle lat nie mogła wiedzieć nawet, czy jej tata żyje i ma się dobrze? I czemu w ogóle odszedł? Pragnęła się tego dowiedzieć.
-Teraz mu się przypomniałam? Niech dziadek też przyjdzie – lekceważąco spojrzała się za drzwi, za którym stało dwóch mężczyzn. Próbowała ukryć wszelkie uczucia.
Jej ojcem był wysoki brunet, o zielonych oczach. Powoli podszedł do córki, a obok niego szedł dziadek.
-Cześć. Cieszę się, że w końcu Cię widzę. Wyrosłaś na piękną dziewczynę.  
Andżelika uśmiechnęła się, ale przypomniała sobie, że nie może pokazać emocji. Natychmiast spoważniała. Właściwie to nie wiedziała po co. Przecież mogła w końcu go uścisnąć, powiedzieć, jak bardzo za nim tęskniła.  
-Źle się czuję, możecie na razie wyjść?  
-Dobrze, jeśli chcesz - odezwał się dziadek.  
-Będziemy czekać, aż poczujesz się lepiej - rzekł tata zostawiając kartkę na łóżku córki.
Głos jej taty był łagodny. Mogła cały czas go słuchać. Zawsze gdy była mała, co było dość nietypowe, śpiewał jej kołysanki i układał do snu. Znowu mogła posłuchać tego głosu...
Wzięła do ręki kartkę, a właściwie karteczkę. Było napisane na niej, , Dla Adzi". Dosyć ciężko się to czytało, ponieważ pismo na pierwszy rzut oka należało do małego dziecka. Na środku namalowane było wielkie, czerwone serduszko. Wzruszyła się. Kto mógłby to dla niej narysować, zwłaszcza, że kartkę dostała od taty.
-Tato. Zaczekaj!
-Tak?
-Mógłbyś mi wszystko powiedzieć? Dlaczego odszedłeś bez słowa? Od kogo ta laurka?
-To długa historia, może to być dla Ciebie wielkie rozczarowanie. Zacznijmy od tego, że osiem lat temu dostałem wyrok, skazujący mnie do więzienia na trzy lata. Byłem nie winny. Zostałem wrobiony przez pewnych mężczyzn. Kiedyś pożyczyłem od nich pieniądze. Miałem oddać, od razu gdy zarobię. Lecz oni byli nie cierpliwi. Któregoś dnia podrzucili do naszego mieszkania, obciążające mnie narkotyki. Wezwali policję. Twoja mama chcąc Was ratować wyprowadziła się i wzięła rozwód. To moja wina. Nie powinienem narażać swojej rodziny i zadawać się z jakimiś podejrzanymi typkami. Ale... było, minęło. Ten niesłuszny wyrok odsiedziałem. Chciałem do Was wrócić, ale mama uznała, że to tylko Ci zaszkodzi. Tak więc żyłem sam, lecz złożyło się tak, że mam synka. Ma 3 lata. To Twój braciszek. Gdy o Tobie usłyszał bardzo się ucieszył. Marzył o starszej siostrze. Jeżeli poczujesz się lepiej i wyrazisz chęć, będzie mógł Cię odwiedzić.
-Naprawdę? Mam brata? - niedowierzającym głosem pytała Andżelika.
Rozmawiali jeszcze kilkanaście minut. Dziewczyna była bardzo przejęta, a jednocześnie czuła ból po stracie przyjaciółki.  
Jeśli chodzi o straty fizyczne nie były wielkie. Miała kilka zadrapań i złamaną rękę. To cud, że wyszła z tego w takim stanie. Psychika jej była natomiast w rozsypce. Rodzice zdecydowali, żeby wspólnie z córką chodzić na terapię do psychologa.
  
  
   Po kilku miesiącach Andżelika mogła już normalnie funkcjonować. Pamiętała cały czas o przyjaciółce, ale wiedziała, że nie można się obwiniać za to na co nie mamy wpływu. Są pożegnania, na które nigdy nie będziemy gotowi. Są słowa, które zawsze wywoływać będą morze łez. I są takie osoby na myśl, o których zawsze zasypie nas lawina wspomnień…
  
  Nadszedł dzień spotkania rodzeństwa. Maluch nie był zbyt świadomy z zaistniałej sytuacji.
Powoli trzymając za rękę taty, podszedł do siostry. Stanęli na przeciwko siebie. Dziewczyna poczuła się trochę zmieszana. Patrzyli sobie w oczy. Jego błękitne, przepełnione miłością oczka, sprawiały, że wszystko zniknęło. Ból, smutek i strach ustał. Dziecko przytuliło siostrę, a po jej policzku spłynęła łza. Andżelikę przytulili również mama i tata. W końcu poczuła się naprawdę szczęśliwa....

alek080

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 4718 słów i 26102 znaków, zaktualizowała 19 kwi 2016.

Dodaj komentarz