Materiał zarchiwizowany.

Mam Ciebie

Popatrzyla na swoje poranione rece i stwierdzila, ze już nie chce tego robic. Nie chce się znowu ranic. Ale coz, i tak to zrobila. Z emocji, bo choc pod maska je ukrywala to wciaz je miala. I z bolu. Tak. Z bolu, ktory siedzial w niej gleboko i nie chcial dac spokoju. Spojrzala na skore, ktora wlasnie ciela. Udo. Wielkie, grube, zle. Nienawidzila go, nienawidzila obu nog choc powinna się cieszyc, ze je w ogole ma. ze sa zdrowe. Ale nie... nie potrafila. Spojrzala na swok brzuch. Byl wzdety, po oststnim napadzie na lodowke. Glodzila się i obzerala i tak w kolko. Za kazdym razem placzac i zaciskajac piesci. Nie miala zlego zycia. Miala dom, rodzine, kilku przyjaciol. Moze byla zachlanna? Tego nikt nie wie. I nawet ona sama. Bala sie. Wciaz się bala. Podejrzewala u siebie nerwice, ale kto by się tym przejmowal. Tym, ze czasem boi się wyjsc z donu chocby po bulki do sklepu. Ze lodowke zamyka trzy razy, by miec pewnosc, ze się domknela. Ze swiatlem tak samo. Ze dziś piec razy sprawdzala, czy ma w kieszeni telefon. Opowiadala o tym, lecz... nikogo to specjalnie nie obchodzilo.  
Jej dziewactwa staly się normą, skwaszona mina.. tez. Codzien mowila ze jest gruba. Codziennie. Bo tak uwazala. Miala się za gruba swinie, nikogo wiecej. Prosila się takze tymi slowami o uwage. Pod nimi krylo się "Blagam, pomoz mi. Nienawidze siebie i nie wiem jak się pokochac". Momentami zachowywala się irracjonalne. Udawala dziecko, by zaraz moc wyludzic pieniadze na piwo o fajki. Kochala to, gdyz czula, ze się niszczy. A to byla jedna z rzeczy, ktora kochala najmocniej. Placz byl zas reakcja na wszystko. Na stres, zal, zlosc, radosc. Mimo 15 lat czolo jej bylo pokryte mimicznymi zmarszczkami. W sumie, już jej to nie obchodzilo. Nie lubila ciala, twarz czasem ale z rzadka. Duzy nos, male oczy, usta
Dolki pod oczami, cera z wypryskami. Wlosy zniszczone, slabe. Fuj. Myslala. Fuj, nic wiecej. Zalezalo jej tylko na jednej osobie. Jednej. Ktora  
Okazala jej calkowita milosc. Zalezalo jej na Magdzie. Ktora ja ranila i wspierala. Deptala i podnosila. Zabijala i ozywiala od nowa. Byla warta wszystkiego. Kazdy dzien byl przygoda. Odkryla radosc ze spedzania czasu z kims. Ze smiana się bez powodu. Odkryla siebie. A potem Magda odjechala. I zabrala jej serce ze soba. Lzy i rozpacz to malo. Za malo, by moc to opisac. To bylo jak smierc. Tylko gorsze, bo wciaz musiala udawac, ze jest dobrze. Potem tamta wracala, uciekala, wracala, uciekala. Bledne kolo. Nie potrafila ustac obok Oli. Musiala gdzies jezdzic, smiac sie, bawic, zyc. Nie mogla bez przerwy trzymac jej za raczke. Ola w koncu to zrozumiala. Byla, gdy ta jej potrzevowala i choc zdarzalo się to rzadko, to gdy się zdarzalo, byla przeszczesliwa. Pozwalala jej tez odchodzic. Pozwalala jej wracac. Czula się z tym zle, mimo to jeszcze gorzej gdy jej calkowicie nie miala. Wiec miala ja na raty. I to musialo jej wystarczyc.
-------------
Nie wiem po co to napisalam. Chcialam tylko opisac swoje emocje. Jak mozna się domyslic, bohaterka historii jestem ja. Napisalam to,  
gdyz moze ktos czuje się podobnie. Z gory przepraszam za bledy, jestem na telefonie.

Santana

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 524 słów i 3146 znaków.

Dodaj komentarz