-O czym mówiłaś tej dziewczynie? -ogarnął moje włosy za ucho i pocałował w policzek.
-Annie?
-Tak. O mnie.
-Nie chcesz wiedzieć. -roześmiałam się.
-Czy to było coś prywatnego? -podniósł się i ubierając koszulę puścił mi oczko. Miał taki piękny uśmiech.
-Zależy, jak na to spojrzeć. -odsłoniłam jedną nogę i uśmiechnęłam się prowokująco. Spojrzał na mnie, na zegarek, a potem znów na mnie.
-Mam trzydzieści minut do rozmowy o pracę.
"Przypadkiem" pościel spadła z łóżka odkrywając moje nagie ciało. Artur znów spojrzał na zegarek i przestał zapinać guziki koszuli. Opuścił bezradnie ręce i podszedł do łóżka.
-A teraz, ile masz?
***
Siedziałam znudzona na kanapie i patrzyłam, jak Otylia karmi Emi. Była to ruda kotka z czarnymi pręgami i oczkami koloru świeżego miodu. Na pewno była młoda, bo Krystian wspomniał kiedyś, że została uratowana z płonącego domu, jakieś trzy miesiące temu. Emi miała więc około pięciu miesięcy. Niestety, jej mama i siostra nie miały tyle szczęścia. Ocalała tylko ona i jej brat, dzięki jednemu ze strażaków. Nie mogła dłużej zostać w domu tymczasowym, a w schronisku sobie nie radziła, więc, kiedy Krystian dowiedział się o jej losie -od razu ją zaadoptował. Jej brat został nazwany Luu i trafił do jakiejś rodziny z dużym ogrodem i trójka dzieci, dlatego również nie miał źle.
-Napijesz się czegoś? -w końcu przerwała milczenie. Nie była osobą towarzyską, co po części sprawiało, że nie przepadałam za nią.
-Chętnie, coś ciepłego, jeśli mogę prosić. -wcale nie miałam na nic ochoty, ale wiedziałam, że zamawia jakąś zagraniczną, pyszną herbatę i miałam nadzieję, że opowie mi jakąś historię o niej. Cisza była zbyt krepująca, dla mnie, ale nie umiałam nawiązać z nią rozmowy.
-Owocową? -uśmiechnęła się sztucznie. Widocznie nie zasłużyłam na drogi napój francuskich bogów, albo innych takich.
-Jasne. -odwzajemniłam uśmiech, równie sztucznie.
Już miałam zapytać, czy ma może żyletkę, bo wolę się ciąć w łazience niż siedzieć z nią w jednym pokoju, ale zadzwonił do drzwi i ruszyła się do przedpokoju.
Dzięki Bogu.
-Hej! Przepraszam, że tak długo, ale musiałem odwalić papierkową robotę. -położył teczkę na stole w kuchni- Uroki pracy w biurze.
Otylia przytuliła męża, powiedziała, że obiad jest na stole w jadalni i poszła a górę. Jak taki świetny mężczyzna wytrzymywał z taką oschłą, wredną małpą?
-Piłaś już coś? Chcesz coś słodkiego? Zaraz coś...
-Nie, dziękuje. Ja tylko na chwilę. -Otylia najwyraźniej zapomniała o mojej owocowej herbatce.
-Długo na mnie czekałaś? -obserwowałam jak wiesza marynarkę na wieszak, a potem wstawia wodę.
-Kilka minut. Mam prośbę.
-Dajesz. -nalał coli do przezroczystej szklanki i oparł się plecami o blat.
-Pomógłbyś zorganizować niewielką imprezę? U mnie w domu, z okazji wprowadzenia Artura.
Odłożył szklankę, dosunął do mnie krzesło i usiadł na nim pewnie.
-Och, tego twojego Romeo? Jasne, chodzi pewnie o to, żeby go zapoznać z sąsiadami. -machnął ręką w stronę okna.
-Czytasz mi w myślach.
-Jasne, dla przyjaciół wszystko. Pozapraszam kilka osób, zorganizuję ci dobrą muzykę, Otylia może ci pomóc z jedzeniem i wystrojem domu.
-Nie, dzięki. Anna mi pomoże, ale oczywiście Otylia też może przyjść. -nie stwierdziłam, że ją zapraszam, ale była przecież żoną mojego przyjaciela.
-Rozumiem. Ann, dlaczego wy się tak nie lubicie?
-Nie wiem. -skłamałam.
1 komentarz
Olifffka<3
Spoko