Zdrajca, cz.5

Laura
Wołam go już z daleka. Z promiennym uśmiechem odwraca się w moją stronę. Nie wytrzymuje tego. Przyspieszam kroku i po chwili jestem przy nim. Próbuje mnie objąć, ale odpycham go. Z całej siły uderzam go w twarz. Cios odrzuca jego głowę do tyłu.  
- Jak mogłeś? – pytam przez łzy. – Jesteś cholernym kłamcą. Jak mogłeś?  
Ukrywam twarz w dłoniach i upadam na kolana. Moim ciałem wstrząsa szloch. Cały czas powtarzam jedno: "jak mogłeś?”. Po raz kolejny próbuje mnie objąć, a ja znów na to nie pozwalam.  
- O co ci chodzi? – pyta zniecierpliwiony po kolejnej nieudanej próbie.
- Okłamałeś mnie. O to… o to, że kazałeś skatować własnego brata. On prawie umarł – mówię ze łzami w oczach – prawie umarł.  
- Po co tam poszłaś? – pyta z kamiennym wyrazem twarzy.
- Bo mnie o to poproszono – odpowiadam sucho, cały czas próbując powstrzymać łzy napływające do moich oczu. - A ty? Dlaczego kłamałeś?
- Miałem swoje powody. – widząc mój domagający się odpowiedzi wzrok kontynuuje. – Z miłości, z zazdrości, ale przede wszystkim z miłości.
Parskam śmiechem, na nic więcej mnie nie stać.  
- Jesteś podły – mówię w końcu.
Odwracam się i odchodzę. Nie chce mieć z nim nic do czynienia. Nogi same kierują mnie do skrzydła szpitalnego. Szybkim krokiem mijam masę drzwi i przechodzę korytarze. W końcu docieram pod szklane drzwi z czerwonym krzyżem. Wchodzę do środka. W długim pomieszczeniu unosi się mdły zapach choroby i śmierci. Gdy wchodzę w głąb pokoju zaczynam słyszeć pikające urządzenia. Mijam jeszcze kilka łóżek. Znajduje go tam gdzie wcześniej leżał.  
Jego twarz nie wygląda tak źle jak kilka godzin temu. Opuchlizna jeszcze się utrzymuje, ale może otworzyć przynajmniej jedno oko. Ręce ma schowane w gipsie, a głowę obandażowaną. Siadam na krześle ustawionym obok. Delikatnie chwytam jego palce, a głowę kładę na jego klatce piersiowej, tak jak kiedyś. Czuje jak oddycha, jak bije mu serce. W śnie wygląda bardzo spokojnie i przynajmniej nie czuje bólu. Całuje go w czoło. I czekam.
Czekam, aż się obudzi i będę mogła z nim porozmawiać.

Siedzę z nim kilka godzin. Cały czas śpi, a czekanie i pikające maszyny doprowadzają mnie do szału. Wyjmuje dłoń z jego uścisku i wychodzę. Musze pooddychać świeżym powietrzem, bo inaczej zwariuje. Po drodze zaczepiam jedną z pielęgniarek.  
Oczy o dwóch kolorach, ciemnoniebieskim i ciemnobrązowym, ukazują pierwsze oznaki długiej pracy i przemęczenia. Włosy ma potargane, a na jednym z policzków został jej odcisk od podwiniętego rękawa.  
- Jak długo będzie spał?
- Kilka godzin temu, nim pani wyszła dostał dużą dawkę leku usypiającego i przeciwbólowego. Możliwe, że obudzi się za jakieś pół godziny, może godzinę.
Kiwam głową i wychodzę. Białe oszklone drzwi zapewniają zbawienną ciszę. Nie słyszę już pikających maszyn i nie czuję odoru choroby, a co najgorsze śmierci. Ostatnia zaraza jaka miała miejsce w mieście pozostawiła na jego ulicach pełno ciał dzieci, mężczyzn i kobiet w każdym wieku. Z tego powodu został stworzony specjalny odział składający się z lekarzy, którego zadaniem było i jest pozbycie się ciał przez spalenie by zaraza nie przeniosła się dalej. Wydział spełnił swoje zadanie i na pewien czas został zawieszony, aż do teraz. Epidemia odry znów grozi eksplozją i wszystkie zgłoszone przypadki zarażenia nią są obserwowane, badane i izolowane. Lekarze chodzą tam w kombinezonach ochronnych, by się nie zarazić i nie roznieść choroby po Akademii.  
Wychodzę na świeże powietrze i głęboko je wdycham. Krople zimnego deszczu opadają na mnie mocząc mi włosy i ubranie, które się do mnie przykleja. Gdy w końcu otwieram oczy uświadamiam sobie ile czasu spędziłam z Adamem. Plac jest oświetlony wysokimi ledowymi lampami, a ich jasne światło odbija się w kałużach pozostawionych przez deszcz.
Do mojej głowy wpada pomysł by przetestować nowych rekrutów, którzy tym razem wpadli w moje ręce. Mimo tego, że są tu od dwóch lub trzech dni przyda im się mały sprawdzian. Przynajmniej to pozwoli mi choć na chwilę zapomnieć o sprawie z Adamem i Piotrem, a także sprawdzić wytrzymałość moich podopiecznych. Odwracam się żeby wrócić do środka, ale powstrzymuje mnie od tego wołający mnie głos. Bardzo znajomy.  
Z niechęcią patrzę przez ramie. W moją stronę idzie Piotr, wygląda na spokojnego, ale jego kroki są szybkie. Chodzi tak zawsze gdy jest zły, lub coś mu nie psuje.
- Musimy pogadać – mówi, gdy już podchodzi na tyle blisko bym mogła go słyszeć.
Kręcę przecząco głową i sięgam po klamkę. Staram się na niego nie patrzeć.  
- Spójrz na mnie. Porozmawiaj ze mną. Proszę – w jego głosie słychać zarazem groźbę i prośbę.  
Gwałtownie się odwracam. Jego twarz to mozaika bólu, żalu i prośby o wybaczenie, ale jego oczy zupełnie temu zaprzeczają. Gdyby nie to, może bym mu uległa i porozmawiała z nim, wyjaśniła wszystko, ale w takiej sytuacji jest to niemożliwe. Jeszcze raz kręcę głową.
- Nie mamy o czym – mówię spokojnie. – Wszystko zniszczyłeś. To koniec.
Nie czekam na jego wyjaśnienia, po prostu odwracam się i znikam w ciemnej klatce schodowej.
Jak on mógł?, pytam samą siebie. Jak mógł mnie okłamać? I jak mógł pozwolić na skatowanie swojego własnego, rodzonego brata? Przecież to jego najbliższa rodzina. Jego jedyna rodzina. Odtrącam od siebie tę myśli. Ruszam w górę. Po drodze mijam korytarz, który prowadzi do skrzydła szpitalnego i idę dalej.  
Po raz ostatni spoglądam na wielki apartament. Z jednej strony żałuję swojej decyzji, ale z drugiej jest ona bardziej niż konieczna. Zawsze uważałam go za wartościowego człowieka, takiego za którego można walczyć... a nawet zginąć, ale to już minęło. Zabieram swoje rzeczy i wychodzę.
Zajmuje małą kwaterę niedaleko pokoju moich uczniów. Małe okienko w ścianie daje mało światła, ale jest na tyle duże by można było je otworzyć i wywietrzyć. W rogu pokoju stoi mała szafka, do której włożyłam już swoje rzeczy. Pod oknem jest wnęka, która chyba powinna być łóżkiem. Żeby się tam zmieścić muszę pochylić głowę, a jak siedzę nie mogę się wyprostować.
Ktoś puka do drzwi. Wstając uderzam się dość mocno w głowę. Przeklinam niskie sklepienie nad łóżkiem i ponownie wstaje, tym razem nie uderzając w kamień. Pukanie rozlega się ponownie.
- Idę, idę - mruczę i rozmasowuje bolące miejsce.
Otwieram drzwi. Przed nimi stoi młoda dziewczyna o ciemnych włosach. W wyciągniętej ręce trzyma list, na którym napisane jest moje imię. Zabieram papier.  
- Skąd to masz? - pytam.
- Dostałam dzisiaj list od mamy. Oprócz kilku słów skreślonych do mnie było tam też to.
Kiwam głową i zamykam drzwi. Siadam na krześle i szybko otwieram list.  
"Droga Lauro,  
Na samym początku chciałam ci podziękować za zabranie jednego z moich żołnierzy do szpitala, a także ochronienie go przed dalszymi torturami i jak mniemam niechybną śmiercią. Jednakże nie o to tu chodzi.
Mimo tego, że pisanie do ciebie jest niebezpieczne robię to. Wiem, że nie wydasz nas nikomu. Przechodząc do rzeczy. Chciałam cię jedynie prosić o znalezienie członków ruchu oporu w Akademii. Jest ich tam wielu, jednak nie podam ci ich imion i nazwisk, ponieważ wraz z ich wejściem za mury tego budynku zmieniają je. Tak bezpiecznej. By ich znaleźć musisz wypowiedzieć tylko dwa słowa: "już czas". Wiem, że brzmi to śmieszne, ale to środki bezpieczeństwa, a osoby, które musisz znaleźć będą wiedziały co robić. Odpowiedzą ci skinieniem głowy.
Kolejne instrukcje dostaniesz w kolejnym liście. I jeszcze raz dziękuję za uratowanie jednego z żołnierzy."
Po przeczytaniu listu nasunęło mi się kilka pytań. Kto do mnie napisał? Dlaczego powstał ruch oporu i po co?  
Wiem jedno. Muszę spełnić polecenia osoby, która do mnie napisała. Poszukam członków ruchu oporu i będę czekać na dalsze instrukcje, ale tylko przez wzgląd na Adama.

Kolejne dni upłynęły mi na szukaniu członków ruchu oporu. Znalazłam dopiero dwie osoby, z czego jedna to Rufin, a druga to młoda dziewczyna, która przekazała mi list. Staram się szukać kolejnych, ale nie jest to łatwe. Piotr nakazał wszystkim ostrożność, a każde wątpliwości, co do lojalności jakiejś osoby zgłaszać do niego. W ten sposób do więzienia trafiło już kilku rekrutów, adeptów i żołnierzy, a zarzuty im postawione to jedynie domysły. Mnie obserwują cały czas. Zawsze, gdy wychodzę ze swojego pokoju czuje śledzący mnie wzrok, a gdy się odwrócę mam ogon. Jeśli chcą mnie śledzić mogliby to chociaż robić po kryjomu, a nie ostentacyjnie.  
Po raz kolejny i ostatni czytam list, który dostałam. Zmiętą kartkę trzymam nad małym płomyczkiem świeczki i pozwalam, by jej róg zajął się ogniem. Języki płomienia powoli pną się w górę liżąc kolejne linijki ciemnego tekstu i łaskocząc opuszki moich palców. Odkładam płonący jeszcze skrawek na poobijany talerzyk. Spopielony papier rozsypuje na ciemną posadzkę pokoju. Jest tak brudna, że raczej nikt nie zauważy co tu zaszło. Otrzepuje ręce i biorę w dłoń naostrzone nożyczki. Wychodzę.  
Raz... dwa... trzy... cztery kroki od drzwi mojego pokoju znajduje się łazienka. Nienaoliwione zawiasy wydają żałosny, skrzypiący dźwięk rozdzierający nocną cisze. Nieruchomieje na chwilę uważnie słuchając. Na szczęście nikomu nie chce pofatygować się na korytarz, by sprawdzić, co było przyczyną hałasu. Wślizguje się do ciemnego pomieszczenia i przymykam drzwi.  
Przez popękane lustra łazienka wydaje się większą niż jest w rzeczywistości. Biało-czarne płytki przyprawiają o zawrót głowy, a migające światło, które przed chwilą włączyłam potęguje ten efekt.  
Staję naprzeciw jedynego niepopękanego lustra. Włosy, które kiedyś miałam długie teraz sięgają mi ramion. Nożyczkami, po raz kolejny w tym roku, ścinam je na krótko. Jasne pasma opadają na popękaną podłogę.  
Obmywam twarz i ręce chłodną wodą. Zajęta obcinaniem włosów nie zauważyłam, że ktoś wszedł do łazienki. Ktoś stoi w ciemnym kącie. Nie odwracam się. Opierając się o umywalkę obserwuję ciemną sylwetkę w odbiciu.
- Powinnaś zrozumieć, że chodzenie samej w nocy jest niebezpieczne.
Uśmiecham się.
- Nie mam się czego bać. Niektórzy muszą zrozumieć, że to zaatakowanie mnie jest niebezpieczne.  
- Nie jesteś już pod ochroną naszego dowódcy.  
- To prawda - mówię - ale i tak mam przewagę.  
Chwytam odłamek stłuczonego lustra i szybko się odwracam. Chwilę później szkło tkwi w ramieniu kobiety.
- Zrozum, że już czas - mówię z nadzieją w głosie.
Ciemnowłosa kiwa głową.

Po wyjściu z łazienki do mojej głowy wpada myśl, aby zgotować moim podopiecznym nocną przebieżkę. Robię dwa duże susy i wpadam do pokoju prawie przewracając stolik. Zakładam na siebie dres i przeczesuje ręką starganą fryzurę, nadając jej niezbyt staranny wygląd. Zabieram drewnianą pałkę i wychodzę z małej klitki.  
W pokoju rekrutów panuje ciemność i cisza, która jest przerywana jedynie przez skrzypienie łóżek i spokojne oddechy. Przez chwilę żal mi ich budzić, ale szkolenie to szkolenie i od czasu do czasu nocne wyprawy są przewidywane w programie nauki.  
Uderzam pałką w metalową rurę biegnącą wzdłuż ściany. Zapalam światło. Zaspani rekruci przecierają ociężałe powieki i zeskakują z piętrowych łóżek. Kilkoro z nich jeszcze się nie obudziło. Postanawiam wziąć sprawę w swoje ręce i załatwić to.  
Podchodzę do najbliżej leżącej osoby. Odrzucam jego kołdrę na bok i chwytak za krańce białego materaca. Chwilę później chłopak już wybudzony podnosi się z podłogi. Zabieram się do wyrzucenia z łóżka kolejnej osoby, blondynki z włosami ściętymi na krotko, ale powstrzymuje mnie głos dobiegający z drugiego końca pomieszczenia. Szybkim krokiem idę w ich stronę.
Twarze rekrutów zrobiły się białe jak ściany. Jedna z dziewcząt klęczy przy łóżku. Podchodzę tam i ją odsuwam.  
Biały materac poplamiony jest ciemną krwią. Odkrywam leżącą na nim dziewczynę. Mój wzrok od razu przyciągają jej nadgarstki. Każdy z nich jest naznaczony kilkoma czerwonymi liniami, z których sączy się gęsta krew. Odkrywam kawałek prześcieradła i zawiązuje go na nadgarstku brunetki. To samo robię z drugim.  
- Jak masz na imię? - pytam szatynkę, która zauważyła okaleczoną dziewczynę.  
- Eliza, ale mówią na mnie Lisa.
- Dobrze Lisa. Przypilnuj swoich kolegów i koleżanki i wyprowadź ich na plac szkoleniowy. Ja zaniosę ją do skrzydła szpitalnego.  
Biorę drobną brunetkę na ręce i prawie biegiem kieruje się do szpitala.  

*******
Wybaczcie mi, że tak długo nie wstawiałam. Nawet nie zauważyłam jak pisanie tej części zajęło mi sporo czasu.

Karou

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 2357 słów i 13137 znaków, zaktualizowała 15 maj 2015.

3 komentarze

 
  • Karou

    No cóż, kolejna część jest w przygotowaniu. Niestety nie wiem kiedy ją skończę, a tym bardziej kiedy będę miała czas ją dodać, ale przewiduje, że pojawi się do końca wakacji. Przynajmniej taką mam nadzieje

    16 lip 2015

  • Misiaa14

    Świetne  ...ale prosze  dodaj  szybko  kolejną ^ ^

    6 lip 2015

  • Gabi14

    Czyta się bardzo miło i przyjemnie, ale jak mam czytać skoro nie ma???

    6 lip 2015