Zdrajca, cz.4

Adam
Ten głos, znam go. Słyszałem go dawno temu. Jego właścicielką była wysoka blondynka z ciemnymi pasmami we włosach o szarych oczach i promiennym uśmiechu. A ten dotyk był tak bardzo znajomy. Delikatny, ale pewny i jednocześnie bardzo bolesny.
Na wspomnienie o niej próbuje się uśmiechnąć, lecz moja obolała twarz nie pozwala na to. Czuję ból całego ciała, nawet w środku. W brzuchu mi burczy, a gardło piecze, usta mam wyschnięte i popękane. Chyba minęło kilka dni odkąd tu jestem, albo tylko kilka godzin. Nie wiem. Nie mam pojęcia. Jedyne co robię to śpię, a gdy otwieram oko, które nie jest tak spuchnięte jak drugie, widzę tylko blade światło migającej żarówki sączące się przez małe okienko w drzwiach. Słuch natomiast mam jeszcze dobry.
Słyszę jak otwierają się drzwi celi. Dwoje ludzi, a może tylko jeden, łapie mnie i podnosi. Ból z miejsc w których mnie dotknęli promieniuje na całe ciało. Nie potrafię powstrzymać jęku bólu zalegającego na moich ustach od czasu jak wyszła tamta dziewczyna.

Dzień rebelii. Wyjeżdżamy z Akademii w ciężarówkach. Siedzę w jednej z nich i czekam na sygnał. Razem ze mną jedzie sześciu innych chłopaków, a może mężczyzn, nie potrafię tego określić. Każdy z nich ma zamknięte oczy. Ich twarze są spokojne, a dłonie mocno zaciskają się na pasach którymi są przypięci. Biorę z nich przykład i także zamykam oczy.
Budzi mnie Laura. Nim udaje mi się sklecić choć parę słów odchodzi do kolejnego auta. Po tym jak dała mi szansę miałem nadzieję, że między nami wszystko będzie dobrze. Tak się jednak nie stało. Unika mnie tak samo jak wcześniej.

Otwieram jedno oko. Nad sobą widzę biały sufit i słyszę jakiś sprzęt pikający obok mnie. Czuję lekkie ukłucie i znów zasypiam.

Widzę ją jak wjeżdża wprost na linię ognia. Jedyne co słyszę to jej krzyk. Nie zwracam uwagi na krzyki mojego dowódcy, przeskakuje nad linią umocnień i zaczynam się do niej czołgać. Osłaniają mnie ludzie z mojego oddziału. Strzelają do każdego wrogiego żołnierza, który choć na kilka centymetrów wychyli się zza umocnień. Doczołguje się do niej i biorę w ramiona. Jej wzrok jest nieobecny. Patrzy wprost w moją twarz, ale wygląda jakby jej nie widziała. Widzę jak z jej oczu ucieka życie. W końcu całkowicie gasną.  
Siedzę trzymając ją w ramionach całą walkę. Nie mam pojęcia kiedy wymiana ognia się skończyła. Budzę się z odrętwienia dopiero wtedy, gdy zabierają ją ode mnie. Wyrywam się i krzyczę, żeby ją zostawili, ale ich ramiona są zbyt silne, a oni sami nieustępliwi. Jej ciało wygląda jakby przelewało się przez ich ręce. Kładą ją w samochodzie i odjeżdżają. Puszczają mnie dopiero wtedy, gdy auto znika nam z oczu.
Nie mam pojęcia jak dostałem się do Akademii. Teraz siedzę i czekam, czekam aż dostane jakieś informacje na temat jej stanu. Mój brat wychodzi z Sali. W jego oczach widzę przygnębienie. Kręci głową. Nie musze pytać. Domyślam się.  

Ponownie się budzę. Widzę tą samą dziewczynę, która kazała mnie zanieść do skrzydła szpitalnego. Jej blond włosy falują lekko gdy zakłada mi opatrunek w miejscu gdzie mnie postrzelono. Podnosi na chwilę wzrok i patrzy na mnie. Chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, że ją obserwuje, a może wie, domyśla się, ale nic z tym nie robi. Po prostu ignoruje kolejnego pacjenta leżącego na tej sali. Patrzę na nią przez cały czas. Jej ruchy przypominają mi kogoś. Wstaje z krzesła i poprawia mi opatrunki na głowie. Teraz mogę przyjrzeć jej się dokładniej. Szare oczy, zawsze skupione, lekko zadarty nos i jasne włosy przyprószone ciemnymi pasmami, które łaskoczą mnie w twarz.  
Teraz poznaje. To Laura. Próbuje coś powiedzieć, ale spomiędzy moich warg wydobywa się zaledwie cichy jęk. Dziewczyna patrzy na mnie z troską i coś mówi. Ktoś podaje jej kubek z jakimś płynem. Ostrożnie wlewa mi go do buzi. Czuję jak woda zwilża mi wargi. Staram się szerzej otworzyć zdrowe oko. Jej wzrok napotyka mój. Widzę w nim niedowierzenie. Jej twarz rozpromienia delikatny uśmiech. Po chwili jednak jej oczy robią się zimne, a usta ściągają się w wąską kreskę. Wstaje i szybko wychodzi, prawie wybiega.  
Widzę jak ktoś wstrzykuje coś do kroplówki którą mam podłączoną. Zasypiam.

Dzień mojej ucieczki.  
Dzień po tym jak dowiedziałem się o jej śmierci spakowałem swoje rzeczy. Całą noc czekałem na świt.  
Razem z pierwszymi promieniami, które pojawiają się na niebie wychodzę i znikam w lesie. Wędruje kilka godzin, nogi mnie bolą i jestem już zmęczony, ale nie mogę się zatrzymać. Z trudem idę jeszcze kilka kilometrów, aż natykam się małą chatkę w środku lasu. Postanawiam w niej przenocować.  
Budzę się z nożem przystawionym do gardła. Jakaś postać patrzy mi badawczo w oczy. Nie potrafię określić kto to jest. Wiem jedynie, że to kobieta o złocistych włosach.
- Kim jesteś? – pyta.
- Dezerterem.
- Po której stronie walczyłeś?
- A czy to ma jakieś znaczenie?
- Tak.  
Zdejmuje mi nóż z gardła i odsuwa się. Teraz mogę się jej przyjrzeć. Widzę szmaragdowe oczy, które czujnie na mnie patrzą. Przysiadła na piętach w każdej chwili gotowa do skoku gdybym zrobił jakiś niepożądany ruch. Powoli się podnoszę i opuszczam nogi na podłogę. Jest podobna do Laury.  
- Jesteś do niej podobna – mówię.
- Do kogo?
- Do Laury. Twojej córki jeśli dobrze myślę.
Uśmiecha się.
- Nie mylisz się. Czy… czy ona żyje? Widziałam jak trzymasz ją w ramionach… tam..
Po moich policzkach spływają łzy. Ostatni raz płakałem, gdy zabrano mi rodziców. Kręcę tylko głową. Nie potrafię zdobyć się na coś innego. Kobieta wstaje i siada obok mnie. Obejmuje mnie ramionami. Rozklejam się całkowicie. Pozwalam, żeby mnie pocieszyła, a przecież to ona straciła córkę.

Karou

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1093 słów i 5954 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Gabi14

    Muszę :) bardzo ciekawe, intrygujące i.... Super

    6 lip 2015