Igrzyska śmierci cz.7 - wielki finał

Rano obudziłem się i usłyszałem jakiś szum w trawie przy szałasie. Wyostrzyłem słuch, przymknąłem oczy i czekałem. Wkrótce pojawił się mój przeciwnik. Był to chłopak masywny, emanowała z niego chęć mordu. Podszedł do mnie z siekierą w ręką i powiedział:
- Dobranoc...
Zamachnął się siekierą. W ostatniej chwili przesunęłam się, w jego stronę. Błyskawicznie wstałem, i odskoczyłem w bok. On zdezorientowany, wyrwał siekierę z ziemii i ruszył na mnie z krzykiem. No, ale co jak co, ale refleks to mam dobry. Błyskawicznie schyliłem się, i podcięłem go. Runął na ziemię jak długi, a siekiera wypadła mu z rąk, koziołkowała w powietrzu i wbiła się prosto w jego męskość. Zawył z bólu, tak że chyba w Kapitolu go słyszeli. Szybko wyciągnąłem pistolet z kabury, którą miał przyszytą do pasa i skróciłem jego cierpienia celnym strzałem z colta w głowę. Wybuch z armaty. Wywlokłem jego ciało za szałas. Pomyślałem, że trzeba to zakończyć jak najszybciej i udałem się w stronę rogu obfitości. Właśnie obok rogu zauważyłem słup dymu pośród drzew. Natychmiast udałem się w tamtą stronę. Był tam, ścinał właśnie drzewo. Nie patrzył w moją stronę. Wyciągnąłem colta, i starałem się iść najciszej jak mogłem, no ale właśnie wtedy musiałem nadepnąć, na jakąś suchą gałązkę przy ognisku, dokładnie tak jak na filmach. Miałem ochotę, przywalić sobie siekierą w łeb. Ale musiałem to przełożyć na później, bo moja niedoszła ofiara odwróciła się i zaatakowała. Nabiegł na mnie rzucając siekierę i wyjmując z pochwy na plecach katanę. Strzelałem z colta na oślep, raz czy dwa chyba trafiłem. Ale tylko go postrzeliłem, biegł na mnie nadal, więc zrobiłem dookoła niego koło, i zebrałem siekierę, którą rzucił. Nie był zbyt szybki, więc uciekłem mu bez specjalnego problemu, lecz zaraz wróciłem, przypominając sobie z jakim zamiarem dziś rano opuściłem jaskinię. Czekał na mnie z kataną w ręku. Rzuciłem siekierą w jego kierunku. Trudno w to uwierzyć, ale trafiłem! Siekiera prawie przecięła go na pół. Jego ciało w całości utrzymywał tylko kręgosłup i cienki płat skóry. Wybuch armatni. Wróciłem do ogniska i oczekiwałem gościa. Zjawił się niebawem, uzbrojony w łuk, tasak i jednoręczny miecz.  
- A więc zostaliśmy już tylko my - powiedziałem - niech los zawsze ci sprzyja.
Spokojnie wyciągnął strzałę z kołczanu i wymierzył, ja także wyciągnąłem colta. Strzeliliśmy w tym samym momencie. Chybiłem. On trafił. Prosto w tętnicę. Czułem jak krew wypływa mi z szyi, ust, nosa. Podszedł do mnie i szepnął:
- Przepraszam
Resztką sił wskazałem za niego, odwrócił się, ale było już za późno. Drzewo, które ścinał mój poprzedni przeciwnik przewróciło się z hukiem i zgniotło chłopaka, wystrzał z armaty. Podbiegają do mnie medycy. Zszywają tętnicę. Spadam w ciemność. Budzę się w szpitalu, przy łóżku jest cała moja rodzina, tata mówi:
- Brawo synu, lepiej bym tego nie zrobił - i uśmiecha się...

-------------

wooo... No i koniec igrzysk :) Podobało wam się. Napiszcie jaką serię mam teraz pisać :  
- Harry Potter
- Bitwa o Ziemię ( dla tych dwóch, patrzcie mój profil )
- Coś o sporcie, czyli - np. opisuję karierę jakiegoś młodego koszykarza, siatkarza, piłkarza wiecie ten motyw z filmów :D

Pozdrawiam, Armiks :)

Armiks

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 650 słów i 3456 znaków.

2 komentarze

 
  • x

    Bitwa o Ziemię ^^

    20 gru 2014

  • Karou

    napisz bitwe o ziemie :)

    19 gru 2014