Make a wish. Część pierwsza Czerwiec 2008 - Damian

Make a wish. Część pierwsza Czerwiec 2008 - DamianMatury poszły nam gładko, przynajmniej taką mieliśmy nadzieję. W końcu głupio byłoby nie zdać, skoro zamierzaliśmy studiować, ale nie dostaliśmy jeszcze wyników, więc widmo sierpniowej poprawki wisiało nad nami wciąż tak samo realne jak miesiąc temu. Postanowiłem się tym nie przejmować, zwłaszcza, że dopisywała nam pogoda i żal byłoby ją zmarnować. Dlatego zaraz w drugi dzień czerwca spakowałem plecak i namiot do samochodu i, niezapowiedziany, pojawiłem się pod blokiem Majki. Zaplanowałem nam małą wycieczkę krajoznawczą, a właściwie weekend (czasami można zacząć weekend w poniedziałek, prawda?) nad morzem, w Dąbkach. Majka, co było do przewidzenia, chciała zabrać swojego chłopaka, ale (na szczęście) Ten-Z-Trzeciej-Którejś miał już plany, zostaliśmy więc skazani na siebie. Nie narzekałem, ona chyba też nie, a przynajmniej nie werbalnie.

Byliśmy w Dąbkach dwa lata wcześniej i oboje bardzo miło wspominaliśmy ten wypad. Miałem nadzieję, że tym razem będzie tak samo; nie zmieniliśmy się przecież tak bardzo, żeby nie umieć spędzać wspólnie czasu (czego, swoją drogą, dawno nie robiliśmy we dwoje).
      — Wiesz, fajnie będzie spędzić weekend tylko z tobą, jak za dawnych czasów — odezwała się Majka, mniej więcej w połowie drogi, a mnie jakby ktoś uwolnił wnętrzności trzymane do tej pory w imadle.
      — Wiedziałem, że spodoba ci się ten pomysł — to akurat kłamstwo, ale ona nie musiała wiedzieć, że o mało nie zemdlałem, czekając na nią przy samochodzie.
      — Dawno nie byliśmy sami.
      — Nie mam pojęcia, dlaczego. — Miałem nadzieję, że nie wyczuła sarkazmu, bo przecież wiedziałem, z jakiego powodu od miesięcy nie mieliśmy chwili, żeby pobyć ze sobą sam na sam — Ten-Z-Trzeciej-Którejś.
      — Chciałabym… — zaczęła, ale zawahała się.
      — Tak?
      — Chciałabym o czymś z tobą porozmawiać. — Modliłem się w duchu, żeby nie wyciągnęła sprawy zeszłorocznego sylwestra.
      — Coś się stało?
      — Ja i Łukasz… — żeby tylko nie powiedziała nic o zaręczynach! — Rozstaliśmy się.
      — Co? — Byłem przygotowany na te zaręczyny.
      — Zerwałam z nim.
      — Dlaczego?
      — To nie było to, Damian. Nie czułam się przy nim swobodnie. Cały czas udawałam kogoś, kim nie jestem, miałam tego dość.
      — Chciałaś, żeby pojechał z nami… — Nie byłem w stanie dokończyć zdania. Nie miałem pojęcia, co mógłbym powiedzieć, to nie miało sensu.
      — Chciałam, żeby zobaczył prawdziwą mnie, ale jak zawsze miał coś ważniejszego. Wiesz… — zamyśliła się, ale po chwili kontynuowała. — Łukasz był zazdrosny, chorobliwie, nie pozwalał mi spotykać się ze znajomymi ze szkoły, z tobą także. A ja? Cóż… Na początku mi to schlebiało, ale z czasem stało się uciążliwe; w końcu z jakiego powodu miałabym zerwać kontakty z przyjaciółmi? Im dłużej to trwało, tym większą miałam pewność, że ten związek nie ma najmniejszego sensu. Zerwaliśmy tydzień temu. — Uśmiechnęła się smutno i widać było, że sporo kosztowało ją opowiadanie o tym. — Skup się na drodze.
      — Nie przyszło ci do głowy, żeby ze mną porozmawiać? Ustawiłbym gościa do pionu. Jak on w ogóle mógł zabraniać ci czegokolwiek? Jak może być coś ważniejszego od ciebie? — Byłem cholernie zaskoczony, że Majka przez tyle miesięcy spotykała się z człowiekiem, który jej nie szanował. Nie umiałem i nie chciałem tego zrozumieć.

Maja prawie całą drogę opowiadała o swoim związku z Sandeckim (tak, zapamiętałem w końcu jego nazwisko), o tym, jak ją traktował, jak ją obrażał przy swoich znajomych, wmawiał, że jest głupiutką gąską i nikt inny nie mógłby się nią zainteresować. Nie mogłem tego słuchać. Próbowałem namówić Maję, żeby zgłosiła tę sprawę na policję, ale odmówiła. Miała nadzieję, że więcej nie będzie musiała mieć z Sandeckim nic do czynienia, a ja liczyłem na coś zupełnie odwrotnego. Żałowałem jedynie, że powiedziała mi o tym wszystkim w czasie jazdy, bo miałem kłopot ze skupieniem uwagi na drodze. Na szczęście nie kontynuowała tematu aż do parkingu przed polem namiotowym.  

Wypakowaliśmy swoje rzeczy, w akompaniamencie narzekania Majki, że nie zabrała swojego namiotu, i zanieśliśmy na wskazane przez recepcjonistę miejsce. Tam rozłożyliśmy nasz dobytek — wielki namiot — i zabraliśmy się do pracy (to znaczy ja rozkładałem namiot, a Majka udawała, że mi pomaga). Tym sposobem przed zapadnięciem zmroku udało nam się rozłożyć to ustrojstwo, ugotować kolację na turystycznym palniku, a nawet chwilę popływać. Wieczorem zadzwoniliśmy do naszych mam, którym oczywiście musieliśmy wyspowiadać się ze wszystkiego, co tego dnia robiliśmy. Byliśmy zmęczeni, ale też zadowoleni, że możemy spędzić trochę czasu razem; szczególnie ja, bo brakowało mi Majki, o czym ona doskonale wiedziała.

Leżąc w śpiworach i marznąc — niestety okazało się, że pogoda w czerwcu bywa bardziej zdradliwa niż nam się wydawało i postanowiła, że uraczy nas deszczem, niemiłosierną wichurą i sporym spadkiem temperatury — rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nie byliśmy pijani, co trochę utrudniało mi ogląd sytuacji, gdyż nie miałem pojęcia, co mogę Majce powiedzieć, żeby nie wyjść na desperata. Miałem ochotę raz na zawsze zakończyć swoje męki i wyznać przyjaciółce uczucia, ale cały czas coś mnie powstrzymywało. I chyba dobrze się stało, bo dzięki temu to ona opowiadała o swoich; o tym, jak chciała być kochana i dlatego dała się omotać Sandeckiemu; o tym, że być może nigdy nie spotka kogoś, kto ją pokocha. I to był właśnie moment, kiedy musiałem zrobić coś poza trzymaniem jej za rękę i obejmowaniem.
      — Ja cię kocham, Majka — powiedziałem i przytuliłem ją mocniej.
      — Wiem — szepnęła w odpowiedzi, a ja zesztywniałem. Nie zdążyłem jednak zareagować, bo kontynuowała. — Nie da się tego przeoczyć. Zawsze jesteś ze mną, nigdy nie narzekasz na moje odpały, po prostu… cieszę się, że jesteś, Damian. — Wtuliła się we mnie mocniej, a ja nie wiedziałem, co powiedzieć.

Zdawałem sobie sprawę, że między nami nigdy do niczego nie dojdzie, ale wciąż miałem nadzieję, wciąż liczyłem na to, że kiedyś będę mógł przedstawić Maję jako swoją dziewczynę. Ta nadzieja nie umierała, szczególnie wtedy, gdy mówiła z uśmiechem “kocham cię, Damian”, a ja wiedziałem, że znaczy to dla nas coś zupełnie innego. Jednak trzymałem się tego jak tonący brzytwy, bo nie umiałem puścić jej wolno. Za wszelką cenę chciałem mieć ją przy sobie już na zawsze.

Następny dzień był pełen niespodzianek. Rano poszliśmy zjeść śniadanie na plaży i popływać, a Majka chciała przy okazji złapać trochę opalenizny (nie, nie była jedną z tych dziewczyn, które pół życia spędzają przed lustrem, a drugie pół w solarium). Wielokrotnie powtarzałem jej, że nawet blada jest piękna, ale nie chciała mi wierzyć. Kompletnie nie rozumiałem dlaczego.

Po śniadaniu i orzeźwiającej kąpieli, kiedy upał był już nie do zniesienia, wróciliśmy do namiotu, żeby uciąć sobie krótką drzemkę, która przeciągnęła się prawie do wieczora. Obudziłem się pierwszy, co mnie ucieszyło, bo mogłem bezkarnie gapić się na Majkę. Wyglądała jak śpiący anioł — jasne włosy były rozrzucone na poduszce, zielone oczy zamknięte, a usta rozchylone. I blizny. W tej chwili widziałem tylko jedną, ale wiedziałem, gdzie znajduje się reszta, znałem je wszystkie na pamięć. Nie potrafiłem sobie wybaczyć i byłem pewien, że i ona nie potrafi, chociaż nie dawaliśmy tego po sobie poznać.


Luty 2007 r.


Nie mam ochoty jeszcze wracać, zbyt dobrze bawię się na tej imprezie, ale wiem, że muszę bezpiecznie odstawić Majkę do domu. Wsiadamy do samochodu. Oboje jesteśmy trzeźwi, a właściwie ja jestem, bo Maja wypiła dwa drinki. Kilka razy proszę przyjaciółkę, żeby zapięła pasy, ale bezskutecznie. W końcu się poddaję, dochodząc do wniosku, że nic złego nie może się wydarzyć. Jest prawie druga nad ranem, na drodze nie ma właściwie żadnego ruchu. Ostrożnie, całkowicie skupiony — bo prawo jazdy odebrałem tydzień temu — włączam się do ruchu na obwodnicy Gdańska. Wiem, że coś jest nie tak, po plecach przechodzą mi ciarki, i nagle czuję uderzenie, które sprawia, że samochód obraca się kilka razy wokół własnej osi, a ja nie jestem w stanie nad nim zapanować. W końcu zatrzymujemy się na bandzie. Kiedy otwieram oczy, jestem w aucie sam. Próbuję się wydostać. Nie daję rady, coś blokuje moją lewą nogę, którą nie mogę ruszyć. Odwracam się w lewo i widzę wybitą boczną szybę, tłum gapiów, gigantyczny korek, ale nigdzie nie dostrzegam mojej przyjaciółki. Próbuję się odezwać, lecz bezskutecznie, z moich ust nie wydobywa się żaden dźwięk. Na migi pokazuję ratownikowi, że nie jechałem sam, a on zaczyna nerwowo rozglądać się dookoła. Nagle skupia przez chwilę wzrok na czymś za mną, po czym uśmiecha się do mnie pokrzepiająco i mówi, że zespół innej karetki zajmuje się moją dziewczyną. W jego oczach widzę, że powinienem się martwić, że nie jest dobrze, ale nie mam na to nawet chwili, bo obok samochodu zjawiają się strażacy i piłą przecinają drzwi auta, próbując mnie wydostać. Pokazuję ratownikowi, że utknęła mi noga, na co ten tylko kręci głową. W tej chwili myślę tylko o tym, że nie chciałbym zostać z jedną nogą. Wtedy przeszywa mnie ból tak ogromny, że świadomość odzyskuję dopiero kilka dni później, w szpitalu. Lewą nogę zawiesili mi na wyciągu, z kolana i uda wystają jakieś druty; lewą rękę mam całą obandażowaną, czuję też, że mam opatrunek na twarzy. Jedyne czego nie czuję, to ból. Na szczęście.

I nagle dociera do mnie, że nie wiem, co się stało z Mają. Próbuję krzyczeć, ale bezskutecznie. Znowu. Próbuję wyczuć ręką urządzenie do wzywania pielęgniarek, udaje mi się to dopiero za trzecim razem. Uradowany naciskam przycisk. Po kilku chwilach w sali pojawia się pielęgniarka i uspokajającym tonem tłumaczy, że za kilka minut przyjdzie lekarz i wyjmie mi rurkę od respiratora z gardła, dzięki czemu będę mógł mówić. Tak faktycznie się dzieje i już moment później pytam, jeszcze schrypniętym, słabym głosem, co dzieje się z moją przyjaciółką. Jestem przygotowany na najgorsze, bo przypominam sobie, że wypadła przez przednią szybę. Nie miała zapiętych pasów bezpieczeństwa. Na szczęście lekarz mówi, że w gruncie rzeczy nic jej się nie stało, obrażenia, których doznała, nie zagrażają życiu, ale blizny zostaną z nią już do końca życia.

Chce mi się płakać. Wiem, że to moja wina; gdybym tylko bardziej stanowczo nakazał jej zapiąć te cholerne pasy… Obwiniałem się o wypadek do tej pory, nie umiałem o tym zapomnieć, zwłaszcza patrząc na Maję i długą bliznę na jej policzku, chociaż wszyscy powtarzali z uporem maniaka, że to nie moja wina, nawet ona.


      — Znowu gapisz się na mnie, kiedy śpię? — Usłyszałem seksownie zachrypnięty głos Mai.
      — Lubię na ciebie patrzeć. — Uśmiechnąłem się i odsunąłem z jej czoła zbłąkany kosmyk włosów, po czym złożyłem czuły pocałunek na bliźnie.
      — Damian, przestań się obwiniać — czasem odnosiłem wrażenie, że ta dziewczyna czyta mi w myślach. — Jedyną winną osobą jestem ja. To ja nie zapięłam tych pieprzonych pasów, to ja chciałam pojechać na tę imprezę i to ja przez całą drogę mówiłam do ciebie, nie pozwalając ci się skupić. Poza tym to ten człowiek w nas wjechał — powiedziała z mocą, podnosząc się do siadu i obejmując moją twarz rękami. Patrzyła mi prosto w oczy. — Nic nie mogłeś zrobić.
      — Mogłem sam zapiąć ci te pasy, Maja — głos mi się łamał, kiedy — po raz kolejny tego dnia — oczyma wyobraźni zobaczyłem puste miejsce pasażera w moim samochodzie. — Mogłem nie zgodzić się na ten wyjazd, mogłem wybrać inną drogę, mogłem zrobić cokolwiek… — przerwałem, żeby zaczerpnąć tchu i przełknąć łzy, bo nie chciałem, żeby Majka widziała mnie w takim stanie, kiedy wydarzyła się pierwsza z niespodzianek tego dnia.

Majka nie dała mi dokończyć. Pocałowała mnie. W pierwszej chwili miałem pewność, że to sen, ale kiedy jej wargi ponownie dotknęły moich, zesztywniałem. Nie tylko z szoku. Kiedy trochę ochłonąłem, a ona nadal mnie całowała, objąłem ją w talii i przyciągnąłem do siebie, pogłębiając pocałunek. Maja objęła ramionami moją szyję i, jeśli to w ogóle możliwe, wtuliła się we mnie jeszcze bardziej, przyciskając do mojego tułowia okryte jedynie kostiumem kąpielowym piersi. Chciałem, żeby mnie powstrzymała, żeby powiedziała “nie”, bo wiedziałem, że sam nie będę w stanie przerwać.

      — Co ty robisz? — wyszeptałem jej do ucha i lekko przygryzłem płatek.
      — Nie mam pojęcia — westchnęła w odpowiedzi.
      — Musisz to przerwać. — Przesunąłem ręce wyżej wzdłuż talii, zatrzymując się tuż pod linią biustu.
      — Nie chcę.
      — Proszę, kochanie, powiedz, żebym przestał. — Jednym szybkim ruchem rozwiązałem górę od bikini i objąłem dłońmi nagie piersi.
      — Nie chcę, żebyś przestawał, Damian. — Wplotła palce w moje włosy i przyciągnęła do siebie, żeby mnie pocałować.

Przepadłem. Wiedziałem, że nie będę w stanie się powstrzymać, jeśli nie przestaniemy teraz. Maja nie dała mi jednak czasu na zastanowienie, nie dała mi czasu na nic, poza wyłączeniem myślenia i zwyczajnym odczuwaniem.

Pokonany ułożyłem ją na śpiworze (zdecydowanie wolałbym mieć wtedy do dyspozycji łóżko) i spojrzałem jej w oczy, by upewnić się, że jest pewna tego, co robi. Nie mógłbym pozwolić sobie na żaden ruch, gdybym zobaczył choć cień zawahania na jej twarzy. Dziewczyna patrzyła na mnie pewnie i z zaufaniem, wręcz desperacko. Chciała tego i ja też tego chciałem. Tak naprawdę od dawna marzyłem o tej chwili, dlatego powolnym ruchem zdjąłem jej stanik i ująłem nagie piersi w dłonie, jednocześnie wyciskając mocny pocałunek na jej ustach. Maja westchnęła cicho, z przyjemnością, co tylko bardziej mnie pobudziło. Ułożyłem się wygodnie, na tyle, na ile pozwalały mi warunki, między jej nogami, opuszczając jednocześnie głowę, by ująć wargami prawy sutek. Przygryzłem go lekko, chcąc jeszcze bardziej pobudzić dziewczynę. Wplotła palce w moje włosy, ciągnęła za nie lekko, pojękując cicho, gdy na zmianę przygryzałem, ssałem i całowałem obie jej piersi. Chwilę później znów całowałem usta Mai, dłonią pieszcząc uda i pośladki.

Po raz ostatni spojrzałem dziewczynie w oczy, szukając w nich zwątpienia, którego na szczęście nie dostrzegłem, bo w tym momencie ciężko byłoby mi się wycofać. Sprawnym ruchem pozbyłem się jej majtek, a następnie swojej koszulki i znów całowałem jej usta, szyję, piersi i brzuch. Znaczyłem mokrymi pocałunkami wewnętrzną stronę jej ud, by wreszcie dotrzeć do miejsca, w którym zawsze chciałem się znaleźć. Musnąłem delikatnie łechtaczkę, na co Maja zareagowała głośnym westchnieniem. Kiedy wsunąłem w nią palec, poczułem, że jest na mnie gotowa. Cieszyłem się z tego, bo nie wiedziałem, jak długo jeszcze wytrzymam.  

Wróciłem pocałunkami do jej ust, jednocześnie pozbywając się spodni i bokserek. Chciałem ją poczuć, chciałem ją kochać do utraty tchu, ciągle od nowa, a fakt, że była dla mnie tak mokra, tylko wzmagał to pragnienie. Sięgnąłem do tylnej kieszeni spodni i wyjąłem z portfela prezerwatywę, którą uważnie założyłem.  
      — Jesteś pewna? — zapytałem, kiedy ponownie ułożyłem się między nogami Majki.
      — Tak — mruknęła, wypychając biodra w moją stronę.
      Wszedłem w nią pewnym pchnięciem i zatrzymałem się, dając jej czas, by przyzwyczaiła się do wypełnienia. Ciaśniej objęła mnie ramionami, a grymas bólu wykrzywił jej twarz. Pochyliłem się i pocałowałem ją z czułością, a potem, trwając w bezruchu, czekałem, aż uczucie dyskomfortu choć trochę minie. Kiedy się rozluźniła, zacząłem powoli poruszać biodrami. Chciałem, by ta chwila kojarzyła jej się z przyjemnością, a nie z bólem, chciałem dać jej całego siebie, tak, jak ona oddała się mnie. W tamtej chwili żałowałem, że to nie z nią przeżyłem swój pierwszy raz, ale dzięki temu byłem też pewny, że nie zrobię jej krzywdy. Dlatego kochałem ją powoli, z oddaniem, skupiając się na jej przyjemności.  

Kiedy poczułem, że jej ciało się rozluźnia, przyspieszyłem. Nie było mi łatwo zachować kontroli nad sobą, gdy oddychała urywanie i pojękiwała pode mną, udowadniając tym samym, że jest jej dobrze. Pochyliłem się, by złożyć pocałunek na jej szyi, dłońmi pieściłem piersi. Poczułem, jak Maja zaczyna drżeć i zwiększyłem tempo, chcąc dać jej jak najwięcej rozkoszy. Chwilę później zaciskała się na mnie rytmicznie, a ja nie mogąc się dłużej powstrzymać, doszedłem z ustami w zagłębieniu jej szyi, mrucząc ciche “kocham cię”, które zagłuszył jej krzyk.


“I love ya, will you marry me?
Oh, what a shame we gotta pay for reality
Ain't it sad, sad, sad?” *
* Yungblud “I love you, will you marry me”


a/n
(wypróbowuję ten bbcode, mam nadzieję, że skutecznie)

Okej, sceny jak ta wyżej nie będą się raczej powtarzać. To  nie moja bajka, nie czuję się w tym dobrze.  
Postaram się zachować jakąś stałość w publikowaniu kolejnych rozdziałów, choć nie jestem pewna na ile skutecznie, bo niestety nie udało mi się od pewnego czasu wiele napisać — praca magisterska sama się nie napisze, niestety.  
Mam nadzieję, że jeśli coś tutaj nie działa, coś się nie zgadza, coś popsułam, to dacie mi znać. I chociaż mam genialną betę, to wiadomo — jesteśmy tylko ludźmi, nie wszystko wyłapujemy od razu. Dlatego właśnie moja prośba: możecie mnie rugać za dziury fabularne (a na pewno będzie ich wiele, bo idę na żywioł, choć nigdy mi się to nie zdarza!), za długaśne zdania, za Średnicę, generalnie za wszystko co w tej historii nie działa.
I dziękuję, że jesteście. Ciężko było wrócić po tak długiej nieobecności i wciąż stawiam tutaj niepewne kroki,  majac nadzieję, że wytrwam Nie tylko w lolowej rodzince, ale też w postanowieniu regularnego pisania.
No, to trzymajcie za mnie kciuki i módlcie do boga pisarzy, żebym nie rzuciła tego w cholerę na kolejny rok ;)
Ćałuję i ściskam,
Katia

KatiaZula

opublikowała opowiadanie w kategorii obyczajowe i miłosne, użyła 3409 słów i 18971 znaków, zaktualizowała 27 maj 2020.

5 komentarzy

 
  • Gaba

    KZ wróciła na stałe(???)!  :yahoo:
    Ale fajne! I jest co czytać, a nie sześć zdań i tydzień czekania...
    Odczep Ty się od siebie, dobra? Jest inne - fakt, ale nie znaczy, że złe. To co, chcesz lecieć kalką, sztampą? Ten numer nie przejdzie. 0! :whip:  :armscrossed:

    9 maj 2020

  • KatiaZula

    @Gaba na stałe? Prawdopodobnie  :D  na razie udaje mi się uciekać przed sztampą (a przynajmniej taką mam nadzieję) i postaram się, żeby tak zostało.  <3

    10 maj 2020

  • agnes1709

    DZIĘKUJĘ :D

    8 maj 2020

  • agnes1709

    Stara wyjadaczka z Lola jeszcze w poczekalni? Nie wierzę  :spanki:

    8 maj 2020

  • KatiaZula

    @agnes1709 to już jest nepotyzm  ;)

    9 maj 2020

  • agnes1709

    @KatiaZula Ale działa :lol2:

    9 maj 2020

  • Somebody

    Bardzo ładnie, szczególnie, że to nie twoje klimaty. Świetnie się odnalazłaś, czekam na kolejne części i trzymam kciuki, żeby Ci się nie odechciało  :przytul:

    4 maj 2020

  • KatiaZula

    @Somebody dziękuję ❤ ta scena wyszła całkiem spontanicznie, bo właściwie miała być tylko wzmianka, no ale wydawało mi się, że wtedy rozdział jest za krótki. Podchodziłam do tego jak pies do jeża, szczerze mówiąc, i naprawdę bardzo się cieszę, że wyszło to w miarę dobrze.

    4 maj 2020

  • agnes1709

    Wszystko cacy:D :kiss: Pe. Łes. Oni nie wiedzą, co to Średnica :lol2:

    3 maj 2020

  • KatiaZula

    @agnes1709 ale Ty wiesz, A to najważniejsze  :P

    3 maj 2020

  • agnes1709

    @KatiaZula :rotfl: <zaszczycona>  Zaraz nas posądzą o konspirę :D

    3 maj 2020

  • KatiaZula

    @agnes1709 mam to w... nosie :D

    3 maj 2020

  • agnes1709

    @KatiaZula I jeszcze podburza atmosferę, no! Niegrzeczna Ty:nunu::lol2:

    3 maj 2020