Zmiany. część 6

Kolejny ranek zapowiadał się jak zawsze porażką. Nie dość, że wieczór był nie przyjemny to na dodatek miałam skręconą kostkę. Masakra. Mogło by się wydawać, że Maciek to przemiły chłopak, ale głupia nie jestem. Jak mógł mnie okłamać. Zrobiłam mu niemiłosierny wykład, gdy zorientowałam się, że pisał mi SMS'y a w swojej tak przerażającej historii o wyjeździe ze stanów wspomniał, iż nigdy nie nauczył się pisać. Jasne, że się tłumaczył, żalił, że to tylko dlatego aby spędzić ze mną czas na korepetycjach. Zwykły oszust.  
   -Jedna nieodebrana wiadomość- powiedziałam do siebie- to pewnie od tego imbecyla.
Nie miałam ochoty bardziej psuć sobie poranka. Brat wystarczająco niszczy mi życie.
O dziwo nie słyszałam żadnych krzyków dochodzących z dołu, aż się przeraziłam.
Bałam się , że Artur dowiedział się o moim wyjściu, które trwało niespełna godzinę.
Obawiałam się co może mi zrobić, czy jest sens wstawać.  
Postanowiłam pokonać swoje lęki i powoli, na palcach podsłuchać co się dzieje.
Rozmawiał z kimś przez telefon, hmm to dlatego się mnie nie czepiał.
Wróciłam do pokoju i ubrałam zwykłe jasne jeansy i czerwoną koszulkę z nadrukiem. Chwyciłam kurtkę, ubrałam baleriny w koronkę o czarno siwym kolorze, energicznie złapałam plecak i zeszłam na dół. Nie wierze- pomyślałam- brat się uśmiechnął do mnie.
To było zbyt dziwne jak na niego, pokazał mi uśmiech jakiego nigdy w moim kierunku nie uczynił. Nie wiedziałam co mam zrobić, czułam jak robię się raz zielona a raz fioletowa. Nogi zrobił mi się jak z waty a serce zaczęło bić szybciej. Ale cóż, skoro mam być silna to będę.
-Elo Wiki. - przywitał mnie Artur. Nawet mile niż zwykle- Zrobiłem śniadanie, przed twoim przebudzeniem byłem po bułeczki, są świeże i jeszcze ciepłe.- rzucił do mnie znienacka.  
-Aaa. Dziękuję bardzo- odburknęłam i usiadłam do stołu.  
Popatrzyłam na ten cudowny widok. Czyste talerze były ustawione naprzeciwko nas, tak bardzo błyszczały w tym porannym słońcu. Spojrzałam na sztućce. Nie to nie możliwe, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Zobaczyłam te widelce i noże jakie mama zawsze wyjmowała na święta. Łzy spłynęły mi niczym strumień. Za talerzami w koszyczku leżały bułeczki, pachnące. Sięgnęłam po jedną, od razu poczułam zapach jakiego brakowało mi od śmierci rodziców. Ku mojemu zdziwieniu Artur przyniósł na talerzykach wędlinę i pomidory. Masełko delikatnie rozpływało się w promieniach słońca a także w moich ustach. Takiego smacznego śniadania od dawna nie spożywałam. Byłam zachwycona.  
Zaniepokoiła mnie jedna rzecz, dlaczego Arti tak się zachowuje? Chory jest? Może całkiem odbiła mu palma? Aaa może ma dziewczynę. Nie, to niemożliwe.  
Ciekawość zżerała mnie do tego stopnia, że postanowiłam delikatnie zasugerować rozmowę i zmusić go do powiedzenia prawdy. W końcu takie rzeczy nie zmieniają się z dnia na dzień.
Chciałam zacząć rozmowę, gdy nagle ten perfidny „pan” odezwał się  
-To co masz zamiar dzisiaj robić?- uśmiechnął się.
-No wiesz, z ta nogą to dzisiaj nic nie zdziałam. Z resztą prześpię dzisiejszy dzień.- skromnie i w szybkim tempie odpowiedziałam mu.
-Chciałbym dzisiaj z tobą porozmawiać.- powiedział to tak, że prawie się udławiłam.
-A o czym?- zapytałam ze strachem w oczach, włosy stanęły mi dęba. -Pewnie wie gdzie byłam- powiedziałam do siebie.
-Po kolacji porozmawiamy a teraz jedz. Smacznego!
-Ah dobra. Dziękuję.
Byłam już prawie pewna, że Arti miły jest żebym nie przeżywała. Coś mi tu nie grało. Stałam się rozkojarzona. Co ja mam robić? Nie wiem. Wieczorem dowiem się wszystkiego.
    Mijały kolejne godziny a ja nadal wyciszałam telefon. Ten totalny baran wciąż dzwonił.  
Straciłam całkiem siły. Miałam dość. Wyłączyłam telefon i zaznałam nieziemskiego spokoju.
A w moich myślach krążyło jedno imię: Maciek.  

Zasnęłam. Błogi sen pojawił się szybko. W mych cudownych obrazach pojawiły się dość znajome oczy, uroczy uśmiech i nagle postać w całej swej okazałości. Śniłam o nim. Jak napawaliśmy się sobą wzajemnie.
Te marzenia nie trwały długo. Zbudziłam się. Sięgnęłam pod poduszkę w poszukiwaniu telefonu.
-No tak, wyłączony- powiedziałam do siebie.
Momentalnie włączyłam telefon. Masa połączeń nieodebranych. Kurde.
Hah dzwonił Maciek. Palant. Ujrzałam również połączenia od Aśki. To moja najlepsza przyjaciółka.
Postanowiłam oddzwonić do niej. Po kilku sygnałach usłyszałam jej głos.
-Halo?- zapytała zachrypłym głosem.
-Hej tu Wiki, dzwoniłaś. Stało się coś?- zapytałam, zachowując się jakbym nie wiedziała czemu dzwoniła.
-Yh jak to nie wiesz co się stało? Gdzie ty byłaś? Martwiłam się. Zazwyczaj nie opuszczasz zajęć.- marudziła i robiła mi ciągle wyrzuty. Gdy skończyła te swoje głupie pytania w końcu mogłam jej wyjaśnić całą sytuację.
-...i wiesz wtedy się umówiłam z nim do kina, tzn wymknęłam się spod smyczy Artura. Z resztą wiesz jak jest.  
- I co dalej?- dopytywała i wtrącała mi się w opowieść.
- Poczekaj, już ci opowiadam.- wyrzuty w moim głosie dały o sobie znaki i Asia słuchała już uważnie bez żadnych pytań.- Pod kinem zrozumiałam, że jestem głupia. Twierdził, że nie umie pisać po polsku, jakby to był jakiś wyczyn nie z tej ziemi. A ja idiotka uwierzyłam. Z czasem domyśliłam się, że to oszust.
W trakcie opowiadania usłyszałam głos Artura, więc musiałam kończyć rozmowę.
-Ej? Wiki? Jesteś?- zapytała a ja musiałam się wywinąć od dalszej pogawędki z przyjaciółką.
- Wybacz kochana, jutro w szkole opowiem ci całą resztę. - błagalnie mówiłam jak w jakiś rytm.
- No dobra, dobra, do jutra.
- Do jutra. Pa. - po chwili sygnał się urwał i było już po rozmowie.
Spojrzałam na zegarek, dochodzi 18.00, czas kolacji i tej rozmowy o którą prosił mnie Artur.
Tak się bałam. Chciałam już być po tym gadaniu, a znając życie nawet znęcaniu.
Zwlokłam się powoli z łóżka, byłam trochę zmęczona, nawet nie wiem po czym. Usłyszałam moje imię wypowiadane przez Artura.
- Słucham?- nie pewnie wykrztusiłam głośniejszym tonem.
- Kolacja już na stole. Zejdziesz i zechcesz ze mną zjeść? Musimy porozmawiać. - zabrzmiało to chyba groźnie, zresztą nie znam innego jego tonu i raczej nie poznam. Chociaż rano był bardzo miły.
- Za chwilę zejdę. - schodząc z łóżka, podeszłam do lustra aby spojrzeć na siebie i ogarnąć włosy.
Makijaż jest na swoim miejscu więc nic nie trzeba z tym robić.  
Z każdą chwilą, nim wyszłam, byłam coraz bardziej przerażona. Czułam cudowny zapach. Zastanawiałam się cóż to takiego ten cholerny pajac przygotował. Czułam jakby kurczaka. -Może chce mnie otruć. - Pomyślałam i nagle odechciało mi się jeść. Ślina stanęła mi w gardle i myślałam, że się porzygam.
Czas zejść na dół, to okropne uczucie ściskało mi wszystkie kiszki i sprawiało okropny ból. Otworzyłam powoli drzwi, rozglądając się. Wyszłam z pokoju. Pokonywałam schodek za schodkiem, aż ujrzałam cudowny nastrój. Wyglądało to jakbym miała jakąś randkę. We własnym domu, z własnym bratem. To jest kurwa jakieś chore. Spojrzałam przed siebie. Jest on...

MadzikLove

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1374 słów i 7400 znaków.

1 komentarz

 
  • :):)

    Wow po prostu brak słów! Błagam postaraj się dodać kolejną część dzisiaj albo jutro :) Już się nie mogę doczekać kolejnej części ;)
    Paulina

    22 cze 2016

  • MadzikLove

    @:):) dziś o 1 lub 2 w nocy będzie 7 cześć  :) jestem w trakcie pisania ale pisze na 'raty' xd

    22 cze 2016