- ZAKAZANY OWOC SMAKUJE NAJLEPIEJ - CZ.1

Wraz z końcem wakacji, moje wieczne szczęście i brak zmartwień dobiegło końca. Ostatni dzień wiecznej laby spędziłam dosyć zwyczajnie. Do szczęścia wystarczył mi jedynie dobry internet, paczka ulubionych chipsów i zimna puszka gazowanego napoju. Z nieba lał się żar. Korzystałam z niemal już ostatnich chwil słońca, bo nim zdążę się obejrzeć.. nadejdzie zima. Powietrze unoszące się wokół było zaskakująco świeże, a był dopiero środek popołudnia. Leżałam na kocu. W lewej dłoni trzymałam telefon, który co rusz wydobywał z siebie różnorodne dźwięki, powiadamiające mnie o przypływie nowych powiadomień czy wiadomości. Od kilku godzin prowadziłam spór z Gośką, o to która z nas jutro założy, , tą " spódniczkę. Jak to bywa w zwyczaju przyjaciółek, posiadałyśmy kilka par tych samych ubrań. Z racji tego że jutro miał się odbyć początek roku obydwie chciałyśmy wywrzeć dobre wrażenie. Istotnym powodem chęci wyglądania olśniewająco, było również pojawienie się nowego nauczyciela..

Gośka: Dobrze wiesz, że wyglądam w niej lepiej..

Zmarszczyłam brwi i już miałam odpowiedzieć jej jakąś kąśliwą uwagą, gdyż po kilku głębokich oddechach powstrzymałam się. Miała rację, wyglądała w niej zaskakująco dobrze.

Me: Racja, co wcale nie oznacza że to właśnie TY powinnaś ją założyć.

Gośka: Odpuść już..

Me: Dobrze, zgodzę się ale pod jednym warunkiem.

Gośka: Hm?

Me: Pojedziesz ze mną do galerii wybrać coś ładnego. Zgoda?  

Mimo że nie było jej obok mnie, byłam pewna że w tym momencie przewróciła oczami. Na tą myśl zaśmiałam się cicho i spojrzałam na ekran urządzenia.

Gośka: Zwariowałaś? Chcesz się tłuc autobusem w taki skwar?  

Me: Coś za coś, kochana.

Przez dłuższą chwilę nie otrzymywałam żadnej odpowiedzi. Upiłam dużego łyka napoju, i ze smakiem oblizałam dolną wargę.

Gośka: Zgoda. Będę u Ciebie za pół godziny.  

Niczym opętana zerwałam się z koca i pobiegłam pędem do swojego pokoju. Myślę że pół godziny w pełni starczy mi na poprawienie sytuacji panującej na mojej twarzy.  



***

Promienie słońca wydobywające się zza lekko uniesionych żaluzji wybudziły mnie z długiego, błogiego snu. Z grymasem na twarzy zerwałam się na równe nogi i zabrałam się za wykonanie porannej toalety. Uchyliłam okno, chcąc wpuścić do pomieszczenia choć odrobinę świeżego powietrza. Przetarłam zmęczoną twarz dłonią i kierując się w stronę szafy, postanowiłam dobrać odpowiednie dodatki do mojej wczorajszej zdobyczy, a następnie w planach miałam wziąć szybki poranny prysznic. Zegar na ścianie wskazywał godzinę 8:10. Do szkoły miałam na 9:00, więc zbytnio nie śpieszyłam się z żadną czynnością. Z dolnej szuflady wyciągnęłam czystą bieliznę, a z małego pudełeczka stojącego na moim biurku..wygrzebałam srebrny łańcuszek. Z krzesła uchwyciłam ciemno-granatową sukienkę, którą przewiesiłam sobie przez ramię. Z gotowym zestawem ubrań, przekroczyłam próg łazienki. Wszystko ułożyłam na taborecie. Zrzuciłam z siebie przepoconą koszulką, a następnie w jej ślady poszły również dresowe szorty.

Zimne krople wody zaatakowały moje ciało w kojący sposób. W parze z olejkiem kokosowym, sprawdzały się wręcz znakomicie. Namydliłam dokładnie każdy skrawek swojego ciała i po chwilowym oczyszczeniu umysłu ze zbędnych myśli, wybiegłam spod natrysku. Owinęłam się ręcznikiem, i wiedząc iż mam coraz to mniej czasu, dokładnie zaczęłam się wycierać.  

Po dłuższej chwili w końcu udało mi się dopiąć zamek od sukienki, i dumna ze swojego wyboru przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam zabójczo. Kolor materiału idealnie podpasowywał się pod kolor moich oczu. Przez moją twarz przebiegł nikły cień uśmiechu.

Zebrałam wszystkie najpotrzebniejsze mi rzeczy i jednym ruchem ręki wrzuciłam je do małej torebki.  

Gdy podekscytowana zbiegałam po schodach, moje nozdrza zaatakował przyjemny zapach. Po dokładnym rozejrzeniu się dookoła dostrzegłam moją rodzicielkę kręcącą się po kuchni.

- Dzień Dobry. Jak się spało? - zapytałam, zasiadając przy stole. Jej ciało całe zesztywniało i z wielkim uśmiechem wymalowanym na twarzy, obróciła się w moją stronę. Ze zdumienia rozszerzyła usta, które następnie zakryła ręką. - Wyglądasz bajecznie. - wyszeptała wzdychając głośno. Z talerzem w ręku biegiem rzuciła się w moją stronę. Posiłek postawiła tuż przed moim nosem, po czym niespodziewanie zakleszczyła mnie w mocnym uścisku.
Moje serce zalała nagła fala ciepła, gdy złożyła soczystego całusa na moim czole. - Dziękuję. Co dzisiaj dobrego? - odparłam dokładnie lustrując naczynie stojące przede mną.

- Twoje ulubione. - uśmiechnęła się szeroko. - Naleśniki ze słodkim serem i truskawkami na wierzchu. -  

Oczy zaświeciły mi się niczym małe lampiony, i bez zastanowienia chwyciłam za widelec. Z pełnymi ustami podziękowałam jej z całego serca, bo mieć taką mamę..to wielkie szczęście. Dlatego myśl iż już za jakiś czas będę zmuszona opuścić mój ukochany dom, dobijała mnie. Czy na prawdę moje dzieciństwo powoli dobiega końca?

- Dobre śniadanie to podstawa każdego dnia. - skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, spoglądając na mnie spod byka. Wymruczałam jej cichą niezrozumiała odpowiedź i najedzona aż do syta, gwałtownie ułożyłam głowę na oparciu krzesła.

- Kocham Cię, mamo. - chwyciłam jej dłoń i splotłam wraz ze swoją. Na jej twarzy malowała się duma i niepohamowana radość, ale gdy po chwili jej mina zmarkotniała..w milczeniu postanowiłam poczekać na wytłumaczenie nagłej zmiany w zachowaniu z jej strony.

- Chciałabym móc cofnąć czas. - zacisnęła z całej siły usta i spuściła wzrok, kierując go gdzieś na podłogę.

- Co masz na myśli, mamo? - ścisnęłam mocniej jej przeraźliwie chudą dłoń, chcąc dodać jej otuchy. Uśmiechnęła się blado i uniosła głowę ku górze. - To, że dorastasz. - wymamrotała, ścierając wolną dłonią łzy spływające jej po policzkach.

- Przestań, bo zaraz i ja się poryczę. - zaśmiałam się cicho, a ona po chwili poszła w moje ślady.

Ostatni raz ukryłam się w jej ramionach, gdy już po chwili oznajmiłam że muszę iść. Kuba, mój dobry kolega był tak miły by podwieźć mnie dzisiaj do szkoły. Dzięki niemu, nie muszę tłuc się autobusem w tak upalny dzień.

1 września- a pogoda jak z bajki. Och, cóż za ironia?

Myślę że każdy z uczniów wyobraża sobie ten dzień następująco : z nieba leje ostry jak brzytwa deszcz, a niemal że czarne chmury jeszcze bardziej dołują nas tego makabrycznego dnia.

U mnie jednak było na odwrót. Cieszyłam się że wracam po dosyć długiej przerwie. W końcu..to ostatni rok. Do wszystkich ludzi odczuwam niewyobrażalny sentyment, i gdy uświadamiam sobie że już niedługo rozejdziemy się wszyscy w przeciwne strony, w kącikach oczu zbierają mi się łzy.

- A co to za petarda przede mną stoi? - brunet poruszył sugestywnie brwiami, a moje oczy na jego gest..wykonały fikołka. Lubię go, ale gdy włącza się jego dobrze wszystkim znany tryb Cassanovy, mam ochotę wydrapać mu oczy.

- Nic się nie zmieniłeś. - przyznałam, zajmując miejsce zaraz obok niego. Gdy tylko wygodnie się usadowiłam, zanim jeszcze ruszył, zapięłam pas. Bezpieczeństwo przede wszystkim.

- To chyba dobrze, prawda? - ruszył z piskiem opon, a mnie przygwoździło do fotela.

- Polemizowałabym. - westchnęłam przyglądając się wszystkim domom po kolei, które mijaliśmy w mgnieniu oka.

Przez kilka następnych minut jedyne czego mogliśmy się dosłyszeć to swoich wzajemnych oddechów. Gdy jego dłoń powędrowała w kierunku radia, będąc ciekawa co będzie dalej, wytężyłam wzrok.

- Oh baby, baby. How was I supposed to know..That something wasn't right here? - i w tym momencie wybuchłam nagłym niekontrolowanym śmiechem. Jego próba udawania Britney Spears była nieudolna, ale muszę przyznać..że niezwykle komiczna.

- Serio Britney? - zapytałam, próbując złapać oddech. Przejechał językiem po górnych zębach i pozwolił Britney śpiewać solo.

Resztę drogi spędziliśmy w niepokojącej ciszy. Ja, myśląc o nowym nauczycielu..a on? Oh, zapewne o tym co zwykle.


***

Znajome twarze, srogie miny nauczycieli, jeden wielki ścisk i zapach potu unoszący się w powietrzu. Brawa dla Pana Dyrektora, który wpadł na tak świetny pomysł jak urządzenie początku roku z prawie dwustoma uczniami w sali gimnastycznej, kiedy temperatura na dworze przekracza normę.

Od jakiejś godziny stoję oparta o lekko chłodną ścianę i wysłuchuję tego, co ma nam do powiedzenia Pan Tarnowski. Może nie tyle co słucham, ale przynajmniej udaje że tak jest. Pewnie tak samo, jak połowa osób tutaj obecnych.  

Pierwsze klasy spanikowane i niezwykle przerażone dostały już na samym początku swój rozkład zajęć i udały się do swoich gabinetów. Następnie były drugie, z którymi poszło o wiele wolniej ponieważ jedna z uczennic zasłabła podczas przekraczania progu sali. Okej, w takim razie ostrzegam jedynie że jeżeli ja..zaraz stąd nie wyjdę, skończę podobnie.

- Klasa 3a Zapraszam! - po całej sali rozległy się gromkie oklaski a ja odetchnęłam z ulgą, i dorównałam kroku kilku osobom z mojej klasy.

Tak samo jak reszta dostaliśmy rozkłady zajęć i gdy już miałam udać się na chłodny, klimatyzowany korytarz ktoś nagle pociągnął mnie w swoja stronę, łapiąc mnie za łokieć.

- Julio, mam do Ciebie sprawę. A raczej..prośbę. - Dyrektor uśmiechnął się ciepło w moją stronę i już wtedy wiedziałam że coś jest na rzeczy. On nigdy się nie uśmiechał, co mnie niepokoiło.

- Wiesz że jesteś jedną z nielicznych uczennic do której mam pełne zaufanie, a więc..czy mogłabyś oprowadzić po szkole jedną z klas pierwszych? -

Z tego co się orientuję..od tego jest ich wychowawca. Jednakże zostałam dobrze wychowana i dana sytuacja wymagała ode mnie wykazania się szacunkiem do starszych i przystałam na jego prośbę bez żadnych kąśliwych uwag.

- Dobrze, zajmę się tym. - wysiliłam się na sztuczny uśmiech. - Gdzie znajduje się ich klasa? -

- Znajdziesz ich w sali biologicznej. - poklepał mnie po plecach. Pożegnałam się z nim jednym skinięciem głowy i schodami, udałam się na samą górę. Z racji tego że znałam tą szkołę na wylot doskonale wiedziałam gdzie iść.


***

Zwiedziliśmy już wszystkie klasy. Musiałam pokazać im jeszcze stołówkę, toalety i miejsce obwieszczone świętym w naszej szkole..SALĘ GIMNASTYCZNĄ. Po chwilowym głosowaniu, uznali że chcą się udać właśnie tam. Wzruszyłam obojętnie ramionami i skierowałam się właśnie w tamtym kierunku.

Nieistotne było to, że odwiedzili to miejsce już z samego ranka. Chcieli poznać jego każdy zakamarek, włącznie z kantorkiem wuefisty. Pociągnęłam za klamkę i zmarszczyłam brwi na wieść iż są zamknięte. Próbowałam się dostać do środka jeszcze kilkukrotnie, lecz na marne.

Ich zawiedzione miny w pewien sposób zdołowały mnie. Gdy obróciłam się na pięcie i już miałam się udać w kierunku wyjścia, przeszkodził mi w tym dźwięk klucza obracanego w zamku.

- Ah, więc pierwszoklasiści? -  

Jego diamentowe oczy powędrowały w moją stronę, a ja pod jego gorącym spojrzeniem cała topniałam. Oblizał dolną wargę i uśmiechnął się lekko, następnie wyciągając dłoń w moim kierunku.

- Jestem Adam. - jego niski, lekko chrapowaty ton głosu sprawił że moje serce zabiło szybciej. Obserwowałam jego każdy detal twarzy. Największą uwagę natomiast zwróciłam na dosyć ostro zarysowaną linię szczęki, która zdecydowanie dodawała mu +50 do męskości. Brakowało mi tchu, i przez chwilę stałam jak ta głupia powoli aktualizując dane.

- Julia..- wyszeptałam, przełykając ze zdenerwowania ślinę. Grupka stojąca obok obserwowała nas z wyraźnym skupieniem co jeszcze bardziej mnie krępowało.

- Jesteś w pierwszej klasie? - zapytał, spoglądając przez chwilę na kilkoro uczniów stojących obok. Z policzkami zalanymi rumieńcem, pokręciłam przecząco głową.

- Skąd, jedynie ich oprowadzam. - zaśmiałam się słabo, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Jestem w trzeciej klasie. -

Po chwili niezręcznej ciszy zbliżył się w moją stronę i wyszeptał wprost do mojego ucha. - Tak myślałem. - jego gorący oddech przyjemnie zaatakował moją skórę i gdy się ode mnie odsunął przyjrzał mi się od góry do dołu.

I to, że jego wzrok przez dłuższą chwilę zatrzymał się na moich piersiach wyznaczających się spod sporego dekoltu, wprowadziło mnie w nie małe zakłopotanie. Ale skłamałbym mówiąc, że się nie podnieciłam.







Czy są tu jakieś osoby chętne/spragnione drugiej części? ;)

Dodaj komentarz