Wierzyć w ciepło dni. Cz. 25

- Chyba Ci się w głowie… popierdoliło! – Warknęłam głośno.  
- Zaraz Tobie się popierdoli tylko nie wiem czy tak zdrowo. – Zadał mi kolejny cios w brzuch pięścią. Zginałam się z bólu modląc do Boga o moje jutro. Przecież ja też zasługuje na szczęście. A może jednak nie?  
- Przestań! – Nakazałam.
- To ja tu jestem od wydawania rozkazów ty pod puszczalska suko! – Rzucił mnie z całej siły na stoliczek który przewróciłam razem z krzesełkiem obok niego. Leżałam oparta na bolących od betonu łokciach z nogami powyginanymi. – I co? Teraz będziesz grzeczna? – Nie odpowiedziałam. – Pytam się!  
- Tak. Proszę. – Wydukałam.  
- Spróbuj mnie inaczej przekonać.  
- Jak?
- Cóż.. – Przejechał opuszkami palców wzdłuż mojej dolnej wargi. – Wiele rzeczy. Na przykład to… - Wziął moją dłoń przykładając ją po wszystkich partiach ciała. Szczególnie tych intymnych. – Myślę że mnie doskonale rozumiesz. – Uśmiechnął się.
- Nie.  
- Oj tak. – Wziął mnie i przerzucił przez ramię.
- Nie! Błagam! – Biłam go po plecach kopałam, wierciłam się. Kompletnie na nic. Rzucił mnie na łóżku. Przemieściliśmy się do całej czerwonej sypialni. Była dziwnie wyposażona. Wolę nawet nie wspominać.  
- Nie mogę w to uwierzyć, że ty się tak zapierasz! No malutka przecież widzę że tego chcesz. Pragniesz mnie wszędzie. Abym penetrował każdy twój kąt i ciemny zakamarek. Nie prawdaż? – Próbował dobrać się mi do zakrwawionej bluzki. Wiedziałam co chcę zrobić. Znowu… Znowu ja. Po moich policzkach leciały litry łez. Błagałam. Starałam się jakoś zakryć, schować. Wołałam mamę. Której tu nie było… - Kurwa! – Krzyknął gdy jego telefon zadzwonił w kieszeni. Lekko się zsunął ze mnie.
To co Rose… żyć albo zginąć w bólach. To twój czas. Kiedy w pierwszej chwili chciał wyjąć swój telefon kopnęłam go z całej siły między nogami. Zgiął się opadając na mnie. Z trudem łapałam tlen. Kopnęłam go kolanem znów i znów i znów. Wypuścił moje nadgarstki. Zepchnęłam go z całych sił na ziemię. Pobiegłam przed siebie. Tak naprawdę… może donikąd? Kolejny pokój to jakiś sadystyczny kącik. Pobiegłam dalej. Łazienka. Następne pomieszczenia były kuchnią i jadalnią. A gdzie wyjście?
- Ty zdziro! Zostaniesz tu na zawsze! – Wyszedł mi naprzeciw jeszcze lekko zgięty na pół. Mówił przez zaciśnięte zęby.
- Gdzie jest wyjście?!  
- Ahahhah – Roześmiał się na głos. – Jedyne wyjście dla ciebie to będzie na cmentarz. – Zadrwił. Zbliżył się do mnie. Ja byłam w ślepym zaułku. Stałam między ścianami. Pozostaje tylko atak.  
- No podejdź tu frajerze! – Co mną kierowało? Nie wiem. Podszedł chcąc wymierzyć we mnie. Wykonałam szybki unik. Złapał mnie jednak obiema dłońmi za szyję. Dusząc mnie.
- A teraz przeliteruj:, , Dla mnie nie ma już ratunku” Rozumiemy się?! – Dusiłam się. Łapałam hausty powietrza które nie mogły dojść do moich płuc. – Chociaż wiesz co… najlepszym sposobem poradzenia z tobą jest związanie cię tak aby przerwać ci całkowity dopływ krwi z zerżnąć cię to śmierci. – Łzy przybierały tempa. Kapały z mojej brody prosto na jego dłonie. – Co już taka grzeczna? Już mordka się zamknęła? – Kiwnęłam głową.  
- Ppp-ro-szzze. – Wydukałam ledwo już żywa. Przed moimi oczami tworzył się szary obraz. Puścił mnie. Po raz kolejny ciągnąc. Nie dałam się. Zaparłam się na klamce. Aż wreszcie przyszedł moment i odpowiednia sytuacja że mu wymierzyłam łokciem w nos. W ogóle w twarz. Powtórzyłam cios. Raz. Dwa. Trzy. Cztery!
- Nie dziś. Nie teraz. – Leżał już na ziemi, trzymając się za twarz. – To twój czas. – Mówiłam z kamienną twarzą. Łzy przestały cieknąć. Narosła odwaga. Tylko ja mogę siebie uratować. Kopnęłam go z całej siły w brzuch. Wymierzyłam pięścią w twarz ponownie. Zwijał się z bólu. – A teraz? Chcesz się zabawić? Chcesz?! – Krzyczałam. – Pytam się chcesz?!!!
- Pierdol się! – Splunął na mnie krwią.  
- Czyli mam uważać to za akceptacje mojej propozycji? – Uśmiechnęłam się łobuzersko. – Mężczyzna powinien wiedzieć… kiedy kobieta mówi koniec, stop to tak powinno być. Ale ty nie posłuchałeś. Przyszedł czas zemsty. To ty umrzesz w bólach. Będziesz błagał o śmierć. A ja? Będę się śmiała. – Zrzuciłam na niego stół kuchenny. Przeszukałam jego kieszenie kiedy upewniłam się że stracił przytomność pod wpływem uderzenia w głowę. – A więc nasz elegancik ma tysiące kart kredytowych? – Mruknęłam do siebie. – No, no. Ktoś się tu wzbogaci skarbie. – Powrócił uśmiech. Znalazłam klucze. Pęczek. Wybiegłam przed siebie. Wlatywałam z pokoju do pokoju. Potargana, zapłakana jednocześnie zabójczo wroga z rozdartą i zakrwawioną bluzką. Jakbym wyszła prosto spod czołgu. Całkiem realne porównanie. Bo tak też wyglądałam. Pamiętam do dziś. Szukałam wyjścia. A może góra, dół? Skoro drzwi nie ma. Nie pomyliłam się. Wzięłam taboret próbując dosięgnąć włazu. Nie dało rady. Wzięłam drugi. Położyłam je jeden na drugim. Mogłam ostro zlecieć skręcając sobie kark. Dalej nie można było. Poczułam silne pociągnięcie za nogawkę.
- To już koniec? – Uderzył mnie pięścią. – Myślałem że jeszcze zostaniesz. – Pociągnął mnie w ten sposób że przewróciłam wieże taboretów i upadłam na niego. Byłam na górze. Wyrywałam się.  
- O-czy-wi-ście że tak! - Zerwałam się na równe nogi. Wzięłam przygwoździłam go jakimiś szafkami. Sięgnęłam po lustro. Rozbiłam mu je na nim. Zatoczył się na ścianę. Upadł. – Ponownie walczyłam o wyjście. Przekręciłam kluczyk. Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty, piąty, szósty, siódmy tak to ten! Wysunęłam się na zewnątrz. Byłam na dachu jakiegoś wielkiego prostokąta. Skoczyłam z dachu.
Ulica była nie daleko. Szybko złapałam jakiego stopa. Podwieziono mnie. Nie tłumaczyłam się. Jechaliśmy w ciszy. Byłam w centrum zainteresowania. Wszyscy zadawali sobie pytanie w głowie, , Co się stało?”. Ludzka ciekawość. A jak trzeba to nie pomogą. Wilkiem patrzą na ludzi. Zwierzęta. Skrzywiłam się patrząc na każdą kolejną osobę. Odwróciłam się nerwowo kiedy przyszło mi do głowy iż może za mną jechać aby tylko mnie dobić. Nawet publicznie. Telefonu nie miałam. Nic nie miałam przy sobie. Ah zapomniałam. Moją dumę.  
Jechałam w nieznaną mi stronę.

- Przepraszam dokąd jedziemy? – Odwróciłam się do jednej Pani siedzącej za mną.  
- Kierunek Łódź. – Odpowiedziała zimno.
- O matko! Dziękuję. A gdzie teraz jesteśmy?  
- Piaseczno. – Uff obok Warszawy. Musze już wysiąść i dojść sama, bo autobus skręca w inną stronę.  
- Dziękuję. – Wymamrotałam nie pewnie.

Wysiadłam. Szłam sama. Usłyszałam że ktoś trąbi. Odwróciłam się gwałtownie.

- A ty to co wojnę światowa przeżyłaś? Co się stało? – Tomek mój były zawsze był w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu. Chciałam go aż wyściskać.  
- Zawieź mnie do domu. – Wsiadłam bez słowa.
- Co się stało?
- Wpadłam.
- W co?  
- Nie wiesz?
- No sorry że nie jestem Nostradamusem.  
- To nie jest śmieszne.  
- Wpadłaś w sektę? – Spojrzałam na niego ironicznie. – W mafię?! Ja pierdziele.  
- Złapał mnie Paweł.  
- O kurwa! – Zahamował aż ze zdziwienia.
- Nie zatrzymuj się. – Nakazałam.
- Zgwałcił cię? – W jego oczach widziałam ogromną rozpacz i przerażenie które przybierało na sile.
- Nie, ale mam nadzieję zę zapłacił za swoje czyny.  
- O co chodzi?! Co się stało?! Zabiłaś go?!
- O kurwa! Darek! Wracamy się!

( Kochane nie wiem kiedy kolejna część. Już nic nie mówię. Internet naprawiony. Więc jest dobrze. Dziękuję Wam misiaki za komentarze znaczą dla mnie dużo. I za każdą łapkę w górę. Mam nadzieję że się wam ten rozdział podoba. Przypominam opowieść romantyczna. To jeszcze nie jest końcem opowiadania. Chyba że chcecie ; ) !. Podpowiem wam że na świat przyjdzie nowa osóbka. I o śmierci jednej osoby. Nie to nie będzie Darek ahahha. Buziole! Za błędy jeżeli są przepraszam!)

IskierkaNadzieji

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1500 słów i 8306 znaków.

9 komentarzy

 
  • Misia

    Iskierka, źle mnie zrozumiałaś. ;-) Nie odnosiłam się do Twojego opowiadania a do komentarza "omomomom" która wywaliła z głupim pytaniem , kto w dzisiejszych czasach nie przeklina. :-) Zdziwiłaby się, ile osób preferuje kulturę osobistą i nie przeklina. ;-)

    16 wrz 2014

  • Misia

    omomom a choćby ja i sporo osób które znam. ;-) Ale to ludzie na poziomie, czego o małolatach rzadko kiedy można powiedzieć. :-) Przecież popisywanie się wulgarnością jest "takbardzomodne".

    14 wrz 2014

  • Scarlett

    Boże jakie to fajowe :-* napewno będę czytała do samiutkiego końca chociaż mam nadzieję że nie będzie koniec zbyt szybko :-* kiedy nowe opowiadanie ?

    14 wrz 2014

  • omomom

    Powiedzmy Sb szczerze , kto w tych czasach nie przeklina ?

    14 wrz 2014

  • Ewka

    Skoro duzo przeklinania i do kitu to po co czytasz Janej? A mi sie podoba i pisz dalej pozdrawiam

    14 wrz 2014

  • Loriii

    Super! Ale nie wiem dlaczego cały czas myślę o tym czemu ona nie będziez Pawłem hahaha :D

    13 wrz 2014

  • Ola

    Opowiadanie jest fantastyczne.! Masz talent do pisania. Bardzo mi się podoba to opowiadanie i nie mogę się doczekać kolejnych części. Buziaki,pozdrawiam:*

    13 wrz 2014

  • Nala

    Mi się tam podoba. Przeklinanie? I co z tego, przynajmniej nudne nie jest. W głębi duszy oczekiwałam, że Paweł jednak coś jej zrobi. Ale fajnie jest czekam na kolejna część ♥

    12 wrz 2014

  • Janej

    Więcej przeklinania nie może być?  Trochę kultury osobistej. A co do opowiadania, zryte i z nudą fabułą, niedojrzałej nastolatki.

    12 wrz 2014