Uwierzyć w marzenia tom 2 razem a jednak osobno

Uwierzyć w marzenia tom 2 razem a jednak osobnoBył środek nocy obudził mnie dzwonek telefonu.spojrzałem na żonę twardo spała.Nie chętnie ruszyłem się z wygodnego łóżka myślałem, że to ona, teraz gdy ją odzyskałem postanowiłem o nas walczyć.Odebrałem telefon po czwartym sygnale
- Hallo
-Tu Marek,Gosia miała wypadek, przyjeżdżaj
Komórka wyleciała mi z dłoni,miałem tylko jedno słowo w głowię-wypadek.Ubrałem spodnie i bluzę i ruszyłem do auta,chciałem przy niej być.Zastanawiałem się dlaczego, dlaczego ciągle stoją nam na drodze przeszkody.Ruszyłem piskiem opon, jechałem szybko z pewnością 120 nie wiem ile dokładnie bo miałem mokre oczy.Ulice były puste, lampy świeciły pokazując mi drogę.Wybiegłem z auta prosto do szpitala.Widziałem wystraszone oczy brata i Marka  
- Zostaw ją - krzykną mój brat  
Próbowałem się bronić, przetłumaczyć im, że nie chciałem, że to nie moja wina,ale mieli rację, jechała ode mnie.Gdybym nie ja nie walczyła by teraz o życie.Ale czy ja chciałem wiele?Chciałem z nią być, założyć rodzinę, mieć dzieci, tylko tego pragnąłem. Dlaczego los nas tak każe? za co?za to, ze łączy nas miłość?za to, że chcieliśmy rozbić moje małżeństwo? czy za to, że nie pozwoliłem jej być szczęśliwą?Telefon dzwonił w moich spodniach już któryś raz,tak to była moja żona.Nie chciałem w tej chwili z nią gadać ale mimo wszystko odebrałem
- Przyjeżdżaj ja rodzę - usłyszałem jej głos
Wiedziałem, że mówi prawdę, słyszałem strach w jej głosie.Spojrzałem na salę gdzie leżała ona i ruszyłem biegiem w stronę auta,pojechałem prosto do drugiego szpitala.Zona już rodziła słyszałem jej płacz i krzyk pielęgniarek
- Przyj!!! -  Przez chwilę zapadła cisza,może to trwało sekundy a może minuty nie wiem,ale dla mnie były to wieki.- Przyj! - znów krzyczała pielęgniarka
Moja żona znów krzyknęła i usłyszałem płacz dziecka,znów ta głupia cisza.Drzwi od sali otworzyły się i zobaczyłem nasze maleństwo, żonę wieźli do sali.Poszedłem na dwór, musiałem się przewietrzyć.Zapaliłem papierosa, chociaż byłem w trakcie rzucania, noc pomagała zapomnieć.Wróciłem do szpitala, przez szybę zobaczyłem nasze dziecko.Nie chętnie ale poszedłem do żony, leżała nawet na mnie nie patrząc
- Gdzie byłeś? - zapytała
- Odpoczywaj - poprosiłem ją.Żonie przynieśli synka, podszedłem bliżej i policzyłem paluszki u stup i u rąk
- Ma wszystkie - śmiała się żona
- Dziękuje Ci - wyszeptałem  
Usiadłem obok nich, syn spał najedzony i przebrany był tak bardzo podobny do niej. Wejrzałem na dziecko i żałowałem, że moje i Gosi umarło, że to nie ona tu leży.W szpitalu zapadła cisza,nawet dzieci nie płakały zupełnie tak jakbym miał zostać sam z swoimi myślami.Żona spojrzała na mnie, czekała na to jedno słowo,ale moje gardło powodowało ból jakby nie chciało bym je wypowiedział jakby chciało wybrać tą drogę jaką wybrało serce. Spojrzała mi w oczy wyczytując w nich strach
- Wybrałem was
Wiedziałem, że wszedłem na drogę z której nie ma powrotu.Spojrzała na mnie i pocałowała mnie,a ja nie czułem nic oprócz bólu.Spojrzałem na żonę próbując znaleźć w niej tą kobietę którą kiedyś pokochałem,ale jej już nie było.Została zastąpiona kimś o kim pragnąłem zapomnieć.Zaczęła ziewać,złapała mnie za rękę i zasnęła.Patrzyłem jak śpi nadal przypominała ta kobietę sprzed lat,nadal była piękna.Zdałem sobie sprawę, że to nie ona się zmieniła a ja to ja po prostu przestałem ją kochać.Spojrzałem na dziecko i ruszyłem do auta..
                ***

Jechałem nie chętnie w stronę drugiego szpitala, nadal nie wiedziałem co jej jest.Wciąż przed oczami miałem synka.Chciałem zatrzymać czas, chciałem być z nią, kochałem ją i jednego byłem pewien to się nie zmieni.Wszedłem do szpitala na korytarzu widziałem rozmawiających chłopaków, żaden z nich mnie nie zauważył.
- Ona jest sparaliżowana  - usłyszałem
- Coooo!!! - wykrzyknąłem.Chłopaki spojrzeli na mnie dopiero w tym momencie zauważyli moją obecność
- Co ty tu robisz? - zawołał Kacper
Nie odpowiedziałem mu, szedłem prosto przed siebie mijając chłopaków.Otworzyłem drzwi i zobaczyłem jej przestraszone oczy.Ogarnęła mną złość, nie wiedziałem co mam jej powiedzieć. Spojrzała na mnie jakoś tak dziwnie, złapała moją rękę trzymała tak jakby chciała mnie zatrzymać.W mojej głowie było sto myśli na minutę być z nią czy wrócić do dziecka.Zabrałem rękę,cofnąłem się w tył serce biło mi jak szalone jedyne czego chciałem to przytulić ją, zabrać i schować się przed światem.
- Przepraszam wróciłem do żony - powiedziałem
Spojrzeliśmy na siebie jej oczy zaszkliły się, po policzkach popłynęły krople łez, Widziałem strach w jej oczach, chciała mnie zatrzymać czułem to.Nie rozumiała tego, widziałem zagubienie na jej twarzy.
- Proszę nie - błagała
Stałem przed nią zimny bez uczuć,jakbym to nie był ja,a przecież to ona jest kobietą którą kocham.Nie wiem czemu to zrobiłem może z obawy? może bałem się, że przez to, że ją kocham jej coś się stanie? a może dlatego, ze byłem egoistą? Nie znałem na to odpowiedzi wiedziałem jedno,stałem przed nią i zadawałem ból doskonale wiedząc, że mi tego nie wybaczy.Poczułem się tak jakbym dostał w twarz, poczułem tak ogromny ból i żal, że aż bolało, nie mogłem znieść jej cierpienia.Wyszedłem z sali nawet na nią nie patrząc, wychodząc wiedziałem, że zamykam za sobą drogę do szczęścia do której nie będzie już powrotu.Minąłem chłopaków wchodzących do jej sali.Wybiegłem ze szpitala,chciałem cofnąć czas, chciałem wrócić tam i błagać ją o wybaczenie ale rozum podpowiadał bym jej bardziej nie ranił.Siedziałem w aucie jakiś czas,na dworze robiło się już jasno wciąż od nowa odważałem w głowie scenę,która nie dawno miała miejsce w której z Gosia graliśmy główne role.Wstrzymałem oddech co ona sobie pomyśli, będzie twierdzić, że zostawiłem ją bo jest sparaliżowana nie nie to nie jest prawdą nigdy bym jej czegoś takiego nie zrobił.Byłem pewny, że tego wieczoru zabiłem całą miłość jaką do mnie czuła.Zacząłem cicho płakać,nie chciałem by ktoś mnie usłyszał.Odpaliłem auto i ruszyłem do syna.Na ulicach były pustki jedna czy dwie osoby szły na przystanek,wszystko było nie tak jak powinno.Zaparkowałem samochód i ruszyłem w stronę sali, ona już nie spała.
- Gdzie byłeś? - zapytała
- Pożegnać się z Gosią - przyznałem.Nie mogłem z jej oczu wyczytać tego co czuje ,złość a może strach? co może czuć kobieta wiedząc, że jej maż kocha inna?
- Wybrałem was - próbowałem ją przekonać
Ją czy może samego siebie by nie pobiec do drugiego szpitala i nie rzucić się w jej ramiona?Sam tego nie wiedziałem...(...) Jechałem po Weronikę i naszego syna mimo, że dziecka pragnąłem,nie czułem się szczęśliwy.Wciąż w głowie miałem myśl co ja najlepszego zrobiłem, nie potrafiłem skupić się na niczym,co ja zrobiłem pytałem sam siebie po raz setny i nie znalazłem odpowiedzi.Słońce świeciło zapowiadając piękny dzień.Żar powodował na ulicy korki, ludzie biegali próbując się skryć przed męczącym ich upałem.Nie ma co się dziwić w końcu dziś był jeden z najgorętszych dni lata.Dzieci grały w piłkę powodując  
krzyk na ulicy,gdzieś w oddali wyły syreny, pogotowie spieszyło komuś na ratunek walcząc z czasem i z nadzieją, że tym razem jednak zdążą.Po chodniku szła para trzymająca się za ręce na ich palcach świeciły się złote obrączki,szli wolno bo ona była w zaawansowanej ciąży.Byłem tylko jednym z wielu zagubionym facetem w tym wielkim mieście.Każdy kogo spotkałem pewnie zastanawiał się nad sensem swego życia i pragną cofnąć czas mimo, że nigdy do tego by się nie przyznał.Siedziałem w aucie i stałem w korku rozmyślając co teraz robi?jak się czuje? kolejne pytania bez odpowiedzi.Dojechałem do szpitala, wyjąłem kwiaty dla pielęgniarek i ruszyłem do sali Weroniki  
- Dzień dobry - powiedziałem lekarzowi.Ona już czekała, wziąłem od niej spakowane rzeczy i ruszyliśmy po dziecko.Położna już na nas czekała,dałem jej kwiaty w ten sposób dziękując za pomoc.Widziałem wzruszenie na jej twarzy,domyśliłem się, że nikt już tak nie robi. Odebraliśmy synka.
- Do widzenia - powiedziałem.Bez słowa opuściliśmy to zimne miejsce.Na dworze uderzyła mnie fala gorąca, zakręciło mi się w głowie.
- W  porządku? - zapytała
- Tak po prostu nic nie jadłem - odpowiedziałem
Nie skłamałem, to prawda od paru dni nic nie jadłem.Byłem u niej w szpitalu a wieczorem siedziałem w barze próbując zatopić smutki.Rzeczy dziecka rzuciłem do bagażnika a naszego syna położyliśmy do fotelika,ona usiadła na tyle obok niego.Wyglądała na zmęczoną,twarz miała bladą, spuchnięte oczy
- Dobrze się czujesz? - zapytałem z troską
- Tak tylko się nie wysypiam - zaśmiała się.Dojechaliśmy do domu, pomogłem jej wysiąść a sam zaniosłem syna do jego pokoju,po rzeczy postanowiłem iść później.
- Witajcie w domu - powiedziałem
Dziecko obudziło się,nigdy nie przepuszczałem, ze taki malec może tak płakać byłem pewny, że gdybyśmy mieszkali w bloku cały budynek postawił by na nogi.
- Idź do niego  - poprosiła żona
- Jak damy mu na imię? - zapytałem.Wera uśmiechnęła się do dziecka
- Marcin - powiedziała bez zawahania.Zmarszczyłem brwi,nie bardzo podobało mi się to imię ale odpuściłem
-Witaj Marcinie - powiedziałem do niego  

                      ***

Usłyszałem otwierające się drzwi, to była Ona.Spojrzałem na jej zmęczone oczy przez te 10 lat trochę się postarzała ale i tak była piękna.
-co chcesz na kolację?-zapytałem
-łóżko-odpowiedziała śmiejąc się
-łóżka ci nie dam a może jajecznica?-zapytałem
-a co tu tak pusto?-usłyszałem jej głos
nie potrzebowała odpowiedzi, oboje wiedzieliśmy gdzie jest nasz syn  
-idź go zawołaj ciemno już -stwierdziła
wstałem z kanapy i powolnym krokiem skierowałem się ku drzwiom
-Marcin!-krzyczałem na syna
odpowiedziało mi echo, zapadał zmrok była już 22 i syn powinien być w domu-miałem do siebie żal
-Marcin!-krzyczałem coraz bardziej zły
dostrzegłem drobną postać biegnącą w moją stronę nie to nie jedna a dwie postacie byłem ciekaw kogo tym razem przyprowadzi nasz syn był już pies, kot nawet królik a teraz kto?zastanawiałem się  
-cześć tato-powiedział dumnie 10-latek
-która jest godzina?-zapytałem
-przecież masz zegarek-zaśmiał się  
Wypuściłem powietrze nosem by się opanować z roku na rok stawał się coraz bardziej nie znośny, zastanawiałem się po kim tak ma.Jego matka była cichą i spokojną kobietą odkąd pamiętałem a nasz syn?
-Po Tobie-odpowiedziała Weronika zupełnie tak jakby czytała mi w myślach
-kim jest twoja koleżanka?-zwróciła się do syna
-Jestem Kasia-odpowiedziała nam mała jasnowłosa dziewczynka
Spojrzałem na Werę i nie wiedziałem co z naszym gościem zrobić
-pójdę już-powiedziało dziecko
Widziałem spojrzenie żony i domyśliłem się, że jeżeli pozwolę jej wyjść samej o tej godzinie to Weronika nie da mi żyć
-zadzwoń do mamy i zostań u nas-zaproponowałem
widziałem wahanie w oczach dziecka jednak po chwili uśmiechnęła się  
-idź zaprowadź gościa do pokoju-rozkazałem synowi
-tato a czy Kasia będzie mogła zostać jutro na moich urodzinach?-zapytał
Pokiwałem głową na zgodę i ruszyłem w kierunku kuchni gdzie czekała żona
-połóż się-powiedziałem z troską
-tylko zrobię pranie-odpowiedziała
-ja zrobię-oznajmiłem
Nie czekałem na jej protest udałem się prosto po rzeczy do prania.Minąłem pokój syna, zastanawiałem się kim jest to dziecko i co teraz robią chyba nie skarciłem się za głupie myśli.
-czemu się śmiejesz?-zapytała żona  
spojrzała na mnie a w moich oczach zobaczyła iskrę pożądania  
-Ty wariacie -walnęła mnie poduchą  
Podszedłem do niej i wziąłem ją w ramiona a nasze usta połączyły się  
-A pranie?-zapytała
-wstanę jutro rano-obiecałem
Spojrzała mi w oczy widziałem w nich strach.Mimo małżeństwa kochaliśmy się może 2-3 razy w roku a teraz tego pragnąłem bardziej niż czegokolwiek.Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni, była bardzo lekka
-ale-próbowała protestować
-ci nie usłyszą nas-zapewniłem
Przekręciłem klucz w drzwiach i zacząłem ją rozbierać, jej ciało było idealne lekko opalone, szczupłe
-kocham cię-powiedziałem
Odsunęła się ode mnie i czujnym wzrokiem zaczęła się przyglądać, wiedziałem dlaczego.Przez 10lat wspólnego małżeństwa po raz pierwszy wyznałem jej miłość.Jak każdy przeżywaliśmy kryzys nasz był poważniejszy ale oboje chcieliśmy o nas  
walczyć dla syna.Teraz leżąc w łóżku z nią zrozumiałem, że wciąż ją kocham, że to z nią pragnę być, że miłości do niej nie straciłem.
-ja ciebie też -zaśmiała się  
leżeliśmy tak od dwóch godzin próbując uspokoić się po gorącej i upojnej nocy.Wiedziałem, ze muszę wstać.
-gdzie idziesz?-spytała drżącym głosem
pogłaskałem ją po policzku a ona objęła mnie utrudniając wstawanie  
-przejrzeć papiery za godzinę wrócę-obiecałem
Weronika podniosła się do pozycji siedzącej
-masz rację zrób to dziś bo jutro urodziny syna-poinformowała mnie
-wiem obiecuje jutro ich nie tknąć -powiedziałem i wyszedłem
Poszedłem do gabinetu i zająłem się tymi papierami
Stała nad przepaścią widziałem jej zapłakane oczy, bałem się zrobić krok w jej stronę  
-zostań-błagałem
jej usta zaśmiały się, znów w jej oczach dostrzegłem błysk który straciła dawno temu.Dookoła nikogo nie było, nikogo kto by mi pomógł, głupie skały.Byłem na siebie zły, że ją tu przyprowadziłem.Wreszcie poczuła się wolna, wolna od kłamstw i wymówek wolna od bólu i rywalizacji
-nie!!
podbiegłem próbując ją złapać ale było już za późno.Jej ciało leciało w dół a jej usta wciąż się śmiały.Straciłem ją, straciłem je.Chciałem rzucić się wraz z nią nie umiałem bez nich żyć.
-zostań!!!-krzyczałem
Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu odwróciłem się a tam stała ona a jednak żyje jednak jej nie straciłem-pomyślałem.
-śniło ci się coś?-zapytała
Nie odpowiedziałem tylko po prostu ją przytuliłem, moje serce waliło jak szalone.Bałem się, że ją stracę
-nie odchodź-poprosiłem
Weronika spojrzała mi w oczy, nie wiedziała co się dzieje sam tego do końca nie rozumiałem  
-nie odejdę jestem tu-zapewniała mnie
Przytuliła mnie i ponownie zasnęliśmy

-Tato, mamo wstawajcie -obudził nas Marcin
Spojrzałem na zegarek była 8 rano przetarłem oczy i poszedłem się ubrać, Weronika jeszcze spała.Zrobiłem śniadanie dla całej czwórki, byłem ciekaw czy gość jeszcze śpi.Usłyszałem dzwonek do drzwi, nie chętnie ruszyłem w ich stronę otworzyć  
-to moja mama-pobiegła do drzwi Jasnowłosa
otworzyła je i przywitała się z jakąś kobietą wiedziałem, że mój syn wie jak ona wygląda też poszedł się przywitać więc nie widziałem potrzeby wychodzić z pokoju  
-o której przyjdą goście?-dopytywał się syn
-o 14-odpowiedziała Weronika  
Widziałem nie zadowolone spojrzenie dziecka.Wiem, ze on by chciał najchętniej, już, teraz, zaraz jak każde dziecko ale tak się nie dało musiał poczekać.
-Mamy coś dla Ciebie-powiedziała Weronika  
uśmiechnąłem się do niej i poszedłem do garażu przynieść niespodziankę  
-proszę-powiedziałem podając mu szczeniaka
Widziałem zadowolone oczy dziecka.Z żoną wiedzieliśmy, że o tym marzy a teraz postanowiliśmy, że jest już na tyle duży, ze się nim zajmie.Syn rzucił się nam w ramiona  
-śniadanie-ogłosiła żona
widziałem protest na twarzy dziecka, uśmiechnąłem się sam do siebie przecież ja byłem taki sam
-im szybciej zjesz tym szybciej pójdziesz na dwór-z rozmyśleń wyrwał mnie głos Weroniki
-może chcesz płatki?-zapytałem
Jego oczy zabłyszczały.Nalałem mleka i podałem mu płatki.10 minut później talerzyk stał pusty.
-mogę iść?-zapytał
-idź-powiedziałem
I już go nie było.Weronika spojrzała na mnie i już nic nie powiedziała, wiedziałem, że brak jej sił na tłumaczenie przecież przerabialiśmy to każdego dnia  
-rozpieszczasz go-powiedziała z pretensją
-to tylko dziecko-odparłem
Bez słowa odeszła od stołu, poszedłem za nią  
-co jest?-zapytałem
Widziałem smutek w jej oczach.Chwyciłem za rękę i popchnąłem ją w swoje ramiona
-powiesz mi?-zapytałem
-nie podważaj moich decyzji-wykrzyczała
Przytuliłem ją jeszcze mocniej.przywarłem wargami do jej ust.
-kocham cię -szepnąłem do ucha
jej policzki zarumieniły się, moje ręce schodziły coraz niżej pieszcząc ją w taki sposób jak lubi.
-to nie fair-powiedziała drżącym głosem
-nie fair, że chcę się kochać z żoną?-zaśmiałem się  
Padliśmy na łóżko(...) Leżeliśmy tak aż do 10 w końcu nie chętnie postanowiliśmy wstać  

Pojechałem odebrać tort i zamówione placki, jechałem ulicą zastanawiając się czy o czymś nie zapomnieliśmy świeczki i lody pomyślałem.200 metrów dalej był sklep kupiłem lody i pojechałem dalej szukać świeć w końcu znalazłem.Wróciłem do domu  
zmęczony tym upałem jazda autem w takie gorąco potrafiła zrobić swoje.
-masz wszystko?-zapytała żona.Podałem jej kupione zakupy
-dziękuje-pocałowała mnie
-do tego musiało dojść, że dostaje buziaki tylko jak coś ci daje?-zaśmiałem się
Weronika spojrzała na mnie ze złością lecz zaraz uśmiechnęła się
-pięknie stwierdziłem
całe ogrodzenie dom i ogród przyozdobione były serpentynami i różnymi balonami
-kochanie rozłóż stolik i zanieś pod parasol-rozkazała
nie chętnie ruszyłem na dwór upał robił swoje.
-kiedy przyjedzie Kacper?-krzyknęła
-zaraz powinni być-odpowiedziałem
Mój brat podjął się muzyki dlatego o sprzęt i dobrą zabawę nie musieliśmy się martwić.Rozłożyłem stolik i zaniosłem tam gdzie kazała, od razu rozłożyłem też ławki.Weronika wyszła z domu a mnie zamurowało, wyglądała przepięknie z pewnością  
to ona będzie numerem jeden dzisiejszego dnia-pomyślałem.
-pięknie wyglądasz bardzo
-bardzo co?-przerwała mi
-bardzo sexi -odpowiedziałem
-za to ty okropnie idź pod prysznic i się przebież-rozkazała
-och jak miło-zażartowałem
-pospiesz się-poganiała mnie
Postanowiłem ją posłuchać, popędziłem na górę z nadzieją, że może zdążymy mieć jeszcze chwile dla siebie.Mijając pokój syna stanąłem jak wryty w białych spodniach, w białej bluzce i włosami na żel wyglądał czarująco
-tato pospiesz się-popędzał mnie syn
Pół godziny później wychodziłem już gotowy zobaczyłem Kacpra i Kamile postanowiłem przywitać się z bratem.
-fajnie, że już jesteście-powiedziałem
Syn bawił się nowym samochodem od chrzestnego a my zaczęliśmy plotkować.Przed 14 goście zaczęli się schodzić Weronika z Kamilą znikli gdzieś w kuchni przynosząc odgrzane dania.Syn witał się z gośćmi ciągle za kimś rozglądając.Brat puścił już  
muzykę i atmosfera robiła się coraz milsza słychać było śmiechy i piski dzieci.Przyjechał klaun z początku nie wiedziałem co jest grane ale szybko Kacper wyjaśnił mi, że to on go zamówił.Dzieci siedziały obok klauna z uwagą obserwując jego sztuczki Każdy był wesoły oprócz naszego syna  
-co się dzieje?-zapytałem
-nie ma jej-odpowiedział
Widziałem rozczarowanie i smutek w jego oczach, nie sądziłem, że jego nowa koleżanka aż tyle dla niego znaczy.Poszedłem do żony zostawiając go samego.
-Co mu jest-zapytała Weronika
-nie ma jej-powiedziałem jego słowami
Żona spojrzała na niego współczująco widzieliśmy jak syn powoli zmierza w kierunku gości próbując cieszyć się prezentami
-Może się zakochał?-powiedziałem do żony
Spojrzała na mnie wystraszona, rozumiałem ją miał zaledwie 10 lat i dużo czasu na ból i rozczarowanie.Podjechał jakiś samochód Marcin spojrzał z nadzieją na bramę szła tam ona ze swoją mamą  
-dzień dobry-usłyszałem z daleka
Poszedłem im otworzyć zamkniętą bramę  
-dzień dobry -powiedziałem
-przepraszam za-przerwała  
Spojrzeliśmy na siebie, dopiero w tym momencie ją dostrzegłem to była ona, Gosia.Obudziła mnie pocałunkiem  
-przepraszam za wczoraj-przyznała
nie odpowiedziałem, złapałem ją w pasie i mocno przytuliłem
-Kocham Cie-wyznałem
Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi z trudem wyszedłem z łóżka zastanawiając się jakie licho niesie o tak wczesnej porze, otworzyłem a tam stała ona  
-jest Kasia?-zapytała
Dostrzegłem strach w jej oczach, spojrzała na mnie i zarumieniła się.Zdałem sobie sprawę, ze stoję przed nią w samych bokserkach  
-jest-powiedziałem przełykając ślinę
Dostrzegłem Weronikę idącą w nasza stronę
-kochanie zaproś gościa-krzyczała
Odsunąłem się robiąc Gosi miejsce w drzwiach.
-Witaj-przywitała ją ciepło żona
-Ubiorę się i obudzę dzieciaki-zawołałem
Uciekłem na górę nawet nie zastanawiając się o czym one rozmawiają, pospiesznie założyłem spodnie i pierwszą lepszą koszule.Ruszyłem korytarzem do pokoju syna przez drzwi usłyszałem, że nie śpią  
-Kocham Cię-usłyszałem głos 14latka
-ja chyba też-szepnęła nie śmiało Kasia
-będziesz moją dziewczyną?-zapytał
nie pozwoliłem jej powiedzieć bo wparowałem do pokoju  
-Kasia mama przyjechała!-krzyknąłem
dzieciaki spojrzeli na mnie podejrzliwie poczułem się jakbym został przyłapany na gorącym uczynku
-tak-powiedziała patrząc mu w oczy
Marcin mimo mojej obecności podbiegł i wziął ją na ręce, zakręcili się w kółko a ja poczułem ściśnięte gardło.Zszedłem na dół zostawiając ich samych  
-oni są parą -powiedziałem do kobiet
ich twarze pobladły wszyscy wiedzieliśmy co to oznacza.Dzieciaki zbiegli na dół, widzieliśmy ich pełne miłości spojrzenie.
-do widzenia-szepnęła Gosia
Nie odpowiedzieliśmy, wciąż staliśmy nie dowierzając temu co się dzieje.Syn nie za uwarzył naszych min
-Idę do szkoły -powiedział wychodząc
Ja z Zoną wzięliśmy dziś wolne nikt z nas do pracy nie miał głowy
-co robić/-zapytała weronika
Nie odpowiedziałem, nie miałem zielonego pojęcia co teraz? pozwolić im być razem? czy zabronić spotykania się? Wtedy syn na pewno nas znienawidzi zresztą jaki dać powód? jak wytłumaczyć 14letniemu zakochanemu synowi by zapomniał o ukochanej
czy on ma prawo cierpieć za nasze grzechy? nie znałem na to odpowiedzi.Zadzwonił telefon długo przyglądałem się żonie jej twarz stała się jeszcze jaśniejsza  
-już jedziemy-obiecała
złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę samochodu.Dopiero w drodze wytłumaczyła mi, że dzwonili ze szkoły bo Marcin źle się poczuł.Jechaliśmy szybko mijając prawie puste ulice większość osób była w pracy albo nie chciała wyjść w deszczowy dzień.Zatrzymaliśmy się przed gimnazjum trafiliśmy akurat na przerwę bo korytarze były puste.Na ławce przed gabinetem dyrektora siedział skulony Marcin wszedłem do pokoju
-Dzień dobry-przywitaliśmy się  
Dyrektor był moim kolega ze szkoły
-słuchaj Patryk nie wygląda to dobrze-powiedział
-Ma gorączkę?-zapytała Weronika
-38, 9 -powiedział
-jedziemy do lekarza-oznajmiła żona  
Pożegnaliśmy się i opuściliśmy teren szkoły.W przychodni byliśmy 15minut później  

Siedziałem w poczekalni patrząc na wystraszone oczy żony, jeszcze jedna osoba i nasza kolej.Obok nas siedziała jakaś dziewczyna przyglądająca się naszemu synowi, czemu akurat w niej nie mógł się zakochać-pomyślałem.  
-jak się czujesz?-usłyszałem głos Kasi
Żona spojrzała na mnie oboje nie dowierzaliśmy, nawet tu musiała przyjść czy oni naprawdę aż tak się kochają? zastanawiałem się.
-Patryk!-krzyknęła żona
ocknąłem się i weszliśmy do gabinetu  
-dzień dobry-przywitaliśmy się
-dzień dobry-odpowiedział lekarz
Marcin nie chętnie rozebrał się, doktor dokładnie go zbadał
-zapalenie płuc-powiedział
Oboje z żoną z uwagą słuchaliśmy zaleceń lekarza  
-nie ja nie chce-protestował syn
-obiecuje, ze on wybierze wszystkie -zapewniła żona
Pożegnaliśmy się i wyszliśmy z gabinetu, Kasia nadal czekała
-i co powiedział?-zapytała przestraszona
-płuca-odpowiedział syn
-czekamy na ciebie w aucie-zwróciła się do syna Weronika
Poszliśmy do apteki wykupić mu zastrzyki i antybiotyki postanowiliśmy zostawić ich samych chociaż tyle mogliśmy zrobić w milczeniu wracaliśmy do samochodu, żadne z nas nic nie mówiło.
-boję się-odezwała się żona
Przytuliłem ją i zapewniłem, że będzie dobrze.Już mieliśmy wchodzić do auta lecz zobaczyliśmy biegnącą w naszą stronę Kasię  
-Marcin! proszę tam iść!-krzyczała
biegiem ruszyliśmy do przychodni, syn leżał na podłodze otoczony lekarzami  
-dobrze, ze państwo są-powiedział lekarz
wytłumaczył nam, że to drgawki spowodowane dużą gorączką ale zaniepokoiło go coś innego, jego blada cera i krwotoki z nosa
-dam wam skierowanie na badania-powiedział
Gdy drgawki minęły zabraliśmy syna do domu.Weronika z nim usiadła w tyle a ja próbowałem skupić się na prowadzeniu auta Dojechaliśmy 15 minut później ja zaparkowałem a żona zaprowadziła go do pokoju  
-Kasia Kasia-majaczył w gorączce
Wszedłem do jego pokoju i objąłem żonę, obije się o niego bardzo martwiliśmy  
-nie odpowiedzialne dzieciaki!-krzyknęła żona
Nie odpowiedziałem nie chciałem jej przerywać, spojrzałem na półkę telefon znów wibrował to była ona, dziewczyna dzwoniła setny już raz.

Żona zasnęła przy łóżku Marcina, siedziała przy nim cały czas.Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni, spojrzałem na zegarek dochodziła dwudziesta trzecia.Zadzwoniłem do wspólnika  
- Cześć, słuchaj nie będzie mnie tydzień - powiedziałem
- Stało się coś? - zapytał Robert
- Marcin ma zapalenie płuc - oznajmiłem.Nic nie odpowiedziałem tylko się rozłączyłem bo usłyszałem głos Marcina, znów majaczył w gorączce  
- Kasia nie odchodź - powtarzał  
Pogłaskałem go po policzku i uspokoił się.Dotknąłem jego czoła, parzyło.Wyjąłem z półki termometr 39, 9 zastanawiałem się co zrobić,czy obudzić Weronikę czy jechać na pogotowie, postanowiłem poczekać.
- Kasia! - krzyczał kolejny raz.Przez chwilę wahałem się ale stwierdziłem, że jest za późno by zadzwonić po Kasię, widziałem jak pomału zasypia.Ocknąłem się przy łóżku Marcina, żona już była na nogach.Syn też wydawał się spokojniejszy(...)

Minął tydzień, gorączka jeszcze się utrzymywała ale było przeważnie 38 nie przekraczała 39 stopni, kaszel też jakby mniejszy.
- Pamiętasz o wizycie? - zapytała żona
- Tak - odpowiedziałem.O czternastej  pojechaliśmy do lekarza,wszedłem z nadzieją, że będzie poprawa  
- Zapalenie oskrzeli - usłyszeliśmy.Odetchnąłem z ulgą, Marcin też wyglądał lepiej nie majaczył już  
- Zrobił pan wyniki? - zapytał
- Nie, zapomniałem - przyznałem szczerze
- To proszę zrobić jutro - powiedział.Widziałem wkurzone spojrzenie Marcina
- Dobrze - obiecałem.Pojechaliśmy do domu.Przez dłuższą chwilę przeglądałem się naszemu synowi  
- Może przyjść Kasia? - zapytał.Moje spojrzenie uciekło w bok,nie potrafiłem spojrzeć mu w oczy
- Musimy porozmawiać - przyznałem.Wiedziałem, że nie powinienem,ale postanowiłem zadzwonić do Gosi  
- Hallo - odebrała po 3 sygnale
- Możemy się teraz spotkać? - zapytałem.Pół godziny później stali pod moimi drzwiami
- Powinniśmy im powiedzieć -  oznajmiłem.Widziałem zawahanie na jej twarzy,ale po chwili poparła moją decyzję  
- Musimy porozmawiać - powiedzieliśmy.Widzieliśmy zaciekawione spojrzenie dzieci.
- Byliśmy kiedyś razem - powiedziała Gosia.Widziałem zaskoczenie na ich twarzy
- Kto? - zapytała Kasia
- My - odpowiedziałem
- Dlatego nie chcemy byście byli razem - powiedziała Gosia
- I tak będziemy! - wykrzykną Marcin  
Spojrzałem na Werę,nie odzywała się do mnie, rozumiałem ją.Miała rację, że była zła ale chyba miałem prawo powiedzieć synowi o mnie i Gosi chociaż teraz wiedziałem, że była to zła decyzja.
- Zamieszkamy u mojej matki - powiedziała
Spojrzałem na jej załzawione oczy i zrozumiałem, że ich oboje zraniłem.Marcin od poprzedniego dnia się do mnie nie odezwał, bałem się, że go straciłem do tej pory mieliśmy fantastyczny kontakt a teraz? zepsułem to.
- Nie rób tego - prosiłem
- On cię nienawidzi - przyznała
- A ty? - zapytałem
- Nie wiem - wzruszyła ramionami.Dostrzegłem w jej oczach ból i jeszcze coś strach, bała się o nasze małżeństwo
- Nie chciałem by byli razem - powiedziałem
- Czemu bo wam nie wyszło? - zapytała.Odwróciłem się i wyszedłem,nie chciałem od rana zaczynać kłótni, nie chciałem jej stracić.
- Idź z nim na pobranie krwi - wykrzyknąłem
Ruszyłem przepełnioną ulicą próbując przepchnąć się przez korek, jak na złość korek wydawał się nie mieć końca jakby los chciał mnie zatrzymać.Zrobiło mi się duszno, otworzyłem okno i nasłuchiwałem wkurzonych ludzi.Z nudów zacząłem przerzucać
po kanałach radia akurat leciała jej ulubiona piosenka czy to prawda? czy wciąż ją kocham?zastanawiałem się.Na zegarku była ósma, byłem ciekaw czy już pojechali.Z rozmyśleń wyrwał mnie wkurzony kierowca.Chwilę później byłem już w pracy.
- Cześć - powiedział Robert.Spojrzałem w jego stronę i przeszedłem udając, że go nie za uwarzyłem
- No część - powiedział ponownie
- Część - odpowiedziałem.Nie miałem ochoty wdawać się z nim w rozmowę,dlatego poszedłem do swojego biura wciąż słysząc słowa żony a jeżeli miała rację?-znów się zastanawiałem.Dr dr dr usłyszałem telefon
- Cześć jak tam wyniki? - zapytałem.Żona zamilkła,po chwili usłyszałem jej zmieniony głos domyśliłem się, że płakała
- Już jadę - rzuciłem do słuchawki.Nie zważając na dziwne spojrzenie pracowników ani na próbę powstrzymania mnie pognałem do auta
- Gdzie te kluczyki! !- krzyczałem sam do siebie.Jechałem ledwo zatrzymując się na światłach, nie liczyło się dla mnie nic tylko Oni.Dlaczego płakała, zastanawiałem się, dwadzieścia minut później byłem w przychodni.Coraz bardziej męczyło mnie to miejsce.Nie chciałem już tu przychodzić.Szedłem korytarzem mijając czekających pacjentów.Na ławce po lewej stronie dostrzegłem ją, wydawała się zupełnie nie obecna.Wciąż trzymała syna za rękę, jej oczy były już mokre od łez, jakby wylało całe morze
- Co się dzieje? - zapytałem.Jej spojrzenie było zimne, nie było w nim żadnych ciepłych uczyć. Dostrzegłem w nim tylko strach, rozpacz, ból, wiedziałem, ze jest źle.
- Będzie dobrze - uspokajała ich Kasia.Dopiero teraz dostrzegłem młodą dziewczynę, nie wierzyłem, że była tu cały czas.  
- Co się dzieje? - zapytałem drugi raz.Wciąż odpowiadało mi echo, żona nawet na chwile na mnie nie spojrzała.Wciąż patrzyła się w podłogę,wciąż mocno trzymała go za rękę,wciąż płakała
- Tracimy go! - krzyknęła
Kasia podbiegła i mocno wtuliła się w naszego syna, Dopiero teraz przestała udawać twardą.Moja żona wciąż siedziała na tej samej ławce,tylko tym razem skryła twarz w dłoniach a ja? Ja poczułem jakbym wpadał w przepaść.Nie byłem wstanie nawet ruszyć ręką, dusiłem się poczułem ściśnięte gardło wielką kulkę w przełyku i ciemność przed oczami.Byłem pewny, ze umieram, nawet z tym nie walczyłem.Nie ja chciałem umrzeć, chciałem zasnąć i nigdy się nie obudzić - traciliśmy syna  

Poczułem jej delikatny dotyk i zdałem sobie sprawę, że stoimy objęci, Odsunąłem się i usiadłem na ławce.Białaczka wyrok wskazujący naszego syna na śmierć.Otarłem oczy, postanowiłem o niego walczyć.
- Chodźcie -powiedziałem do wszystkich .Ruszyliśmy do gabinetu, działałem w emocjach prawie siłą wdarliśmy się do gabinetu doktora.Jego oczy pokierowały się w naszą stronę, nie było żalu ani złości,lecz wielkie współczucie.Pacjentka popatrzyła na mnie z oburzeniem
- Chcę powtórzyć badanie! - zażądałem.Bez protestów dał mi skierowanie na badanie i do szpitala onkologicznego, zamarłem.Spojrzenie pacjentki złagodniało a moja żona zaczęła płakać.
- Białaczka - powtórzyłem wciąż nie wierząc.Spojrzał na mnie współczująco a ja stanąłem w środku gabinetu i patrzyłem za okno, płakałem.Poczułem ogarniający mnie strach.
- Naprawdę wam współczuje -powiedział lekarz.Weronika pociągnęła mnie za rękę, dopiero teraz ocknąłem się, byłem jak w transie.
- Ja, ja przepraszam - wyjąkałem.Wyszliśmy, zamykając drzwi
- Proszę zaczekać! - zawołała nas jakaś blondynka.Tak to była chyba ta oburzona pacjentka - Proszę - podała nam kartkę
- Co to? - zapytała żona
- Numer do mojego Przyjaciela do doktora Williama, jest najlepszy w stanie, pomoże-zapewniła
- Dziękuję - wyszeptałem
- Proszę powołać się na mnie na Monikę Zając - powiedziała odchodząc.Patrzyliśmy na odchodzącą kobietę.W ułamek sekundy znikła, rozpłynęła się jakby nigdy nie istniała.Chciałem ją dogonić, podziękować, odnaleźć ale nigdzie jej nie było.Nie chciałem tracić czasu,od razu wykręciłem jego numer
-Hallo - usłyszałem jego głos
-Dzień dobry doktorze dostałem ten numer od pani Moniki Zając  
-A no tak, dzwoniła przed chwila - odpowiedział lekarz
- Pomoże nam pan? - zapytałem.Zapadła cisza w słuchawce, już byłem pewny jego odmowy ale usłyszałem ponownie jego głos
- Dobrze, proszę zrobić badania, zabrać syna i przyjechać.Telefon rozłączył się..Nie mogłem uwierzyć w nasze szczęście, teraz czułem, że będzie dobrze.
- Zgodził się - powiedziałem..Od razu pojechaliśmy na onkologie zrobić potrzebne badania, lekarze tam przyjęli nas bardzo ciepło.Każdy kto dowiedział się kto będzie leczyć naszego syna dawał nam nadzieje.Zostawiliśmy syna i ruszyliśmy do wyjścia.Postanowiliśmy załatwić dzisiaj wszystkie sprawy, chcieliśmy najpóźniej pojutrze wyjechać.Idąc korytarzem mijaliśmy chorych pacjentów, każdy z nich na tym oddziale walczył o życie,każdy wierzył i nikt nie tracił nadziei.Nadzieja tylko to nam zostało.Dowiedzieliśmy się, że to za sprawą wolontariuszy, podziwiałem ich.Sami z siebie chcieli opiekować się umierającymi dziećmi, nie bali się ich śmierci, nie przerażało ich cierpienie innych, obowiązki.Tuż przy wyjściu spotkaliśmy naszego anioła.
- Dziękuje - powiedziałem
Pani Monika uśmiechnęła się, omijając mnie.W jej stronę biegła mała  siedmiolatka, zastanawiałem się kim ona dla niej jest? Matką? kimś z rodziny? To dziecko naprawdę ja kochało.Przez chwilę poczułem zazdrość nawet ja z Marcinem nie miałem takiego dobrego kontaktu.Pełni nadziei opuściliśmy szpital(...)

                       ***

Dziś odbieraliśmy Marcina, udało nam się wszystko załatwić, mogliśmy lecieć.Na korytarzu usłyszałem rozmowę pielęgniarek
- To nie sprawiedliwe, że zamykają fundację pani Moniki - powiedziała pierwsza
- Tak to prawda - odpowiedziała druga.Byłem pewny jednego, jeżeli Marcin z tego wyjdzie nie pozwolę im tego zrobić.Weszliśmy do jego sali, Kasia już tam czekała
- Musimy iść - powiedziałem.Widziałem łzy w oczach dzieci wiedziałem, że nie chcą się rozstawać ale jego życie było dla mnie najważniejsze
- Wrócę - przyrzekł jej syn
- Będę czekać - obiecała.Ostatnie ich spojrzenie i ruszyliśmy na samolot.Jechaliśmy dziewięć godzin, Żona z Marcinem spali a ja zastanawiałem się.Rzuciliśmy wszystko, całe dotychczasowe życie i ruszyliśmy w nieznany świat by ratować syna, modliłem się by było warto
                        ***

Stałem przytulony do żony i nie cierpliwie czekaliśmy na wyniki syna.W końcu przyszedł doktor William
- Jest dobrze - ogłosił wesoło.Spojrzałem na niego nie dowierzając, Wreszcie po dwóch latach wygraliśmy z chorobą.
- Będzie żyć - wykrzyczałem
- Tak kochanie - odpowiedziała żona.Widziałem jej szczęśliwe spojrzenie.Byłem pewny, że było warto.
- Idziemy do niego? - zapytała
- Muszę coś załatwić - odpowiedziałem.Wyciągnąłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem w jedno miejsce
- Załatwiłeś? - zapytałem.  
- Tak, fundacja dostała 100.000 od anonimowego dobroczyńcy.Jesteś tego pewny?-zapytał Robert
- Tak, Marcin wyzdrowiał - powiedziałem.Rozłączyłem się.Ruszyliśmy z żoną w stronę sali syna.Przed salą zatrzymaliśmy się, nasz szesnastoletni  syn rozmawiał z jakąś brunetką. Popatrzyliśmy na niego i uśmiechnęliśmy się  
- Widocznie nasze rodziny nie są stworzone do połączenia się -odezwała się żona.
Koniec

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 6952 słów i 37004 znaków, zaktualizowała 24 lis 2018.

7 komentarzy

 
  • paula

    Dalej ;)

    16 lip 2013

  • sweetkicia

    Czekam na kolejną część :)

    16 lip 2013

  • Adusia

    Dodawaj.

    16 lip 2013

  • Aga

    Super opowiadanie czekam na kolejną część  :)

    16 lip 2013

  • smutna6

    szantaz;p

    16 lip 2013

  • Gosc

    No raczej.

    16 lip 2013

  • smutna6

    pisz

    16 lip 2013