Cześć kochani!
Dłuższy czas mnie nie było, ale w końcu powróciłam. Małe problemy, ale na szczęście poradziłam sobie z nimi.
Nie wiem kiedy pojawi się następna część, ale możliwe, że po takim czasie jak ta.
Życzę miłego czytania.
Rozdział IV
Brałam właśnie gorącą kąpiel kiedy zadzwonił mój telefon.
- Halo?
- Rose? Będę u ciebie za jakieś piętnaście minut. – zakomunikowała Luaren.
- Co? Ale ja dopiero się kąpię! – wykrzyknęłam do słuchawki.
- No to rusz dupę. Będę szła wolno. – zaśmiała się i rozłączyła.
Cholera. Szybko umyłam włosy, wypukałam się i w samym ręczniku z mokrymi włosami, pobiegłam do pokoju. Zakładałam właśnie bieliznę, kiedy zabrzmiał dzwonek do drzwi.
- Chris! Otwórz Lauren! – wrzasnęłam do brata.
Już po chwili przyjaciółka weszła do mnie i zamknęła za sobą drzwi. Widząc mnie miotającą się w szafie zachichotała.
- Co to za przystojniak co mi otworzył drzwi? – zapytała, kiedy kolejna bluzka poleciała na podłogę.
- Mówisz o Chrisie? To mój brat. Tylko się w nim nie zabujaj. – parsknęłam.
- Mieć takie ciacho w domu. – rozmarzyła się.
- Ej! – rzuciłam w nią bluzkę, po czym obie się zaśmiałyśmy.
Lauren ubrana była w czarną, skórzaną spódnicę, buty na obcasie i różową, gorsetową bluzkę. Wyglądała olśniewająco.
- No, proszę. Nieźle wyglądasz. – pochwaliłam jej ubiór. Okręciła się dookoła własnej osi i uśmiechnęła się słodko.
- Idź mi od tej szafy. – wygoniła mnie po chwili i sama zaczęła czegoś szukać.
Wyciągnęła w moim kierunku czarną sukienkę bez ramiączek. Nie wiem kiedy, po co i na co ją kupiłam, więc odparłam.
- Nie ma mowy. Nie założę tego i nie patrz się tak na mnie. Nie przekonasz mnie. – Lauren westchnęła teatralnie.
- To może to i to. – wskazała na czerwoną spódniczkę i białą dekoltowaną bluzkę. Pokręciłąm przecząco głową i zrobiłam zaciętą minę.
- Poddaje się. – opadała na moje łóżko zrezygnowana. – Co założysz? Krótkie spodenki i bluzkę z zespołem? – zapytała z przekąsem. W sumie nie głupi pomysł. – Żartowałam! Nawet o tym nie myśl. – zaśmiałam się widząc grozę na jej twarzy.
Odwróciłam się ponownie do szafy i w końcu wyjęłam ubrania. Wyciągnęłam czarne rurki z wysokim stanem do tego białą, koronkową bluzeczkę do pępka.
Lauren pokiwała głową na znak zgody. Założyłam do tego czarne conversy. Teraz tylko makijaż i włosy.
Pociągnęłam rzęsy tuszem, usta czerwoną szminką i pomalowałam się czarną kredką. Włosy rozpuściłam i wyprostowałam. Niestety miałam bardzo niesforne pukle, które przy najmniejszej wilgoci wykręcały się we wszystkie strony.
Wzięłam ze sobą telefon, słuchawki i trochę pieniędzy, narzuciłam czarną ramoneskę na ramiona i razem z Lauren wyszłyśmy z mojego domu.
Udałyśmy się na przystanek i pojechałyśmy do centrum miasta. Najpierw spotkaliśmy się z Nickiem i Andreą przed jednym ze sklepów. Kupiłam papierosy i udaliśmy się w wyznaczone miejsce.
Kotłownia okazała się ogromnym, żółtym budynkiem z odchodzącym tynkiem i powybijanymi oknami.
- Żartujecie? Prawda? - zapytałam zszokowana.
- To tylko pozory. Spokojnie Rose, zobaczysz jak jest w środku. – zaśmiał się Nick.
Przed dużymi drzwiami stał ochroniarz, a przed nim spory tłumek ludzi, ukazujących przepustki. Stanęliśmy w kolejce i mozolnie poruszaliśmy się do przodu. Kiedy w końcu dotarliśmy do bramki i pokazaliśmy wejściówki, ochroniarz popatrzył się na nas sceptycznie, wątpiąc w naszą pełnoletniość. Jednak po chwili przybił pieczątki na naszych dłoniach i mogliśmy wejść.
Za wejściem przywitał mnie długi tunel, rozświetlony jedynie paroma gołymi żarówkami. Kierując się nim do przodu, zaczęliśmy wszyscy słyszeć głośną muzykę. Naszym oczom ukazały się ogromne metalowe drzwi przy których stał kolejny ochroniarz. Przeszukał nas dokładnie po czym otworzył przed nami drzwi Kotłowni. Przywitał nas huk muzyki i ciepło bijące od zgromadzonych ludzi. Korytarza wychodziło się na balkon, na którym znajdowały się liczne boksy. Nieco dalej dostrzegłam schody prowadzące na niższe piętro parkiet do tańca i… coś przypominającego ring na którym właśnie rozgrywała się jakaś walka.
Dwóch przeciwników zajadle waliło się po twarzach. Tłum ludzi wiwatował i wykrzykiwał różne hasła.
Zeszliśmy wszyscy po schodach. Przystanęłam z boku i rozglądałam się na wszystkie strony, nie mogąc uwierzyć w istnienie tego miejsca. Ludzie na parkiecie tańczyli w rytm muzyki, wydobywającej się z głośników. A podobnież miał być zespół. Chciałam się o to zapytać, któregoś z towarzyszy, lecz gdy się obejrzałam za siebie okazało się, że jestem sama. Wzruszyłam tylko ramionami i ruszyłam w stronę baru. Jakoś sobie poradzę. Zamówiłam u przystojnego barmana drinka i sączyłam go spoglądając na ring. Weszła na niego kolejna para. Dwóch rosłych mężczyzn, dobrze może nawet przesadnie dobrze zbudowanych.
Po chwili podszedł do mnie barman i postawił przede mną kolejnego drinka.
- Ale ja tego nie zamawiałam. – zaprotestowałam.
- To od tamtego gościa. – wskazał ruchem głowy na mężczyznę parę miejsc ode mnie. Zadrżałam na sam jego widok. Był bowiem to ten sam mężczyzna co obserwował mnie w autobusie. Zebrałam się szybko z miejsca i nie pijąc napoju, ruszyłam na parkiet. Jak najdalej od tego faceta.
Poruszałam się trochę po parkiecie, ale szybko mi się to znudziło. Nie przemawiała do mnie wizja walki, dopingowania czy nawet tańca, więc poszłam w stronę wyjścia. Ciągle miałam na dłoni pieczątkę, w razie gdybym chciała wrócić, ale nie zapowiadało się na to.
Miałam żal do Lauren, że tak mnie zostawiła.
Wyszłam z budynku i poszłam w stronę jakiegoś zaułka z daleka od ludzi i hałasu. Wyciągnęłam papierosy i zapaliłam jednego. Zaciągnęłam się dymem kiedy poczułam, że ktoś wyrywa mi fajkę z ręki.
- Ej! - zaprotestowałam próbując dostrzec w ciemności napastnika. Zobaczyłam przed sobą wysoką, muskularną postać, która po chwili przemówiła do mnie głębokim głosem.
- Nie wiesz, że palenie zabija? – zapytał Nathaniel, wyrzucając papierosa.
- A tobie co do tego? – zapytałam.
Zmrużył oczy i patrzył się tylko na mnie jakby chciał mi coś powiedzieć. W końcu tylko zapytał.
- Czemu nie jesteś w środku?
- Nie moje klimaty. – mruknęłam pod nosem. – Za to widzę, że twoje w sam raz. – powiedziałam, dostrzegając jego przecięty łuk brwiowy.
Ten machinalnie dotknął rany i skrzywił się.
- Nie twoja sprawa. – burknął.
Wystawiłam ręce w obronnym geście.
- Widzisz ty nie wtrącaj się w moje życie, a ja nie będę się wtrącać w twoje. – warknęłam w jego stronę i wyjęłam kolejnego papierosa z kieszeni kurtki.
Chciał chyba jeszcze coś powiedzieć, ale ja odwróciłam się do niego plecami i poszłam przed siebie. Arogancki dupek. Myśli, że mu wszystko wolno.
Zapaliłam ponownie papierosa i ruszyłam w stronę domu. Było ciemno i perspektywa samotnego wracania na piechotę nie przemawiała do mnie. Jednak autobusy już nie kursowały, a tata pewnie już śpi. Westchnęłam przeciągle, wyjęłam telefon i włożyłam słuchawki do uszu. Ruszyłam przed siebie.
Już więcej nie dam się namówić na głupie imprezy w jakichś podejrzanych miejscach. Zaczęłam rozmyślać nad spotkaniem z Nathanielem. Intrygował mnie, ale jednocześnie denerwował jak nikt inny. Nie znałam go prawie w ogóle to prawda, ale z każdym kolejnym spotkaniem nie wiedziałam co o nim sądzić.
W przypływie nagłego lęku obejrzałam się za siebie. Podążała za mną jakaś postać z naciągniętym na głowę kapturze.
Spokojnie tylko spokojnie. Pewnie zmierza w tym samym kierunku. Po mimo tych myśli przyspieszyłam kroku. Wyjęłam szybko słuchawki z uszu, żeby móc wszystko słyszeć.
Osoba za mną wraz ze mną przyspieszyła. Momentalnie zaczęłam biec.
Biegłam w stronę centrum, gdzie mogłam spotkać najwięcej ludzi.
Biegłam bocznymi uliczkami by zgubić napastnika, ale sama też mogłam się zgubić. Nie znałam dobrze tej okolicy. Właściwie to wcale jej nie znałam.
Po chwili szybkiego biegu zabrakło mi tchu i musiałam przystanąć złapać oddech.
Gdy już się uspokoiłam zaczęłam nasłuchiwać. Usłyszałam tylko szum jadących samochodów i gwar rozmów. Musiałam być w pobliżu jakiegoś klubu.
Ruszyłam w stronę światła. Szybko zorientowałam się gdzie jestem i odnajdując drogę do domu, wystukałam numer do ojca.
Niestety przywitała mnie poczta głosowa. Nie potrafiłam sama wrócić do domu. Bałam się.
Zadzwoniłam, więc do mojego brata. Odebrał po paru sygnałach.
- Co tam Rose? – zapytał. W tle słyszałam głośną muzykę i rozmowy ludzi.
- Jesteś może samochodem?
- Nie. Przyjechałem z kolegą. Coś się stało? - najwidoczniej musiał usłyszeć lęk w moim głosie, bo ton jego się zmienił.
- Nie mam jak wrócić do domu.
- Poczekaj chwilkę. – odczekałam parę minut kiedy znowu się odezwał. – Gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie z kolegą.
Podałam mu swoją lokalizację i rozłączyłam się.
Usiadłam na pobliskiej ławce i czekałam. Byłam naprawdę przestraszona. Bałam się, że był to ten sam mężczyzna z Kotłowni i autobusu. Jednak postanowiłam na razie nikomu o tym nie mówić.
Po kilkunastu minutach podjechał czerwony samochód z którego sączyła się głośna muzyka. Od strony pasażera wysiadł mój brat, przywitał się ze mną i spytał się czy wszystko w porządku. Pokiwałam tylko twierdząco głową i wsiadłam do samochodu. Chris wsiadł zaraz po mnie.
- Cześć Rose! Jestem Louis. – powitał się ze mną kierowca. Odwrócił się do mnie i wystawił w moim kierunku rękę. Uścisnęłam ją i uśmiechnęłam się. Był to przystojny chłopak z dredami na głowie. Miał ciemną opaleniznę. Przypominał surfera. Nie zdziwiłabym się gdybym zobaczyła go z deską pod pachą.
Samochód po chwili ruszył i mogłam odetchnąć z ulgą. Dotarliśmy pod dom. Wysiadłam. Pożegnałam się z Louisem i odwróciłam się w stronę mojego brata.
- A ty nie idziesz? – zapytałam go przez szybę.
- Nie, jedziemy jeszcze w jedno miejsce. – odpowiedział zdawkowo. – Do zobaczenia siostra! – krzyknął na pożegnanie.
Pomachałam im i weszłam do domu. Poszłam do kuchni i nalałam sobie szklankę wody. Wyjęłam telefon z kieszeni kurtki i popatrzyłam na wyświetlacz. Widniały tam cztery nieodebrane połączenia od Lauren. Oddzwoniłam do niej. Niestety nie odebrała, więc wysłałam jej wiadomość, że jestem już w domu, żeby się nie martwiła.
Poszłam do swojego pokoju i położyłam się do łóżka. Tym razem oczekiwany sen nie nadszedł. Przewracałam się z boku na bok, ale ciągle powracały do mnie obrazy z dzisiejszej nocy. Tajemniczy mężczyzna. Nie potrafiłam zapomnieć jego przeszywającego wzroku na swoim ciele.
Wstałam z legowiska i usiadłam na parapecie. Popatrzyłam się na bezchmurne niebo.
Tak mi źle bez ciebie mamo. Tak bardzo bym chciała żebyś byłą teraz przy mnie. Tęsknie za tobą.
Otarłam samotną łzę, która spłynęła po moim policzku.
Poczułam jak coś się o mnie ociera. Wzięłam kocura na ręce i przytuliłam go do swojej piersi.
- Ty to masz beztroskie życie. – mruknęłam do niego.
Usłyszałam na to potwierdzające mruknięcie.
Cdn.
Całuski ~ C
3 komentarze
Emkaa
Błagam cie pisz dalej. W życiu nie czytałam nic lepszego. Bardzo chce wiedzieć co dalej . Z Nathanielem..????????
LittleScarlet
Pojawia się i znika, i znika... Ale jeśli powroty mają tak wyglądać, to ja nie mam absolutnie nic przeciwko temu! Świetnie, cudownie, kapitalnie no i w ogóle.
Lilith
O rany! Zakochałam się w tym opowiadaniu ^^ Świetnie piszesz :3