Obsesja II

Obsesja IICześć kochani! Przepraszam, że tak długo, ale nie miałam kiedy napisać. Nauczyciele dowalili nam sprawdzianów po feriach -.- Do tego problem z laptopem i tak się przeciągnęło. Ta część jest krótsza, chciałam dać wam przynajmniej kawałek. Przepraszam za wszelkie niedociągnięcia i życzę miłego czytania.



Rozdział II


Rozpakowanie i poprzynoszenie wszystkich mebli zajęło nam całe dwa dni. Jednak opłacił się mój trud, bo wreszcie miałam urządzony pokój. Był on większy niż ten w Bostonie i zdecydowanie jaśniejszy. No i miał jeden ogromny plus. Łazienkę. Na tym piętrze były dwie. Jedna na korytarzu, a druga w moim pokoju. Między innymi dlatego wybrałam ten pokój po mimo jego ohydnych różowych ścian, które i tak przemalowałam. Jedna ściana była ciemno fioletowa, a reszta kremowa. Na środku znajdowało się moje piękne łóżko z baldachimem. Obok okna biurko, a z kolei obok niego szafa. Mała biblioteczka stała obok drugiego okna, tego wychodzącego na sąsiednie domostwo. A na wolnej ścianie stał mój największy skarb. Moje ukochane pianino. Nie tylko mój brat był w tej rodzinie umuzykalniony. Też miałam talent. Zawsze gdy miałam doła, mogłam wtopić się w dźwięki instrumentu.  
Po chwili namysłu postanowiłam, że muszę iść dzisiaj na plaże. Słońce świeciło niemiłosiernie i nie można było przesiedzieć takiej pogody w domu. Tak więc poszłam wziąć zimny prysznic, założyłam na siebie dwu częściowy kostium, spodenki, bluzka i sandałki, okulary i mogłam iść. A żebym się nie nudziła wzięłam ze sobą książkę i standardowo słuchawki.  
Po dotarciu rozłożyłam blisko wody ręcznik, otworzyłam książkę i pogrążyłam się w lekturze. Po paru minutach ktoś zasłonił mi słońce, więc spojrzałam się na przybysza. Był to chłopak o muskularnej budowie, migdałowych oczach i blond czuprynką. Uśmiechał się do mnie pokazując równe, białe zęby.  
- Zasłaniasz mi słońce. – powiedziałam mało grzecznie.
- Chciałabyś może z nami zagrać? – nie zważał chyba na mój oschły ton, bo uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- W co? - zapytałam się głupio.
- No w siatkówkę.  
- Nie bardzo. – straciłam zainteresowanie i przeniosłam wzrok powrotem na kartki książki.
- No nie daj się prosić! Brakuję nam jednego zawodnika, bo koleżanka nie przyszła.  
- Najwidoczniej miała powód. – mruknęłam pod nosem, zirytowana tym nachalnym chłopakiem. Ale w sumie co mi szkodzi. Może nie będzie najgorzej. – Dobra, zagram z wami, ale jak nie będzie mi coś pasować to sobie pójdę.
Uśmiechnął się jeszcze bardziej promiennie i podał mię rękę by pomóc mi wstać. Zignorowałam to i założyłam spodenki do których włożyłam telefon. Resztę mogłam zostawić bez obaw.  
Poszłam za nieznajomym w stronę jednego z boisk.  
-Myślę, że wszystkich polubisz. Jesteś tu nowa? Nigdy cię tu nie widziałem.
- Tak, przyjechałam trzy dni temu.
- Jestem Nick. – powiedział po chwili.
- Rose. – odpowiedziałam idąc cały czas za towarzyszem.
Gdy dotarliśmy, zobaczyłam przed sobą trójkę dziewczyn i tyle samo chłopaków.
- Znalazłem brakującą zawodniczkę. – krzyknął do nich. Poczułam się nieswojo gdy wszystkie pary oczu skierowały się w moją stronę.  
- Rose to jest Lauren. – wskazał głową małą, szczupłą szatynkę o rumianej buzi i piwnych oczach. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i pomachała mi. Na pierwszy rzut oka wydawała się sympatyczna. – Andrea – kontynuował Nick wskazując teraz na wysoką, smukłą o niemal idealnych kształtach blondynkę, która rzuciła mi tylko chłodne spojrzenie i kiwnęła głową. Odwdzięczyłam się tym samym.  
Dalej w kolei była Camille. Nieco grubsza brunetka o ładnej twarzy.
Nick następnie przedstawił mi chłopków. Byli to Jack, Ethan i Andrew, którzy przywitali się ze mną przyjaźnie.
Później podzieliliśmy się na dwa mieszane zespoły i rozpoczęliśmy grę. Czas mijał mi bardzo szybko i zadziwiająco dobrze się bawiłam.  
Jak się okazało Andrea i Lauren i Nick będą chodzić ze mną do jednej szkoły. Wszyscy byliśmy z tego samego rocznika. Camille i chłopaki już skończyli szkołę i wybierali się właśnie na studia.
Po meczu chłopaki poszli kupić nam coś do picia. Wrócili z piwem dla każdego. Wszyscy rozwaliliśmy się na plaży i rozmawialiśmy do wieczora. Naprawdę ich wszystkich polubiłam. No może oprócz Andrea, która cały czas mierzyła mnie zimnym spojrzeniem.  
Tata dzwonił do mnie parę razy, ale ja nie miałam ochoty jakoś z nim rozmawiać, więc tylko napisałam mu smsa, że jestem na plaży i wrócę przed dwunastą.  
Wracając o omówionej godzinie do domu, rozmawiałam z Lauren, która mieszkała dwie ulice bliżej ode mnie. Nie czekałyśmy na autobus tylko stwierdziłyśmy, że wolimy się przespacerować. Poczęstowałam ją papierosem i podziwiałyśmy bez chmurną noc.  
- Przystojny jest ten Nick. – wypaliłam nagle.
- Nie dla ciebie Rose. – powiedziała poważnie.
- Czemu nie? – zapytałam poirytowana.
- Nie jesteś w jego typie. – opowiedziała po chwili, po czym dodała. – Jest gejem.
Widząc moją minę roześmiała się na cały głos, łapiąc się za brzuch. Po chwili jej zawtórowałam.  
- Te stracone nadzieje. – powiedziała z melancholią w głosie. – Też byłam zdziwiona, gdy to usłyszałam pierwszy raz. Nie wygląda, nie?
Pokiwałam tylko głową, cały czas się cicho śmiejąc. Z drugiej strony to może nawet lepiej. Co prawda rozstałam się z chłopakiem z Bostonu. Stwierdziliśmy, że taki związek na odległość nie ma sensu. Jednak po mimo tego tęskniłam za nim. Przecież to było zaledwie cztery dni temu. Tak. Od czterech dni jestem singielką.  
Pożegnałam się z Lauren i dalej poszłam sama, dopalając po drodze Black Devila. Może nie będzie w tym mieście tak najgorzej. Poznałam już ludzi, może się nawet z nimi zaprzyjaźnię. Zaczynam wszystko od zera. Tylko bez mamy.  
Dotarłam pod drzwi, kiedy właśnie dobijała dwunasta w nocy. Otworzyłam je kluczem, który wcześniej dał mi tata. W domu było cicho. Najwidoczniej Chris i tata już spali. Zakradłam się na placach do swojego pokoju. Otworzyłam na oścież okno, bo panował tu straszny zaduch. Wzięłam szybko prysznic i położyłam się spać.  
Następne dni mijały mi bardzo szybko. Spotykałam się z osobami poznanymi na plaży. Coraz lepiej widziałam przyszłość tutaj. Przeprosiłam nawet tatę za swoje wcześniejsze zachowanie, no ale cóż, wszystko co dobre kiedyś się kończy.  
Pierwszy dzień szkoły. Najgorszy z możliwych dni w roku, może prócz walentynek, których nienawidzę.  
Ubrałam się i zeszłam na dół do kuchni. Spotkałam tam tatę, który próbował coś zrobić, co chyba miało być omletem. Podeszłam do niego i wyjęłam mu patelnię z rąk, wzdychając przy tym głośno.
- Dziękuję. – powiedział, ściągając z siebie fartuch.
Tata był po czterdziestce. Był przystojnym mężczyzną. Miał duże, piwne oczy. Gęste blond włosy z nielicznymi siwymi pasemkami. Był dobrym człowiekiem, zawsze roześmianym i pełnym dobrych myśli. Dopiero po śmierci mamy stał się bardziej ponury.  
Pracował jako architekt. Znalazł wczoraj nową pracę i dzisiaj zbierał się do niej.
- Co ty byś beze mnie zrobił. – zaśmiałam się, rzucając w niego ścierką i zajmując się śniadaniem.
Gdy nakrywałam do stołu, zszedł Chris. Ubrany był po swojemu w długie spodnie moro, czarne trampki i koszulkę z logiem zespołu. W tym przypadku z Iron Maiden.  
- Cześć wszystkim. – odparł zaspany i od razu zabrał się do jedzenia.  
- Podwieziesz mnie do szkoły. – zapytałam się brata między kęsami.
- Dobra, ale musisz teraz ruszyć dupę, bo nie chcę się spóźnić na pierwszy dzień wykładów.  
- Ja już jestem gotowa, tylko wezmę torbę.
- Ej! – krzyknął za mną tata. - A ja czym mam jechać do pracy?
- Autobusem. – wykrzyknęliśmy chórem z Chrisem.


Cdn.


Całuski ~ C

Clary

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1493 słów i 8090 znaków.

2 komentarze

 
  • Zakochanawariatka

    Straaasznie mi się podoba :)

    26 lut 2014

  • LittleScarlet

    No ładnie, ale to 'pomimo' wciąż jest problemem ;D

    25 lut 2014