Powiem tyle, że strasznie boli mnie tyłek, ale to nic. Daje inne opowiadanie. Dimidium będzie kontynuowane, lecz muszę chwilę odpocząć od wampirów, demonów itp. Ogólnie od wszystkich nadnaturalnych rzeczy.
Tytuł może się zmienić, nie wiedziałam jaki dać, więc wzięłam to co mi przyszło do głowy. To opowiadanie od dawna siedziało mi w głowie, piszę też jeszcze coś innego. Ogółem mam masę pomysłów. Dimidium będzie w swoim czasie i będę dodawać dłuższe części, ale to będziecie musieli trochę dłużej czekać.
Z góry przepraszam za błędy i życzę miłego czytania.
Rozdział I
Siedziałam na tylnym siedzeniu samochodu, pogrążona w rytmach ostrej muzyki. Na moich kolanach w koszyczku siedział rudy kocur o słodkim imieniu Lucyfer. Tata non stop coś do mnie mówił, ale nawet nie chciałam go słuchać. Byłam pogrążona w swojej złości. Od dawna nikt mnie tak nie zdenerwował. Przeprowadzałam się! Nie było w tym żadnego sensu. Na nic były moje prośby i błagania.
"Przeprowadzka wszystkim nam dobrze zrobi, Rose”.
Gówno prawda. Wszyscy są wściekli. Ja, mój brat. Nawet mój kot wydaję się być jakiś ponury.
Do tej pory mieszkaliśmy w Bostonie w wielkim wieżowcu w samym centrum miasta. Było mi tam naprawdę dobrze. Miałam tam przyjaciół, chłopaka. Wszystko tam zostawiłam. Łącznie z mamą.
Zginęła w wypadku samochodowym rok temu. Myślę, że dlatego ojciec chciał się wyprowadzić z tego miasta. Związane było z nim za dużo wspomnień na jej temat. Jednak mi to nie przeszkadzało. Po mimo tego, że widziałam ją wszędzie. W parku, w domu, w naszej ulubionej kawiarni. Sprawiało mi to tylko radość, ponieważ czułam, że jest tam gdzieś obok i mnie obserwuje.
Teraz pozostały mi po niej tylko wspomnienia i zdjęcia. Za to nienawidziłam taty. Za to, że oderwał mnie od mojego beztroskiego życia i za zostawienie mamy. Kto teraz będzie kładł kwiaty na jej grobie?
Zamknęłam oczy, czując pod powiekami gromadzące się łzy. Nie chciałam teraz wszystkiego sobie przypominać. Miałam dość płaczu.
Jadę w nowe miejsce. Muszę być silna.
Przeprowadzaliśmy się do Atlantic City. Mieszkała tam kiedyś nasza rodzina i zostawiła nam w spadku dom. Tata najwidoczniej chciał teraz to wykorzystać.
Otworzyłam oczy, gdy samochód zatrzymał się na miejscu. Przede mną ukazało się całkiem spore mieszkanie z dużym gankiem na który prowadziły drewniane schody. Dom był cały z białego drewna. Widać było na nim ślady czasu. Jednak wciąż posiadał niewątpliwy urok. Znajdował się on na obrzeżach miasta. Nie słychać tu było takiego szumu samochodów. Było tu wręcz cicho.
Wyskoczyłam z samochodu z Lucyferem na rękach. Tata i Christopher rozglądali się po okolicy. Podążyłam za ich przykładam.
Obok nas ciągnęła się ulica z licznymi domami, dostrzegłam tu także supermarket. Za naszym domem natomiast był ogród, a dalej kolejne ulice z domami. W oddali dostrzegłam majaczące wysokie budynki wieżowców. Na piechotę szybko do centrum nie dojdę. Tata widząc moją minę, pokazał palcem na przystanek autobusowy i uśmiechnął się wrednie.
Super.
Nadal nie odezwałam się do ojca słowem, chociaż ten wesoło gawędził z moim bratem. Ten był bardziej chętny do przeprowadzki z powodu swoich studiów. Miał tu dobrą uczelnię na której chciał studiować po zakończeniu wakacji.
Wyjęłam swoje walizki z bagażnika. Meble przyjechały dzień wcześniej i już czekały na uporządkowanie.
Tata właśnie otwierał drzwi domu. Weszłam za nim. Razem z Chrisem zaczęliśmy się rozglądać. Weszliśmy na górę w poszukiwaniu pokoi. Mój brat wybrał sobie duży pokój z jednym oknem i zielonymi ścianami. Ja za to dostałam pomieszczenie z dwoma oknami jedno wychodziło na ogród, drugie na sąsiednie domostwo. Ściany były różowe co bardzo mi przeszkadzało. Musiałam je przemalować na inny kolor. Jednak nie to teraz chodziło mi po głowie. Musiałam się stąd wyrwać, więc przebrałam się w czarne spodenki, czarne wysokie trampki i luźną biała bluzkę i wyszłam z domu, rzucając tylko szybkie wychodzę, nie czekając na odpowiedź. Mogą dzwonić jak czegoś by chcieli. Wsunęłam na nos okulary przeciwsłoneczne i poszłam na przystanek. Zobaczyłam, że autobusy często jeżdżą do centrum, więc czekałam zaledwie parę minut gdy zobaczyłam nadjeżdżający pojazd. Wsiadłam i poszukałam wolnego miejsca. Na samym końcu ujrzałam grupkę chłopaków, śmiejących się non stop z czegoś. Usiadłam dwa siedzenia przed nimi i włożyłam słuchawki do uszu. Wiedziałam, że obserwowali mnie jak siadałam.
Na mój skromny gust, byłam całkiem zwyczajna. Brązowe lekko falowane włosy do połowy pleców. Mały biust i tyłek. Długie nogi. To co lubiłam w sobie najbardziej to duże błękitne oczy otoczone gęstymi rzęsami. Nie za duże, ale pełne usta i nieco za długi nos. Miałam też małe dołeczki w policzkach. Widać było je tylko wtedy, kiedy się uśmiechałam. Wszyscy uważali, że są słodkie, ale dla mnie były okropne. Nie lubiłam być słodka. To nie dla mnie.
Po chwili poczułam jak ktoś się obok mnie dosiada. Obejrzałam się na przybysza i zobaczyłam chłopaka mniej więcej w swoim wieku. Był nawet ładny, ale zdecydowanie nie w moim typie.
- Masz jakiś problem? – zapytałam nieuprzejmie.
Popatrzył się na mnie zmieszany i wyjąkał.
- Nie ja tylko. Chciałem…
- Jakoś nie obchodzi mnie co chciałeś. – odparłam, po czym dodałam słodko. – Przepraszam, to miejsce jest zajęte.
Najwidoczniej go zniechęciłam, bo z ponurą miną wrócił do towarzyszy, którzy śmiali się z jego popisów na całe gardło.
Reszta drogi minęła mi bez komplikacji. Do centrum jechało się dobre czterdzieści minut. W tym czasie zdążyłam przesłuchać większą część albumu Metallicki.
Wychodząc z autobusu czułam na sobie spojrzenia chłopaków z tyłu. Na moje nieszczęście wysiadali w tym samym czasie. Nie zważając na nic poszłam w kierunku parku. Pospacerowałam trochę i zaczęłam kierować się w kierunku sklepu. Wzięłam z półki wodę i udałam się do kasy.
- Jeszcze paczkę Black Devili. – poprosiłam sprzedawczynię. Ta spojrzała się na mnie i wypaliła.
- Dowód poproszę.
Z portfela wyjęłam fałszywy dowód. Wyrobiłam go zeszłego lata. Teraz co prawda brakowało mi zaledwie czterech miesięcy do pełnoletniości, ale dowód i tak musiałam mieć.
- Proszę bardzo. – pokazałam go ekspedientce, a ona popatrzyła się na niego podejrzanie, ale podała mi to o co prosiłam.
Zapłaciłam i wyszłam szukając jakiegoś ustronnego miejsca. Nogi pokierowały mnie w głąb ciemnej uliczki. Tak to było raczej głupie z mojej strony w nieznanym mieście, ale musiałam się trochę "dotlenić”
Gdy miałam odpalić papierosa moja komórka zaczęła dzwonić. Spojrzałam na wyświetlacz – Chris. Odebrałam.
- Rose, gdzie jesteś? Zaczyna się robić ciemno. Tata się martwi. Czemu tak nagle wyszłaś?
Westchnęłam przeciągle.
- Musiałam się uspokoić. Spokojnie Chris, poradzę sobie. Jestem już dużą dziewczynką.
- I właśnie to mnie martwi.
- Do zobaczenia w domu. – rzuciłam po czym rozłączyłam się.
Wreszcie w spokoju odpaliłam papierosa i zaciągnęłam się mocno. Zaczęłam rozmyślać nad moim życiem tutaj. W nowym mieście z nowymi ludźmi. Nie byłam raczej towarzyską osobą. Należałam do tych ludzi którzy nie potrafią zawierać nowym znajomości. Do póki ktoś sam do mnie nie podejdzie to z mojej strony nie może niczego oczekiwać. Tak, może i miałam ciężki charakter, ale jakoś w Bostonie wszystko wychodziło mi wspaniale. Ludzie sami do mnie lgnęli, żeby się ze mną zaprzyjaźnić. Mogę to tylko zawdzięczać mojemu bratu. Przystojny gitarzysta zespołu. Oczywiście tylko miejscowego, ale jednak to coś.
Teraz będzie miał pewne trudności z dotarciem na próby- pomyślałam z przekąsem.
Po mimo tych większości nieszczerych przyjaźni znalazłam osoby na których mi zależało. Wszystko poszło na marne. Zastawiłam kumpele, chłopaka, mój kochany dom…
Ostatni raz zaciągnęłam się "szlugiem” i wyszłam z ciemnej alejki i … o mało nie zostałam przejechana.
Czarny motor przemknął tak blisko mnie, że odskoczyłam do tyłu czym powaliłam sama siebie na ziemie. Kierowca przystanął na chwilę i popatrzył czy nic mi nie jest, nawet nie zsiadając z pojazdu.
- Kurwa, mogłeś mnie przejechać! – wrzasnęłam do niego.
Ten na to tylko się zaśmiał, nie ściągając kasku.
- Może chociaż przeprosisz. – warknęłam do niego, otrzepując swój tyłek.
Tego co zrobił zdecydowanie się nie spodziewałam. Tak dokładnie to nie wiem czego się spodziewałam, ale na pewno nie tego, że wystawi w moim kierunku środkowy palec i odjedzie z piskiem opon.
Mocno wkurzona wracałam na przystanek, mrucząc pod nosem wyzwiska na temat nieznajomego.
Siedząc już w autobusie ogarnęły mnie ponure myśli. Został jeszcze niecały tydzień do zakończenia wakacji. Że tata musiał mi zrobić takiego psikusa akurat w ostatniej klasie liceum. Na całe szczęście ojciec złożył już papiery do jednej z publicznych szkół w tym mieście, więc nie musiałam się przynajmniej tym już zamartwiać.
Wysiadłam z autobusu i udałam się w stronę domu. Gdy wchodziłam, było już zupełnie ciemno. Tata z Chrisem siedzieli na wniesionej sofie przed telewizorem i oglądali mecz.
- O, Rose! Chodź, przyłącz się do nas. – poklepał miejsce obok siebie.
- Nie mam ochoty. – mruknęłam i poszłam po schodach na górę.- Czy mam łóżko w swoim pokoju? – krzyknęłam jeszcze.
- Tak, jutro pownosimy resztę.
Weszłam do pomieszczenia. Oprócz legowiska było tu tylko posłanie dla mojego kota, który najwidoczniej gdzieś wybył. Podeszłam do okna, wyglądając na zewnątrz. Widziałam gwiazdy. Pierwszy raz od bardzo dawna. Od kiedy mama zabierała nas nad jezioro. W dużym mieście prze zanieczyszczenia i powłokę świetlną nie miałam szans ich zobaczyć. Tutaj było spokojniej. Moje rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi. Po chwili do środka wszedł mój brat.
- Rose, ja też nie jestem zadowolony z tego, że tu jesteśmy. Nie wiem co teraz zrobię z zespołem, też miałem przyjaciół. Jedyne co tu będę miał to lepsze studia. Jednak boli mnie to, że robisz taką przykrość tacie. Nie zasłużył na to. – wygłosił tą mowę, siadając na moim łóżku.
Zajęłam miejsce obok niego.
- Wiem Chris, ale to takie trudne dla mnie. Dobrze wiesz, że nie jestem komunikatywną osobą w przeciwieństwie do ciebie.
Popatrzyłam na niego. Zawsze umiał ze mną porozmawiać. Zawsze wiedział co mnie trapi. Często się kłóciliśmy o byle głupoty, ale jednak wiedziałam, że mogę na niego liczyć.
Był ode mnie starszy o 3 lata. Miał brązowe, kręcone loczki do szyi. Niebieskie oczy i lekko orli nos. Nie należał do najwyższych czym często się zadręczał, ale był bardzo dobrze zbudowany. Wiele moich koleżanek się w nim podkochiwało. No tak nie dość, że przystojny to jeszcze wirtuoz gitary.
- Co teraz zrobisz z zespołem?
- Szczerze nie mam pojęcia. Może będę dojeżdżał. Albo znajdę coś w tym mieście. Wszystko się okaże. – wstał z miejsca i poszedł w stronę drzwi. – Dobranoc Rose. – uśmiechnął się jeszcze i wyszedł.
Wygrzebałam z nie rozpakowanej walizki t-shirt, włożyłam słuchawki do uszu i poszłam spać. Myślałam, że nie uda mi się zasnąć, jednak po paru minutach znalazłam się w objęciach Morfeusza.
Całuski ~ C
8 komentarzy
Malolata1
Dooobre.
Zakochanawariatka
Genialne, jak to czytam to mam wrażenie jak bym czytała prawdziwą książkę
:)
Kiedy cos dodasz?
...
Daj kolejna!!
Maddy
W przeciwieństwie do Dimidium to opowiadanie bardzo mi się podoba. Liczę na kontynuację. Powodzenia w dalszym pisaniu
Clary
Oj będzie cieżko z tym dzisiaj Ale moze jutro. Chcę pisać dłuższe części, a to wymaga więcej czasu. Tak, żyję! Następnym razem będę uważać na to pomimo
L.
Dodaj kolejna czesc dzisiaj!
LittleScarlet
A jednak żyje! I w dodatku wraca z nowym tekstem. To mi się podoba! ;3 Niezwykle ciekawa zapowiedź, tylko drobna uwaga kosmetyczna "pomimo" nie "po mimo".