Miłość pod choinką: Wieczór zapoznawczy (1/22)

Christian podszedł do recepcji niespiesznym, spokojnym krokiem. Ładna, wysoka dziewczyna pracująca na kasie uśmiechnęła się do niego ciepło. Dobrze go znała. Być może dlatego, że co roku pojawiał się tu dokładnie tego samego dnia, w dokładnie tym samym celu, być może jednak z zupełnie innego powodu. Niemniej szybko spisała jego dane osobowe, większość notując z pamięci, podała mu numerek i poprosiła o przygotowanie się do jazdy. Tej zimy wylosował szóstkę i miał nadzieję, że okaże się to szczęśliwym trafem. Uśmiechając się smutno, przypiął ją sobie po prawej stronie na piersi.
Wrócił do zaklepanej ławki, zsunął plecak i wygrzebał ze środka buty łyżwiarskie. Dla tych, którzy nie mieli sprzętu, w budynku stała wypożyczalnia, gdzie – za niewielką opłatą – mogli sobie go sprawić na godzinę lub więcej, zależnie od tego, ile czasu zamierzali przeznaczyć na zabawę. Christiana to jednak nie dotyczyło. Bywał w lokalu wystarczająco często, że zdążył kupić własne wyposażenie. Nic powyżej standardów, nigdy nie przepadał za przepychem. Byle spełniało zadanie i wyglądało w miarę znośnie.
Dzisiaj był wyjątkowy dzień. Jak co roku organizowano bowiem wieczorek zapoznawczy na lodowisku przeznaczony dla osób, które miały problem ze znalezieniem swojej drugiej połówki. Samotnicy schodzili się tutaj, podawali podstawowe informacje o sobie przy kasie, po czym otrzymywali numerek. Następnie zakładali łyżwy, czekali, aż bramki zostaną otwarte i wjeżdżali na taflę, szukając wzrokiem kobiety albo mężczyzny z taką samą liczbą przypiętą do tułowia. Gdy tylko znajdowali, łączyli się w parę i spędzali resztę wieczoru wspólnie, sunąc po lodzie albo przesiadując przy gorącej czekoladzie przy okolicznych stolikach. Przynajmniej zazwyczaj. Choć zasady dobrego wychowania radziły, żeby bez względu na cudzy wygląd spędzić z kimś najmniej kilkanaście pierwszych minut, nie wszyscy w pełni je respektowali. Niektórym zdarzało się uciec chwilę po rozpoczęciu pierwszej fazy zabawy.
Kiedy skończył zakładać buty, skupił się na obejrzeniu ludzi zebranych na dzisiejszy wieczór zapoznawczy. Ich wygląd wpisywał się w schemat, który zdążył ułożyć sobie w głowie na podstawie dotychczasowych doświadczeń. Ludzi brzydkich się tu raczej nie widywało, co ciekawe przeciętniacy także stanowili mniejszość. Oczywiście, to nie znaczyło, że lodowisko wypełniali modele i modelki. Po prostu większą część przybyłych dało się określić słowem – okej. Nie były to osoby z defektami genetycznymi, lecz nieśmiali, cisi, zamknięci w sobie. Czasami pechowcy, jak na przykład on sam.
Z wyglądu nie prezentował się źle. Średniego wzrostu, krótko obcięty blondyn. Zadbana fryzura, regularnie myta. Ubrania nie z najwyższej półki, ale dopasowane i czyste. Na siłownię nie uczęszczał, więc nie mógł się pochwalić muskulaturą, jednak miał wystarczająco dobrą sylwetkę, żeby nie stanowiło to problemu. O zęby także dbał, toteż oddechem nie zabijał, a kolorem nie psuł wzroku. Przeciętny mężczyzna, można by rzec. Jedynym elementem wyglądu, jaki rzeczywiście wzbudzał zainteresowanie u płci przeciwnej, były jego oczy. Wielkie, piwne oczy, jednocześnie ciepłe i wnikliwe. Czasami kobiety zwracały mu o nie uwagę, przekonane, że zagląda im do duszy. Jeśli rzeczywiście tak robił, to musiał być ślepy niczym kret.
A nawet jeżeli nie, to na pewno miał niesamowitego pecha. W przyszłym roku będzie świętował trzydzieste urodziny, a jak dotąd zaliczył już siedem takich wieczorów zapoznawczych, z czego każdy zakończył się klapą. Nie wszystkie od razu, większość najpierw rozwinęła odpowiednią prędkość, żeby zderzenie z przeszkodą okazało się jeszcze bardziej bolesne, ale prędzej czy później skalny blok stawał mu na drodze. Powodów niepowodzenia tych krótkich związków było tak wiele, że to nie jakaś konkretna cecha stanowiła tu problem, dlatego postanowił tłumaczyć się właśnie brakiem szczęścia. Zwalanie winy na czynniki zewnętrzne zawsze mniej boli.
Bramki rozsunęły się, pozwalając uczestnikom zabawy wjechać na lodowisko. Christian westchnął ciężko, podniósł się z ławki i podszedł do wejścia, po czym odepchnął się od barierek. Przez dłuższy czas błądził wzrokiem po okolicy, szukając swojej dzisiejszej drugiej połówki, co nie było takie proste w natłoku ludzi kręcących się wkoło z tego samego powodu. W końcu jednak jego oczy natrafiły na wielką, czarną szóstkę na papierowym tle. Chwilę później podniósł je nieco wyżej, by obejrzeć twarz kobiety.
Pierwszą rzeczą, na którą zwrócił uwagę, były włosy. Nienaturalnie wręcz proste, błyszczące, długie, brązowe włosy, prześliczne wręcz. Niespiesznie prześlizgnął się po nich spojrzeniem, obawiając się, że reszta nie będzie już tak ładna. Jednak kiedy dostrzegł jej oczy, źrenice rozszerzyły mu się jeszcze bardziej. Miały identyczny odcień jak jego, taką samą wielkość, nawet wpatrywały się w niego z podobną intensywnością. Dosłownie jakby ktoś wziął Christiana pod chirurgiczny scyzoryk i postanowił przekazać te organy innej osobie.
Kiedy podjechała bliżej, okazało się, że twarz również ma całkiem ładną. Niektórzy powiedzieliby, że tylko ładną, ale mężczyzna widział w niej coś więcej. W połączeniu z oczami zdawała się przemawiać, prosić o czułość. Była tak niewinna, że zauroczyła Christiana w jednej chwili. Co prawda, gdy nogi jej się poplątały i prawie runęła na taflę lodu, w ostatnim momencie uratowana przez ramiona partnera, czar nieco prysł, jednak wciąż sprawiała dobre wrażenie.
- Spokojnie – powiedział, śmiejąc się. Dziewczyna próbowała z powrotem stanąć na nogach, wspomagana jego rękami. – Trzeba uważać, bo na lodowiskach bywa całkiem ślisko.
- Wybacz – mruknęła, rumieniąc się. – Nieczęsto zdarza mi się jeździć na łyżwach. Właściwie to mój drugi raz.
- Na początku spróbuj ustać w miejscu. Potem z pewnością coś wykombinujemy.
Wzięła głęboki wdech i cofnęła nogę do tyłu, po czym odbiła się od jego rąk do pozycji stojącej. Po chwili pełnej napięcia okazało się, że tym razem zdoła utrzymać równowagę, więc z ulgą wypuściła powietrze z płuc i znowu uśmiechnęła się do Christiana, tym razem bez rumieńca.
- Złap mnie pod rękę – poradził mężczyzna, podsuwając swoje ramię. – Dzięki temu unikniemy dalszych upadków.
Nieśmiało chwyciła go za łokieć i po chwili sunęli już ociężale po lodzie, dołączając do kręcącego się kółka. Musiał przyznać, że ze wszystkich kobiet, jakie do tej pory trafiły mu się na wieczorze zapoznawczym, była zdecydowanie najmniej uzdolnioną łyżwiarką, ale wcale a wcale nie stanowiło to w jej przypadku problemu. Nadrabiała innymi zaletami. Nawet stosunkowo przestarzała odzież, którą nosiła, wydawała się urocza. Chociaż obcisłe jeansy prawdopodobnie przeżyły już nie jedno szycie.
- Nie przedstawiliśmy się sobie – zauważył. – Jestem Christian, a ty?
- Rose. Jak róża. Rodzice pewnie nadali mi to imię ze złośliwości, kiedy tylko spostrzegli, jak czerwone stać się potrafią moje policzki – stwierdziła zgryźliwie.
- Nie znam żadnego kwiatu, który po tylu latach wciąż wyglądałby pięknie. – Podobno nie powinno się komplementować kobiet przed tym, jak poznało się je bliżej, ale Christian nie postępował w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem. Poza tym ta wydawała się na tyle speszona całą sytuacją, że lepiej było dodać jej pewności siebie.
- Nie jestem jedyną różą na naszej ogromnej, zielonej łące. Może po prostu słabo szukasz.
- Może. Za to w tej chwili jesteś różą ślizgającą się po lodzie, a tego z pewnością nigdy nie widziałem.
- Poprawka. – Uniosła jeden palec do góry. – Jestem różą próbującą ślizgać się po lodzie.
Jakby na potwierdzenie tych słów, łyżwy przesunęły się zdecydowanie zbyt daleko do przodu i straciwszy równowagę, niemalże upadła, gdyby Christian nie przytrzymał jej w odpowiednim momencie. Zaklęła siarczyście pod nosem.
- Na Boga, co mnie podkusiło, żeby przyjść na lodowisko?
- Mam nadzieję, że tych kilka potknięć nie wpłynie na twoje wspomnienia co do dzisiejszej nocy.
Zastanowiła się chwilę nad jego słowami, po czym poczęstowała go nieśmiałym uśmiechem.
- Nie, skądże… Przynajmniej trafiłam na partnera, który wie, kiedy chwycić mnie pod ramię, żebym nie wróciła do domu z fioletową plamą na twarzy.
Patrzyli tak na siebie przez chwilę, obdarowując się nawzajem delikatnymi uniesieniami warg. Może tym razem dopisało mu szczęście?
- Wygląda na to, że tutaj nie czujesz się zbyt pewnie – powiedział powoli, ostrożnie badając jej reakcje, w obawie że urazi kobietę. – Może usiądziemy przy stoliku?
Pokiwała zgodnie głową.
- Tak, to dobry pomysł. Tam będzie zdecydowanie bezpieczniej. Dla nas i wszystkich innych.
Zaśmiał się cicho, po czym wspólnie wycofali się w stronę bramki. Zdjęcie butów zajęło dłuższą chwilę, głównie dla Rose. Walczyła kilkadziesiąt sekund z wiązaniami, aż w końcu poddała się i poprosiła Christiana o pomoc. Mężczyzna, nie dając się długo prosić, czym prędzej przystąpił do działania i musiał przyznać, że jeszcze nigdy nie poszło mu to tak sprawnie, a zarazem delikatnie. Powinien robić to częściej. Kandydatki też mogłyby pojawiać się częściej.
Znalezienie stolika o tej porze nie stanowiło żadnego problemu. Większość par kręciła się jeszcze na lodowym parkiecie, a do tej części budynku zejdą później, nierzadko traktując ją jako przystawkę przed następnym w kolejności spotkaniem w czyimś domu. Christian nazywał takich ludzi przygodowcami. Przychodzili na wieczór zapoznawczy tylko po to, żeby za pomocą sprawnie poprowadzonego dialogu i niewerbalnych sygnałów zaciągnąć drugą połówkę do łóżka. A to, że on sam też skończył w ten sposób raz czy dwa, nikogo nie usprawiedliwiało. Ani ich, ani jego.
Stoliki umieszczono w dużym, zadaszonym pomieszczeniu otoczonym nie ścianami, lecz oknami, by przebywające wewnątrz pary mogły obserwować Księżyc, niebo, krajobraz albo lodowisko, zależnie od natężenia namiętności buzującej w ich żyłach. Zazwyczaj sala funkcjonowała jako kawiarnia dla osób zmęczonych jazdą, ale dzisiaj można było tu zakupić także wieczorne posiłki oraz drinki na modłę lokalnych klubów tanecznych. W końcu to jedyna taka noc w roku. Oczywiście, ludzie pijący alkohol nie powinni już wracać na parkiet, jednak zazwyczaj przymykano na to oko, jeśli nie dochodziło do incydentów.
Zajęli miejsce przy jednym ze stolików położonych tuż przy oknach, uprzednio zdjąwszy kurtki. Było wyjątkowo urokliwe i rzadko kiedy Christian nie wybierał właśnie jego. Na tyle rzadko, że służba zaczęła nawet stawiać tam tabliczkę z napisem "rezerwacja”, chociaż nigdy się o to nie prosił.
- Chcesz coś do picia? – zapytał Rose.
- Chętnie bym się czegoś napiła, ale nie wzięłam więcej pieniędzy, dlatego jestem zmuszona odmówić. – Znowu ten nieśmiały uśmiech, który mącił mu w głowie.
- Nie lubisz gorącej czekolady?
- Oczywiście, że lubię! Już mówiłam, że po prostu nie mam czym…
Jednak kiedy do stolika podeszła kelnerka, chcąc spisać zamówienie, nie zastanawiał się nawet przez chwilę.
- Poproszę dwie gorące czekolady – powiedział z uśmiechem.
Pracownica zapisała to na kartce, odwzajemniła uśmiech i odeszła, by przekazać zamówienie zapleczu.
- Przecież powiedziałam…
- Tak, powiedziałaś, a ja słyszałem to bardzo dobrze – odparł. – Jednak mój portfel jest dziś wystarczająco wypchany, żeby stanowić ogromny ciężar dla kieszeni spodni. Robię to dla własnego bezpieczeństwa. Chyba nie zamierzasz mi go odmawiać, prawda?
Zmrużyła oczy i zmierzyła go spojrzeniem, ale po chwili roześmiała się cicho.
- Uparty jesteś. Niech ci będzie.
- Spokojnie, zapewniam, że to nie najgorsza z moich wad. – Pokiwał głową z powagą.
Tym razem roześmiała się głośniej, ponownie wywołując rumieniec na swojej twarzy, który natychmiast ukryła w dłoniach.
- Nienawidzę tego. Na szczęście nie jest to nienawiść nieodwzajemniona. Gdyby ciało było po mojej stronie, nigdy by mi tego nie zrobiło.
- Kto się czubi, ten się lubi.
- Czy to znaczy, że mam osobowość narcystyczną?
- A masz? – upewnił się.
Przechyliła głowę, by przyjrzeć się swojemu odbiciu w oknie, przy okazji poprawiając włosy.
- Skądże.
Tym razem to on szczerze się roześmiał. Nie mógł się na nią napatrzeć. Była taka ciepła. Nie w prymitywnym znaczeniu słowa, odnoszącym się do fizyczności, lecz w tym metaforycznym. Sprawiała, że chciało mu się wykrzywiać usta w uśmiechu przez cały czas. Kiedy siedziała przed nim, rumieniąc się, rzeczywiście wyglądała, jak piękna róża rodem z ogrodu botanicznego, której nigdy w życiu nie wyrwałby z ziemi, żeby nie psuć jej uroku.
Tymczasem kelnerka wróciła do ich stolika, niosąc tackę z dwoma filiżankami napoju. Jak co roku, i tym razem Christian ostrzegł swoją partnerkę przed tym, że gorąca czekolada w istocie była gorąca. Raz zdarzyło mu się o tym zapomnieć i gadatliwa towarzyszka omalże nie wylała jej na siebie, gdy – zajęta wypluwaniem kolejnych słów – zapomniała o tym, żeby najpierw sprawdzić temperaturę delikatnym zanurzeniem warg.
- Czym się zajmujesz? – zapytał Christian, chcąc przerwać niezręczną ciszę. Gdzieś wyczytał, że takie pytanie nie powinno paść z ust mężczyzny, bo w końcu kobiety to przede wszystkim gospodynie, a utrzymanie należało do zadań brzydkiej płci. Jednak po przepuszczeniu zdania przez swój światopogląd doszedł do wniosku, że brak pracy w wieku kilkudziesięciu lat jest oznaką pasożytnictwa, a nie konserwatyzmu.
Uśmiechnęła się delikatnie, jak to miała w zwyczaju, choć tym razem uśmiech wydawał się nawet zbyt… delikatny.
- Pracuję w szkole – odpowiedziała zwięźle i pociągnęła łyk ze swojej filiżanki. Christian myślał, że pociągnie temat, ale nie zrobiła tego. Jeszcze raz zanurzyła wargi w naczyniu, po czym tym razem ona zadała mu pytanie: - Masz dzieci?
Nieco zbiła go z tropu… Chociaż nie, nieco to za słabe słowo. Był pewien, że wyglądał w tej chwili bardzo głupio, gapiąc się na nią zdziwiony, więc czym prędzej zamarkował to upiciem gorącej czekolady. Niestety, pociągnął jej zdecydowanie za dużo, bo aż zapiekła go w gardle. Dlatego z ust, zamiast odpowiedzi, wydobył się suchy kaszel, za który – gdy tylko odzyskał oddech – szybko przeprosił.
- Nie, oczywiście, że nie. – Dlaczego był taki zdenerwowany? Powinien zachować większy spokój. – Nigdy nie byłem nawet żonaty.
- Hmm – mruknęła niejednoznacznie Rose i spuściła wzrok. Niemalże bezwiednie podnosiła filiżankę do warg raz za razem.
Christian spróbował ją jeszcze zagadnąć, ale odpowiadała mu półsłówkami. Czuł się coraz bardziej niezręcznie. Nie trzeba było być psychologiem, żeby zauważyć, że kobieta odleciała gdzieś myślami i zostawiła tu tylko swoje ciało. W końcu mężczyzna zaprzestał prób wznowienia dialogu i skupił się wyłącznie na gorącej czekoladzie. Przynajmniej smakowała równie dobrze jak zawsze.
W pewnym momencie Rose wzdrygnęła się i gwałtownie rozsunęła zamek torebki, w pośpiechu wygrzebując stamtąd komórkę. Jej sprawdzenie nie zajęło kobiecie więcej niż kilka kliknięć, które zwieńczyła ponownym wrzuceniem telefonu do środka. Następnie zerwała się z miejsca, przeprosiła Christiana i niemalże biegiem wyszła z pomieszczenia.
- Ale… - zająknął się mężczyzna, podążając za nią wzrokiem. – Gorąca czekolada…
Opuścił głowę i westchnął ciężko. Przez dłuższą chwilę pogrążył się w dołujących rozmyśleniach. W końcu pewnie chwycił filiżankę w dłoń, przyłożył brzeg do ust i nie zważając na temperaturę, dopił napój do końca. Kiedy naczynie było puste, odłożył je na miejsce, wyciągnął z portfela pieniądze, uwzględniając solidny napiwek dla kelnerki i zostawił banknot na stoliku. Wyszedł z kawiarni powolnym krokiem, po drodze zgarniając kurtkę i torbę na buty. Starał się nie zwracać uwagi na rozszczebiotane pary, mijające go w drodze do ciepłej salki restauracyjnej. Dla niektórych noc dopiero się zaczyna, ale dla niego właśnie się skończyła.
Bywały gorsze i lepsze wieczory zapoznawcze. Czasami spotkania ciągnęły się nawet kilka miesięcy. Czasami kontakt urywał się po tygodniu. Jednak nigdy nie zdarzyło mu się, żeby znajomość znalazła swój koniec tego samego dnia, w którym doszło do pierwszej rozmowy. Powodziło mu się coraz lepiej. Christian, szaleńcze, bijesz kolejne rekordy.
Mijał recepcję zrezygnowany i zmęczony. Marzył tylko o tym, żeby wrócić do mieszkania, położyć się na łóżku i przespać następny tydzień. A kiedy znajdował się tuż przy wyjściu i swobodne opuszczenie budynku przerwała recepcjonistka słowami: "Panie Underwood! Proszę zaczekać!”, prawie się zdenerwował. Prawie. W gruncie rzeczy był zbyt spokojnym człowiekiem, żeby pozwolić sobie na napad złości z tak błahego powodu.
Tak więc wrócił się do informacji z uśmiechem na twarzy.
- Pańska partnerka zostawiła swoje dane osobowe – powiedziała, podając zdziwionemu Christianowi arkusz. – Wesołych świąt!
Wymamrotał coś na modłę życzeń świątecznych, myślami skupiając się tylko na otrzymanej kartce papieru. Imię, nazwisko, data urodzenia, adres i numer telefonu. Wszystkie informacje niezbędne do dalszego kontynuowania znajomości. Sztuczny uśmiech został zastąpiony szczerym. Odwrócił się na pięcie i niemalże tanecznym krokiem wyszedł na zewnątrz. Niezależnie od powodu, dla którego musiała opuścić go wcześniej, nie zrobiła tego, dlatego że wydawał jej się żałosny. W takim przypadku nigdy nie pozwoliłaby na przekazanie danych swojemu partnerowi. A to znaczyło, że miała nadzieję na spotkanie w przyszłości.
Christian, szaleńcze, bijesz kolejne rekordy.

Shooty

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 3221 słów i 18592 znaków.

4 komentarze

 
  • kik

    czekam z niecierpliwoscia na kolejne części. ; **

    26 gru 2014

  • Kik

    Rewelacyjne Czekam na kolejne część :)

    24 gru 2014

  • szynka xd

    Bardzo ciekawe xd dodaj nastepna czesc, prosze  :kiss:  pozdrawiam

    24 gru 2014

  • Nata;*

    Ciekawe, ciekawe;)Pisząc w tytule "1/22" twierdzę że masz już napisane kolejne części?:)I niedługo je dodasz;)

    22 gru 2014