Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

Miłość nie wybiera

Nie ma dnia w którym nie myślę o Tobie. Gdzie teraz jesteś, co robisz? Jak poukładało Ci się w życiu? Nie ma dnia bym nie rozpamiętywała tamtych zdarzeń i twoich zabłąkanych oczu. Mimo tego, że minęło już tak wiele lat, wciąż mam nadzieje. Co dnia przychodzę, przychodzimy nad rzekę, która była naszym miejscem wspomnieniem, gdy widzę oczy dziecka, widzę Ciebie. Nie rozumiem. Nie mam pojęcia co się z tobą stało? Czy odszedłeś celowo? czy przestraszyłeś się ojcostwa i zostawiłeś mnie i naszego syna? a może naprawdę miałeś jakiś wypadek i już nas nie pamiętasz? Kamilu  gdzie jesteś?  

- Mamo jestem głodny! - z rozmyśleń wyrwał mnie głos siedmioletniego syna. Odwróciłam się, chowając pod szafką stare listy, które pisałam tak, jak poleciła mi pani psycholog. Jednak nic nie pomagało.
- Już kochanie już idę Ci robić - rzekłam patrząc na uśmiechnięte oczy synka i po raz ostatni dzisiejszego wieczora spojrzała na stary, zniszczony karton, w którym trzymałam wszystkie, stare pamiątki po nieszczęśliwej miłości.  
- Gdzie jest Marek? - zapytałam uświadamiając sobie, że nawet nie zauważyłam kiedy chłopak opuścił mieszkanie. Wiedziałam, że cała ta sytuacja, wieczne wspomnienia bywały tak cholernie trudne dla mężczyzny, który zawsze musiał czuć się tym drugim, ale musiał zrozumieć i rozumiał.  
- Poszedł po bułki na śniadanie. Poprosiłbyś zrobiła jajecznicę - uśmiechnął się Jasiek. Nic nie odpowiedziałam. Zerknęłam na komórkę, ale nie miałam żadnej wiadomości, połączenia nic, co mogłoby pomóc zrozumieć mi to wszystko. Nie mogłam uwierzyć, naprawdę nie mogłam uwierzyć, że teraz tak nagle po siedmiu latach były nowe ślady, nowa szansa na odszukanie tego, którego wciąż tak bardzo kochałam. - Mamo co chciała od Ciebie policja? - zapytał zaskoczony, lekko przestraszony syn.  
- Nic kochanie, jedz - wyznałam cicho, nakładając mu na talerz porcję jajecznicy. W między czasie mężczyzna, z którym mieszkałam od kilku lat pojawił się w mieszkaniu z bułkami i świeżym chlebem. Spojrzał na mnie, ale nie zadawał pytań, rozumiał.  
- Muszę jechać do pracy - powiedział cicho, a ja ponownie zadrżałam. Za każdym razem, gdy wychodził z pracy umierałam. Umierałam też, gdy dzwonił telefon w środku nocy z informacją, że go potrzebują. - Kocham Cię mała - wyznał cicho i przepraszającym wzrokiem spojrzał na mnie, żegnając się z naszym synem. Tak Jasiek traktował go jako jedynego ojca, a ja nie chciałam by kiedykolwiek się to zmieniło. Tworzyliśmy szczęśliwą, kochającą rodzinę. I wszystko byłoby okej, gdyby nie te cholerne wiadomości od policjantów, gdyby nie jego odnalezienie.  
- Mamo pojedziemy po te buty? - usłyszałam rozradowany głos siedmiolatka, z tego wszystkiego całkowicie zapomniałam o tym, że obiecałam kupić mu nowe adidasy, bo te rozwalały mu się od grania w nogę.
- A zjadłeś? - spytałam zerkając na stół w kuchni. Po talerzu nie było śladu, a ja uśmiechnęłam się. - No to biegnij na górę, by się przebrać. Zaraz pojedziemy - obiecałam chłopcu i poszłam pozmywać naczynia. Po kilkunastu minutach syn stał koło mnie, a z każdym kolejnym dniem zadziwiało mnie uderzające podobieństwo do biologicznego ojca. Był niemal identyczny jak on. - Możemy jechać - zawołałam radosnym głosem, chociaż na samo wspomnienie tego, że za kilka godzin mam stanąć twarzą w twarz z mężczyzną, który kiedyś moim mniemaniu nas porzucił, moja beztroska i radość znikała. Bałam się. Czasem wolałabym się z nim po prostu nie spotkać, nie szukać go, nie odszukać, Czasem naprawdę wolałabym tak wiele. Pojechaliśmy do miasta.

Siedziałem na szpitalnym łóżku i patrzyłem w jeden punkt. Nie wiedziałem jak długo znajdowałem się w tym miejscu, gdzie byłem kiedyś, kim byłem. Chociaż nie, po prostu tak bardzo nie chciałem tego wiedzieć, chciałem, marzyłem o tym by wymazać ten okres z życia, bym wymazał ten życiorys. Chciałem mieć szansę, chciałem mieć szansę, nową, czystą kartkę, by rozpocząć wszystko na nowo, od zera. Jednak nie było tak. Pamiętałem, chociaż tak bardzo udawałem,że nie pamiętam, albo już nawet nie pamiętałem. Miałem mętlik, blokadę. Pamiętałem jakieś szczerbki, fragmenty. Ją. Jej radosne oczy, jej uśmiech, jej cichy, przyjemny głos. I ich. I pamiętałem ich, ich słowa, ich bezwzględne słowa. Czasem, po prostu czasem bywałem pod szkołą  syna, widywałem ich. Obserwowałem jak rośnie, czasem robili to inni ludzie, a ja patrzyłem na nich na zdjęciu, chroniłem ich.  
- Kamil to naprawdę Ty? - usłyszałem męski, radosny głos. Nie taki jak innych, ten był inny, szczery, naprawdę cieszył się,że mnie widzi,że żyję, chociaż tak bardzo chcieliby żeby było inaczej.
- Kim jesteś? Kim Ty jesteś? - wyznałem do najlepszego przyjaciela, widząc ból w jego oczach, ale musiałem. Po prostu musiałem grać, udawać, musiałem go zranić.  
- Byłem pewny,że to nie prawda. Miałem nadzieje,że coś pamiętasz - wyznał cicho. Pamiętałem, albo i nie pamiętałem? Gdzie ja podziewałem się przez ostatnie trzy lata? jak żyłem? tak bardzo chciałem sobie to wszystko przypomnieć,  nadaremnie. Ostatnie cholerne trzy lata wycięte z życiorysu.
- Monika już o wszystkim wie. Ma dziś przyjechać - powiedział cicho. Znów udałem,że nie wiem o kogo chodzi, byłem nerwowy, chciałem stąd wyjść, uniknąć tego.  
- Pacjent musi odpocząć - poinformowała pielęgniarka i przyjaciel wyszedł. Spodziewałem się jej wizyty, ale nie sądziłem,że nastąpi to tak szybko.

nieznaszmnie92

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1038 słów i 5703 znaków, zaktualizowała 21 gru 2016.

2 komentarze

 
  • radadu

    Fajny pomysł, ciekawa, podwójna narracja, ale sporo błędów językowych, co sprawia, że dość "niewygodnie" się to czyta... Choćby użycie słowa - wyznałem. Wyznaje się komuś, jakiś sekret, uczucia... ale nie do kogoś, a pytanie nie może być wyznaniem.

    30 gru 2016

  • kaaay

    Super! <3

    27 gru 2016