Lizzy 2

Zwiedzanie tego miejsca zajęło im ponad godzinę. Dom był ogromny, a Lizzy koniecznie chciała poznać każdy jego zakamarek. Został jeszcze ogród, ale tam poradzi sobie sama. Ponad trzydzieści pokoi i kilka łazienek na dwóch piętrach tworzyły niemałe wyzwanie. Zaklęła szpetnie w myślach, wiedząc, że szybko nie zapamięta położenia każdego z nich. A musiała się postarać, aby dobrze wiedzieć, gdzie czego szukać. Mogło zdarzyć się tak, że czas będzie jej największym wrogiem, a straci go sporo na błądzeniu. Nie podobało jej się to.  
- Słuchasz mnie?
Otrząsnęła się, gdy przyjaciółka położyła jej rękę na ramieniu.
- Przepraszam, zamyśliłam się. Możesz powtórzyć?
- Mówiłam, że tu jest  twój pokój. – Wskazała na białe drzwi.
- Dobrze.  
- To możliwie najbliżej mnie, jak prosiłaś mnie wcześniej. Jeśli chcesz mnie znaleźć, musisz iść tym korytarzem prosto i skręcić w prawo. To pierwsze drzwi po prawej.  
- A on? Gdzie ma sypialnię?
- Zamiast w prawo, musisz pójść w lewo. Jest tam tylko jeden pokój na końcu korytarza.  
- W porządku. Wiem już wszystko w takim razie. Teraz chciałabym się odświeżyć. Gorąco tu…- westchnęła i powachlowała się dłonią.  
Malie skinęła głową i odeszła.  
     Lizzy napełniła wannę zimną wodą. Zanurzyła się w niej i chłodziła swe rozgrzane ciało. Nie lubiła, gdy było tak gorąco na zewnątrz. Zmyła z siebie brud, kurz i pot. Odświeżona po podróży, założyła granatowe spodenki i białą koszulkę. Związała włosy w luźny kucyk i poprawiła makijaż. Wsunęła na stopy białe sandałki i ukryła pod ubraniem swój zestaw broni. Musiała być gotowa w każdej chwili. Zaraz po tym zabrała się za rozpakowywanie rzeczy.
     Gwałtownie się wyprostowała, gdy usłyszała huk. Coś spadło na podłogę. Wybiegła na korytarz i widząc rozbity wazon na podłodze, przepełniły ją złe przeczucia.  
- Zostaw mnie!
Usłyszała krzyk Malie. Szybko udała się w kierunku niepokojących odgłosów. Za rogiem dostrzegła swoją przyjaciółkę przygwożdżoną do ściany przez wysokiego i postawnego mężczyznę. A więc to był Niran. Szykuje się bolesne powitanie.    
- Puść ją! – krzyknęła rozwścieczona.  
Posłał jej jedno zdziwione spojrzenie, ale nie odsunął się od roztrzęsionej Malie. Lizzy widząc, że ten typ łatwo nie ustąpi, zaatakowała. Wbiła mu łokieć w bok. I odepchnęła go od przyjaciółki. Nim się zorientował, co się dzieje, zaserwowała mu solidny cios pięścią w policzek.  
- Jesteś cała? – Liz popatrzyła na zapłakaną dziewczynę i przytuliła ją. – Już dobrze – szepnęła kojąco, chcąc uspokoić drżącą Malie.
- Kim jesteś? – warknął mężczyzna, mierząc ją rozwścieczonym wzrokiem.  
Blondynka nawet na niego nie spojrzała. Wiedziała, że jeśli to zrobi, nie będzie mogła się powstrzymać przed wydrapaniem mu oczu.  
- Nie słyszysz, co do ciebie mówię?! Za kogo ty się uważasz? Kim jesteś i co robisz w moim domu?
Gdy znów go zignorowała, chwycił ją za ramię. Lizzy posłała mu nienawistne spojrzenie i w mgnieniu oka, precyzyjnie uderzyła go w brzuch, sprawiając, że ugiął się. Chwyciła go za włosy i parząc mu prosto w oczy, syknęła:
- Jej przyjaciółką i ochroniarzem. Dotknij ją jeszcze raz, a połamię ci wszystkie kości.  
- To moja żona! – warknął. – Nie wtrącaj się.
- A moja siostra. Nie skrzywdzisz jej, gnido! – oznajmiła buntowniczo i zadarła głowę.  
Przez chwilę mierzył ją niepewnym wzrokiem. Nie mógł jej stąd wyrzucić, co nie oznaczało, że pozostanie bezkarna. Pojawienie się osoby trzeciej skomplikuje sprawę. Skrzywił się, uświadamiając sobie, że musi całkowicie zmienić swój dotychczasową plan, uwzględniając ją. Nie będzie łatwym przeciwnikiem, widział to w jej oczach, ale nie przegra z jakąś małą, rozkrzyczaną dziewczynką. Odchrząknął i odparł:
- Mogłabyś się chociaż przedstawić. Tak się składa, że to mój dom, więc chcę wiedzieć, kto w nim przebywa.
- Mów mi Lizzy.  
- Co to za imię? Nie jesteś Tajlandką?  
- Jestem. Nie muszę ci wyjaśniać, dlaczego mam imię, jakie mam. Nie twój interes. – Uśmiechnęła się kpiąco i odeszła, ciągnąc Malie za sobą.  
- Jeszcze się policzymy – mruknął pod nosem, kiedy został sam.  
Nie mógł zdzierżyć tego, że od teraz będzie miał dodatkowe utrudnienie. Już i tak było wystarczająco ciężko, to teraz jeszcze napatoczyła się jakaś mała wojowniczka. Pomasował pulsujący policzek. Cholera, miała niezłą siłę. Aż dziwne, że ktoś o jej posturze, może tak solidnie i boleśnie uderzać. Chwila nieuwagi i trafiła go prosto w żebro. Był pewien, że to nie był przypadek. Celowo wymierzała ataki w czułe punkty. To nie zmienia faktu, że wciąż jest dziewczyną, niższą od niego, lżejszą i słabszą. Jakby się nie starała, siłą go nie przewyższy. Ale może boleśnie zaznaczyć swą obecność, nie może więcej jej nie doceniać. Pokazała, że nie zawaha się stłuc go na kwaśne jabłko. Tyle, że teraz już wie, czego może się spodziewać. Pozbędzie się jej. Nie może jej wyrzucić, za to sprawi, że sama wyjedzie. I to prędzej, niż zdąży się rozpakować. Uśmiechnął się przebiegle i powoli udał się do jej pokoju. Wiedział, gdzie będzie tymczasowo mieszkać, dlatego, że słyszał, jak Malie prosi pokojówkę o przygotowanie pokoju na wizytę gościa.  
- Lizzy, zadarłaś z niewłaściwą osobą! – krzyknął, pukając do jej drzwi.
Z impetem je otworzyła na oścież. Mierzyła go mrocznym spojrzeniem, tak bardzo nie pasującym do jej uroczej buźki i jasnych włosów.  
- Czego chcesz? Jeszcze ci mało? Mam ci znów pokazać, gdzie jest twoje miejsce?  
- Oj nie złość się tak, kruszynko. Nie przyszedłem tu w celach bitewnych. Kobiety nie uderzę.
Prychnęła szyderczo i patrząc na niego zabójczo, uznała:
- Na twoje szczęście, jeśli tylko dostrzegę jakieś zadrapanie na ciele Malie, osobiście przerobię cię na miazgę.
- Dlaczego tak bardzo ci na niej zależy?  
- Jest dla mnie najważniejszą osobą na tym świecie.
- A twoja rodzina? Wiem, że nie jesteście spokrewnione.  
Gniewnie zmarszczyła brwi. Ten dupek prześwietlił całą przeszłość Malie i jej rodzinne więzy. Przerażające.  
- Oszczędź sobie fatygi i nie szukaj ich.  
- Boisz się? – W jego oczach zaczaił się tajemniczy i niebezpieczny blask.  
- Nie – odparła spokojnie. – Martwemu już nic nie możesz zrobić – stwierdziła bezbarwnym głosem i wlepiła w niego uważne spojrzenie.  
- Wszyscy twoi bliscy nie żyją? – W jego głosie zabrzmiało szczere zaskoczenie.  
- I co z tego? Akurat ciebie to nie powinno obchodzić, tym bardziej wzruszać.  
- Masz mnie za potwora?
Nie rozumiała, jaki cel miała ta rozmowa. Czyżby chciał ją jakoś przekabacić na swoją stronę? Jej brązowe oczy zalśniły furią. Jednym sprawnym ruchem wciągnęła go do swojego pokoju i zatrzasnęła za nim drzwi. Pchnęła go na ścianę i stanęła naprzeciw niego, zaplatając ręce na piersiach i patrząc na niego bacznie.  
- Słuchaj uważnie, bydlaku. Wiem, co jej zrobiłeś i nie myśl sobie, że w jakiś sposób zyskasz moją sympatię. Powinieneś już wiedzieć, po co tu jestem. Nie tylko będę ją chronić, ale też ją stąd wyciągnę.  
Przez chwilę mierzył ją przenikliwym spojrzeniem, po czym zaśmiał się głośno.
- Naprawdę uważasz, że możesz ze mną wygrać? – zapytał z przerażającym uśmiechem na ustach.
Nieznacznie drgnęła. Musiała przyznać mu jedno, swoją osobą budził niespotykany respekt. Szybko przeanalizowała sytuację. Źle postąpiła, wciągając go tu. Na własne życzenie utrudniła sobie zadanie. Nie chciała, aby ktoś usłyszał ich rozmowę, ale bycie z nim sam na sam, też nie było bezpieczne. Nie miała pojęcia, do czego jest zdolny. Nie znała go, nie wiedziała, jakie są granice. Zaklęła w myślach, czując, że w środku aż się w niej gotuje ze złości.  
- Może i dla ciebie nie wyglądam groźnie, ale nie wiesz, do czego jest zdolna zdeterminowana osoba. Jestem w stanie poświęcić siebie, dla niej. To moja jedyna przyjaciółka, dzięki której wciąż żyję. Teraz moja kolej, aby się jej odwdzięczyć. Nie zawaham się też poważnie cię uszkodzić, a w razie potrzeby wysłać na tamten świat – oznajmiła ze spokojem, świadczącym o tym, że nie są to tylko zwykłe słowa. Kryła się za nimi obietnica.  
- Grozisz mi?
- Owszem.  
- Twoja sytuacja nie wygląda najlepiej. Na twoim miejscu nie byłbym taki narwany. Zastanów się na tym – powiedział, uśmiechając się zuchwale.  
- Nie mam się nad czym zastanawiać. Dla Malie zrobię wszystko.  
- Ale to ja w takim razie jestem twoim przeciwnikiem. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że dla ciebie to nie problem.
Nie była głupia, oczywiście, że był problemem i to kolosalnym. Prowokował ją?
- Nie jestem idiotką i nie zamierzam opuszczać grady. Mam na myśli raczej to, że nie zostawię jej, choćbym miała się za nią czołgać. Nie zmusisz mnie do opuszczenia tego miejsca. Nie wiem, czy w ogóle jesteś w stanie coś mi zrobić, czego jeszcze nie doświadczyłam. Nie masz pojęcia, jakie miałam życie. Musiałbyś się bardzo postarać, aby mnie w jakiś sposób zranić.  
- Tak sądzisz?  
Nie czekał dłużej, tylko w mgnieniu oka stanął przed nią i chwycił ją za ramiona. Zaczął się z nią cofać, aż znaleźli się przy łóżku. Pchnął ją na nie i powiedział:
- Bądź co bądź, wciąż jesteś tylko kobietą.
Leżała spokojnie. Wiedziała, że działanie pod wpływem emocji, nie zadziała na jej korzyść. Powoli się wyprostowała i usiadła na materacu po turecku. Uśmiechnęła się diabelsko i zapytała:
- Tylko kobietą?  
Zmrużył oczy, widząc, że się go nie boi. Nie sądził, że zareaguje z takim stoickim spokojem.  
- Zaskoczyłaś mnie, to muszę przyznać. Wiedziałaś, że nic ci nie zrobię.  
- Chcesz Malie, nie mnie.  
- To prawda.  
- A ty zawsze dostajesz, to czego chcesz, czyż nie?
- Owszem – odparł niepewnie. Do czego dążyła?
- Cóż, masz pecha. Bo ja, zawsze osiągam obrany cel, a takowym jest niedopuszczenie ciebie do niej.  
- Chcesz wojny ze mną?
Zaśmiała się głucho.  
- Wojna już się zaczęła. Pamiętaj tylko, że jedna wygrana bitwa, nie przesądzi o twoim triumfie.  
- Dobrze, że o tym wiesz.  
Mierzyli się przez chwilę wzrokiem, jakby chcąc prześwietlić przeciwnika na wylot. Oboje jednak byli bardzo zamknięci w sobie i ciężko było ich rozszyfrować. Ta walka z pewnością będzie trudna dla obojga.  
- A teraz bądź łaskaw się stąd wynieść.  
- To mój dom. Mogę wchodzić i wychodzić gdzie chcę i kiedy chcę.  
- Chcesz spać ze mną? – zapytała sarkastycznie i przekrzywiła uroczo głowę, z miną niewiniątka.  
Kąciki jego ust delikatnie drgnęły. W walce na słowa była całkiem niezła, ciekawe jak poradzi sobie na polu bitwy.  
- Może następnym razem – odparł i wyszedł z hukiem zamykając za sobą drzwi.

Nataliaaaxd

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i kryminalne, użyła 2052 słów i 11119 znaków.

Dodaj komentarz