Jak rozpalić Nowy York? (Prolog)

Za siedmioma górami za siedmioma lasami w odległej krainie żyła sobie(...) Zaraz, zaraz. To wcale nie było tak daleko ani tak dawno. I w żadnej krainie tylko w Nowym Yorku, gdzie życie nie jest tak cudowne jak w bajkach. W tej opowieści nie będzie żadnej księżniczki a już tym bardziej księcia na białym rumaku. Nie wystąpią tu żadne wróżki ani inne dziwne stworzenia. Będzie to czysta i niepohamowana historia o życiu. Może o nie tak wspaniałym, ale spełnionym i dowartościowanym życiu. Widzieliście kiedyś cztery odmienne charaktery i poglądy razem? To raczej rzadki widok, jednak nasze bohaterki przyjaźnią się od najmłodszych lat i ani im się śni rozwiązywać węzła które ich łączy. Chcecie poznać losy czterech napalonych i zdeterminowanych kobiet? Jeśli tak, to zapraszam na opowiadanie pt:,,Jak rozpalić Nowy York?"
  
Café Lounge jest jedną z najbardziej lubianych kawiarenek w centrum Nowego Yorku. To tam szarlotka Pani Lory schodzi jak świeże bułeczki. Była idealnym miejscem na odpoczynek po ciężkim i długim dniu pracy. Żywe kolory na ścianach i nowoczesny wystój sprawiał, że do tego miejsca chętnie powracało wiele ludzi. Właśnie w tym gronie znajdowała się niejaka Lisa. Wysoka i szczupła blondynka o zielonych jak poranna trawa oczach. Była nie tylko znaną organizatorką ślubów, ale także posiadała niezwykle trudny charakterek. I również tym razem jej punktualność nie uległa zmianie. Równo o 13.45 otworzyły się ciężkie drzwi kawiarenki. Do środka wtargnęła ta samo osoba co zwykle. Jej turkusowa garsonka idealnie współgrała z pięknymi kształtami a bordowe szpilki dodawały elegancji. Stawiała kroki powoli tak by nie zaliczyć jakiejkolwiek gafy, co zdarzało się jej dość często. Sprawnie wyminęła sześc stolików i dosiadła się do grupy kobiet, które nad czymś dyskutowały. Zauważając ją od razu zamilkły i z uśmiechem każda przywitała ją całusem.
— Co tu robisz Olivia? — Lisa od razu przeszła do rzeczy i zaczęła wypytywać koleżankę. Czarnulka zazwyczaj nie miała czasu na lunch czy inne posiłki. Była stewardessą i większość czasu spędzała latając.
— Mam wolne... — odpowiedziała jej z zabawną miną i założyła nogę na nogę.
— Ta...wolne. Ciekawe za co? — roześmianym głosem do rozmowy włączyła się pani prawnik, która sączyła już trzecia kawę. — Wolne to ty masz jak są święta. — zauważyła i odstawiła filiżankę na podstawkę. — Przecież ten twój jak mu tak...Steven czy Bruno to straszny psychopata jest. — dziewczyny jak na zawołanie zaśmiały się. Nawet biedna Olivia ulotniła swoje emocje i dołączyła do nich próbując się opanować.
— Po pierwsze to on nie jest mój. Po drugie ma na imię Daniel a po trzecie zwolnili go. — czarnulka pokazała wszystkim rząd białych ząbków. Nie co dzień przekazywało się taką informacje. Daniel był szefem Olivii od kiedy zaczęła swoją przygodę z lataniem. To tak naprawdę dzięki niemu osiągnęła perfekcje w swoim zawodzie. Zawdzięczała mu wiele, jednak jego paskudny charakter i pracoholizm powoli zmęczyły wszystkich pracowników. Nagle został zwolniony i nikt nie pytał po co i dlaczego.
— Nie wierze... — Lisa otworzyła buzie ze zdziwienia. Czego jak czego, ale tego się nie spodziewała. Pokręciła niedowierzająco głową i uśmiechnęła się szeroko kładąc ręce na stole.
— Hej laski...—  z rozmowy wyrwała ich Hana, która targając swoja torbę zahaczyła o krzesło jakieś biednej kobiety. Gdyby nie to, że się znały na pewno by ją zbluzgała, no ale z przyzwoitości poszkodowana postanowiła tego nie robić. Hana ładnie przeprosiła i zdyszana przywitała się z przyjaciółkami.
— O czym tak dyskutujecie?—  czerwonowłosa spytała się siadając między stewardessą a panią prawnik. Ręką poprawiła swoje włosy, które latały we wszystkie strony i odpięła jeden guzik od koszuli.
— Zwolnili tego psychola Daniela. — pani prawnik nie czując skrupułów osądziła go od razu za co zobaczyła złowrogie spojrzenie Olivii. Hana spojrzała na wszystkie i sięgając pamięcią dnia kiedy go poznała przybrała bojową minę.
— Tego twojego pedała? — wycedziła dość głośno. Wszyscy z sąsiednich stolików odwrócili wzrok w ich kierunku. Hana zakryła dłonią swoja buzię i zaczęła się śmiać. Zawsze miała długi jęzor i paplała wszystko co miała na myśli. Tylko czasami robiła to zbyt głośno niż wymagała tego sytuacja co przed chwilą zademonstrowała. Lisa próbowała być poważna, jednak nie dało się tego robić przy takim towarzystwie. Spuściła głowę na dół i sama roześmiała się jak najciszej tylko mogła.
— Wy jesteście okropne. — Olivia bezradnie rozłożyła ręce i pokręciła głową z lekkim uśmieszkiem. Sądziła, że one są bardziej poważne. Jednak zachowywały się tak samo jak 28 lat temu w piaskownicy. Były tak samo niewinne w tym co robiły i nikt nie potrafił się na nie gniewać. W końcu kochała je takimi jakie były a przyjaźń polega na tym by akceptować wady tych, których się kocha. I to właśnie robiła każda z nich. Kochała tą drugą mocniej od siebie.

Ta historia zaczęła się dokładnie 28 lat temu kiedy to w piaskownicy bawiło się sześc mały dziewczynek. Kopiąc dołki w piasku marzyły o życiu jak z bajki. Nie wiele wtedy rozumiały, jednak każda z nich była na swój sposób mądra. Mimo wszystko te czasy minęły. Minęło to co było beztroskie i dobre. Teraz każda z nich kroczy inną drogą, ale nigdy nie zapominają o sobie nawzajem. Łączy ich bowiem jedno straszne fatum. Żadna z nich nie potrafi się ustabilizować na tyle by osiągnąć spełnienie. Od wielu lat starają się prostować swoje wady i robić wszystko by nie zostać wykorzystane przez facetów. Ciągle maja nadzieję na znalezienie miłości i  rozwiązanie największej zagadki z dzieciństwa: ,,Jak rozpalić Nowy York?''

Merida

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1115 słów i 6062 znaków.

2 komentarze

 
  • Ginger

    Interesujące... Czekam na ciąg dalszy

    1 lut 2016

  • pola251990

    Ciekawe :-*

    28 sty 2016