Niedokończona wiadomość (cz.1)

Nie tak dawno temu w mieście Warszawie, na Krakowskim Przedmieściu znaleziono zwłoki mężczyzny. Wiek, około trzydzieści cztery lata. Rasa kaukaska. Wzrost 184 cm, chociaż kto by się teraz na tym skupiał. Na ulicę, a także trupa, prószył gęsto śnieg, jakby chciał zakryć tę drastyczną scenę przed przypadkowymi gapiami. Jednak w tym wyręczył pogodę niejaki Emil Sanko. Niepozorny mały człowieczek w okularkach i szarym pulowerze. Jego widok nie przypominał nikogo. Nawet księgowi czy informatycy porównaniu z nim bywali atrakcyjniejsi dla oka. Ulizane krótkie, ciemne włosy nie dodawały mu uroku. Nie ulega jednak wątpliwości, że to właśnie Emil ukrył ciało, wlokąc je w ciemną ślepą uliczkę za kontenery ze śmieciami, by następnie opatulić zimnego straceńca grubą czarną folią.

*

- Jaka jest prawda? – pytanie padło z ust funkcjonariusza, który trzymał się ostatkiem sił by  zachować cierpliwość, jednak zdradzała go mocno drgająca grdyka. Mundurowy Mariusz Traka uchodził na posterunku za najmniej obytego z ogładą i nienadającego się na kumpla, który przy piwku zaśmiewał by się z niewybrednych żartów kolegów po fachu, nie obrażając przy tym nikogo. Dlatego większość współpracowników trzymała się od niego na dystans. Nie mniej musieli zgodnie przyznać, że potrafił wzbudzać respekt.

- Bardzo dobre pytanie panie władzo.. – odparł zmartwionym głosem świadek, przeciągając każdą sylabę.  Jego spokój był aż nad to nie na miejscu. Trak wiedział, że jego rozmówca posiada więcej informacji niż stara się sprawić wrażenie, że ma. Jednak nie mógł sobie pozwolić na choćby cień nieostrożności, w tym by przycisnąć za bardzo człowieka po drugiej stronie biurka. Sprawa, którą prowadził była zbyt delikatna i zawiła by spłoszyć jedyną osobę, która coś widziała tamtego feralnego wieczoru.

*

Komisarz obserwował przez lustro weneckie jak jego podwładny przesłuchuje świadka. Mężczyzna ściskał pod pachą dużą szarą kopertę ze zdjęciami stron odnalezionego na miejscu zbrodni dziennika. Dziennik najpewniej należał do zabójcy, Komisarz Dębica zachodził w głowę czy człowiek ten go zgubił, czy też celowo pozostawił niedaleko zwłok, by prowadzić jakąś chorą grę ze stróżami prawa. Lata doświadczeń w zawodzie nauczył Piotra Dębicę, że niemal wszystko jest prawdopodobne.

*

Fragment ze znalezionego dziennika:

Jest w mojej głowie takie miejsce gdzie nie czuję się wyszydzany przez los. Miejsce gdzie nie jestem tym, za kogo uważają mnie ludzie, którzy nie chcą bliższego poznania. Gdyby nie praca i codzienne czynności nie miałbym z nimi nic wspólnego. Sami o to nie zabiegają.. więc nie robię tego również ja. Już nie pamiętam dnia, w którym zatarła się granica. Chwili, w której przestało mi zależeć, ponieważ pojąłem w tym brak logiki, gdyż wszystko jest manipulacją. Powietrze jest skażone. Żywność jest skażona. Ludzkość jest cała w zarazie… Nikt nie jest lekarzem. Nie uleczę jej, nawet nie będę próbować.

*
Świadek westchnął nieco przesadnie, co zabrzmiało dość teatralnie wraz z gestem gwałtownego opuszczania rąk, następnie ze zrezygnowaną miną zaczął swoją opowieść..

*

Komisarz Dębica nie miał zbyt wiele czasu, więc poddał się gdy ze świadka nic nie udawało się wydusić. Wychodząc pomyślał, że i tak zostanie przed nim zdana szczegółowa relacja z tego przesłuchania. Jednak po tym co zdążył zobaczyć nie obiecywał sobie zbyt wiele. Gdy mężczyzna minął bramę komendy poraziło go w oczy ostre słońce mieniące się w śniegu, który tego dnia, po całonocnych opadach, zdawał się zakrywać niemal wszystko wkoło. Gdy oczy Piotra przywykły do nagłej jasności, rozejrzał się z nostalgią przypominając sobie Święta  Bożego narodzenia niemal trzydzieści lat wstecz, gdy wraz z rodzicami i siostrą Laurą (nazywaną wtedy przez brata Laurką)wracali nocą z pasterki i dostali pozwolenie by pozjeżdżać z oblodzonej górki. Była to o tyle frajda, że mieli całe wzniesienie dla siebie, a nie jak za dnia gdy musieli stać w kolejce i czekać każde na swoją kolej.  Było to jedno z niewielu dobrych wspomnień Dębicy, które mimowolnie zyskiwały gorzki posmak gdyż niedługo po tych świętach Laurka zmarła.

*

Fragment ze znalezionego dziennika:

To nie pierwszy raz gdy życie mnie nie oszczędza .Drwi, wmawiając mi, wmawiając komukolwiek, że zawsze jest jakaś nadzieja. Czuję jak więdnę, jak ulatują ze mnie siły. Rozumiem to aż nad to i Ty musisz to zrozumieć. Dlatego idę do Ciebie , tym razem na pewno mnie nie wystawisz.

*

Mariusz Traka wbił wzrok w przesłuchiwanego starając się by żadne słowo, czy też tik na twarzy, nie uszło jego uwadze. Wszystko mogło mieć znaczenie, pod warunkiem, że świadek powie co naprawdę wydarzyło się na Krakowskim Przedmieściu.

- Byłem sąsiadem tego nieszczęśnika.. – zaczął powoli Emil.

- Zabójcy czy ofiary? – natychmiast wtrącił się mundurowy.

- Chce pan żebym mówił czy nie? Wszystko w swoim czasie.. opowiem całą historię jeśli pan pozwoli – odpowiedział zniecierpliwiony świadek.

Mariusz musiał dać za wygraną. Powstrzymywał się przed  zadawaniem kolejnych pytań, jeśli w ten sposób mógł dotrzeć do zabójcy.

- W jakiś sposób egzystował ale nie był szczęśliwy. Wiem co mówię, znam się na ludziach..

- do rzeczy. – przerwał świadkowi Traka.

- W porządku. Mój sąsiad był odludkiem, totalnie antyspołeczny gość. Nie odpowiadał na pozdrowienia, żadnego dzień dobry, wie Pan.. Jednak kilka miesięcy temu los nas połączył..

Gdy obydwaj staliśmy w kolejce do piekarni, był piątek ludzi sporo. Wtem w sąsiada..

- Nie wymienia Pan imienia? – wtrącił funkcjonariusz.

- Umyślnie. – odpowiedział Emil – Wszystko w swoim czasie, obiecuję opowiedzieć wszystko co wiem.

Mariusz skinął głową na znak, że słucha dalej.

- Wtem w sąsiada wjechał rowerzysta, przewracając nieszczęśnika, nikt w kolejce się nie ruszył, a rowerzysta po prostu się pozbierał i pojechał dalej. Jedynie ja rozejrzałem się ze zdziwieniem po kolejce i zatrzymując wzrok na poszkodowanym zapytałem, czy wszystko gra. Sąsiad odpowiedział, że gdyby mógł podał by gnojka na policję, ale nie ufa władzy, więc najchętniej  wywinąłby mu lewym sierpowym żeby przemówić do rozumu. Zaczął się rozwodzić jak to ludzie współcześnie są niewychowani i jaka przemawia przez nich znieczulica. Nie mogłem się z nim nie zgodzić, zwłaszcza po tym co zobaczyłem. A kolejka stała jakby nigdy nic.

- Panie Emilu ale co to ma wspólnego ze śledztwem.

- Wszystko ma Panie policjancie. Niebawem sam Pan zrozumie, jeśli pozwoli mi mówić dalej.

- Proszę bardzo. – odpowiedział Traka nieco już zniecierpliwiony.

- Młody człowiek, po trzydziestce a mentalność staruszka. Pomyślałem, że może cierpi biedak na jakąś depresję czy coś podobnego. Gdy upewniłem się, że nic mu nie jest, kupiłem pieczywo i odszedłem w swoją stronę. Jednak wciąż miałem przed oczami tego człowieka.  Zaciekawił mnie, mimo że najpewniej nie miał tego w zamiarze. Ponieważ mieszkał niedaleko mnie, postanowiłem mu się nieco przyjrzeć by poznać powód jego zgorzknienia i być może pomóc spojrzeć na życie w nieco jaśniejszych barwach.

- Czyli był Pan również w to jakoś zamieszany?

- Panie władzo, bardzo proszę..

- Dobrze, dobrze.. już nie przerywam. Ale proszę się nieco streszczać Panie Sanko.

Ata

opublikowała opowiadanie w kategorii kryminał, użyła 1292 słów i 7630 znaków.

Dodaj komentarz