Hi piss - część 2

Lorencjusz nie umiał prowadzić samochodu, dlatego podróż z dwoma hipisami o przezwiskach Crush i Candy, zakończyła się bardzo szybko w przydrożnym rowie. Musieli zostawić flower-power bus i ruszyć piechotą. Najgorsze było jednak to, że droga zmieniła się w błotnistą ścieżkę, a Crush został samozwańczym przewodnikiem i wyprowadził wszystkich na manowce. W końcu Lorencjusz się zdenerwował.

- Mówiłem, żeby nie słuchać tego gamonia. Kazał nam iść za słońcem, ale ono cały czas się przesuwa. Teraz to już całkiem się zgubiliśmy.

- Wschodzi na południu, a zachodzi na wschodzie, co nie? Pieprzone z was debile. To sztuka przetrwania na pustyni. Kontakt z naturą jest najważniejszy. Filozofia wschodu, powinniście się zainteresować.

Crush podszedł do jakiegoś starego drzewa i przyłożył ucho do pnia.

- Słyszę jego serce. Zaraz dowiem się, gdzie mamy iść.

- Może to korniki. One lubią takie stare próchno.

- Cicho! Nie zrozumiałem przekazu. Mam już was dość!

- Jestem głodny – powiedział Candy. Jakby na zawołanie zaburczało mu w brzuchu. – Chyba muszę coś upolować.

- Lepiej znajdź jakiegoś grzyba.

- Halucynogennego?

- Zwyczajnego. Ja się na tym nie znam. Nie odróżniam muchomora od szczura.

- Trzeba patrzeć na mech – zasugerował Lorencjusz. – Wskaże nam północ.

- Już się go pytałem. Nie odpowiada.

- Jesteś za mało naćpany.

- Cicho. Patrzcie tam.

Trafili na prawdziwą oazę w środku lasu, czyli samochód. Obok niego kręcił się jakiś facet w długim szarym płaszczu i kapeluszu.

- Musimy go załatwić i zabrać auto.

- Żaden z nas nie umie prowadzić. Zapomniałeś, jak to się ostatnio skończyło?

Nagle Candy z nieprzytomnym wyrazem na twarzy zaczął perorować:

- Zaraz niebo zrobi się marmoladowe, a drzewa mandarynkowe. Musimy dotrzeć do domu tego szaleńca, zanim biały królik wskoczy do nory.

- To jakiś tajny przekaz. – rzekł Crush. - Nie rozumiem go. Candy czasami ma mocne fazy, łączy się wtedy z przodkami. Dom szaleńca. O co tu chodzi?

- Zapytajcie Lucy na niebie. Yeeah! Łubidubi!

- Nie wrzeszcz tak, bo ten gość nas…

Faceta już jednak nie było obok samochodu. Stał za Crushem z lufą pistoletu wycelowaną w tył jego głowy.
- Aaaa! Ten pałas trzyma mnie na muszce! – wrzeszczał Crush.

Lorencjusz zerknął na Candy’ego, ale tamten przebywał w innym świecie. Widział zapewne plastelinowych ludzi, którym nic się nie stanie po oderwaniu głowy.

- Spokojnie, bracie. Nie rób nam krzywdy – powiedział Lorencjusz.

- Frajerzy! Słyszałem, co planowaliście.

- Weź tę giwerę ode mnie – jęknął Crush.

- Zamknij się, ćpunie.

- Wal się. Jestem porządnym hipisem. Naprawdę chcesz skrzywdzić wolnych ludzi? Zgubiliśmy się i chcemy dotrzeć do cywilizacji. Peace, man.

- Macie rację, wałachy. Pomogę wam – rzekł facet z bronią.

- Naprawdę?

- Nie, żartowałem! Rozwalę was wszystkich!

Candy nie przejmując się niczym, nucił coś pod nosem. Obcy facet zerknął na niego i się skrzywił.

- Temu co jest?

Lorencjusz wzruszył ramionami. Nieźle odwaliło jego kumplowi. Czego on się naćpał?

- Lucy in the sky… Szukajcie dziewczyny ze słońcem w oczach.

- Co? Coś ty powiedział?

Candy oprzytomniał. Wrócił na ziemię i z niedowierzaniem kręcił głową.

- Nie pamiętam. Co się stało?

- Ten frajer chce nas załatwić. Wytłumacz mu grzecznie, że… - zaczął Crush, ale agresor schował broń i odszedł w kierunku samochodu.

- Wsiadajcie do auta! – rozkazał.

- Co?

- Słyszałeś, amigo. Zawiozę was tam, dokąd ja jadę. Potem radźcie sobie sami.

Lorencjusz wolał nie pytać, skąd ta nagła zmiana w zachowaniu nieznajomego. Wpakowali się do samochodu, mimo że chwilę wcześniej grożono im bronią. Hipisi nie trzymają długo urazy. Najważniejsze było wydostać się z tej niby dżungli.

- Nazywam się Joe, byłem kiedyś detektywem – zaczął gadać nieznajomy. - Teraz jeżdżę po świecie i szukam swojego brata, Grega. Przypomnieliście mi o pewnej obietnicy, którą mu kiedyś dałem. Nie skrzywdzę bezbronnych ludzi, takich jak wy.

Dom wariata, pomyślał Lorencjusz. Chyba właśnie tam jedziemy.

Nie zauważył, jak niebo przybrało marmoladowy kolor.

fanthomas

opublikował opowiadanie w kategorii inne, użył 725 słów i 4273 znaków.

1 komentarz

 
  • Malolata1

    Całkiem interesujące. Chętnie dowiem się, co będzie dalej! :)

    19 lip 2017