Dziewczyna galopująca na tańczącym koniu

Hank siedział przy pianinie przed trybunałem sędziowskim, który oceniał jego talent i miał zadecydować, czy chłopak nadaje się do prestiżowej szkoły muzycznej. Już po pierwszych akordach wynik był jednak przesądzony.

- Nie umie grać - stwierdzili jednogłośnie sędziowie.- Niech wie, że mamy wysokie wymagania i nie tolerujemy obiboków.

Po chwili Hank zniknął w dziurze w podłodze, która rozwarła się pod nim na znak jednego z sędziów. Leciał długą kościaną rurą, a dookoła niego rozbłyskały kolorowe światełka. W końcu ocknął się na wyspie. Wiecie, lazurowe niebo, piasek, palmy... No, prawie, bo większą część lądu pokrywał spalony las z nagimi kikutami drzew sterczącymi w niebo. Źródłem pożarów niszczących wyspę, mogły być człekokształtne istoty, które po chwili wypatrzył Hank. Ich ciała dosłownie płonęły, ale stworzenia wyraźnie się tym nie przejmowały. Przeskakiwały na kolejne drzewa, obejmując je ogniem. Nie to jednak stanowiło najbardziej przerażający widok dla oczu chłopaka. Od strony morza nadciągało nowe zagrożenie. Słychać było odgłosy trąb, które wyraźnie sugerowały niebezpieczeństwo. Po chwili dołączyły do nich bębny, jakby ktoś właśnie szykował się na wojnę, aż w końcu na horyzoncie zamajaczyły łodzie. Hank znał historie o Wikingach i od razu skojarzyły mu się z nimi.

Nie wiedział, że byli to Moskinosi, dzikie plemię okrutnie postępujące z wrogami. Przybili do wyspy, prawdopodobnie by grabić plądrować i gwałcić, kogo tylko popadnie. Oczywiście na pierwszy plan wysuwał się Hank, więc mężczyzna niezwłocznie ukrył się wśród krzewów parzydła bąblowego. Gdy tylko obcy dotknęli stopami ziemi, płonące istoty z lasu zasyczały gniewnie i poczęły zeskakiwać z nadpalonych drzew, kierując się w stronę plaży, a za sobą pozostawiając jedynie nadpalone zgliszcza. Moskinosi jednak nie zlękli się wrogów, gdyż strach był im równie obcy co kostka mydła. Zrzucili przepaski biodrowe i wystawili swe dzidy, zakończone ostrymi jak brzytwa psychopaty kolcami jadowymi. Wcześniej nie spotkali się ze stworzeniami, które podpalały dotykiem, więc wydawali się być na straconej pozycji. Posiadali jednak również dodatkową umiejętność wykradzioną szamanom. Potrafili kontrolować żywioł wody i swymi ponurymi głosami przywołali sztorm tak straszliwy, iż zalał całą wyspę i zatopił wszystkich. Na szczęście Hankowi nic się nie stało, gdyż obudził się właśnie ze snu i odkrył, że zapadł w niego leżąc na plaży, gdzie grzało okrutnie popołudniowe słońce. Poparzył więc nieco skórę, śniąc o płonących istotach i swoich muzycznych porażkach.

fanthomas

opublikował opowiadanie w kategorii inne, użył 488 słów i 2749 znaków.

Dodaj komentarz