Do ostatniego kufla...

Wpadła do środka niczym piorun, zdecydowaną postawą i szybkim krokiem wzbudziła męskie zainteresowanie. Płonący ogień w oczach brunetki szukał nieszczęśnika, który zapewne złamał dane słowo. Burza gęstych loków kręciła się nieustannie, a brwi ściągnięte do dołu napawały grozą, ale i zachwycały zamroczonych alkoholem samców. Przemknęła obok mnie niosąc zapach perfum drażniących nozdrza, dostrzegłem jej smukłe nogi w obcisłych dżinsach, podziwiałem kocie ruchy brunetki czekając aż odnajdzie biedaka, który odważył się złożyć nic nie wartą obietnicę. Krążyła pomiędzy stolikami uginającymi się od kufli piwa, wśród dymu tytoniowego, a także męskich spojrzeń. Skierowała się do baru i omiotła wzrokiem pełnym złości siedzących tam bywalców, byłem tam i ja. Kiedy kobieta pytała barmana o Rafała, paru podchmielonych gości gwizdnęło na nią. Brunetka popatrzyła w głąb lokalu, znad jednego ze stolików wynurzył się facet z wielkim mięśniem piwnym. ‘Tu jestem kochana, cały twój!’ – krzyknął. Machnęła na niego ręką czym wywołała pijacki rechot w pubie. Następnie nie otrzymawszy od barmana satysfakcjonującej odpowiedzi, w sprawie rzeczonego Rafała, przeklęła ostro, co spowodowało aplauz bywalców lokalu. Zmieszana kobieta odeszła od baru, powoli kierowała się do wyjścia, kiedy mnie mijała zauważyłem u niej szkliste oczy, aż żal patrzeć. Brunetka ostatecznie wyszła i natychmiast stała się tematem numer jeden, mówiono o niej wulgarnie, co taki a taki by z czarnowłosą wyprawiał i w jakich pozycjach. Tymczasem ja pochylałem się nad kuflem piwa patrząc na złocisty płyn jak na lekarstwo. Długi czas mnie tu nie widziano, sam pub niewiele się zmienił, z tym że towarzystwo lekko wymieszane. Oprócz kilku starych, czerwonych mord pełno ludzi, których dawniej się tutaj nie wpuszczało. Trzeba było na to zasłużyć, takie studenciaki w życiu by nie weszły, a i w ryj zarobiliby. Najwyraźniej zyski ważniejsze niż odpowiedni goście.
     Mając gdzieś konsekwencje wychylam kolejny łyk piwa, nie czuję goryczy a słodycz, w ciągu ostatnich dni ten kufel to najlepsze co mnie spotkało. Odpalam papierosa, bo tutaj można. Na szczęście pub ma gdzieś modę na zakazy palenia w lokalach i szanuje ludzi, którzy lubią zakurzyć do piwa. Odruchowo zerkam w prawo, do faceta psioczącego na żałosnych współpracowników, na szefa-zamordystę oraz na chujowe zarobki. Generalnie gościu żali się kumplowi jaką to ma przesraną robotę. Flip i Flap! Potężny wzrostem i nadmiarem kilogramów snuje swą opowieść przed małym, chudym, cichym mężczyzną. Ten przyjmuje treść monologu bez zastrzeżeń, jedynie kiwa głową. Obserwuje ich dyskretnie, aby oderwać się choć na moment od własnych problemów. Dobrą stroną piwa jest to, że pozwala nabrać dystansu, nieco wyluzować. Z kolei szlug odpowiada za maskowanie, gęste kłęby dymu mają mnie ukryć, a także zniechęcić potencjalnych rozmówców. Jeszcze na trzeźwo stwierdziłem, iż pragnę być sam, absolutnie nie interesuje mnie żadna gadka-szmatka, ani ze znajomym a tym bardziej z obcym. Jedynymi towarzyszami mają być pełny kufel piwa i fajki. Strategia działa znakomicie, bo kręcący się dookoła prymitywi omijają mnie skutecznie.
     Przez pierwsze trzy kufle rozmyślałem nad wydarzeniami mijającego dnia, jednak przy kolejnym dominować zaczęła ciekawość otaczającego mnie świata. Tak poznałem Flipa i Flapa, ich konwersacja… a raczej monolog dużego, trwa ponad godzinę – treść niezmienna, wiele wątków i zdań się powtarza. Zaś z lewej strony trzech łebków oblewa udane kolokwium, czyli studenciaki. Niezbyt się od siebie różnią – chude, wysokie, zarośnięte, w obcisłych spodniach niemalże takich jakie miała na nogach brunetka, nieogoleni i roześmiani. Zapewne cieniutkie głosiki są efektem dżinsów, ściśnięte jaja odebrały mowie należytą męską barwę. Wyglądają na radosnych, czy i ja śmiałbym się po pomyślnych egzaminach? Rodzice chcieli abym ukończył studia. Jako pierwszy w rodzinie z wyższym wykształceniem, wiesz jacy bylibyśmy dumni, tak zgodnie mówili mama wraz z tatą. Uległem… Szkoda wracać do tych czasów… Nigdy otwarcie nie powiedzieli, że ich zawiodłem. Mimo to mam tego pełną świadomość. Generalnie czuję jakbym zmarnował szansę jaką jest życie. Tyle planów, pięknych wizji przyszłości! Dziennikarz, aktor, biznesmen, żołnierz… Wszystko pękło w zderzeniu z moimi cechami charakteru. Brak samozaparcia, szukanie dróg na skróty, wreszcie najważniejsze – lenistwo!
     Auć! Tak się zamyśliłem, że szlug przypalił mi palca. Gaszę peta w popielnice i ciężko wzdycham. Nie chcę wracać do domu, jak mam spojrzeć w oczy ludziom, których kocham z całego serca. No jak? Odczuwam prawdziwy strach, nie pamiętam kiedy ostatnio tak bardzo się bałem. Musiało to być w dzieciństwie, jak przez mgłę wspominam wazon, który rodzice dostali od babci z okazji rocznicy ślubu. Kryształowy, bogato zdobiony, a w środku urodziwe róże. Podarek zdobił duży, dębowy stół a tymczasem ja bawiłem się nieopodal papierowym modelem samolotu. Skupiony na locie dookoła pokoju poprzez nieuwagę zahaczyłem o kwiat wystający z wazonu. Świst powietrza, chwila ciszy i ostatecznie prezent rodziców upadł na dywan, oczywiście kryształ pękł rozbijając się na kawałeczki. Zamarłem, a serce podskoczyło mi do gardła. Tępo patrzyłem na resztki wazonu oraz na róże, w końcu z płaczem uciekłem z pokoju. Następne co sobie przypominam to głośne krzyki ojca i lanie jakie mi sprawił. Matka nic wtedy nie powiedziała, dopiero jakiś czas później wytłumaczyła, iż postąpiłem źle i za to zostałem ukarany. Jednak najbardziej wbił mi się w pamięć ów strach, autentycznie obawiałem się o swoje życie. Mimo to kiedy już dostałem parę klapsów to uspokoiłem się. Przecież spodziewałem się znacznie gorszych konsekwencji. Teraz także pomogłoby mi to, chciałbym dostać lanie i już się nie bać. Niestety wiem, że tak się nie stanie. Jestem dorosły, co prawda wciąż mieszkam z rodzicami, lecz…
     Wychyliłem ostatni łyk piwa, kufel pusty… Przywołałem gestem barmana i zamówiłem następny, do pełna. Czekając na zimny, złocisty płyn, sięgnąłem do kieszeni, zajrzałem do portfela i przeliczywszy kasę schowałem go z powrotem. Mimowolnie zatrzymałem wzrok na swej prawej dłoni – owłosiona, palce pożółkłe od nikotyny, ale istotniejsze jest co innego. Drży. Za dużo piwa czy objaw lęku? No kurwa! Nie pierwszy raz straciłem pracę, za każdym razem wracałem do domu bez obaw, rodzice nie mieli wielkich pretensji z powodu kolejnego zwolnienia. Wspierali mnie, pocieszali, zawsze mogę liczyć na dobre słowo. Zatem co się zmieniło? Kiedy barman postawił przede mną pełny kufel piwa w końcu to do mnie dotarło.
     Ucichły rozmowy, dym papierosów przestał drażnić w oczy, zapach potu i brudu jakby uleciał gdzieś hen daleko. Jestem tylko ja, trzydziestolatek mieszkający z rodzicami, bez pracy, kobiety i perspektyw na przyszłość. Zbyt leniwy aby zmienić cokolwiek w swoim życiu, w dodatku przepijający pieniądze, które niedługo się skończą. W moich dłoniach rozprzestrzenia się lód, natomiast czoło płonie żywym ogniem, tracę kontrolę… Rodzice nie będą żyć wiecznie… Dość tego! Przepadnę jeśli czegoś nie zrobię. Wstałem, zapłaciłem i wyszedłem przed pub. Głęboki wdech w płuca i śmiało przed siebie. Trzeba coś zmienić to stało się dla mnie oczywiste. Zatem zacznę od znalezienie swojej własnej, niepowtarzalnej, wręcz wyjątkowej… Brunetki.

moonky

opublikował opowiadanie w kategorii inne, użył 1359 słów i 7819 znaków.

2 komentarze

 
  • moonky

    odpowiedź na to pytanie w innym opowiadaniu ;)

    23 maj 2016

  • chaaandelier

    Zawsze można zmienić swoje życie. Trzeba tylko ruszyć tyłek z kanapy. :D Ciekawe czy główny bohater odnalazł swoją Brunetkę...

    23 maj 2016