Franklin był nocnym markiem, dlatego wszyscy uważali go za wampira. Ubierał się w zwykłe wiejskie ciuchy, kubrak, potargane spodnie, kraciastą koszulę i gumowce. Te ostatnie ściągał tylko kładąc się do łóżka. Właśnie spożywał kolację, gdy w jego domu pojawił się Lord. Nachylił się nad stołem i złapał wieśniaka za szyję swoimi długimi palcami zakończonymi ostrymi szponami.
- Witaj, przyjacielu. Mam pytanie i liczę, że mi pomożesz.
- Ja… Oczywiście. Czego sobie życzysz? – zapytał Franklin, ciężko przełykając ślinę.
- Szukam wilkołaka. Podobno ukrywa się w tej okolicy.
- O, to dobrze trafiłeś. W północnej części odbywa się sąd nad odmieńcami. Chcą stracić kilku wariatów. Pewnie ten twój też tam będzie.
- Muszę się więc pospieszyć.
Lord puścił faceta i podszedł do szafki, w której Franklin chował alkohol. Zajrzał do środka, było tam tylko kilka pustych butelek.
- Gdzie twoja śliwowica? – zapytał z gniewem w głosie.
- Skończyła się. Już dawno nie produkuję.
- W takim razie cię zjem.
Wieśniak zaczął piszczeć i jęczeć. Wampir postanowił na razie zostawić go w spokoju. Zniknął w obłoku dymu i pojawił się nieco dalej, na skraju wioski, gdzie zebrało się mnóstwo ludzi. W szeregu stało kilkunastu biedaków, a przed nimi dumnie kroczył żołnierz, wyglądający na ważną osobistość. Zatrzymał się przed facetem z wystającymi z uszu kłakami i zrośniętymi brwiami.
- Ten mi wygląda całkiem normalnie – powiedział do drugiego żołnierza.
- A tamta staruszka, którą przed chwilą skazał pan na ścięcie?
- To była czarownica. Od razu takie poznaję.
- Ale ona tylko uczyła matematyki.
- No właśnie. Jak tam sytuacja?
- Kolejka się robi. Na dzisiaj chyba wystarczy.
- Macie szczęście, ale jeśli choć słowo usłyszę, że dzieją się tu dziwne rzeczy albo ktoś zaginął, zaraz tu wrócę, a wtedy popamiętacie!
Ludzie odetchnęli z ulgą. Kudłaty facet już miał ochotę zwiać, ale wtedy Księżyc wystawił swoją bladą twarz zza chmur i niewielki promień padł na ciało mężczyzny. Przemiana była natychmiastowa i bardzo gwałtowna. Czaszka zaczęła mu się wydłużać, całe ciało pokryło się futrem, a pazury wystrzeliły z palców.
Lord poczuł, że sytuacja wymyka się spod kontroli.
Wilkołak zawył. Złapał nadbiegających wojaków i pozbawił ich przytomności. Reszta szybko się wycofała.
- Jeszcze tu wrócimy – odgrażał się ich przywódca, ale uciekał jako pierwszy. Zwykli ludzie pochowali się w swoich domach. Na placu boju pozostał tylko wampir. Zamachał białym skrawkiem materiału.
- Tylko bez nerwów. Przyszedłem pogadać.
- Nie zbliżaj się – warknął wilkołak. Mówienie przychodziło mu z trudem. Rzucił się do ataku, wampir jednak zaraz uskoczył.
- Tak do niczego nie dojdziemy. Potrzebuję tylko twojego leku. Chociaż jak patrzę na ciebie, to chyba nie pomaga.
Wilkołak zawarczał groźnie. Lord szybko dodał:
- Dostanę go i więcej mnie nie zobaczysz.
Sierściuch odpuścił i zaczął odchodzić. Wampir udał się za nim w nadziei, że coś na tym zyska. Po kilku minutach dotarli do chatki na uboczu. Wydawało się, że poszło podejrzanie łatwo.
- Weź, co chcesz i spieprzaj – warknął facet, który już wrócił do normalności. Schronił się w cieniu domku przed światłem Księżyca.
Lord zajrzał do wnętrza. Wiedział, że wchodzi do jaskini lwa. Na szczęście było pusto, żadne inne wilkołaki nie czekały tam na niego. W ciemności dostrzegł szafkę z jakimiś butelkami. Wampirzy wzrok pomógł mu zlokalizować tę z napisem „LEKRASTWO”.
- Ta zielona flaszka z etykietką pomaga ci pozostać człowiekiem? Dlaczego teraz się przemieniłeś?
- Nie twój zasrany interes.
I jak się przyjaźnić z takimi gburami? Wszystko było zaskakująco proste. Wejść, zabrać i wrócić. To niepokoiło Lorda, jak i fakt, że wielkie lekarstwo może być tylko bublem. Wolał jednak jak najszybciej stamtąd zwiewać, zanim bestia na zewnątrz się rozmyśli. Zabrał eliksir i zmienił się w nietoperza. Zaraz jednak wrócił do pierwotnej postaci.
- Cholera, nie udźwignę tego. Będę musiał wracać na piechotę.
1 komentarz
emeryt
Bardzo fajne.Dziękuję Tobie za nie i z pewną dozą nieśmiałości oczekuję na kolejne odcinki. Przesyłam serdeczne pozdrowienia.