Wampirzy lord przechadzał się po swoich komnatach, gdy nagle tuż obok zmaterializował się jego przydupas, Marley. Był to średni stażem wampir o mocno wyłupiastych oczach. Przestraszył nawet swojego szefa.
- Nie pojawiaj się tak nagle w mojej komnacie. To stresujące. Jeszcze dostanę zawału.
- Przecież już nie żyjesz, mój panie.
- Tak? To skąd historia o osinowym kołku i przebijaniu serc?
- Przecież gdybyś żył to dawno wyssałbyś swoją krew i umarł.
- Już ci mówiłem, że zawsze mam rację.
- Tak, szefie.
- Zrobiłeś, o co cię prosiłem? Znalazłeś informacje, jak przestać być wampirem?
- Przeczytałem wiele ksiąg. Wszędzie piszą o tym, że najlepszy sposób to ucięcie głowy albo przebicie osikowym kołkiem.
- A coś mniej drastycznego? Takie sposoby to zapewni mi pierwszy lepszy łowca.
Marley tylko pokręcił głową. Lord przewrócił oczami i uderzył pięścią w biurko. Jego podwładni się nie spisywali.
- Za co ja ci płacę? Chyba sam prędzej znajdę rozwiązanie.
- Nie, nie, szefie. Poprawię się.
- Mam dziwne wrażenie, że wcale nie chcesz przestać być wampirem. Spodobało ci się wysysanie krwi z bydła? Bądź choć trochę człowiekiem.
- Przecież już nim nie jestem od przeszło czterdziestu lat.
- Staraj się. Czy to, że nie żyjesz usprawiedliwia twoje zachowanie?
Spójrz na mnie. Nadal jestem bardziej ludzki niż ty.
- Gdyby tak nie te ostre kły, spiczaste uszy, pomarszczona twarz trupa i czerwone oczy, nie byłoby różnicy.
- Wracaj do roboty albo nie dostaniesz swojej działki krwi! - ryknął Lord. Marley zniknął w obłoku syczącej pary. Zamiast niego pojawił się nietoperz i szybko uleciał przez okno w ciemność nocy.
Lord usiadł w wyściełanym fotelu przy starym dębowym biurku. Ozdobione ornamentami nadawało komnacie odpowiedniego klimatu. Ściany pomieszczenia pokrywały czerwono-czarne arrasy, a na podłodze leżał gruby dywan. W ciemnym rogu stała zaś jakaś postać. Lord wzdrygnął się. Pierwszy raz widział ducha.
- Kim jesteś? – zapytał upiora. – Odejdź stąd. To mój gabinet.
- Co? – zdziwił się tamten. – Jestem niewidzialny. Nie możesz mnie zobaczyć.
- Najwyraźniej jest odwrotnie. Nie gadałbym z powietrzem.
Postać zbliżyła się. Była jak na ducha przystało przezroczysta, ale emanowała też dziwnym bladym światłem.
- Mów mi Phantomass. Już dawno zapomniałem swojego prawdziwego imienia.
- Pierwszy raz cię tu spotykam.
- Błąkam się po tym zamku od stu lat, ale nikt wcześniej mnie nie widział. Pewnie jestem tu już tak długo, że robię się coraz bardziej materialny. Przynajmniej będę miał z kim pogadać.
- Zapomnij. Nurtuje mnie jedna kwestia. Skoro jesteś tak wiekowy jak ja, może wiesz jak przestać być wampirem?
- Niektórzy mówią, że wystarczy wyjść w dzień na zewnątrz, a Słońce spali cię na popiół.
- Nie o to mi chodzi. Pragnę znów poczuć się człowiekiem.
- To chyba niewykonalne. Jesteś trupem, zaraz rozpadniesz się ze starości. Przydałby ci się Eliksir Młodości.
- Wyglądam tak, bo zacząłem głodówkę. Wszyscy mi mówią, że jestem stary. Denerwuje mnie to. Wynocha stąd.
- Niech ci będzie, ale później wrócę zagrać z tobą w karty.
Duch zniknął, wlatując w sufit. Lord zaczął się zastanawiać nad pewną kwestią. Wyciągnął z jednej z szuflad w biurku wielgachną księgę. Prowadził bardzo rozległą kronikę zgonów w okolicy. Każdy musi mieć przecież jakieś hobby. Zaczął przeglądać ją strona po stronie. Gdy dotarł do końca, stwierdził, że nikt nie umarł w murach tego zamku od czasu jego własnej śmierci w gabinecie, w którym właśnie przebywał.
Phantomass najprawdopodobniej jest moim duchem, pomyślał Lord. To było bardzo niepokojące. Teoretycznie obaj nie żyją, a jednak dopiero co gadali ze sobą, będąc kiedyś jedną osobą.
Duch został uwięziony i nie odejdzie do Krainy Wiecznych Łowów, dopóki Lord nie przestanie istnieć.
1 komentarz
Margerita
łapka w górę kiedyś oglądałam film z 1992 Baffi postrach wampirów