Biegliśmy coraz szybciej, myśląc tylko o tym, żeby przeżyć. Wokoło słychać było strzały i wybuchy granatów. Pod nogami plątały się rozerwane na strzępy ciała. Drogi były pozamykane a większość budynków w okolicy zrównane z ziemią. Wiedzieliśmy, że nasz los jest już przesądzony, ale nie poddawaliśmy się i biegliśmy dalej. Sekunda za sekundą ocalałych było coraz mniej. Postanowiłem odłączyć się od reszty i ukryć w starym przedszkolu, które nadal stało w prawie nienaruszonym stanie.
Tam wszystko się zaczęło dwa lata temu w ostatni dzień roku szkolnego. Wymordowano wszystkich, do tej pory wisiały tam ciała zgwałconych dziewczynek i odcięte głowy ich matek. Od tamtej pory nasze życie zmieniło się w koszmar, który zdawał się nie mieć końca. Otworzyłem delikatnie drzwi i rozejrzałem się po długim korytarzu. Wokół czuć było okropny smród rozkładających się ciał, ale dzięki powybijanym oknom można było to wytrzymać. Powoli szedłem przed siebie. Czułem już od wejścia, że ktoś mnie obserwuję, ale nie dałem tego po sobie poznać. Myślałem o mojej rodzinie, sąsiadach, przyjaciołach nikt z nich nie został przy życiu. Rodziców zamordowano pół roku temu tak jak sąsiadów.
Moi przyjaciele zginęli miesiąc temu, gdy próbowali przedostać się do szkoły na tajne lekcje. Nagle usłyszałem, jakby ktoś za mną otwierał drzwi. Odwróciłem się i zobaczyłem jednego z nich. Ubrany w czarny kombinezon trzymał w ręku zakrwawioną głowę kobiety. Strach przeszył mnie do szpiku kości. Nie mogłem się ruszyć, a on szedł do mnie wyjmując granat. Gdy był już blisko, wyjął zawleczkę i rzucił go w moją stronę.
W ostatniej chwili zauważyłem, że drzwi obok nie mają zamka. Z całej siły uderzyłem w nie w padłem do klasy. Granat wybuchł obok mnie, rozrywając moje nogi. Leżąc w kałuży własnej krwi, tracąc powoli świadomość, spojrzałem na jego szkaradną twarz i spytałem dlaczego, ale on tylko uniósł odciętą głowę kobiety i odszedł.
Dodaj komentarz