Kamila posłusznie wrzuciła telefon do woreczka, a gdy tylko stara odeszła, niepostrzeżenie wylała sok pod stół. Obrus był długi, sięgał podłogi, nikt nic nie zauważył. Tym bardziej, że rodzeństwo i rodzice było jakoś dziwnie otumanione, a starszy pan zdawał się mieć gdzieś całą sytuację.
- Może go też truje.. Wstrętna jędza - przeszło jej przez myśl.
Korzystając z nieobecności gospodyni dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu. Z uwagi na swoją pedantyczną naturę, szybko dostrzegła grubą warstwę kurzu na meblach, dawno nieprany dywan, pożółkłe firany i wiele innych odrażających dla niej brudów. Tak się rozglądała, że nawet nie zauważyła, kiedy pani G. wróciła.
- Nooo, to czas do spania króliczki.
Rodzice i rodzeństwo wstali jak na rozkaz, Kamila ani drgnęła. Dopiero teraz zauważyła, że oczy najbliższych zmieniły się w czerwone wyłupiaste ślepia. Przeraziła się, choć starała się to ukryć. Stara poprowadziła ich do jakiegoś innego pomieszczenia, nastolatka dalej siedziała, nie ruszając się z miejsca.
Usłyszała dźwięk przekręcanego klucza, a jej oczom ukazał się widok pomarszczonej baby - już nie wyglądała tak sympatycznie jak na początku.
- Głupia dziewucha, myślisz, że mnie przechytrzysz?!- rzuciła złośliwie, plując przy tym w twarz dziewczynie.
- Co się tu dzieje?! Kim pani jest?! Co się stało z moją rodziną?! - potok pytań wylał się z ust Kamili.
- Za dużo gadasz, za mało robisz. Przypomnę, że to Ty szukałaś życiowego przełomu. Nie zgrywaj teraz ofiary. Skoro wciąż masz tyle energii, posprzątasz ten pokój i radzę Ci, żebyś zrobiła to dokładnie - na początek tylko w ten sposób odpowiesz za nieprzestrzeganie zasad tego domu - cedziła przez zęby starucha. - Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie, młoda.
- Ależ ona ma źle dobraną protezę, przy tych perłowo białych, ale jednak sztucznych, jej 4 własne - żółte i podgniłe zębiska wyróżniały się niczym mocz na śniegu - zamyśliła się Kamila.
- Słyszysz, co do Ciebie mówię?! Józek, przynieś no małolacie sprzęt do sprzątania - rzuciła do - jak przypuszczała Kamila - męża.
- Gieniuś, nie krzycz na nią, w końcu dzięki niej, może w końcu nam się uda.
- Genowefa, czyli tak ma na imię ta wiedźma. I co ma się udać? - zastanawiała się dziewczyna. Emm, dobrze, zrobię, co pani każe, ale czy najpierw mogę zapalić? - dziewczyna przechodziła właśnie okres 'nic nie będę jadła, bo tak', a jej głównym "posiłkiem" były fajki.
Starucha tylko przekręciła oczami. - Pal. Wyjdź tylko na schody. Aha i nie próbuj ucieczki, te drzwi otwierają się tylko od zewnątrz, od wewnątrz musisz wpisać kod, który znam tylko ja, haha.
Nastolatka wyszła na korytarz i drżącymi dłońmi usiłowała odpalić papierosa. Dziękowała sobie w myślach, że używała zapalniczki żarowej, w innym przypadku przez nerwy nie byłaby w stanie padpalic fajka.
- Co tu się do cholery dzieje? Posprzątam jej. Przyda się tu prawdziwie kobieca ręka. A jak para już zaśnie, rozejrzę się po budynku, może znajdę jakąś odpowiedź - postanowiła.
Nie chcąc bardziej rozzłaszczać Genowefy wróciła do salonu. Wzięła się za sprzątanie, ale wiedziała, że zajmie jej to sporo czasu, ale to działało na jej korzyść. Minęły 2 godziny pod bacznym okiem pary. Niebawem sen dał się we znaki i im. Starucha podniosła tłuste dupsko z kanapy, wprawiając w ruch powietrze świadczące o jej braku kąpieli, naftaliny i kremu nivea. Rzuciła tylko krótko, że ma to szybko ogarnąć i też położyć się spać- w salonie.
Kamila odczekała jeszcze godzinę, by mieć pewność, że małżeństwo zasnęło. Postanowiła opuścić salon i trochę się rozejrzeć. Wnętrze podziemnego domu skojarzyło się jej ze średniowiecznymi lochami, brakowało tylko pochodni. Na swojej drodze dostrzegła wiele drzwi. Otworzyła pierwsze po lewej. Jakieś biuro, podeszła do biurka oświetlając drogę zapalniczką. Na nim zobaczyła teczkę ze swoim imieniem. Ciekawość nie dawała jej spokoju. W środku znalazła swój akt urodzenia, jednak brak danych o rodzicach, kilka zdjęć robionych z ukrycia i szczegółowo wypisane wszystkie fobie dziewczyny.
- Skąd ona to wszystko ma? Skąd wie, czego się boję? Dlaczego wśród moich danych nie ma wzmianki o rodzicach? Czyżby to nie przypadek, że natknęłam się na jej ogłoszenie? - zastanawiała się, przeglądając drżącymi dłońmi resztę papierów.
Zostawiła teczkę w takim stanie, w jakim ją znalazła i rozejrzała się po biurze bądź gabinecie. Nad nieużywanym kominkiem wisiał portret kobiety i mężczyzny. Wydali się Kamili łudząco znajomi. Uznała wtedy, że umysł zaczyna jej płatać figle ze zmęczenia i głodu.
Opuściła pomieszczenie, by sprawdzić kolejne. Kuchnia! Postanowiła zrobić sobie coś do jedzenia, coś w czym nie będzie wcześniej wspomnianego "różowego pyłu".
- Czym on właściwie jest? I dlaczego tak ogłupia, i zmienia ludzi? - zastanawiała się robiąc kanapkę z kremem czekoladowym. Szybko ją skonsumowała, nie miała wiele czasu. Otworzyła zamrażalnik, mając nadzieję, że tam znajdzie telefon, by wezwać pomoc. Ku jej zaskoczeniu urządzenie było na pin. Dziewczyna wpisała pierwszą lepszą kombinację cyfr - nic, jeszcze raz - dalej pudło i.. po trzeciej nieudanej próbie włączył się alarm.
- No to po mnie - westchnęła cicho, a na karku poczuła oddech staruchy.
- Nie możesz spać, Złotko? - zapytała z udawaną troską baba.
- Ja tylko.. Ja chciałam się napić.
- Czyżby? Wierz mi, nie chciałam Ci tego robić, ale widzę, że nie pozostawiasz mi wyboru, za chwilę spotkasz się ze swoim największym koszmarem.
Nie dodając nic więcej, szarpnęła dziewczyną - jak na swój wiek miała naprawdę sporo siły - i poprowadziła do pomieszczenia obok.
Dodaj komentarz