Materiał zarchiwizowany.

Fikcja/Fiction #1

Fikcja/Fiction
-----------------------------------------------
11111111111111111111111
-----------------------------------------------
Ranek - ponury, chłodny wschód czegoś, co niektórzy nazywają ciałem niebieskim - słońca. Coś okropnego. Słońce blade, nisko nad horyzontem gór. Chmur nie ma, ale czuć okropny powiew chłodu i widać jedynie ciemność. Z okna, szczyty wydają się być szczęką ogromnego potwora, która zamyka się nade mną. Czuję jakby zaraz ta paszcza miała się zamknąć i uwięzić mnie w koszmarze z nocy. Boje się do niego wracać. Rozmyślam tak nad tym porankiem, poruszony moimi snami, gdy nagle do mojego pokój, w którym przebywałem, ktoś puka.  
- Proszę. - zawołałem.
Drzwi lekko uchyliły się, ale z korytarza widać było jedynie ciemność. Nagle, razem z podmuchem okropnego, mrożącego krew w żyłach wiatru, drzwi otworzyły się na całą szerokość i uderzyły z wielkim trzaskiem o ścianę. Po chwili otworzyło się okno i wpadł kolejny podmuch wiatru. Pokój napełnił się dziwną, ponurą mgłą. Mgła stawała się coraz gęściejsza, aż przestałem cokolwiek widzieć w pokoju, oprócz wejściowych drzwi. Zszokowany tymi wydarzeniami rzuciłem się do nich, lecz droga, jaką przebywałem biegnąc w ich kierunku nie skracała się, a wręcz wydłużała. Nagle spostrzegłem wokół mnie latające, mgliste, ciemne postacie. Wydawałoby się jakby miały ludzkie twarze które mnie obserwują. Przestraszyłem się okropnie i z nieuwagi wpadłem w dziurę, która nagle pojawiła się w podłodze. Jakimś cudem moje stopy zostały na krawędzi i wisiałem tak. Na końcu przepaści widać było oślepiające źródło światła tak jasne, że rozjaśniło aż cały pokój. Po chwili w której tak zawisłem poczułem jak coś kuje mnie po całym ciele, gdy się odwróciłem, ujrzałem czarne zjawy które dotykały mnie swoimi mackami. Czułem jak coś wchodzi do moich żył i paraliżuje moje nogi. Stopy nie wytrzymały, puściły podłoże i zacząłem opadać na źródło światła. Upiory leciały równo ze mną patrząc mi się prosto w twarz. Wydawało się jakby porozumiewały się ze mną. Słychać było jak wydają dziwny jazgot który był porównywalny ze skrzypiąca, spróchniałą deską, gdy ktoś na nią staje. Nieuniknienie zbliżałem się do światła, które z czasem było coraz większe i jaśniejsze. Gdy znajdowałem się już blisko podłoża zacząłem spowalniać, jakby coś mnie złapało w powietrzu i ciągnęło z powrotem do góry. Lecz zatrzymałem się bezpiecznie na świecącej podłodze. Gdy się rozejrzałem zjawy gdzieś zniknęły. Znajdowałem się w jakimś pomieszczeniu, który był identyczny do mojego pokoju w hotelu. Podszedłem do drzwi, które były tym razem zamknięte na klucz. Klucza nie miałem. Przeszukałem szybko caly pokój i znalazłem go pod poduszką. Podniosłem i w tej samej chwili światło zaczęło się ściemniać, aż po chwili całkowicie zgasło. Jedyne światło dobiegało z dziurki od klucza w drzwiach. Słyszałem jak znowu z góry leciały zjawy, szybko włożyłem klucz i otworzyłem zamek. Wszedłem do pomieszczenia, w którym od razu światło oślepiło mnie i nic już nie widziałem. Zdążyłem tylko zauważyć białą, lśniącą postać zbliżającą się do mnie i nagle poczułem ból głowy - zemdlałem...


To dopiero mój początek, więc jeśli macie jakieś uwagi to dajcie znać w komentarzu! :)

HearU

opublikował opowiadanie w kategorii horror, użył 648 słów i 3490 znaków, zaktualizował 14 lip 2016.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Somebody

    Jest sporo błędów. Ogólnie ok.

    23 cze 2017