Rodziców Piotrka nie było w domu tego wieczora, gdyż wybrali się na imprezę charytatywną. Dziewiętnastolatek został więc sam i postanowił zaprosić kolegów. W końcu piątek to idealna pora na zabawę.. „Wpadajcie” - napisał - „Chata wolna, więc można napić się piwka, czy wódeczki”.
Jak można było się spodziewać, koledzy przyszli, przynosząc oczywiście własny prowiant. „Na krzywy ryj się nie przychodzi”, brzmiało ich motto, którego trzymali się jak świętej księgi.
Wpadło ich trzech:
Adam, ogolony na łyso największy świr w ekipie,
Mateusz, zwany też Matim, bardzo ogarnięty gość,
Oraz Eugeniusz, urodzony geniusz, ale bardzo bojaźliwy.
Usiedli w salonie, z głośników kina domowego brzmiała imprezowa muzyka, przy której tak dobrze spożywało się alkohol naszemu towarzystwu, dyskutującemu na same ciekawe tematy.
- Ej, chłopaki - powiedział Piotrek odstawiając na stół pusty kieliszek. - Słyszeliście o tej apce do wywoływania duchów?
Koledzy spojrzeli na niego, jak na wariata, który uciekł z psychiatryka.
- Jaka apka? - zapytał zdziwiony Mati, który myślał, że Piotrek tylko żartuje.
- No normalnie, wystarczy wejść i sobie pobrać. Podobno naprawdę działa.
- No to dawaj, ściągamy i wywołujemy! - krzyknął podekscytowany Adam i wypił kieliszek wódki.
- Może jednak lepiej nie… - powiedział Eugeniusz lekko drżącym głosem.
- Daj spokój, fajnie będzie. Pomyśl, że to eksperyment w imię nauki - przekonywał go Piotrek.
- No dobra, skoro tak mówisz…
Piotrek wyciągnął telefon i po chwili naciskania w ekran oznajmił kolegom, że aplikacja jest w trakcie pobierania.
- Ciekawe, czy trzeba będzie mieć tą planszę Ouija - powiedział zapatrzony w ekran jak w najpiękniejszy skarb.
- Tę - odezwał się niespodziewanie Eugeniusz.
- Co “tę”? “ - Nie rozumiał Piotrek.
- No nie TĄ, lecz TĘ planszę.
- Dobra, typie, jakie to ma niby znaczenie? Cicho pobrało się - oznajmił Piotrek i cała grupa zebrała się wokół niego.
Podekscytowany chłopak drżącym palcem włączył aplikacje. Na ekranie Iphone'a pojawił się czarny ekran ładowania, czerwone kółko kręciło się jak spinner.
Po chwili aplikacja pokazała przerażający napis: „Uwaga! Korzystasz na własną odpowiedzialność. Twórcy nie ponoszą winy za szkody wywołane podczas używania aplikacji”.
- Zaczyna się z grubej rury - odezwał się Adam cichym, marzycielskim głosem.
Eugeniusz kliknął „OK” i aplikacja pokazała menu z opcjami do wyboru.
1. Wywoływanie duchów.
2. Kup opcje premium.
Chłopaki wpatrywali się w ekran, jak zaczarowani. Adam z tego wszystkiego musiał wypić kieliszek wódki, inaczej jego mózg by tego nie wytrzymał.
- Dawaj opcję jeden - odezwał się cicho Mati, jednak Piotrek słyszał go wyraźnie.
Chłopak był tak zdenerwowany, że nie mógł trafić w opcję „jeden” i kliknął reklamę, przez co musiał obejrzeć trzydziestosekundowy filmik, jak jakiś koleś gra w tetrisa. Dopiero po tym wstrząsającym wydarzeniu udało się włączyć właściwą opcję.
Aplikacja znów zaczęła się ładować.
- No to jedziemy - powiedział Eugeniusz, który nie chciał okazać strachu przed kolegami.
Czerwone kółko pokręciło się jakieś dziesięć sekund, po czym na ekranie pojawiła się plansza Ouija i mini poradnik.
- Jeśli chcesz wywołać ducha - czytał Piotrek - udaj się na cmentarz, albo do lasu.
- Do lasu? Czemu do lasu? - Nie rozumiał Mati.
- Nie wiem, nie wyjaśnili.
- Może duchy lubią sobie po lesie pochodzić, pozbierać kasztany, albo grzyby - zaśmiał się Adam, ale był jedyną śmiejącą się osobą, więc zamilkł i zawstydzony wypił kolejny łyk alkoholu.
- No to co, panowie? W drogę! - odezwał się Piotrek, który chwiejnym krokiem ruszył w stronę drzwi.
- Stary, ale gdzie ty leziesz? - Mati zdziwił się zachowaniem kolegi.
- Jak to gdzie? Do lasu! Chodźcie ze mną, pośmiejemy.
I chłopaki poszli.
Mimo pełni księżyca w lesie panowała ciemność, jednak ekipa świeciła fleszami w telefonie.
- Dokąd w ogóle idziemy? - zapytał Mati.
- Nie wiem, ale będziemy wiedzieć, czy jesteśmy na miejscu - odparł Piotrek.
- Ej, chłopaki! - zawołał Adam, który wziął ze sobą flaszkę wódki. - Patrzcie, co mam!
Wyciągnął z kieszeni pistolet i zaczął celować w przyjaciół.
- Adam, na litość boską, skąd ty masz gnata? - zapytał Piotrek głośno przełykając ze strachu ślinę.
- Zakosiłem dzisiaj staremu. Zapomniał zamknąć sejf i sobie wziąłem - zaśmiał się rubasznie. - Przyda nam się, będziemy strzelać do ducha, jak się jakiś pojawi - zaśmiał się znowu.
- Może lepiej będzie, jak na razie ja go wezmę. - Piotrek podszedł powoli do pijanego kolegi i zabrał broń, po czym schował do kieszeni.
- Dobra, chodźcie dalej - odezwał się Eugeniusz i cała ekipa poszła za nim.
- Trzeba ciągle patrzeć, co pisze w instrukcji - mówił Piotrek.
- Jest napisane - poprawił go Eugeniusz?
- Co? - Nie rozumiał Piotrek.
- Mówi się JEST NAPISANE, a nie PISZE
- Typie, przestaniesz mnie w końcu poprawiać?!
Telefon Piotrka nagle zawibrował.
- To tutaj - powiedział chłopak i odłożył telefon na powalone drzewo. - JEST NAPISANE, że świece trzeba zapalić, a jak nie ma świec, można użyć flesza w telefonie. Także rozkładać sprzęt i zaczynamy zabawę.
Chłopaki usiedli na ziemi i dookoła ułożyli telefony z włączonym fleszem. Jedynie Piotrek, wciąż z telefonem w ręce, czytał dalsze instrukcje.
- Musimy złapać się za ręce i mówić: „Duchu przyjdź”. Po chwili powinien się pojawić - powiedział wpatrując się w telefon.
- Trochę to… nie fajne, ale cóż… jak trzeba to możemy trzymać się za ręce. Chociaż wolałbym jakąś kobietę - zaśmiał się nerwowo Mati.
- Dobra, zobaczymy, co się będzie działo - odezwał się Eugeniusz Rozglądając nerwowo.
Adam, który był już mocno pijany, nawet nie zwracał na nic uwagi. Podał dłoń Piotrkowi, Piotrek Matiemu, a Mati Eugeniuszowi.
- Duchu, przyjdź - mówili razem siedząc w kręgu. - Duchu, przyjdź - powtarzali rozglądając się nerwowo. Nie wierzyli, że ktoś może się pojawić, jednak napięcie było wyczuwalne.
- Plansza się rusza - odezwał się nagle Piotrek drżącym głosem.
- I co z tego? To tylko zabawka, wszystko jest ustawione. - Wzruszył ramionami Mati.
- I co tam jest? - Adam próbował dostrzec cokolwiek.
- Duch napisał: „Przybyłem” - odparł Piotrek, a wszyscy westchnęli ze strachu.
Zrobiło się chłodniej i zerwał się lekki wiatr, który delikatnie poruszał gałęziami drzew.
- Zapytaj, kim jest - zaproponował Eugeniusz.
Piotrek powtórzył pytanie do telefonu i po chwili wskazówka na planszy znów zaczęła się ruszać.
- „Jestem… Śmiercią” - przeczytał Piotrek. Zaczęły drżeć mu usta, wydawał się bliski płaczu.
- Nie chcę się już w to bawić - zaskomlał Eugeniusz
- To zwykłe gówno! - krzyknął Piotrek i wyłączył aplikację.
Nagle mężczyzna znalazł się w miejscu imprezy charytatywnej, na którą wybrali się jego rodzice. Panowała tu dziwna cisza, wszystkie światła były zgaszone. Piotrek szedł powoli coraz bardziej pocąc się ze strachu. Dotarł do ściany i przywarł do niej mając nadzieję, że doprowadzi go do wyjścia. Niespodziewanie trafił na lepką substancję, jednak szedł dalej, lekko krzywiąc się ze strachu i obrzydzenia. W końcu wyczuł przełącznik światła. Głośno przełknął ślinę, wziął głęboki wdech i nacisnął przycisk.
Zobaczył wszystkich uczestników zabawy - martwych. Ich zmasakrowane ciała leżały na podłodze, całe pomieszczenie pomalowane było krwią. Pod Piotrkiem ugięły się nogi i mężczyzna upadł cicho płacząc.
Rozglądał się za rodzicami i dostrzegł ich. Jego matka miała odciętą głowę, ojciec leżał z nożem wbitym w serce.
Chłopak krzyknął zasłaniając twarz dłońmi. Krzyczał tak głośno, że o mało nie zdarł sobie gardła.
- Piotrek! - Usłyszał przytłumiony głos Matiego. - Piotrek, wstawaj - mówił przyjaciel i Piotrek obudził się w lesie cały mokry od potu.
- Chłopie, co się stało? Przewróciłeś się i darłeś jak opętany - powiedział Mati z lekkim uśmiechem.
- Oni wszyscy nie żyją - łkał Piotrek. - Byłem w Paradise, na tej imprezie charytatywnej. Była jakaś masakra, wszyscy są martwi.
- O czym ty gadasz? - zapytał Eugeniusz piskliwym głosem.
- Wszystko widziałem… moi rodzice…. nie żyją - Rozpłakał się.
- To był tylko sen, wszystko jest w porządku - tłumaczył Mati, jednak słowa przyjaciela nie docierały do Piotrka.
- To nie był sen - Piotrek wstał z ziemi i sięgnął do kieszeni, w której wcześniej ukrył pistolet. - Oni naprawdę nie żyją, więc i ja nie chce.
Drżącymi dłońmi wsadził lufę pistoletu do ust, a z jego oczu wciąż płynęły łzy.
- Piotrek, nie! - krzyknął Mati, ale odpowiedział mu strzał i martwy Piotrek padł na ziemię.
Wszyscy patrzyli na to zszokowani, przez chwile nikt się nie ruszał. Stali i patrzyli na Piotrka z dziurą w głowie, z której wciąż wylewała się krew.
Pierwszy poruszył się Adam - zwymiotował na drzewo, a następnie padł na ziemię.
- Co… co się stało? - pytał Eugeniusz drżącym głosem. - Piotrek… on… on…
- Nie żyje - dokończył za niego Mati starając się opanować.
- Co teraz zrobimy - zapytał Eugeniusz patrząc na przyjaciela z nadzieją.
- Musimy… chyba musimy wezwać policję.
- Tak! To dobry pomysł - zgodził się Eugeniusz.
- Dzwoń… Ja… Ja tego nie dotknę - Wskazał swój telefon leżący obok ciała Piotrka.
Mati schylił się po swojego Samsunga, jednak w ostatniej chwili cofnął się, jak porażony prądem.
- A jak wszystkie telefony są opętane? - zapytał z rozszerzonymi ze strachu oczami.
Eugeniusz nie odpowiedział. Wciąż nie mógł oderwać wzroku od martwego przyjaciela i leżącego obok niego Iphon’a.
- Ja zadzwonię… - Adam był już tak pijany, że w zasadzie nie wiedział, co się dookoła dzieje. Nic dziwnego, w końcu praktycznie sam wypił pół litra wódki.
Koledzy obserwowali go z obawą, ale i ulgą. Cieszyli się, że to Adam stanie się ofiarą ducha, a sami ujdą z życiem.
- Tylko uważaj… - powiedział Mati, ale Adam nawet go nie słyszał.
Znalazł telefon i gdy podniósł - wszyscy zamarli oczekując kolejnej strasznej sceny. Patrzyli z kamiennymi minami, stojąc jak pomniki, ale… nie wydarzyło się nic strasznego.
Adam wybrał numer policji i przyłożył telefon do ucha.
- Policja? - zapytał po chwili bełkotliwie. - Mamy tu martwego kumpla…
***
Policja przyjechała bardzo szybko, bo już jakieś dziesięć minut po wezwaniu. Funkcjonariusz Włodzimierz, zwany również Włodkiem, chodził po lesie z notatnikiem. Miał na sobie szary kapelusz i marynarkę, przez co wyglądał dość komicznie, jakby przygotowywał się do zabawnej sztuki w przedszkolu.
Jednak sam Włodek zabawny nie był. Jego wysportowana sylwetka i grobowa mina sprawiały, że wszyscy odnosili się do niego ze strachem i szacunkiem.
Teraz Włodek podszedł do trójki wciąż załamanych chłopaków i spojrzał na nich krytycznym okiem, a następnie zerknął do notatnika.
Siedzący na ziemi młodzieńcy spuścili głowy.
- No dobra… - zaczął Włodek kątem oka patrząc to na chłopaków, to na pustą butelkę po wódce. - Mamy tutaj trupa, niejakiego Piotra Bagickiego. Wstępne oględziny wskazują, że chłopak strzelił sobie w głowę z pistoletu CZ 97 kaliber .45. - Zamknął notatnik. - No więc… może powiecie mi, co tu się do cholery stało?
- No więc… - odezwał się Mati uprzednio odchrząkując. - Piotrek pobrał z neta taką apkę do wywoływania duchów. No i przyszliśmy tutaj trochę się zabawić, wie pan… poświrować - zaśmiał się, ale Włodek wciąż minę miał grobową. - No więc… - ciągnął Mati. - Piotrek coś zobaczył, a później strzelił sobie w łeb! - Rozpłakał się.
- Duchy, co? - zaśmiał się komisarz. - Takie pierdoły możecie pociskać w trudnych sprawach. Powiem wam, jak to wyglądało naprawdę. Przyszliście chlać wódkę. Piotrek za bardzo przesadził i strzelił sobie w łeb, albo ktoś z was mu pomógł.
- Sugeruje pan, że mam taki słaby łeb, że połówką na czterech się upiłem? - Adam wydawał się urażony.
- Bardziej w tym momencie interesuje mnie dziurawy łeb twojego kumpla, więc nie róbcie sobie jaj i gadajcie jak było naprawdę. A tak w ogóle skąd ten… - Zajrzał do notatnika - Piotrek miał broń?
- Od Adama - odezwał się tym razem Eugeniusz wycierając łzy spływające po policzku. - Wziął ją chłopak, zakosił ojcu, bo… no wie pan, jego stary zapomniał zamknąć sejf. Poza tym… Jeśli nie jesteśmy aresztowani, to chcielibyśmy już wrócić do domu.
- Ta… - odparł tylko komisarz. - Możecie być pewni, że sprawa się wyjaśni, a tymczasem możecie spadać.
Chłopaki poczuli ulgę. Policjanci pobrali od nich odciski palców patrząc groźnie, ale nic się nie odezwał.
Szli przez las w milczeniu, nawet na siebie nie patrząc. Pijany Adam kilka razy potknął się o gałąź, jednak się nie przewrócił.
- To… ja idę do domciu - odezwał się Eugeniusz płaczliwie wycierając z policzków łzy.
- Spoko, ja odprowadzę Adama, bo chłopak ledwo jest w stanie chodzić.
- Jasne - odparł Eugeniusz i niespodziewanie przytulił się do Matiego.
Mati poklepał kolegę po plecach, a następnie uściskał mocno dodając otuchy.
Po tym miłym pożegnaniu Eugeniusz powoli ruszył w stronę domu.
- No to idziemy - zwrócił się Mati do Adama.
Adam jedynie beknął w odpowiedzi i zachwiał, jakby był w stanie nieważkości.
Mati wziął go pod ramię i ruszyli.
Gdy byli już prawie na miejscu, Adam zobaczył mysz na drodze.
- Myszka Miki - zaśmiał się.
- O czym ty mówisz? - zapytał Mati zaniepokojony, jednak Adam nie odpowiedział.
Po chwili chłopak zobaczył kolejne myszy idące powoli w jego stronę. Bał się, więc mocniej przylgnął do przyjaciela.
Adam bał się myszy odkąd w dzieciństwie zobaczył, jak kilka z nich zjada jego rozjechanego przez auto kota.
- Stary, co ty robisz? - Tym razem Mati był już naprawdę przestraszony zachowaniem kolegi.
- Nie dostaniecie mnie! - wrzasnął Adam i zaczął uciekać.
Niestety, był zbyt pijany, by mogło mu się to udać i już po kilku krokach upadł na ziemię machając wściekle rękami.
Myszy nacierały na niego i Adam, choć mocno się starał, nie mógł nic na to poradzić. Krzyczał przeraźliwe, ale myszy nie przejmowały się wrzaskami. Wskakiwały na niego kąsając swoimi małymi ząbkami.
Mati obserwował wszystko przerażony, nie wiedział co robić. Podszedł do przyjaciela chcąc podnieść go z ziemi, ale Adam tak wściekle machał rękami, że nie było takiej możliwości.
- Adam, co się dzieje?! - krzyczał Mati, ale Adam wciąż miotał się jak wariat.
Jedna z myszy weszła mu do ust i zaczęła kąsać go w podniebienie i dziąsła. Jednak to jej nie wystarczyło i postanowiła zwiedzić kolejne zakamarki jamy ustnej Adama wchodząc coraz głębiej.
Adam zaczął się krztusić. Jego oczy rozszerzyły się tak, że praktycznie zniknęły mu tęczówki.
- Adam! - krzyknął Mati, a Adam wydał z siebie zdławiony jęk i jego życie dobiegło końca.
Mati nie mógł w to uwierzyć. Wstrząsnął kolegą mając nadzieję, że się ocknie, ale Adam był martwy i nic nie mogło tego zmienić.
Mati nie był głupi, od razu ogarnął, że śmierć przyjaciela musiała być spowodowana przez ducha, którego przyzwali.
- Nie dam się tak łatwo zabić - powiedział do siebie i pobiegł z powrotem w stronę lasu mając w głowie plan.
Gdy znalazł się na ścieżce prowadzącej do lasu, coś nietypowego zwróciło jego uwagę. Gdy lepiej się przyjrzał zauważył Eugeniusza leżącego z wykrzywioną, bladą twarzą.
- O cholera - odezwał się cicho. - Eugeniusza dopadła Samara z The Ring.
Nie było w tym nic niezwykłego. The Ring był najstraszniejszym horrorem, jaki Eugeniusz oglądał. Jeszcze długo po seansie opowiadał kolegom, jak bardzo się boi, a siedem dni po obejrzeniu filmu, musieli zostać przy nim na noc, żeby chłopak nie postradał zmysłów.
A teraz leżał tu martwy, przykryty liśćmi. Tak bardzo bał się, że Samara go dopadnie i faktycznie tak się stało. Mati z przerażeniem pokręcił głową. Musiał jak najszybciej znaleźć rozwiązanie, żeby samemu nie paść ofiarą swojego strachu.
Dotarł na miejsce, gdzie został przyzwany duch. Wciąż było tu pełno policjantów, ale Mati nie miał nic do stracenia.
Włodek, który rozmawiał właśnie z innym funkcjonariuszem, obserwował Matiego. Mężczyzna był zaskoczony, że chłopak wrócił na miejsce przestępstwa i to w tak krótkim czasie. Od razu postanowił do niego podejść.
- Co tu robisz, chłopcze? - odezwał się Włodek, który przestraszył biednego Matiego.
- Ja… Tylko wróciłem po coś - mówił niepewnie Mati. Głos mu drżał ze zdenerwowania.
- Po co? - dopytywał się Włodek, przyglądając się Matiemu uważnie.
- Po telefon.
- Zgubiłeś? - Włodek kucnął piorunując chłopaka wzrokiem.
- W zasadzie… to mój kumpel zgubił. Chciałem mu oddać - tłumaczył Mati.
- Przykro mi, ale telefon zostanie użyty, jako dowód w sprawie.
- Dlaczego? Przecież… Piotrek strzelił sobie w głowę. - Na wspomnienie o przyjacielu, Matiemu zaszkliły się oczy.
- Wszystko może okazać się ważne - mówił spokojnie Włodek.
- Proszę mi go dać, błagam, to sprawa życia lub śmierci! - Nie ustępował Mati.
- Co takiego jest w tym telefonie?
- Aplikacja… która przyzwała ducha. Być może jest wyjaśnione, jak… jak go odesłać.
Włodek zaśmiał się wyraźnie rozbawiony i klepnął Matiego w plecy. Chłopakowi jednak do śmiechu nie było i miał ochotę przywalić policjantowi w gębę, co nie było dobrym pomysłem. Zacisnął dłonie w pięści i wziął głęboki wdech starając się uspokoić.
- Wiesz… - odezwał się Włodek z szerokim uśmiechem. - Przejrzałem tę aplikację i powiem ci coś, chłopcze… widziałem ją wcześniej. Tak! Nie jesteście pierwszymi, którzy ją pobrali i zaczęli w tajemniczy sposób umierać. Ale to dobrze, bardzo dobrze, bo jesteście zwykłymi odpadami społeczeństwa. Myślicie, że jesteście tacy wspaniali, cudowni, że takie super z was “ziomeczki” - Zrobił cudzysłów w powietrzu. - Ale jesteście tylko zakałą społeczeństwa, przez takich jak wy moja córka nie żyje… - Włodkowi załamał się głos.
- Co…? O czym… O czym pan mówi….? - Mati był już tak zdenerwowany, że ledwo widział na oczy. Miał wrażenie, że zaraz zemdleje.
- Amelia spotykała się z jednym takim, jak wy. Sportowiec, dobre wyniki w nauce, chłopak idealny. Ale którejś nocy, podczas jednej z tych waszych durnych zabaw przy ognisku, on i jego kumple zgwałcili ją, a film z całej akcji widziała cała szkoła. Za pomocą jakiejś durnej aplikacji przesyłali go sobie, śmiejąc się jak nienormalni. Po tym zdarzeniu Amelia zabiła się, powiesiła w pokoju. I później… ci, co ją dręczyli, zaczęli umierać w dziwnych okolicznościach i za każdym razem na miejscu zbrodni, w jednym z telefonów znajdowała się ta dziwna plansza do wywoływania duchów. Jestem pewien, że to Amelia zza grobu chciała zemścić się na wszystkich, którzy ją skrzywdzili. Bała się odrzucenia, a ten jej cały chłopak, odrzucił ją w najbardziej bolesny sposób, jaki tylko można sobie wyobrazić.
- Ale… jak? W jaki sposób? Jak mogłaby napisać aplikację będąc martwa? - Nie rozumiał Mati.
- Nie mam pojęcia, najważniejsze, że dzięki temu pozbywa się takich śmieci, jak wy!
- Nie zrobiliśmy nic złego! Nigdy nie zrobiliśmy nic złego! - krzyczał Mati. - Oddawaj ten telefon, muszę to zatrzymać!
- Nie zrobię tego. Mam nadzieję, że ty i reszta twojej bandy spłoniecie w piekle!
- DAWAJ TEN TELEFON! - wrzasnął chłopak i rzucił na Włodka.
Próbował go uderzyć, ale mężczyzna uchylił się przed ciosem i Mati stracił równowagę. Nie przejmując się tym, Mati wykonał drugi cios, jednak i tym razem Włodek uniknął go, a następnie kopnął chłopaka w bok. Mati skulił się z bólu i wtedy funkcjonariusz zadał mocny cios w twarz i Mati przewrócił się uderzając głową w kamień.
Polała się krew, chłopak był nieprzytomny. Obserwujący całą akcję policjant szybko znalazł się przy Włodku i sprawdził puls Matiemu.
- Nie żyje - poinformował i spojrzał na Włodka.
- Ja… tylko się broniłem, młody mnie zaatakował. Nie chciałem go zabić - mówił Włodek płaczliwie.
- W porządku, widziałem całą akcję. Chodźmy, czeka nas jeszcze dużo pracy.
Włodek pokiwał głową i spojrzał na ciało Matiego. Nikt tego nie widział, ale mężczyzna uśmiechał się szeroko, jakby wszystko było w jak najlepszym porządku.
Dodaj komentarz