Duchowo martwe życie Marty. (I)

Szła ciemną ulicą, kurczowo trzymając przy sobie skórzaną torebkę. Przedmieścia Starego Miasta w ten listopadowy wieczór były wyjątkowo obskórne. Ponura aura dopełniona chłodem przenikającym kości i zimnym światłem ulicznych lamp, napawała ten kobiecy cień niepokojem.
Marta stukała obcasami o nierówną kostkę brukową, co jakiś czas spoglądając w prawo i w lewo, jakby wypatrując czyhającego gdzieś w mroku zagrożenia. Co ciekawe, jako jedna z niewielu kobiet, umiała te dwa kierunki rozróżnić. Ciemne włosy opadały na skórzany płaszcz, ciemne oczy śledziły bacznie drogę przed sobą, natomiast nogi wystające spod płaszcza, zacnie prezentujące się w kabaretkach, czujnie stawiały coraz to kolejne kroki. Wysokie buty z wprawą wykorzystywane przez naszą bohaterkę, niemal się nie chwiały. Mroczny labirynt między budynkami miał doprowadzić ją do spowitego mgłą, wywyższającego się ponad wszystkimi innymi, budynku Kościoła.
Przekroczyła kościelną bramę. Drzwi, w których kierunku szła, były uchylone. Obejrzała się za siebie po raz ostatni, zamknęła za sobą wrota Domu Bożego, wywołując głośny trzask. Dźwięk ten rozproszył się w środku, budząc wiszące pod dachem dzwonnicy nietoperze. Wysokie i przestronne wnętrze tonęło w ciemności, jedynie ołtarz oświetlało kilka leniwie tlących się świec. Marta ruszyła w kierunku wody świeconej, przeżegnała się cynicznie i powoli zataczając biodrami, ruszyła w stronę ostatniej ławy. Krwistoczerwone usta wygięły się w krzywym uśmiechu na widok Ukrzyżowanego. Jędrne pośladki wreszcie opadły na miejsce najwierniejszych słuchaczy, przysypiających niepostrzeżenie z tyłu w czasie co tygodniowej mszy świętej. Spektakl z niemałym powodzeniem mógł się w końcu zacząć. Nic, tylko czekać na niebiańskie dźwięki organów. Drzwi zakrystii, jakby na zawołanie przekroczył Ksiądz Nikodem. Otaczała go jasna poświata, kiedy szedł w kierunku swojej ulubionej parafianki. W dłoni dzierżył krucyfiks. Usiadł obok, pamiętając o bezpiecznym dystansie - przynajmniej chwilowo.
- Część Boże - wyrzekł flegmatycznie, wzrokiem witając przenikliwością. Jak gdyby czytanie w myślach i sercu było dla niego błahostką.
- Dobry wieczór, proszę Księdza. Stawiłam się dzisiaj, tak jak obiecałam - odpowiedziała pewna siebie, grzeszna chrześcijanka. - Obawiam się, że mam dużo Księdzu do opowiedzenia. Bardzo dużo - uśmiechnęła się unosząc mimowolnie brew. Rozpięty płaszcz ujawnił kraciastą spódnicę. Podniosła się teraz niemal do połowy uda, kiedy właścicielka tych seksownych kończyn, zakładała nogę na nogę. Nikodem nie mógł się powstrzymać od świdrowania wiernej kątem oka.
- Droga Córko, wiesz, że zawsze znajdę dla Ciebie czas. Średnia wieku innych parafianek waha się koło siedemdziesięciu paru lat. Młodsze stanowią więc swego rodzaju gratkę... - tłumaczył się dźwięcznym basem, zmieniając pozycję na bardziej swobodną - I dlatego zasługują na specjalne względy.
Uśmiech nie schodził z jej zdemoralizowanej twarzy. Wstali. Posłaniec Boży nie zwlekając ani chwili, zajął swoje miejsce w konfesjonale. Pokorna grzesznica, a może i niepokorna, przybliżyła swoje wypukłe i jaskrawe usta do oddzielającej ich kraty. Kapłan przystawił do niej krzyż, by wierna musnęła metalową powierzchnię wargami. Musiała chwilę odczekać, nim mogła na dobre zacząć wyjawiać szeptem swoje niecne postępki.

***

- Powtarzaj: W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ostatni raz u spowiedzi byłam wtedy i wtedy. Pokutę naznaczoną odprawiłam - jeśli tak. Obraziłam Pana Boga następującymi grzechami... I możesz zaczynać. Nie będę Ci wiecznie przypominał - odrzekł zirytowany Kapłan.
- Zatem, Ojcze... W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ostatni raz u spowiedzi byłam niecały miesiąc temu. Z pewnością pamięta Ksiądz nasze pierwsze spotkanie. Pokuta została odprawiona dobitnie, wzięłam ją sobie do serca - tutaj Marta na chwilę przerwała, kończąc ostatnie zdanie ledwie słyszalnym szeptem. - Może dlatego, że zechciał Ojciec osobiście mnie ukarać?
- Dla takich zagubionych owieczek, jak Ty - nie ma innej drogi - rzekł nieco rozpogodzony. - Szczególnie, jeśli same wkładają innym skórzane pasy w ręce.
- Albo liny.
- Córko, kontynuuj - rozkazał, poprawiając się na krześle.
- Dobrze. Więc obraziłam Pana Boga następującymi grzechami. Może zacznę od tego, że po ostatniej karze zapragnęłam więcej. Zapragnęłam być coraz bardziej zła, by móc dostawać następne kary. Coraz bardziej zrównywujące mnie z ziemią - zaczęła powoli, tracąc jakby początkowe zdecydowanie i popadając w zamyślenie. - Wiem, że to mnie zgubi. Moje fantazje z każdym dniem pogłębiają się w bagnie dewiacji. A może w ruchomych piaskach?
Trzy tygodnie temu wyrwałam faceta. Stał sobie samotnie koło stacji benzynowej. Długie włosy, smutny sweter, lennonki, walizka z wieloma kolorowymi naklejkami. Wiedziałam, że będzie między nami chemia. Zaciągnęłam go na kawę, potem gadka-szmatka - zgodził się na wspólną noc w opuszczonym domu. Spakowałam koc, świeczki, dwa wina, mentolowe papierosy. Ubrałam się mniej kusząco niż dzisiaj - liczyłam na waniliowy seks, który zapełni moją emocjonalną pustkę. Przeliczyłam się. Po kilku zachętach, by się nie krępował, przyśpieszył, dał klapsa, poddusił - okazało się, że trafiłam na potwora. Obtarł każdy otwór w moim ciele, częściowo pobił, oblał spermą, napluł i obszczał. I wie Ksiądz, co było najgorsze? - zapytała, wyrywając się ze wspomnień, które relacjonowała.
- Podobało Ci się?
- Tak. Czułam się okropnie, ale tak. Zostawił mnie tam samą z tym całym burdelem. Miałam ochotę wypruć sobie żyły. Już więcej go nie widziałam, nie wiem nawet jak się nazywał. A to dopiero początek. Tournée upokadzania mojej osoby miało się dopiero zacząć.
W innym mieście, idąc prowincjonalną aleją natknęłam się na dwóch meneli. Poprosili o ognia i go dostali. Kiedy szukałam zapalniczki, z uwagą przyjrzeli się dokładnie mojej sylwetce opiętej ciasną, czarną sukienką. Młodszy wkrótce potem buchnął mi dymem w twarz. Najwyraźniej było już dla nich jasne, że trzęsą mi się kolana i nie będę stawiać większego oporu. Ten starszy był bardziej przystojny. Za pomocą spojrzenia spróbowałam przekazać mu własne myśli. Wydawało mi się, że zrozumiał. Odesłał gdzieś Młodego, mnie za to zaciągnął w zaułek między budynkami. Przyciągnął mnie do siebie. Tytoń skutecznie maskował jego wcześniejszy zapach. Zaczęliśmy intensywniej flirtować. Od początku wiedział, że kawał ze mnie lubieżnej suki - wierna uśmiechnęła się, prychając do tego wspomnienia. - Trochę mnie gdzieniegdzie pogryzł. Jednak nie do krwi -  bałabym się w takim wypadku chorób wenerycznych. Wylizał wnętrze moich ud, stawiając mnie na jakiejś zapomnianej skrzynce. Jego natrętny język i palce prawie doprowadziły mnie do obłędu. Droczył się. Potem dokładnie obmacał każdy centymetr mojego ciała, pomagając mi złapać równowagę i stanąć na ziemi. Na odchodne dał z liścia w twarz, twierdząc, że nie ma już czasu, nazwając mnie swoją Małą. Zostawił mnie tam rozpaloną i bez majtek, które zabrał w ramach pamiątki. Ale może dzięki temu nie dziesiątkuje mnie teraz AIDS?
Następnej opowieści się trochę wstydzę. Jednak nie jestem jeszcze bezwstydnicą, Ojcze - przerwała swoją opowieść Marta. Zagryzła usta, niczym speszona dziewczynka i uśmiechnęła się, dalej tonąc w flashbackach z niedawnej przeszłości. - Ale wiem, że i tak to powiem.
- Wyznawanie grzechów pozostawia dla Ciebie nadzieję. W innym wypadku kara boska i boski palec dosięgnie Cię wszędzie, dziecko - przestrzegł Kapłan, nieco protekcjonalnym tonem. Do tej pory zasłuchany w opowieści nie chciał, by nic mu umknęło.
- Następna historia jest nieco bardziej długofalowa. Jak Ojciec wie, mam swoje źródła w poznawaniu odpowiadających mi ludzi. Może to częściowo intuicja, może fart. W każdym razie jest taki jeden mężczyzna, do którego powracam jak bumerang. Mimo, że niszczy mnie każdym spotkaniem. Nie tylko fizycznie.
Kiedy ujrzeliśmy się ostatnio, realizowaliśmy naszym zwyczajem jego fantazje. Tym razem, chodziło o seks w lesie. Przybliżył mi nieco całą ideę, kiedy wiózł mnie swoim autem na wyznaczone miejsce. Opowiadał spokojnie, zdecydowanie. To ja słuchając miałam wypieki na twarzy. Wreszcie dotarliśmy. Wydawałoby się, że socjopaci dają większy upust swojemu "demonowi", który siedzi w każdym z nas. Marzyła mu się dzika, zwierzęca, zroszona potem i innymi płynami ustrojowymi, sesja sadomaso pośród drzew. Kazał mi się rozebrać. Zawsze wolałam, kiedy ktoś robił to za mnie. Zaczął owijać linę wokół drzewa, równocześnie dociskając mnie do niego. Ulica była tylko dwieście metrów od nas. W każdej chwili ktoś mógł się na nas natknąć. Wtedy wyciągnął komórkę i wykręcił numer. Po rozmowie, którą odbył znieruchomiałam. Zadzwonił do kolegi, aby wziął jeszcze jednego znajomego i tu przyjechał. Zaczęłam go wyzywać i się szarpać. Zakneblował mnie.
Zebrało mi się na łzy - nie chciałam, aby ktokolwiek wchodził między mnie a niego. Przetarł mój policzek. Złapał za włosy i zagroził ich podpaleniem. Postanowiłam być już cicho, będąc gotowa na wszystko. Wkrótce przyjechali koledzy.
Dopiero kiedy zobaczyłam, co niosą ze sobą przypomniał mi się jeden szczegół z niedawnej rozmowy mojego oprawcy przez telefon. Wspomniał o czymś, co znajdowało się w bagażniku. Okazało się, że to nie coś, lecz ktoś. Ojcze - zwróciła się do słuchacza, zawahana w kulminacyjnym momencie opowieści. - Widziałam, jak zabito człowieka.

Cdn.

Dodaj komentarz