Materiał zarchiwizowany.

Wielka Pani cz.1

Nazywam się Grep, pochodzę z osady znajdującej się zdala od wszelkiej cywilizacji. Żyjemy tutaj tylko my, ze względu na nasz wygląd, nie możemy mieszkać razem z normalnymi ludźmi. Przez tą jedną cechę jaką jest nasz wzrost, nie możemy poznawać nikogo kto mieszka poza granicami 'Pumilio', czyli miejsca w którym żyjemy. Nigdy w życiu nie widziałem nikogo z poza naszej krainy. Tak samo, nikt z poza krainy nigdy nie widział żadnego Pumiliona. Wolałbym, aby tak zostało. Nigdy nie wiadomo jak zachowa się człowiek, gdy zobaczy któregoś z nas. Wszystko było jedną wielką zagadką aż do dzisiaj.

Wstałem jak zawsze około godziny 7:00. Wyszedłem z domu zabierając ze sobą kosz. Brałem go zawsze ze względu na zadanie jakie przydzielił mi w tym roku wódz. Musiałem zbierać nasiona roślin razem z dziewięciorgiem innych osób. Szliśmy jak zawsze tą samą ścieżką wolną od wszelkich zwierząt mieszkających w lesie, gdzie mieściła się kraina Pumilio. Nagle na dróżce niespodziewanie pojawił się wielki zwierz. Był to najprawdopodobniej lis. Każdy zaczął chować się tam, gdzie była możliwość schowania się. Staraliśmy się jak najszybciej przejść najciszej jak było to możliwe do osady i powiadomić wodza o wtargnięciu zwierząt na nasz teren, co było śmiertelnym zagrożeniem. Dzięki zwierzętom, które jakimś sposobem przedostały się do naszej krainy istniała szansa, że uda się to też ludziom, a może to ludzie byli tu pierwsi, a zwierzęta dotarły tu jako drugie.

Wódz wieczorem zwołał wszystkich mieszkańców Pumilio, by wspólnie podjąć decyzję o dalszym postępowaniu. Wspólnie zadecydowaliśmy o przeprowadzeniu zwiadów dzisielszej nocy. Kobiety, dzieci, oraz starcy oraz 10 wybranych mężczyzn zostało w wiosce. Mężczyźni mieli za zadanie wykopać tunel i przenieść do nich wodę, oraz żywność. Zaś reszta, w tym ja mieliśmy rozejść się po okolicy i rozejrzeć się.

Grupa kopaczy była w połowie kopania tunelu, a my wraz z wzejściem księżyca wyszliśmy na zwiady. Trzeba było zachować ostrożność, nie wiadomo było co, lub kogo możemy spotkać. Mi została przydzielona część zachodnia. Musiałem chodzić pośród mroku nie
mając żadnego źródła światła. Miałem cichą nadzieję, że nie spotkam nikogo kogo nie chciał bym spotkać nie chciał. W momencie, w którym mówiłem do siebie - Oby tu nikogo nie było.

W oddali zobaczyłem ogromną sylwetkę kobiety. Wpadłem w panikę i rzuciłem się do ucieczki. Sto moich kroków równe było dwóm, albo trzem krokom tej kobiety. Podczas uciekania przed olbrzymem, nie dbałem o zachowanie ciszy i darłem się w niebogłosy, przez co swróciłem uwagę intruza. Zapewne zdziwił się, ale zaraz zrobił parę kroków i stał już nade mną. Chciałem schować się pod jakiś liść, ale niestety w części zachodniej były tylko drzewa iglaste, pozbawiło mnie to możliwości schowania się choćby pod kawałek kory drzewnej. Ogromna kobieta schyliła się nade mną. Chwilę popatrzyła na mnie, po czym wyciągnęła w moim kierunku dłoń minimum 3 razy więkrzą niż ja sam.

Szybkim ruchem dłoni wsadziła mnie do swego rodzaju torby. Teraz mogłem dokładniej jej się przyjrzeć. Była ubrana w dość dziwny jak dla mnie sposób. Miała na sobie czarną spódnice, ale wyglądającą dosyć nietypowo. Krótka. Obcisła. Gładka. Na nogach również miała coś czego nie potrafie nazwać. Coś w stylu drugiej materiałowej skóry, a na stopach... stóp nie było zupełnie widać były zakryte sandałami tylko z jedną dziurą, do której domyślam się, wkładano stopę.

- Stopy tej kobiety muszą naprawdę pocić się w tym obuwiu. - pomyślałem.

Chciałem przyjrzeć się jej dokładniej, lecz wtedy wcisnęła mnie w głąb torby zamykając ją.

Podróż w zupełnej ciemności trwała krótko, lecz wystarczająco bym mógł usnąć. O dziwo kobieta zdawała się być ostrożna, uważała na swoją torbę w której mnie zamknęła.

Obudziłem się, gdy oślepiający promień światła wpadł do wnętrza torby. W mojej głowie rodziło się miliony myśli - Czyżby darowała mi życie, a może moi pobrateńcy wyzwolili mnie z owej niewoli.

Wdrapałem się na ściankę torby i wyszedłem z mojej dotychczasowej klatki. Wtedy moje myśli o wolności rozwiały się. Nie byłem już w Pumilio... Biegałem po ogromnej śliskiej powierzchni za która znajdowała się przepaść. W oddali dostrzegłem ściany. Był to pewnie dom mojej oprawczyni. Różnił się bardzo od domów, które dotychczas widzałem. Był, był nowocześniejszy... tak to chyba dobre słowo. Lśnił odcieniami bieli czerni i szarości, a na ścianach wisiały różne świecące przedmioty.

W tym momencie do pokoju weszła porywaczka którą widziałem w lesie i która niestety zobaczyła rówznież mnie. Nie miała już na sobie już tamtego stroju. teraz miała luźne szare spodnie jakąś bluzke i te same buty, lecz nie było 'drugiej skóry' na nogach. Z pod butów wystawał krótki biały materiał.

-Spokojnie, nic ci nie zrobie. Nie zjem, ani nie zabije. - Oznajmiła kobieta.

-Skąd mam mieć pewność, że mówisz prawde. Porwałaś mnie i oddzieliłaś od reszty Pumilionów. - Odpowiedziałem.

-Pumilioni, więc tak się nazywacie. My jesteśmy ludzmi, poprostu ludzmi, nasza rasa w przeciwięctwie do waszej nie ma nazwy.

-Co masz zamiar ze mną zrobić? - zapytałem.

-Jedynym moim zadaniem jest chronienie ciebie przed pewną złą organizacją, która pragnie przeprowadzić na was szereg okrutnych eksperymentów.

-Gdzie reszta, czy są bezpieczni?

-Tak, każdej osobie został przydzielony jeden Pumilianin, którym mają się opiekować, mi zostałeś przydzielony ty, długo cię szukałam, ale wkońcu udało mi się ciebie znaleźć... A tak w ogóle, nazywam się Anna i bardzo miło mi jest ciebie poznać.

- Grep (powiedziałem wyciągając rękę w jej strone) mi również miło jest ciebie poznać.

Anna również wyciągnęłą palec w moją stronę. Z uśmiechem uścinąłem palec, który był taki jak ja.

-Jesteś głodny a może się czegoś napijesz? -Zapytała -Nie mam pojęcia co jada się w twojej krainie, ale z pewnością wasze jedzenie nie jest nafaszerowane chemią tak jak jedzenie u nas.

-U nas jada się to co daje nam matka natura i to co mieści się w naszej dłoni. Zadowoli mnie dzban wody, oraz miska maku, albo innych nasion.

-Słucham, jesteś tak mały a wypijesz dzban wody? - roześmiała się.

-Zapomniałem, że tu wszystko jest więkrze. możesz mi dać.. Niech pomyśle naparstek napełniony ziarnami maku i... wodę, której możesz nalać do...

-Dam ci 2 naparstki. Jeden napełnie wodą a drugi ziarnami maku.

-Dobrze, bardzo dziękuje.

Po zjedzeniu maku i popiciu go wodą na zewnątrz zaczeło się zciemniać. Nadeszła pora snu. Anna szybkim ruchem ręki zgarneła mnie, następnie zaniosła do swojej sypialni, gdzie obok wielkiego łoża stała mała platforma zbudowana najprawdopodobniej przez Annę. Postawiła mnie na ziemi dając mi do zrozumienia bym czuł się jak we własnym domu. Szybko wszedłem na platformę i położyłem się do łóżka zrobionego z małego pudełka i kawałka materiału, który miał słuzyc jako kołdra.  

-A, zapomniałabym - wyjeła ze spodni watę i położyła ją na pudełku - to, żeby było ci wygodnie. Przepraszam, że twoja kołderka jest zrobiona z mojej skarpety, porpsostu nie miałam pomysłu z czego zrobić ci posłanie. może służyć ci jako śpiwur.

-Co to skarpetka, i co to jest śpiwur? - Zapytałem zdezorientowany.

- Jutro wszytsko ci opowiem i wytłumaczę, a teraz idź spać.  

Zrobiłem jak powiedziała, położyłem się, niestety przez jakiś czas nie mogłem zasnąć, za dużo się dzisiaj działo. Ułożyłem się wygodnie i po jakimś czasie zasnąłem ciekawy co stanie się następnego dnia.

Dodaj komentarz