Mały grubas próbował bezskutecznie wyrwać się z silnych rąk Nero, pocąc się przy tym niesamowicie. W kacie nieopodal walały się ciała najemnych zbirów, plamiąc krwią misternie wykonaną podłogę na zamówienie. Głupiec postawił na niewłaściwego konia. Nie minęła nawet chwila, odkąd para najemników weszła do gabinetu i zażądała zapłaty, urzędnik ani myślał wydać na nich choć miedziaka.
— Takim miernotom nie należy się zapłata? Powiedz to jeszcze raz, bez swych przybocznych. Gdzie jest obiecane złoto? — Wzmocnił ucisk na gardle burmistrza, tak że ofiara zaczęła sinieć.
— P... uść. Puść mnie — zastękał, próbując nabrać powietrza.
— Zła odpowiedź.
Skóra zaczynała pękać, a drobne stróżki krwi pociekły na kolorowy garnitur.
— Złoto... w.... sejfie. — Wskazał na obraz, przedstawiający jego samego, jako zwycięzcę na koniu.
Nero puścił go, nie siląc się na delikatność. Podszedł do malowidła i jednym ruchem posłał je daleko od siebie. Tuż przed nim majaczył lśniący, metalowy sejf, zabezpieczony cechą many i czterocyfrowym kodem. Dzięki odpowiednim zaklęciom mógłby go precyzyjnie otworzyć, lecz teraz był członkiem gildii, specjalizującym się w przywołaniu broni i wzmocnieniu ciała. Cóż zrobić, działanie w ukryciu ma swoje plusy i minusy. Skupił energie w dłoniach i po prostu ścisnął tak, że drzwiczki same odpadły.
Z pogiętego żelastwa wytrząsnął liczne monety, niektóre kształtem odbiegały od normalności, wada siłowego rozwiązania, jednak by dosięgnąć papiery, musiał zniszczyć to jeszcze bardziej. Rozwinął pergamin i zaczął czytać w myślach:
„Burmistrzu!
Pod listem znajdziesz znak, który umożliwi, rozpoznanie z kim, masz do czynienia. Pomińmy więc grzeczności i przejdźmy do sedna. Wszakże szkoda mojego czasu.
Niedawno otrzymałeś znaczną ilość cennego towaru w celu przetestowania go i rozprowadzenia z jak najlepszym zyskiem. Rozczarowałeś mnie. Nie dość, że zostałeś okradziony przez gówniarzy, to jeszcze nie zgłosiłeś tego. Chyba nie chcesz, bym napisał do Wielkiego o twojej niekompetencji? Zgadzając się na prowadzenie interesów z naszą grupą, liczyłeś się z niebezpieczeństwem w razie porażki. Pan Zniszczenia wybacza, ale nie toleruje kłamstw i zdrad. Nie sądziłeś, chyba że możesz nas lekceważyć? Dostałem jednak wiadomość o Twojej drugiej szansie od przełożonego. Musisz pojmać albo zabić złodziei, nieważne, jakim sposobem to zrobisz. Ważne, by ich ciała dotarły do Wielkiego. Zwrócisz nam również zysk, jaki mieliśmy otrzymać w razie sprzedaży.
W przypadku niepowodzenia staniesz się kolejną ofiarą na najbliższym zjeździe. Oko Ciemnego Lorda łypie na Ciebie, obserwując każdy twój ruch. Pamiętaj o tym.”
List kończył się dziwnym znakiem, jakby literka odwrócona literka „T”, opierała się o „B". Żadnego podpisu. Kim był ten Wielki i o jaką grupę chodziło? W międzyczasie burmistrz próbował ulotnić się przez okno, Lewiatan jednym ruchem posadziła go na podłogę.
— Kto ci dał narkotyk? — spytał Nero, chowając list do kieszeni.
— Nie wiem, o czym mówisz. — Nieudolność w kłamstwie prowadziła tylko do irytacji Wodnego Boga.
— Myślałem, że chcesz przejąć jakiś dochodowy interes, a te młokosy ci w tym przeszkadzały. — Podniósł go za ubranie. — Wcześniej byłem grzeczny i uprzejmy. Odpowiedz mi, od kogo masz narkotyk.
— Nie wi... — Próbował znów zaprzeczyć. Uderzenie w podbródek posłało ciało wprost na ścianę, roztrzaskując przy tym masywny posąg. — No dobra, dobra. Powiem wszystko, tylko mnie nie bij. Naprawdę wszystko. — Wyglądał żałośnie. Zakrwawione ubranie, rysująca się opuchlizna od ciosu pięścią i mina, jakby miał zaraz wybuchnąć płaczem.
— Mów szybko, ręka mnie świerzbi. — Tyle metod tortur musiał odrzucić przez to ukrywanie tożsamości. Takie marnotrawstwo.
— Parę lat temu pojawił się przede mną jakiś zamaskowany człowiek. Byłem wtedy cwaniakiem o nadmiernym pociągu do alkoholu, w zamian za podpisanie krwią jakiegoś papierka miały zostać spełnione wszystkie moje marzenia. Długo się nie zastanawiałem i tak nic mi już nie pozostało. Rozbiłem butelkę i rozciąłem nią palec, krwawiąc na pergamin. Na następny dzień dostałem informację, że dziedziczę spadek po bogatym wuju. Odpowiednio zarządzając niemałą fortuną, wspiąłem się na stołek burmistrza. Miesiąc później ponownie ujrzałem tamtego jegomościa, tym razem było zadanie do wykonania. Sprzedaż jakiegoś gówna i obserwowanie, co robi z ćpunami. Resztę już znacie. — Wstał i otrzepał ubranie z kurzu, kulejąc na jedną nogę.
— Nazwiska albo inne dane. — Historyjka może i brzmiała prawdopodobnie, w końcu sekty i inne podejrzane bandy robią większe cuda, by zyskać nowych członków dla siebie, ale nie wnosiła niczego ważnego.
— Nie wiem, naprawdę nie wiem. — Z jego głosu wypływała desperacja. — Wiem tylko, że to jakiś kult. — W tym samym momencie zalśnił magiczny okrąg pod jego stopami, a zardzewiałe ostrza przebiły jego łydki. Następnie wynurzyły się gnijące monstra, wielkości człowieka z widocznymi kośćmi bielącymi się w świetle lampy, Bez pośpiechu wbijają noże w krzyczącego z bólu burmistrza. Nero z Lewi rzucili się na pomoc, lecz bariera powstrzymała ich zapędy.
Klnąc na swą bezradność, zaczął przypominać sobie zaklęcia na magiczne osłony. Za późno. Potwory po wbiciu wielu sztyletów zawiesiły na nich łańcuchy i powoli zaczęły niknąć w krwisto czerwonej poświacie, ciągnąc za sobą grubaska. Wił się z bólu, gdy haczykowate ostrza rwały mięso z jego ciała. Wrzask i bariera ustały dopiero po zniknięciu całej trójki.
— Mogłem to przewidzieć. Z drugiej strony i tak nie był już potrzebny.
— Mistrzu co właśnie widzieliśmy? — spytała Lewiatan, siadając na podłodze.
— Nie wiem co, ale wiem dlaczego. Dureń nie przeczytał kontraktu i tak to się właśnie skończyło. Mroczna magia... Kto mógłby jej używać? Nawet ja nie tknąłbym jej.
— Obawiasz się jej mistrzu?
— Nie, gdzie tam. — Machnął dłonią. — Po pierwsze zbyt dużo zachodu z nią, a po drugie jej koszt przerasta rezultat. Jak skończyłaś się mądrzyć, to opuśćmy to miasto. Bierze mnie na wymioty, gdy spoglądam na to wszystko i ludzi bez duszy, mieszkających i przebywających tutaj.
Minęli drzwi i wyszli do holu. Po sekretarce nie pozostał nawet ślad, uciekła, czy po prostu opuściła dawnego szefa? A kogo to właściwie obchodzi, zignorowali ten fakt i po przejściu znacznego pomieszczenia, byli już na zewnątrz. Słońce świeciło gorącym żarem, pogardliwie spoglądając na wszystko. Błękitnowłosy westchnął ciężko i wraz z towarzyszką ruszyli dalej. W tak upalny dzień dałby wszystko, by znaleźć się na wyspie, otoczonej jeziorem, ochładzając się przy przezroczystej tafli. Narzekając, podążali ubitą drogą.
— Gdzie teraz? Wracamy mistrzu do centralnego miasta ziemi? Panienka Gi pewnie tam jest.
— Najpierw zakupmy ekwipunek, bez niego wzbudzamy tylko sensacje wśród innych najemników. Co to za najemny bez rynsztunku. Zresztą mam coraz większe wątpliwości, by miała ona coś z tym wspólnego. Helios na pewno, ale nie ta kobieta. Prędzej porzuci naukę, niż zwiąże się z jakimś dziwnym kultem. Zobaczmy, ile miał ten grubas. — Wyłożył z kieszeni złupione monety. — No, no. Dwadzieścia złociszy. Jeśli nie przesadzimy na zakupach i ograniczymy nasze wydatki, pożyjemy za to parę tygodni. Parę dni drogi stąd mieszka pewien stary kowal, jest bóstwem bez wiernych, ale potrafi tworzyć naprawdę wspaniałe rzeczy. Jest trochę ekscentryczny i dziwny.
— Mistrzu, a kto z twoich znajomych taki nie jest? — spytała Lewiatan.
— Masz racje. Żadną magiczną istotę nie nazwiesz normalną. — Zaśmiał się Nero. — Dziwactwo jest zawarte w samej magii.
Pełna zła i krzywd wioska została wiele kilometrów za nimi, lecz Bóg Wody i jego towarzyszka nie wyczuli, że ktoś ich obserwuje, ukryty wysoko, za chmurami. Tajemnicza postać uśmiechnęła się i odeszła od magicznej kuli, poprawiając długich czarny płaszcz. Nadszedł czas na drugą fazę planu.
1 komentarz
emeryt
Dzięki za kolejny, wspaniały odcinek. Oby słonko i wena zawsze Tobie dopisywały. Pozdrawiam.
krajew34
@emeryt miło, że wpadłeś.